|
Miary sukcesu w poszczególnych dekadach |
Jak zmieniały się zachowania społeczne i miary sukcesu w "nowej Polsce":
- Pierwsza pełna dekada po "obaleniu komuny" była w Polsce szczególna i zupełnie inna niż na Zachodzie. Była dekadą nastawioną na gromadzenie rzeczy, których przecież ... wcześniej w Polsce nie było. Porządna pralka, zmywarka, niemiecki samochód, mieszkanie inne niż w bloku z wielkiej płyty — tego właśnie pragnęli Polacy. Na to były nastawione siły społeczne.
- Druga dekada okazała się czasem inwestycji w wiedzę. Boom związany z ilością studentów stacjonarnych, wieczorowych, zaocznych. Do tego ludzie masowo kończący różne kursy i studia podyplomowe, szlifujący swój angielski, itp. W zasadzie w niemal każdej firmie parcie na wiedzę wśród otoczenia było tak duże, że wstyd było na coś nie pójść. Dookoła miało się wrażenie, że cała Polska się uczy.
- Żyjemy teraz w trzeciej dekadzie — wyglądu, można rzec też inaczej — obrazu. Wiedza się przereklamowała i poszła w odstawkę, a na piedestały hurmem wdrapały się obcojęzyczne słowa: glamour i bluff.
Teraz trochę szerszej o obecnej dekadzie:
- Dziewczynki już w szkołach wiedzą, że ma sensu zbyt dużo czasu poświęcać książkom (co właśnie charakterystyczne dla dekady: czytelnictwo spadło do nienotowanych wcześniej dolin statystycznych), tu trzeba inwestować w ... operacje plastyczne i ciuchy. Trudno jest bowiem zrobić karierę przez dyplom, łatwiej jest zrobić karierę przez serial lub dobre małżeństwo. Dobre małżeństwo oznacza z odpowiednikiem takiego śp. Woźniaka-Staraka. Charakterystyczne też, że taki Woźniak-Starak przytulił ... modelkę, a nie doktorantkę jakiegoś uniwersytetu.
- Natomiast chłopcy już w szkołach wiedzą, że nie będzie się w życiu liczyło to, jakie stopnie dostaną z matematyki, lecz to, jak dostosują się do życia w obecnym społeczeństwie. A życie w obecnym społeczeństwie wymaga znajomości właśnie słowa bluff. "Żyję w kraju w których wszyscy chcą mnie zrobić w ch[cenzura]" — to doskonała diagnoza polskiej rzeczywistości postawiona przez kapelę muzyczną Strachy na Lachy. Dziś nie warto się uczyć przez lata, dziś trzeba raz gdzieś błysnąć prezentacją, garniturem lub przemówieniem i ... kariera gotowa. Po wuja komuś dyplomy do tego? Systematyczna wiedza i — znajomość jakiejś starej literatury — nie jest nikomu do niczego potrzebna. "Ludzie nie oczekują dziś wiedzy, tylko praktycznej porady w konkretnej sprawie" — jak wytłumaczył mi niegdyś redaktor naczelny pewnego czasopisma kierunek, w którym zmierza branża i potrzeby czytelników. I tak dziś wygląda całokształt życia prywatnego i zawodowego. Zresztą prywatne od zawodowego dziś ... trudno rozróżnić.
- Jeśli ktoś ma wątpliwości, czy teza odejścia od prymatu wiedzy nie została postawiona bez rzeczywistych dowodów, służę faktami:
- 2013 rok. Minister Gowin likwiduje trudne kryteria i licencje księgowe. Od tej pory księgową może zostać każda — z góry przepraszam za porównanie, ale jakieś być musi — sprzedawczyni w sklepie bądź specjalistka od nadawania powłokom śliskim odpowiedniego blasku.
- Ten sam 2013 rok. Ten sam minister Gowin likwiduje trudne kryteria i licencje zawodowe w zakresie pośrednictwa w obrocie nieruchomościami. Od tej pory pomocą w przeprowadzaniu jakże skomplikowanych transakcji handlu nieruchomościami mogą się zajmować zupełni dyletanci. Klient nie ma nawet pojęcia, że jego agent ... może nie znać się na tym, czym się zawodowo zajmuje. Skutkiem są transakcje, po których zasadniczo występują ... drobne rozczarowania, na przykład z powodu nieznanego wcześniej zabałaganionego stanu prawnego mieszkania, które właśnie zostało przez kogoś kupione.
- 2017 rok. Tworzący inteligencką rodzinę i budujący inteligencki charakter swojego urzędu prezydent Duda podpisuje uwolnienie dostępu do rad nadzorczych spółek skarbu państwa. Głąby na państwowym, które nie potrafiły zdać (w sumie niełatwego, przyznaję, choć mi się udało) egzaminu państwowego, otrzymały furtkę, nie, nie furtkę, a wręcz wrota do jakże należnych rad w różnych Orlenach, KGHM-ach, itp. i ich spółkach zależnych. Wystarczy teraz, że pracodawca zapłaci kilkanaście tysiaków za organizowane specjalnie dla spółek państwowych przez uniwersytety (aż wstyd, jak nisko dziś upadli profesorowie dla kasy) studia MBA, potem pojedzie się raz po dyplom i szafa gra. Nie trzeba już stresować się trudnym egzaminem.
- Jeśli ktoś ma z kolei wątpliwości, czy teza o prymacie słów glamour i bluff jest zasadna, służę kilkoma przykładami z dzisiejszych internetów — z najpopularniejszych portali. Myślenie i analiza rzeczywistości są w totalnym odwrocie, dominują zwracające uwagę (tu nie będzie anglicyzmu, ale ... czechizm) tzw. bleskovky. Monika Miller pokazuje swoje atuty! Dyplom? Widzę o historii starożytnej? A skądże. Pokazuje nogi:
|
Onet.pl |
Dalej jest podobnie:
|
Onet.pl |
No i dalej:
|
Interia.pl |
|
Interia.pl |
|
WP.pl |
No cóż! Wszystko musi był ładne, imponujące lub kompromitujące. Imponujące lub kompromitujące
teraz. To czasy właśnie
bleskovek, nie jakiejś spokojnej, merytorycznej i rzetelnej analizy faktów.
Wykształceni analitycy faktów, którzy na swoją wiedzę i wykształcenie pracowali latami, nie są już społeczeństwu do niczego potrzebni.
A jeśli ktoś myśli, że w świecie durniów popyt na fachowców wzrośnie, bo będzie ich mało — to się myli. System promocji durniów już funkcjonował — w komunie. A za czasów komuny wiedzy profesorskiej nikt do niczego nie potrzebował. Dureń bowiem sam siebie uważa za mędrca, ale jednak w razie czego ... woli się otoczyć równymi sobie durniami. Czuje się wówczas bezpiecznie, system działa, a rynek (jakikolwiek) się spacyfikuje.
Pozostałości tej dekady wyglądu i obrazu (oraz posłania wiedzy na ławkę rezerwowych) będziemy naprawiać długo. Myślę, że co najmniej ... przez dwie kolejne dekady.
Ale może jestem pesymistą?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz