piątek, 5 lipca 2019

Wakacje z księgową. Mañana

Segovia. Wakacje z księgową
Dziś z przyczyn kalendarzowych muszę oddać hołd mojej księgowej. 25 lat lat temu pierwszy raz spędziłem wakacje z księgową (daleki wyjazd samochodowy z namiotami) i potem ... już poszło. Teraz już mam w tym (to znaczy w spędzaniu wakacji z księgową) jako taką wprawę, ale wówczas musiałem się nauczyć kilku podstawowych rzeczy, które budziły moje zdziwienie:

  • Księgowa wcale nie kocha oszczędzania. Akceptuje, ale nie kocha. Przynajmniej na wakacjach. Kupowanie na wakacjach z księgową najtańszej mielonki, najtańszych okularów słonecznych, najtańszego papieru toaletowego, najtańszego szamponu ("Po co komu w ogóle szampon na wakacjach?" — myślałeś pewnie do tej pory) oraz omijanie muzeów, w których bilet wstępu jest drogi, czyli kosztuje więcej niż wino ("Po co zwiedzać ten Malbork, jak widzieliśmy go w kinie na Krzyżakach?"), wcale nie budzi jej entuzjazmu. Księgowa nie po to oszczędzała cały rok, aby nadal oszczędzać na wakacjach. Na wakacjach ona chce ... wydawać - przynajmniej w takim zakresie, jak jest to w ramach rozsądku (czytaj budżetu) możliwe.
    Księgowa też chce zobaczyć Akropol
  • Księgowa oczekuje domyślności: że jest głodna, że chce odpocząć, że ... wstaw dowolne. W życiu bym się nie domyślił, że słowa "Kochanie, ładna ta sukienka?" w rzeczywistości oznaczają "Słuchaj, głąbie, chcę od ciebie tę sukienkę!". Tę sukienkę, która wcale nie była nawet droga. Nie domyśliłem się, co kosztowało mnie konieczność patrzenia w smutne oczy i tłumaczenia się w dalszej podróży - jakieś circa 300 km od sklepu. W sumie: posiadania wyrzutów sumienia do tej pory.
  • Księgowa bywa zmęczona całodniowym zwiedzaniem.
    Burgos
  • Dla księgowej stadiony nie są głównym celem turystycznym.
    Stadion mało znanego klubu
  • Księgowa wcale nie wykąpie się w rzece, tylko oczekuje ... łazienki.
  • Księgowa wcale nie prześpi się na karimacie pod gołym niebem, tylko oczekuje względnego dachu nad głową.
  • Księgowa ma zawsze zdecydowanie lepszy zmysł obserwacyjny od ciebie:

— Ale piękna plaża, jaka pusta, rozłóżmy tu ręczniki — mówisz do księgowej zdecydowany na zakotwiczenie.
— Piękna, jak piękna, ale spójrz tam, jak "ubrane" są tamte panie!
— Ooo — mówisz z mieszaniną podziwu i zdumienia.
— A spójrz tam, co ta pani robi temu panu!
— Ooo — mówisz już z mniejszym podziwem, przenosząc równocześnie ręczniki na inny fragment plaży, leżący nieco dalej od pola golfowego i kortów tenisowych.

W czasie wakacji z księgową możesz poznać świat i światowe zwyczaje. Ciekawie jest w wielu miejscach świata, a najciekawiej jest w Hiszpanii, gdzie 22 lata temu dotarłem z księgową ... polonezem ze Śląska aż pod Toledo.

Generalnie gdziekolwiek człowiek nie zawita, cokolwiek chciałby zwiedzić i dokądkolwiek się dostać w tamtym kraju, musi się nauczyć znaczenia słowa mañana. To pojęcie, jest znacznie szersze, niż proste tłumaczenie w słowniku: jutro. W Hiszpanii mañana stanowi odpowiedź na każde pytanie, coś takiego, jak niżej:

— Kiedy możemy się spodziewać autobusu do Madrytu?
— Mañana!

— Dlaczego muzeum jest zamknięte?
— Mañana!

— Señora, ten bilet kosztuje 120 pesetów. Ja pani dałem dwie stówy, a otrzymałem z powrotem tylko pięć dych!
— Mañana!

— Czy mogłaby Pani jednak znaleźć wolne miejsce na tym kempingu?
— Mañana!

— Dzień dobry! Chciałbym kupić bilety na zwiedzanie Prado.
— Mañana!

— Chcieliśmy zareklamować zamówienie, nic się nie zgadza.
— Mañana!

— Czy mógłby mi Pan pomóc i popchać trochę mojego poldka, bo mi akumulator wysiadł?
— Mañana!

Przy okazji trzeba przyznać, że polonez swego czasu wzbudzał niebywałe zainteresowanie Hiszpanów. I dawał okazję do zemsty:

— Panie, co to za samochód? Gdzie go produkują? Za ile można go kupić?
— Mañana!
Camping w Zarautz

Zarautz

Zarautz


czwartek, 4 lipca 2019

Koniec świata. Wczorajsi gospodarczy liberałowie apelują o upaństwowienie huty

Jak pisze Dziennik Zachodni "częstochowscy radni SLD i Koalicji Obywatelskiej wystosowali list otwarty do premiera Mateusza Morawieckiego w sprawie podjęcia pilnych działań, które mają uchronić Hutę Częstochowa przed likwidacją. W poniedziałek zarząd ISD Polska, właściciel ISD Huty Częstochowa, złożył wniosek o upadłość zadłużonej huty."

Dziennik Zachodni epatuje nawet wiele znaczącym tytułem:
"Radni SLD i KO apelują do premiera: Upaństwowić Hutę Częstochowa!"

Oznacza to ... koniec świata! Przedstawiciele ugrupowań, które od lat liberalizowały polską gospodarkę, z wielkim pędem także do jej prywatyzacji, dziś mówią w sprawie częstochowskiego zakładu głosem, o który raczej można posądzać ugrupowanie dziś rządzące krajem. Co ciekawe, prawdopodobnie chcą się w tym temacie z rządem dogadać. Co jeszcze ciekawsze, prawdopodobnie się dogadają. Bo skończy się albo na przejęciu produkcji (bez długów raczej) przez tajemniczego inwestora zagranicznego, albo na ... upaństwowieniu. Innego wyjścia nie ma.

A ja mam małe schadenfreude. Od kilku lat piszę, że gospodarka (nieprzypadkowo, bo takie są właśnie preferencje społeczne) wyraźnie porzuciła tendencje globalistyczne oraz wolnorynkowe. Pisałem, że zmierza ona ku protekcjonizmowi, a naród ... wcale w tej materii nie zamierza protestować.

I w przypadku częstochowskiej huty, dziś jeszcze należącej formalnie do koncernu ISD z Donbasu, a nieformalnie do banków PKO i Pekao – na szczęście dla dalszych losów huty dziś podmiotów polskich i ... zależnych od państwa. Muszą państwo przyznać, że to istny ... chichot losu, choć nie sądzę, aby w Częstochowie było komukolwiek do śmiechu. Celem jest faktycznie dziś ... ratowanie zakładu, miejsc pracy i ... należności wielu dostawców.

Jasna Góra, al. Najświętszej Marii Panny, żużlowy Włókniarz i piłkarski Raków - z tego jest znana Częstochowa turystom. A dla mieszkańców pozostał tam w zasadzie jeden duży pracodawca: Huta Częstochowa właśnie. Mowa o mieście niedawno jeszcze z nieproporcjonalnie wysokim bezrobociem (5 lat temu ok. 14 proc., dziś ok. 3,5 proc.) i mowa o zakładzie, który w zasadzie ma problemy z rentownością i w konsekwencji finansowe od wielu lat, i który od wielu lat się zwija. Wszystko wskazuje na to, że bez pomocy państwa oraz państwowych banków może się zwinąć skutecznie.

Warszawa, 3 lipca 2019 r. Protest związkowców z ISD Huty Częstochowa przed siedzibą banku PKO BP
Demonstracja związkowców huty. Źródło: http://czestochowa.wyborcza.pl
"Chcemy pracować, kończcie negocjować" – apelowali związkowcy do banków, z których jeden miał wątpliwości, czy zgodzić się na upadłość ze sprzedażą całości lub części zorganizowanego przedsiębiorstwa potencjalnemu inwestorowi (a ponoć taki jest) z Wielkiej Brytanii.

"– Wracamy z dobrymi wieściami – zapewniał w drodze ze stolicy Włodzimierz Seifryd, szef Międzyzakładowego Związku Zawodowego Pracowników Ruchu Ciągłego. – Władze PKO BP obiecały przyjąć wypracowane porozumienie dotyczące inwestora.

To właśnie temu państwowemu bankowi związkowcy z ISD Huty Częstochowa zarzucali hamowanie sprzedaży zakładu brytyjskiemu Greybull Capital LLP. Stąd pikieta pod warszawską centralą na ul. Puławskiej." – czytamy w prasie.

Całość pokazuje, że zakład może sobie faktycznie być formalnie i prywatny, ale jego problemy (zwłaszcza gdy zatrudnia tysiące osób) nie są już wcale takie dotyczące tylko prywatnych akcjonariuszy. Ba, można rzec, że dla nich to w sumie najmniejszy problem. Ot, porzucą biznes, zwiną się i znikną. A gra idzie o to, aby wraz z nimi nie zniknęły miejsca pracy, jakże kluczowe dla miasta niegdyś wojewódzkiego.

W tym kontekście państwowe banki PKO i Pekao także muszą brać pod uwagę całokształt sytuacji, a nie tylko analizę kredytową zakładu, jego rating i umowę, wg której – czego jestem niemal pewien – mogą zażądać (ale pewnie bezskutecznie) natychmiastowej spłaty zadłużenia. Mogą też zablokować transakcję, przy której zostaną praktycznie bez szans na odzyskanie pieniędzy. Czy wybiorą bezwzględne podejście biznesowe, czy odpuszczą w imię spokoju społecznego? Pytanie jest w zasadzie retoryczne. 

I to znów chichot losu: dla wielu na szczęście retoryczne. Bo my lubimy kapitalizm tam, gdzie daje on nam korzyści i przewagi, ale zdecydowanie nie lubimy jego bezwzględnego oblicza, które nam Polakom kojarzy się z likwidacją miejsc pracy, bezrobociem i w konsekwencji tabunem ludzi chętnym pracować za najniższe stawki.

Smutne losy częstochowskiego zakładu są – paradoksalnie – wielkim zwycięstwem idei protekcjonistycznych. I – przynajmniej na razie – Polakom polityka "ochrony miejsc pracy" (cokolwiek ten neologizm oznacza) kosztem "wolnego rynku, który sam reguluje wypaczenia" raczej się podoba. Bo na "wolnym rynku, który sam reguluje wypaczenia" huta byłaby nie do uratowania.

– Czy produkcja wyrobów hutniczych w Częstochowie jest opłacalna ekonomicznie? – takich pytań (znów na szczęście) raczej nikt dzisiaj nie zadaje. Nikogo to ... nie interesuje wobec rzeczywistego problemu (utrzymania miejsc pracy), który nawarstwiając się przez lata dziś eksplodował.

niedziela, 30 czerwca 2019

Regionalizmy. Stereotypy.com

Kiedyś pojechałem po cechach narodowych. Coś w tym stylu, że Anglicy nigdy nie zdradzają swoich myśli, a pod spodem kombinują, jakby tu wszystkich ograć, Niemcy uważają się za najmądrzejszych na świecie i dlatego nie uważają lebensraumu (zwłaszcza gospodarczego) za zły pomysł, Amerykanie kierują się zawsze (własnym) interesem, Włosi nie znają pojęcia wykonania czegokolwiek w terminie, itd.

Zawsze marzyłem o pojechaniu po naszych stereotypach regionalnych, coś w stylu hanysy contra gorole, czy torunianie contra bydgoszczanie, ale - mimo upływu 74 lat od zakończenia wojny i ustalenia bieżących granic państwa polskiego - są to tematy od razu wywołujące chyba zbyt gorące emocje.

Ale można się za to pobawić językowo.

— Cześć, Rouzka, jak tam twoja cera? — pytasz koleżanki ze Śląska, zamieszkałej gdzieś w okolicach Chorzowa, Katowic albo Rudy.
— A dobrze!
— A łazi jeszcze do cyjny?
— Ja, dyć, ino terozki, po tyj reformie, to jusz nie jes cyjna, ino cwajka. A zresztom łona nie łazi ino jeździ. Dyć mo koło. Wiesz, łona już mo synka!
— Ja, a fajny?
— Fajny, ino mo glaca. Wyobrażosz sie to, taki mody, pietnoście lot, a łon mo glaca!

— Cześć Staaaaaszek, co tam u was słyyyyyychać — pytacie kolegi z Przemyśla.
— Cześć Maaaaaciek! — odpowiada też śpiewnie. —  A kieeeeedy znooooowu przyjeeeeedziesz do Przemyyyyyśla! Muzeeeeeum faaaaajek i dzwooooonów ma nooooowe eksponaaaaaaty!

— Ceść Jasiek, co tam u wosss? — pytasz górala.
— Nie padze.
— To chyba dobze, nie.
— Nie, nie jes dobze. Syćko suche. Kajsik padze, a tu nie. A wos padze?
— Tysss nie.

— Ceśśś Ginter, co tam łonacycie? — pytasz "górala" z ... Tarnowskich Gór.
— Nic nie łonacemy, bo jesss hica. Łodpocywomy psssy tyssskim. — odpowiada niby po śląsku tarnowski (a w zasadzie tarnogórski) "góral", ale z dużą nadreprezentacją "c" i "sss", jeszcze raz "c" i "sss", i jeszcze ... Jakby go ktoś ... scypoł.

— Cześć, co tam słychać we Wrocławiii — pytasz kolejnego kumpla.
— A nic, u nas we Lwowiii..., pfu, Wrocławiii to spokój, jemy kartaczeee panieee!

No właśnie. Idea Dmowskiego (całkowicie jednolity kulturowo naród), poparta działaniami Stalina (zamknięcie tego narodu we wspólnych granicach w jednym kraju), chyba poszła, choć częściowo na rybki. Choć wszyscy liczymy na awans polskiej reprezentacji na EURO.

Nie jestem pewien, czy całkowicie wiernie oddałem wszystkie przypadki, ale jak ktoś wie lepiej, może mnie skorygować. 



sobota, 29 czerwca 2019

To nie jest kraj dla małych firm

Państwo i firmy państwowe realizują wielkie inwestycje. Wykonany został w praktyce plan odwrócenia prywatyzacji, czyli odkupiono od zagranicznych koncernów te przedsiębiorstwa (banki, elektrownie, nawet kolejkę linową na górę wysoką na 2 km), które wydają się ważne dla każdej gospodarki. To państwo, a w Polsce także firmy w całości lub części państwowe, wyznaczają kierunki, w jakich zmierza gospodarka. To urzędy, szkoły i firmy państwowe stają się powoli ... najbardziej pożądanym pracodawcą.

Jest to odwrócenie sytuacji, w której różne idee balcerowiczowskie chcący lub niechcący (tego nie wiemy) doprowadziły do zamknięcia szeregu przedsiębiorstw przemysłowych w wolnej Polsce, a także do prywatyzacji (na rzecz kapitału zagranicznego) niemal wszystkich pozostałych. Zamiast boomem dla pracowników zaowocowało to niestety ... wyjazdem kilku milionów młodych Polaków do Wielkiej Brytanii, Holandii i Niemiec za pracą. Dziś, być może także dzięki powrotowi do protekcjonizmu gospodarczego, fala wyjazdów została powstrzymana. Ba, to nie my wyjeżdżamy to do nas przyjeżdżają za pracą, na przykład obywatele Ukrainy (oficjalnie ok. 1 mln osób).

W zasadzie ten nasz nowy model gospodarczy nie odbiega zasadniczo od modeli w innych, i to całkiem cywilizowanych, krajach. Podobnie mają na przykład Francuzi, w znacznej mierze ... Niemcy, a w wielu krajach mniej cywilizowanych (Rosja, Turcja, Kraje arabskie) protekcjonizm i interwencjonizm państwowy jest uważany za coś ... oczywistego.

W Polsce wszystko co duże jest bowiem albo państwowe, albo zagraniczne. Ma to też dobre strony dla budżetu. Duże firmy zatrudniają bez kombinowania i ponoszą wysokie podatki i parapodatki związane z pracą.

