Problem z pozyskaniem pracowników jest ogólny, lecz są gałęzie, gdzie jest szczególnie widoczny. Już w październiku 2017 r. można było trafić na następujący tekst na Portalu Samorządowym:
• Brakuje chętnych do pracy w urzędach wszystkich szczebli. Co powstrzymuje potencjalnych kandydatów?Już tak to jest, że w czasach kryzysu pracownicy ... szturmują urzędy. Praca samorządowa lub w ogóle państwowa (ze spółkami państwowymi włącznie) łączy się bowiem w świadomości ludzi (co nie zawsze jest zgodne w rzeczywistością) z następującymi cechami:
• Nie ma jednak problemu z kandydatami na stanowiska niewymagające specjalistycznej wiedzy.
- Utrzymywane od ośmiu lat zamrożenie funduszu płac w budżetówce powoduje coraz mniejsze zainteresowanie pracą w administracji i obawy o jakość świadczonych przez nią usług – twierdzi członek prezydium Komisji Krajowej NSZZ Solidarność, Henryk Nakonieczny.
Uważa, że powoduje to ogromne dysproporcje wynagrodzeń i coraz mniejsze zainteresowanie pracą w administracji państwowej czy samorządowej.
- niska płaca;
- ale pewna praca;
- brak konieczności pracy w nadgodzinach;
- niewielkie obłożenie pracą.
Jest też tak, że jak kryzys się kończy, wówczas atrakcyjność urzędów - jako miejsc pracy - blaknie. Blaknie, bo uwypuklają się wady, przede wszystkim związane z niską (lub żadną) elastycznością zarobków i ich poziomem, ale nie tylko. Zaczyna przeszkadzać też formalizm, etatyzm i brak zasad rynkowych. I wraz z rosnącym bezpieczeństwem zatrudnienia (niskie bezrobocie) rośnie też skłonność pracowników do ryzyka oraz do poszukiwania szans - tu nie ma co ukrywać: w Polsce głównie finansowych. A urzędy nie są przyzwyczajone do dopasowywania się do potrzeb i do rynku. Wolą po prostu ten boom, dla nich będący kryzysem, spokojnie przeczekać. I pewnie, zgodnie z teorią siedmiu lat... się doczekają.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz