|
Oto nowy paszport covidowy! |
Miała być ofensywa programowa, jest morze starych i nowych problemów. Zrzeszenie firm turystycznych apeluje o wydanie ustawy pod
paszporty covidowe, bo firmy te
nie mają żadnych narzędzi prawnych do weryfikacji zaświadczeń swoich klientów, a obecne przepisy (konstytucja, RODO) wręcz tego zabraniają.
Kazik protestuje przeciw segregacji sanitarnej uczestników koncertów.
I nie chodzi tu o to, kto ma rację (zwolennicy czy przeciwnicy segregacji), chodzi o to, że na dziś ta segregacja ewidentnie jest niezgodna z prawem. Widzą to ci, na których rząd zwala egzekucję, natomiast zdaje się tego nie dostrzegać sam rząd. Szczerze mówiąc, to żadna firma takich narzędzi nie ma. Rząd luzuje więc obostrzenia, ale tak, aby jakieś zostały.
A przedsiębiorcy i ich klienci? Już luźny ogląd otaczającej rzeczywistości przynosi diagnozę, że zarówno przedsiębiorcy, jak i ich klienci, solidnie w nosie mają te różne limity i wymogi.
Przejście do ofensywy miał za to zapewnić rządowi Nowy Polski Ład. Dlaczego miał? Bo w kilku kwestiach tu po prostu przeszarżowano. Jakie były trzy kluczowe błędy prezentacji Nowego Polskiego Ładu? To wyjaśniam niżej.
Błąd nr 1 – zbyt nisko ustawiona granica bogactwa
Miało być tak: coś tam policzyli w tych excelach, wyliczyli średnią, sprawdzili medianę (od lat wychodzi o 1000 zł miesięcznie niżej) i wyszło im, że 30 proc. Polaków zarabia powyżej średniej (wyciąganej statystycznie przez wysokie zarobki niewielkiej grupy, wyciąganej też przez dobór grupy statystycznej – firmy zatrudniające powyżej 10 pracowników).
— To im łupniemy, a reszta (czytaj pozostałe 70 proc. społeczeństwa) wyjdzie zadowolona — pomyśleli.
W związku z powyższym, zgodnie pierwotnym założeniem Nowego Polskiego Ładu (oprócz totalnego komunizmu, o czym dalej) granica bogactwa miała być równa mniej więcej 6000 zł dochodu miesięcznie. Wszyscy osiągający dochody (z pracy, nie z działalności, bo ci na działalności tracą bezwzględnie) poniżej mieli zyskać, powyżej – stracić.
Niestety dla rządu Polacy natychmiast chwycili za kalkulatory. I wyszło im, że ci poniżej tej granicy bogactwa zyskają, ale nieznacznie, a ci powyżej – dopłacą, czasem niemało (w tysiącach miesięcznie). Stracą zresztą głownie ci na posadach państwowych. To jeden problem, który zaowocował natychmiastową zmianą założeń i dodaniem jakiegoś skomplikowanego matematycznie wzoru, którego wprowadzenie ma w zamyśle łagodzić wprowadzane prawo. Czyli uchwalamy przepisy wadliwe, ale od razu dodajemy do nich korektę? Trudno o większą bzdurę – musi to przyznać każdy, zarówno zwolennik jak i przeciwnik tego rządu.
Kolejnym problemem są tzw. aspiracje.
— Bogaci powinni płacić wyższe procentowo podatki niż biedni — wyszło z jakiegoś sondażu przeprowadzonego na reprezentatywnej (?) próbie Polaków. No tak, pod tym podpisuje się każdy, ale ten każdy o bogatych myśli w kategoriach milionerów. A tu okazuje się, że bogaci zaczynają się nie od miliona, tylko od sześciu tysiaków. Sześć tysiaków to zarobek absolutnie wyobrażalny dla każdego rodaka. Jeśli ktoś tyle nie zarabia, to jednak nikt taki nie powie, że nie chciałby zarabiać np. za rok.
Wniosek jest taki, że nie tylko ci, co dziś zarabiają powyżej średniej (przypomnę, że wg statystyk jest to ok. 30 proc. ogółu) odczytali napiętnowanie mianem bogaczy. Praktycznie niemal wszyscy pracujący złapali za kalkulatory. Dowiedzieli się, że w Polsce nie warto zarabiać więcej. A jak już zarobią średnią unijną, nie polską, wówczas niemal wszystko co zarobią, oddadzą Mateuszowi. Nie każdemu to się spodobało.
|
Polacy chcą zarabiać więcej niż 6000 zł mies. Ci, którzy nie zarabiają, też chcą. |
Błąd nr 2 – założenie, że Polak jest totalnym socjalistą
Na moich oczach nawet totalni zwolennicy rządu (a znam takowych wielu) niespodziewanie zaczęli przeklinać:
— Bez podatku dla młodych, mieszkania dla młodych, umarzane kredyty dla młodych, do upadłej pani pracującej ciężko na życie w nędzy, co jeszcze? Młodych należy wychowywać, także ekonomicznie, uczyć życia, a nie tylko rozdawać im prezenty — usłyszałem od zajadłego konserwatysty. I nic dziwnego, bo konserwatyzm to wcale nie socjalizm.
— Panie Maćku, to teraz ja już będę musiała zamknąć firmę — usłyszałem od pewnej biznesłumen.
— Maciek, to jam [cenzura] w tej mojej korporacji od rana do wieczora, a wszystkie nieroby dostaną wszystko za darmo — usłyszałem od znajomego z korpo.