Ale obok tej, trzeba przyznać, że na dziś nieźle prosperującej, "dużej" sfery gospodarczej istnieje jeszcze ta "mała". Polska to ok. 2 mln drobnych przedsiębiorców prowadzących firmy na własny rachunek. Te 2 mln przedsiębiorców przy okazji zatrudnia jeszcze następnych kilka milionów pracowników, czasem na etat, czasem na "śmieciówkę", ale zatrudnia.

Mamy dziś dobre wskaźniki gospodarcze.

Ale na horyzoncie pojawia się trochę czynników problemowych, można je nazwać kosztotwórczymi, w tym m.in:

  • Ceny energii elektrycznej (część rynkowa - bez opłat przesyłowych) w ciągu półtorej roku wzrosły z ok. 150 zł/MWh (grudzień 2017 r.) do ok. 250 zł/MWh (maj 2019 r.), a "po drodze" (patrz wykres) było ... jeszcze drożej. Wszyscy oferenci (w tym firmy państwowe) oferują w tak zwanych produktach długoterminowych dość podobne ceny. Co nie zmienia faktu, że ok. 2011 r. (patrz wykres) było ... równie drogo, co wówczas zaowocowało potężnymi inwestycjami przedsiębiorstw w rozwiązania energooszczędne.
  • Rosną systematycznie koszty pracy, w tym istotna dla małych firm tak zwana pensja minimalna. Rok temu wynosiła ona 2100 zł brutto mies., w tym roku - 2250 zł brutto, a plan na rok przyszły zakłada wartość 2450 zł brutto.
  • Wraz z kosztami pracy rosną składki ZUS przedsiębiorców (mowa o tych prowadzących działalność gospodarczą na własny rachunek). W przyszłym roku mogą one sięgnąć ok. 1450 zł mies. Napisałem na ten temat osobny art.: link!
  • No i rodzynek na torcie. Tak zwane Pracownicze Plany Kapitałowe w wersji pierwotnej miały dotyczyć tylko "dużych". Ale tak się ostatecznie złożyło, że będą dotyczyć praktycznie ... wszystkich pracodawców, którzy wg mojej wiedzy jeszcze nie do końca wiedzą o co "come on". Ale nie uciekną od regulacji, która w skrajnej wersji może podnieść koszty pracy (gdy umawiacie się z pracownikiem na kwotę wypłaty netto i on nie chce tego negocjować) niemal o 4 proc. (1,5 proc. składki pracodawcy i 2 proc. składki pracownika + opodatkowanie ... składki pracodawcy PIT-em). Nie rozpatruję tu wariantu maksymalnego 8 proc. (4 + 4), gdyż moja wiara, że obie strony  świadomie go wybiorą, nie jest duża.

W tym kontekście duże firmy państwowe sobie radzą i sobie poradzą, albo ... państwo dopłaci bezpośrednio lub raczej pośrednio (przez inne firmy państwowe), jak już to zrobiło dopłacając kilka razy do górnictwa: utworzenie KW, potem PGG, potem wchłonięcie KHW. Duże zagraniczne korporacje (huty, cementownie, usługi) albo sobie poradzą, albo po prostu odsprzedadzą swoje firmy z powrotem państwu, które będzie mogło ogłosić kolejny sukces repolonizacji, jak to miało miejsce w bankowości i energetyce.

Ale czy małe prywatne przedsiębiorstwa - prowadzone przez niedysponujących wielką poduszką kapitałową przedsiębiorców - sobie poradzą w tych coraz trudniejszych warunkach? Może być tak, że ... nie wszyscy. A wówczas problem ... i tak będzie miało państwo (mniejszy wzrost gospodarczy, wyższe bezrobocie, wyższe zasiłki).

Ja obserwuję od lat, jak systematycznie znikają budki z warzywami, małe sklepiki, niemal całkowicie już zniknęły małe interesy typu sprzedaż prasy, księgarnie, itp. Obok słabnącego popytu (konkurencja dużych) na pewno do ich likwidacji przysłużył się wzrost kosztów.

Miejmy nadzieję, że rządzący Polską ludzie mają świadomość istnienia problemu, w jakiś sposób kontrolują sytuację i w razie potrzeby zaingerują legislacyjnie lub w inny mądry sposób.

piątek, 28 czerwca 2019

10 najbardziej znanych klubów z zakładem pracy w nazwie

Kibice lubią tradycję. Kibice odżegnują się od komercji. Flagowe "nowe" kluby koncernu Red Bull w Austrii i Niemczech nie są lubiane przez "prawdziwych" kibiców.

A jak jest w Polsce? Teoretycznie ... tak samo. Wisła, Cracovia, Legia, Ruch, Warta - to marki niemal lub ponad stuletnie. Ale w praktyce - szczególnie tam, gdzie polski sport nie miał żadnych tradycji, czyli na ziemiach poniemieckich - jest nieco inaczej. Ale nie dotyczy to tylko ziem poniemieckich. Nieco inaczej jest też w wielu miastach, które po prostu rozwinęły się przy budowanych tam zakładach, także za ... komuny.

Poszukajmy 10 najznamienitszych polskich klubów z zakładem w swojej nazwie. Oto subiektywna lista, pomijająca nazwy sponsorskie, a zawierająca te, które się po prostu w powszechnej świadomości przyjęły:

1. Falubaz Zielona Góra. Klub żużlowy (wielokrotny mistrz Polski) oraz dziś także koszykarski (wielokrotny mistrz Polski - przejął tradycje innego ... zakładowego klubu - Zastalu) oraz piłkarski (akurat w Zielonej piłka nie jest specjalnie popularna. Były klub Zgrzeblarki nazwy Falubaz używa od 1973 r. Dziś kibice ... całkowicie się z nią identyfikują, a po zakładach produkujących ... zgrzeblarki (to takie maszyny włókiennicze) pozostało wspomnienie, jak niemal po całym postsocjalistycznym przemyśle produkcyjnym w Zielonej. A niewielu pamięta, że klub przez jakiś czas nazywał się ... Morawski Zielona Góra.
Znalezione obrazy dla zapytania herb falubazu
Herb Falubazu
2. Zastal Zielona Góra. Wiem, wiem, dziś to to samo, co Falubaz. Ale drzewiej - nie. Nazwa pochodzi od Zaodrzańskich Zakładów Przemysłu Metalowego „Zastal” (przedsiębiorstwo państwowe), które były w przeszłości producentem taboru kolejowego. Dziś Zastal SA jest notowany na giełdzie i kontynuuje tradycje tamtego podmiotu.

3. Apator Toruń. Także były mistrz Polski. Drużyna żużlowa z Torunia dziś występuje pod inną nazwą, ale dla torunian ta drużyna to nadal ... Apator. "W 1949 roku w Toruniu założono Pomorskie Zakłady Wytwórcze Aparatury Niskiego Napięcia, które rozpoczęły produkcję aparatury łącznikowej, rozdzielnic i urządzeń dla energetyki i górnictwa." - podaje Wikipedia. Dziś nadal istnieje grupa Apator - notowana na giełdzie. Dziś jedną akcję można kupić za 24 zł 30 gr.

Znalezione obrazy dla zapytania herb apatora
Herb Apatora

4. Stilon Gorzów. Klub głównie piłkarski, ale starsi kibice pamiętają też ligowych siatkarzy ze Świderskim w składzie. Zakłady produkujące włókna poliamidowe (cokolwiek to nie znaczy) powstały w 1951 r. 10 lat później miejscowy klub piłkarski przyjął tę nazwę. Klub latami grał na zapleczu ekstraklasy, ale nigdy nie udało mu się do niej awansować. Dziś po dobrych latach zostało wspomnienie.

5. Stomil Olsztyn. Olsztyn od lat słynął z zakładów produkujących opony samochodowe. Nazwa Stomil jest znana każdemu kierowcy. Dziś zakłady należą do międzynarodowego koncernu Michelin. Klub piłkarski nadal dzierży dumną nazwę Stomil i gra na zapleczu ekstraklasy.

Znalezione obrazy dla zapytania opony stomil olsztyn
Olsztyńska opona marki Stomil

6. Petrochemia Płock. Po tą nazwą dzisiejsza Wisła debiutowała w ekstraklasie piłkarskiej. Była Petrochemia Płock, potem Petro Płock, nazwy Orlen Płock kibice już nie zdzierżyli. Stąd dziś nazwa Wisła, tylko okraszona dodatkiem sponsorskim.

7. Baildon Katowice. Jeden ze słynniejszych śląskich klubów przed upadkiem komuny. Znany z drużyny hokejowej oraz koszykarskiej. Drużyna hokejowa rozgrywała mecze w małej hali Spodka, koszykarska miała swoją halę, zburzoną w 2003 r. Baildonu na mapie sportowej już nie było. A nazwa pochodziła od Huty Baildon. Huta żelaza została założona w 1823 r. przez szkockiego inżyniera – Johna Baildona jako pudlingarnia (coś robi z surówką, nie tą do jedzenia, tylko hutniczą). Z biegiem czasu była rozbudowywana, stając się jednym z najnowocześniejszych zakładów hutniczych w Europie.

Znalezione obrazy dla zapytania hala sportowa baildon katowice
Nieistniejąca dziś hala Baildonu

8. Towimor Toruń. Hokeiści toruńscy przez lata występowali pod tą nazwą, niezbyt ładną, trzeba przyznać. Nazwa pochodziła od Toruńskich Zakładów Urządzeń Okrętowych Towimor. 

9. KSZO Ostrowiec Świętokrzyski. Klub kiedyś całkiem niezły, dziś gra gdzieś na peryferiach futbolu. Klub typowo zakładowy, nazwę można tłumaczyć tak: Klub Sportowy Zakładów Ostrowieckich. A wspomniane Zakłady Ostrowieckie (Huta Ostrowiec) były jednym ze sztandarowych projektów rozwoju Centralnego Okręgu Przemysłowego za II Rzeczpospolitej.

10. Amica Wronki. Na deser dziecko nowej Polski, w zasadzie grające w ekstraklasie piłkarskiej ... do dzisiaj. Z różnych przyczyn (proceduralne, finansowe, zaszłości korupcyjne) czołowy klub ekstraklasy przedstawia się jako Lech Poznań (kibicom) albo jako Amica Wronki (prawnikom). A nazwa Amica jest chyba znana wszystkim ... gospodyniom domowym. Mowa o producencie sprzętu artykułów gospodarstwa domowego.

Znalezione obrazy dla zapytania stadion amica wronki
Stadion Amiki Wronki, do niedawna ... ekstraklasowy

Na subiektywną listę nie załapał się Dozamet Nowa Sól, szereg ZKS-ów (Zakładowy Klub Sportowy) jak np. Stal Rzeszów oraz szereg mniej znanych lub kiedyś znanych, a dziś zapomnianych klubów.



Biznes narciarski. O tym co będzie zimą, myśl ... latem. Trochę danych i dywagacji

Wasz autor na Skrzycznem
Inwestycje narciarskie charakteryzują się dość długim czasem realizacji, w tym - oprócz prac budowlanych - znakomicie ten czas pożera biurokracja. Biznes narciarski w Polsce napotyka też na szereg problemów i nie jest - może poza największymi stacjami - jakimś szczególnie rentownym sposobem pomnażania pieniędzy. Boryka się z szeregiem czynników już dziś generujących wzrost kosztów działalności, w tym m.in.:

  • wzrost kosztów pracy;
  • wzrost opłat za wodę do naśnieżania (ustawa "wodna");
  • wzrost opłat za energię elektryczną (oczekiwana ustawa "o cenach prądu").

Oprócz powyższych już zmaterializowanych negatywnych czynników warto zwrócić uwagę na jeszcze inne ryzyka:
  • niepewność pogodowa (śnieg, mróz) mająca decydujący wpływ na możliwość generowania przychodów;
  • niepewność prawna mająca wpływ na kontynuowanie działalności;
  • niepewność, czy zza węgła nie wyskoczy niejaki p. Ślusarczyk i jego słynne stowarzyszenie pn. Pracownia na Rzecz Wszystkich Istot;
  • niepewność otoczenia (remonty dróg, stan infrastruktury hotelarskiej) mająca ogromny wpływ na dostępność klientów;
  • duża sezonowość popytu na usługi (przerwa świąteczna, ferie) połączona z niższymi niż w innych krajach (Słowacja, Austria, Włochy) możliwymi cenami za usługi.

W tych warunkach mało który właściciel narciarskiego biznesu chwali się danymi. A tu: niespodzianka. Szczyrkowski COS podał trochę danych za miniony sezon narciarski. I tak z komunikatu spółki dowiadujemy się, że:
  • sezon trwał 121 dni;
  • w tym 93 dni w pełnym zakresie pracy ośrodka;
  • na bramkach zanotowano 1 048 933 przejść (ponad 1 mln);
  • w poprzednim sezonie było to 695 485, czyli wzrost wyniósł ok. 50 proc.;
  • stacja sprzedała 22 443 karnetów czterogodzinnych;
  • oraz 13 449 karnetów dziennych;
  • rekordowy pod względem frekwencji był dzień 17 lutego 2019 r. - prawdopodobnie ok. 4,5 tys. narciarzy.
    Ośrodek COS-u ostatniej zimy miał 1 mln tzw. odbić
A trzeba tu dodać, że COS ... nie jest jedynym kanałem sprzedaży biletów na ośrodek COS-u, bowiem bilety dziennie, wielodniowe i sezonowe można nabyć też w pozostałych dwóch ośrodkach szczyrkowskich (SMR, BSA) oraz przez ... ich strony internetowe. Sam byłem posiadaczem tak zwanej "sprytnej sezonówki" wystawionej przez ... SMR.
Duży wpływ na to miało powstanie tego łącznika z COS-em

Trzeba też dodać, że zima w minionym sezonie w Szczyrku była naprawdę śnieżna, choć ... krótka. Mocna odwilż dawała się we znaki już od początku marca, a z końcem marca wyciągi definitywnie zamknięto.

Można też domniemywać, że jeśli w COS-ie zanotowano 1 mln przejść, to w całym Szczyrku musiało to być co najmniej 3-4 mln, gdyż:
  • ośrodek SMR, z którym COS jest połączony, jest większy;
  • ośrodek SMR stanowi dla wielu narciarzy tak zwany "pierwszy wybór";
  • ośrodki SMR i BSA oferują tak zwaną "jazdę wieczorną", a COS - nie.

Źródło danych: link!

W tle podanych danych przez COS, które pozwalają nam uświadomić sobie z jakim biznesem pod względem potencjału mamy do czynienia (jeśli założyć średnio 10 zjazdów na dzień narciarza i średnio 50 zł netto za bilet, przychody stacji z zimy nie powinny być niższe niż 5 mln zł), znajdujemy też informacje z Sądecczyzny (Małopolska), gdzie "stanęła" prywatna inwestycja na Kicarzu:

"Z pierwszego spotkania burmistrza Dariusza Chorużyka z przedsiębiorcami z branży turystycznej wniosek jest jeden: bez wyciągów narciarskich Piwniczna-Zdrój nie ma szansy na rozwój. To być, albo nie być branży turystycznej. Ale na tym nie koniec propozycji, które mogą dźwignąć piwniczański Zdrój.

Reaktywacja wyciągów na Suchej Dolinie i odzyskanie kontroli nad tym, co się dzieje na Kicarzu to główne postulaty, jakie przedsiębiorcy skierowali do Chorużyka. Wszyscy jak jeden mąż twardo podkreślali, że część z nich poczyniła inwestycje związane z remontem i rozbudową swojego zaplecza hotelowego czy noclegowego licząc na to, że zgodnie z szumnymi deklaracjami pierwsi narciarze już w 2019 roku będą tu jeździć.

Burmistrz tłumaczył, że dąży do spotkania z inwestorami, że działki pod wyciąg gmina sprzedała kilkanaście lat temu tak, że samorząd nie ma możliwości ani kontrolowania, ani egzekwowania co i kiedy zostanie wybudowane. A informacje z Powiatowego Inspektoratu Nadzoru Budowlanego są takie, że powodu drobnych perturbacji prace są chwilowo wstrzymane.
Czy ktoś to dokończy? Nikt nic nie wie. Mamy "czeski film"


Jeśli chodzi o reaktywację Suchej Doliny i tu trzeba zdecydowanych działań – szansa na uruchomienie wyciągu jest i nie można jej zaprzepaścić, ale gmina musi twardo wesprzeć przedsiębiorców choćby w sprawie własności gruntu, jego ewentualnej dzierżawy itp.

Branża turystyczna oczekuje też od władz gminy zajęcia się - i to w trybie pilnym - sprawą wyciągu na Wierchomli, zaznaczyli, że właściciele winni są gminie sporą sumę z tytułu podatku od nieruchomości a cały czas borykają się z tematem regulacji opłat za grunty z prywatnymi właścicielami, przez których tereny przebiega wyciąg i na których terenie mieści się górna stacja."

Źródło: link!
Inwestycję oprotestowało oczywiście stow. p. Ślusarczyka

Nie wiemy, co zatrzymało inwestycję w Kicarz. Być może jest to słynny już na całą Polskę p. Ślusarczyk i jego stowarzyszenie? Czy jest to brak pieniędzy? Czy jest to wyczerpanie dobrej woli wobec pojawiających się problemów? Czy jest to mały profesjonalizm inwestorów? Czy może zmiana własności spółki inwestującej?

Ale wiemy za to jedno: problem ma cała gmina, a nie tylko inwestor. Więcej: problem gminy jest trudniejszy do rozwiązania i bardziej medialny. Bo inwestor - jeśli taka będzie jego wola lub kalkulacja - po prostu porzuci budowę. A gmina z rozgrzebaną górą (dosłownie) problemów pozostanie.

Wniosek? Otóż musi on być następujący: to nie jest tylko i wyłącznie biznes jakiegoś "prywaciarza". Inwestycje narciarskie mają ogromny wpływ na rozwój miejscowości oraz prowadzenie innych biznesów: hoteli, pensjonatów, restauracji, wypożyczalni sprzętu, serwisu, stacji benzynowych, itp.

Gdyby TMR nie kupił ośrodka dziś zwanego SMR, nie byłoby wzrostu o 50 proc. narciarzy w COS-ie i nie byłoby wręcz nawału turystów narciarskich w całym Szczyrku. Nie byłoby też korków i problemów z odśnieżaniem, ale to osobna kwestia, z którą miasto sobie w końcu poradzi. Już dziś w budowie jest łącznik z drogą ekspresową, a i kontrakty z firmami odśnieżającymi zostaną przed zimą pewnie odpowiednio skonstruowane. Ale wiele miejscowości, w tym wspomniane Piwniczna (aktualnie brak czynnych stacji narciarskich), Wierchomla (stacja w połowie zamknięta), Korbielów (stacja na granicy śmierci technicznej) czy Zawoja (stacja niemodernizowana od lat), chciałoby mieć te szczyrkowskie problemy.

Bez inwestycji w górach to nawet owiec nie będzie się opłacało wypasać. To oczywiste! Turyści czasem są jak stonka, ale też są podstawą jakiegokolwiek biznesu na - jakby nie patrzeć - różnych "zadupiach", które dzięki nim tymi "zadupiami" być przestają, przynajmniej na okres świąteczny i w trakcie ferii zimowych.



czwartek, 27 czerwca 2019

Trybuny starych polskich stadionów budowano na wałach? Otóż nie wszędzie

Polska przeszła w ost. latach rewolucję stadionową, no może poza ligowymi obiektami w Chorzowie i Bytomiu, ale to wyjątki potwierdzające regułę. Przeszła tę rewolucję, bo przecież "stare stadiony na wałach do niczego się nie nadawały". Taka jest oficjalna narracja. Tymczasem fakty są nieco inne. Część z tych starych stadionów albo była znakomita w całości, albo choć w części (trybuna główna), albo też w sensie widoczności (obiekty typowo piłkarskie). Większości z konstrukcji, o których mowa, już nie ma. A nie ma, bo zostały po prostu w większości przypadków skrajnie zaniedbane. I pozostało już tylko wyburzyć...

Wszystkie zdjęcia zamieszczone poniżej pochodzą z intensywnego przeglądu sieci za pomocą wujka Google'a. O ile moja pamięć może i czasem sięga istnienia tylko niektórych z wymienionych niżej konstrukcji (Mielec, Łódź), to własnych zdjęć niestety z tego okresu nie mam.

Ale do rzeczy. Przy wspomnianym przeglądzie natrafiłem na dwa rodzynki bytomskie. Ten pierwszy, to naprawdę ładna trybuna główna stadionu im. Szymkowiaka w Bytomiu, dziś będącego w totalnej rozwałce:

Jeszcze starsze (z czasów niemieckich) zdjęcia prezentują taki obraz stadionu do niedawna użytkowanego przez Polonię, przy czym tu trybuna główna jest na pewno mniejsza:

Szukając podobieństw trafiamy na stare zdjęcia stadionu warszawskiej Legii:

Przy czym typowo "angielska" trybuna stadionu Legii przetrwała do XXI w. Nie przetrwała (bo nie mogła) budowy nowego obiektu na miejscu starego.

Bardzo ciekawym obiektem, całkowicie zbudowanym w konstrukcji "budynkowej", dziś skrajnie zaniedbanym, był (jest?) stadion lekkoatletyczny warszawskiej Skry:

Jest to jedyny obiekt z artykułu, którego stan możemy podziwiać w całości (całości?) nadal, choć słowo "podziwiać" trzeba raczej ubrać w cudzysłów:

Ale konstrukcja przykryta śniegiem (zimowe zdjęcia Mateusza Grochockiego) nadal wygląda świetnie:

Skra to obiekt w całości "budynkowy". Podobnie wyglądał stadion Stali Mielec, z którego (nie było większych potrzeb) został dziś jeden poziom, za to zadaszony. A drzewiej był to największy piętrowy stadion w Polsce (30.000 miejsc), bez dwóch zdań, z dwiema trybunami po ... 15.000 widzów każda. Szkoda, że trybuny były tylko na prostych, ale na pewno stanowiły unikat w polskich warunkach przedkapitalistycznych:

Dziś obiekt wygląda tak:

To jedyny taki obiekt powstały za komuny w całości. Z kolei po Niemcach Polska odziedziczyła inny obiekt tego typu, ale przez lata nie potrafiła wykrzesać z niego potencjału. Mowa o stadionie Olimpijskim we Wrocławiu, konstrukcji bardzo podobnej do stadionu Olimpijskiego w Berlinie, z podobnymi wadami: rozległość i niezbyt duży kąt nachylenia trybun. Wrocławski stadion sławił nawet niegdyś swą nazwą jednego z czołowych działaczy partii nazistowskiej, co widać na zdjęciach:


W XXI w. w końcu konstrukcję przebudowano, zachowując względnie trybuny z jednej strony i budując całkowicie nową konstrukcję wpisaną w historyczną fasadę z drugiej. Dziś stadion służy żużlowcom wrocławskiej Sparty, a jego pierwotna pojemność (40.000 miejsc) radykalnie spadła (do ok. 12.000 miejsc). Zachowano też wieżę oraz powstałe za komuny oświetlenie z jednej strony (taki miszmasz, choć ładny):

Podobne korzenia miał zresztą obiekt użytkowany później przez Górnika Zabrze, który zresztą w mieście Hindenburg nosił imię ... może jednak lepiej tego nie pisać:

Niewielka, acz też "budynkowa" - co więcej zadaszona - trybuna główna przetrwała do dzisiaj wyraźnie kontrastując z resztą obiektu całkowicie wzniesioną od nowa i czeka na ... rozbiórkę. Ponieważ jednak Zabrze nie ma specjalnie środków na domknięcie stadionu, może jeszcze poczekać.

Stadion we Wrocławiu miał korzenie niemieckie. Tymczasem, gdyby szukać naprawdę imponującej konstrukcji powstałej za polskiej komuny, to obok stadionu mieleckiego musielibyśmy zwrócić uwagę na zdecydowanie największą "budynkową" obok mieleckiej trybunę główną w kraju: tę na stadionie (już dziś zburzonym) ŁKS-u. Trybuna nadpisała istniejące wcześniej pozostałe elementy stadionu, te już - tradycyjnie - na wałach. Konstrukcja była potężna na tyle, że mieściła pod sobą (lub w sobie - jak kto woli) halę sportową wykorzystywaną do gier ligowych koszykarzy i koszykarek ŁKS-u, a także ... bieżnię lekkoatletyczną na 100 m:


Imponują nawet zdjęcia (i te stare wyżej i te z demolki dzięki Dziennikowi Łódzkiemu) z burzenia obiektu:



Wyżej wspominałem nietypowe jak na Polskę konstrukcje "budynkowe". Wiele z tych konstrukcji miało rozwiązania całkiem spełniające dzisiejsze standardy nowoczesności (wejścia wewnętrzne, podział na sektory, dobra widoczność, odpowiednia pojemność), choć niektórym (Mielec, Łódź) brakowało dachu. Nie jest to lista pełna, bo w którymś z czasopism, tak zwanych "tygodniówek" właśnie ukazały się imponujące zdjęcia ze starych stadionów Wisły Kraków, Cracovii oraz Legii (podobne do znalezionych przeze mnie). Ciekawą (nadal istniejącą) konstrukcją jest niszczejąca niestety drewniana trybuna krakowskiego Wawelu.  

Teraz jeszcze wspomnę o konstrukcjach co prawda "wałowych", ale i tak nietypowych, bo "angielskich", czyli z trybunami tuż za bramką zamiast owalnych. Imponujące jest znalezione zdjęcie nieistniejącego już od dekad (aczkolwiek starsze hanysy go pamiętają) ligowego stadionu Szombierek (z archiwum Jacka Sroki), znanego miejscowym pod nazwą "Hasioka" (tłum. na polski: hasiok to śmietnik):

Gdyby szukać podobnej konstrukcji powstałej za socjalistycznej Polski, trafilibyśmy bez pudła tylko i wyłącznie chyba na stadion Widzewa, zwany swego czasu "nowym stadionem", gdyż powstał na tyle późno, że wiele sukcesów pucharowych Widzew (mecze z Liverpoolem, Juventusem) odnotował na stadionie ... ŁKS-u. Ale "nowy" stadion Widzewa był typowo "angielski", czytaj - piłkarski:

A na koniec tych historycznych rozważań całkiem współczesna (stąd współczesne zdjęcie niżej), choć powstała w czasach II Rzeczpospolitej, konstrukcja. Czekająca na rozbiórkę pod budowę (o której każdy słyszał już od lat, ale której nikt jeszcze na oczy nie widział) nowego stadionu trybuna główna na Cichej w Chorzowie. Jest ona tak wiekowa, jak wcześniej opisywane konstrukcje, ale służy piłce nożnej do tej pory. To wyjątek wart odnotowania. Trybuna stanowiła kiedyś unikat na skalę europejską (dach bez podpór), dziś chyba już nadszedł jej czas na przejście w stan spoczynku:

Tymczasem kiedyś (wieki temu?) w Chorzowie istniała jeszcze inna konstrukcja, nie mniej imponująca. To stare zdjęcie stadionu AKS-u, klubu uważanego za proniemiecki za II Rzeczpospolitej:

Wniosek? Ten jest taki, że nie wszystkie stare polskie konstrukcje wyglądały jak ta lubińska. A mowa o lubińskim stadionie powstałym na dożynki i chyba ... nieco zbyt dużym jak na klub i miasto (45.000 miejsc). Zapełnił się niemal bodajże raz: na meczu Zagłębia Lubin z Górnikiem Zabrze przy debiucie tej pierwszej drużyny w ekstraklasie. A nieopodal powstał "mniejszy bliźniak" w Polkowicach. Ale taki był wówczas standard nowoczesności: