— Komunizm musi opanować cały świat, bo inaczej nie przetrwa — głosił towarzysz Lenin. Jego marsz na świat jednak załamał się u wrót Warszawy.
Wiedział o tym też towarzysz Stalin, on był skuteczniejszy, opanował pół świata, ale – no właśnie – tylko pół. Więc komunizm nie przetrwał.
— Wyobraźcie sobie, że istnieją dwa sklepy obok siebie. W jednym reglamentacja, panie w brudnych fartuchach za ladą, towar lekko przestarzały, za to drogi. W drugim uśmiechnięte ekspedientki, kolorowo, czysto, wszystko co potrzeba na półkach, nadto jest w nim... dwa razy taniej niż w sąsiedztwie. Co może zrobić właściciel tego pierwszego sklepu? Otóż ma dwa wyjścia. Pierwsze – może stanąć na głowie i zreformować swój sklep, podjąć rękawicę i stanąć do rywalizacji. Drugie – może podpalić sklep sąsiada — tłumaczył istotę zjawiska znany doskonale w Polsce pisarz Suworow.
— Utworzymy narodowe czebole, nasze Orleny, Taurony, PGNiG–i opanują rynek dla dobra społeczeństwa, Polski, świata i zaproponują narodowi bezpieczne stałe ceny. Zresztą w razie czego będziemy to nadzorować, kontrolować i reagować — wymyślił Naczelnik Państwa.
I pomysł swój zaczął realizować, tylko, że wskutek struktury własnościowej (jednak to spółki nie Skarbu Państwa, ale giełdowe), przynależności do Unii Europejskiej (ta żąda istnienia wolnego rynku w branżach, w których działają te spółki), w ogóle konstrukcji prawa (także polskiego) opanował tylko 3/4 świata (czytaj: polskiego rynku), ale (to kluczowe) nie całość.
Skutek?
- Orlen jest absolutnym dominatorem na rynku paliw, ale nadal istnieją inne małe sklepy. Wobec nieuniknionej drożyzny w Orlenie (nieuniknionej, bo brak konkurencji zawsze do niej prowadzi, to nie przyczyna, to rezultat), można nadal nabywać paliwa na stacjach innych marek.
- Tauron jest absolutnym dominatorem na południu Polski w zakresie sprzedaży energii elektrycznej. Ale wobec nieuniknionej drożyzny (już wiecie, skąd się wzięła), można nadal nabywać wiadra prądu od innych sprzedawców. Nie ma tych niezależnych sprzedawców dużo, ale są, istnieją. Nadto są dziś – o zgrozo – wiele tańsi. Wiem, bo sam kupiłem.
- PGNiG jest absolutnym dominatorem na rynku gazu w Polsce. Ale wobec nieuniknionej drożyzny (wiecie), można nadal kupić ogrzewanie od innych sprzedawców. Nie ma ich dużo, ale są. Nadto są dziś – o zgrozo – wiele tańsi. Wiem, bo sam kupiłem.
Pionierem problemów współistnienia dwóch sąsiednich sklepów była Poczta Polska. Gdy uwalniano rynek pocztowy, konkurencji opłacało się dokładać ciężarków do listów, a i tak była tańsza niż nasza narodowa poczta. Oczywiście powierzenie listów sądowych jednostce bez placówek lub z placówkami u szewca (sam w takiej list musiałem odebrać) nie spodobało się narodowi (i Naczelnikowi Państwa pewnie też), ale jednak pokazało, że wygrana z Pocztą Polską cenowo jest nie tylko możliwa, ale niemal pewna.
Wyobraźcie sobie, że budujecie budynek, dość duży, niech będzie że jest to na ten przykład hotel. Zgłosiły się do realizacji dwie firmy.
- Pierwsza – to firma budowlana zatrudniająca 100 osób, w tym 10 budowlańców, 10 kierowników nadzoru, 20 dyrektorów, 40 sekretarek dla tych dyrektorów (pracowałem kiedyś, choć krótko i lata temu, w firmie, w której każdy ważny dyrektor miał nie jedną, ale dwie sekretarki) oraz 20 innych osób funkcyjnych (księgowość, kadry, działy raportujące jeden do drugiego). Średnia pensja w tej firmie wynosi 10 tys. zł miesięcznie.
- Druga – to firma budowlana też zatrudniająca 100 osób, w tym 90 to budowlańcy wszelkich specjalności, 5 to kierownictwo, 5 to osoby funkcyjne. Średnia pensja w tej firmie to 5 tys. zł miesięcznie.
Jak myślicie, kto nie tylko taniej, ale i lepiej, szybciej, sprawniej wybuduje Wam ten hotel?
Wniosek? Takie firmy jak Orlen, Tauron, PGNiG mają trzy wyjścia: dwa cudowne i jedno zwykłe.
- Pierwsze cudowne (to najbardziej pożądane) polega na tym, że zejdzie z Niebios Matka Boska i sama obniży ceny. Nie zejdzie? A to szkoda.
- Drugie cudowne polega na tym, że te spółki z kapitałem państwowym same się zrestrukturyzują i podejmą walkę konkurencyjną. Nie zrestrukturyzują się? A to szkoda.
- Zwykłe polega na tym, że podpalą sklep sąsiada. I to jest najprawdopodobniejszy scenariusz.
W związku z tym firmy, które stanowią konkurencję dla wspomnianych jednostek już mogą dzwonić po straż pożarną lub wydać pieniądze, masę pieniędzy, na zabezpieczenia przeciwpożarowe. Bo inaczej spłoną, tzn. państwo wyznaczy im takie reguły, że nie będą miały prawa podjąć gry konkurencyjnej. Bo co by było, gdyby na wolnych rynkach jednak wygrały? Może się też tak zdarzyć, że straż pożarna (regulatorzy rynku – też jednostki państwowe) będzie gasić ogień benzyną.
Jak to było?
— Komunizm musi opanować cały świat, bo inaczej nie przetrwa.
No właśnie!