Przebrnęliśmy już przez zasady rachunkowości (znajdziesz na blogu). W kolejnych cyklach Jesieni z rachunkowością skupimy się na ogólnym podejściu do rachunkowości oraz opisaniu różnych jej modeli. Tekst został wykorzystany z wkładu autora do książki Inteligencja finansowa. Co kryją liczby. Przewodnik menadżera. Tamże autor został poproszony o tak zwane lokalne (przełożenie na warunki polskie) uzupełnienie, co w praktyce sprowadziło się do napisania rozdziałów 4 i 11. Kolejne odcinki jutro rano, jutro wieczorem i pojutrze.
Czym w ogóle jest rachunkowość?
Potoczne spojrzenie na pracę buchalterów nieco przesadnie gloryfikuje ich cechy charakterologiczne w zakresie dokładności tej pracy i jest mocno nieprawdziwe. Patrzymy na księgowego jak na osobę, która zawsze porusza się w ramach pewnego jasno ustalonego schematu, posiada wiedzę w obszarze, który równie dobrze mógłby dla osób niewtajemniczonych być czymś w rodzaju czarnej magii, no i gdzie wszystkie kolejne kroki i ścieżki postępowania są wytyczone niezrozumiałymi w treści dla przeciętnego użytkownika przepisami. Każdy księgowy jest osobą kompetentną, a do jego zadań należy gromadzenie wiedzy oraz właściwe postępowanie ze wszystkim, co jest wyrażone w wartościach liczbowych. Z księgowym nie należy dyskutować, bo przecież ma rację, a nawet jak jej nie ma, to ponosi odpowiedzialność za jakość swojej pracy.
Taki obraz jest powszechnie przyjęty. Jest on jednak kompletnie
oderwany od rzeczywistości.
Już na etapie ustalenia odpowiedzialności za jakość pracy
osób parających się buchalterią w przedsiębiorstwie możemy przeżyć szok. Otóż
za księgowość w firmie, a co za tym idzie — za prawidłowe sporządzenie
sprawozdania finansowego — zgodnie z polskim prawem odpowiedzialny jest kierownik jednostki,
czyli tłumacząc z języka orłów Temidy na ludzki, właściciel przedsiębiorstwa (w
formach prowadzonych na zasadzie działalności gospodarczej) lub zarząd
przedsiębiorstwa (w spółkach kapitałowych).
Aby było jeszcze ciekawiej, we wspomnianych spółkach kapitałowych,
w których została ustanowiona rada nadzorcza, ten właśnie organ jest
odpowiedzialny za… sprawdzenie prawidłowości sporządzenia sprawozdania
finansowego. Jest to jeden z tak zwanych szczególnych obowiązków wspomnianego
organu, którego członkowie za jego wypełnienie odpowiadają całym swoim
majątkiem, nawet jeśli reprezentują zawody z bardzo ograniczoną znajomością
zasad księgowych (np. inżynier budowlany). Oczywiście w praktyce sprawozdanie
przeważnie przygotowują w
imieniu właściciela (w przypadku działalności gospodarczej) bądź zarządu (w
spółkach kapitałowych) zawodowi księgowi (zatrudnieni wewnętrznie
lub w ramach outsourcingu). Należy jednak mieć świadomość, że i tak nie zwalnia
to właściciela bądź zarządu z odpowiedzialności za jego sporządzenie, a co
więcej, wymaga się ich podpisu na dokumencie.
Ponadto we wszystkich spółkach akcyjnych oraz w tych
spółkach z ograniczoną odpowiedzialnością, w których spełnione są co najmniej
dwa z trzech warunków odnośnie do wysokości obrotu, sumy aktywów oraz stanu
zatrudnienia, badanie jakości sprawozdania przeprowadza wybrany biegły
rewident, czyli taki księgowy z zewnątrz, który ma uprawnienia zawodowe i
kwalifikacje do wykonywania takich badań. Jednak w związku z opisaną wcześniej
odpowiedzialnością organem uprawnionym do wyboru takiego audytora jest rzecz
jasna rada nadzorcza, bo to jej członkowie muszą zapewnić, że dokument został
przez nich sprawdzony, gdyż inaczej ryzykują swoim majątkiem. Fakt ten sprawia,
że coraz częstsze są sytuacje, gdy badania sprawozdań są zlecane ekspertom
nawet w takich jednostkach, które nie spełniają odpowiednich wymogów i
teoretycznie takich czynności wykonywać nie muszą. Jednak dzięki wykonaniu
badania członkowie rady mogą się wykazać należytą starannością, nawet jeżeli
sami nie są ekspertami w danej dziedzinie.
Kolejny mit dotyczy jasności przepisów, procedur
postępowania w danej sytuacji oraz jednomyślności zapisów ewidencyjnych. On
także jest niezgodny z rzeczywistością. Rzeczywiście, mamy szereg przepisów
rachunkowych, które starają się uszeregować i uregulować wiele kwestii, nie są
jednak w stanie objąć większości, a co dopiero wszystkich sytuacji. Życie
gospodarcze jest na tyle bogate i różnorodne, że nie ma takiego mądrego, który
by przewidział wszystkie możliwe rozwiązania.
Ponadto o metodzie kwalifikacji danego zdarzenia
gospodarczego decyduje nie tylko sam fakt przeprowadzenia czynności, lecz
przede wszystkim jej przeznaczenie.
Na przykład zakup nieruchomości z przeznaczeniem na użytkowanie do celów
gospodarczych zakwalifikujemy jako nabycie środka trwałego. Ta sama czynność
wykonana przez handlarza nieruchomościami z przeznaczeniem na szybką odsprzedaż
powiększy nam wartość zapasów.
Natomiast kupno tej samej nieruchomości z założeniem cierpliwego odczekania na
dobrą koniunkturę na rynku i ewentualne zbycie w odległej przyszłości w
przypadku korzystnych relacji cenowych stanowi ewidencyjnie inwestycję długoterminową.
Jest też wiele kwestii, w których przepisy pozostawiają
przedsiębiorstwu swobodę w wyborze jednej z kilku określonych (chociaż też nie
zawsze) metod ewidencji. Dotyczy to na przykład systemu ewidencji zapasów,
zwłaszcza identyfikacji elementu właśnie sprzedanego. Mamy tu do wyboru kilka
sposobów postępowań. Dajmy na to, polska ustawa o rachunkowości dopuszcza następujące
cztery rozwiązania:
a)
Identyfikacja szczegółowa, czyli po prostu każdy
element zapasu jest oznaczony i na każdym etapie rozpoznawalny. Ta metoda jest
jeszcze dość rzadko (choć trzeba przyznać, że coraz częściej) stosowana. Możemy
ją zauważyć w jednostkach, które wprowadziły na magazyny kody paskowe dla
każdego elementu. Nie można jej zastosować przy handlu bądź produkcji
nieidentyfikowanego jednostkowo produktu, np. węgla, gazu, energii czy paliwa.
b)
FIFO (ang. First In, First Out — pierwsze weszło, pierwsze
wyszło), czyli po prostu zawsze wyciągamy najstarsze. Wadą jest niewielka
odległość w czasie wartości ewidencyjnej od momentu zakupu. To chyba
najpowszechniej stosowana metoda w Polsce.
c)
LIFO (ang. Last In, First Out — ostatnie weszło, pierwsze
wyszło), czyli po prostu zawsze wyciągamy najmłodsze. Gubimy wadę FIFO, lecz
„zyskujemy” inną — ewidencyjnie na zapasach zostawiamy na dłużej (czasem jest
to bardzo odległy czas) najstarsze zakupy.
d)
Metoda średnioważonych cen — brzmi fajnie, ale w
praktyce jest najtrudniejsza do zastosowania. Na każdym etapie musimy bowiem
ustalać średnią ważoną cenę zakupów, które pozostały nam w zapasach. To bardzo
rzadko stosowana praktyka.
Wybór powinien być raczej długoterminowy, gdyż
koniunkturalna zmiana mogłaby wpływać na wyniki, i dokonuje go rzecz jasna…
kierownik jednostki (czyli właściciel lub zarząd).
To tłumaczy porażkę następujących systemów relacji
pracodawca – księgowy w przedsiębiorstwach: „Proszę pani (rzadziej »pana«,
zawód buchalterów jest wszak mocno sfeminizowany, ale też jest to możliwe), ja
się znam na budowie mostów i robię to dobrze, a od pani (a może jednak »pana«)
oczekuję znajomości swojej
profesji i odpowiedniej jakości tej pracy, więc proszę mnie tutaj
nie pytać o jakieś duperele związane z pani (czy jednak »pana«) robotą”. Nic
bardziej mylnego. Po pierwsze, pracodawca i tak będzie odpowiadał za jakość tej
pracy, po drugie, bez jego udziału większości rzeczy nie da się prawidłowo
zaewidencjonować, bo skąd biedna pani (a może jednak pan) księgowa/-y ma
wiedzieć, po co jej/jego pracodawca tę nieruchomość kupił. Albo jakie jest
przeznaczenie właśnie nabytej maszyny oraz jaki jest jej techniczny okres
użytkowania? Oraz co z nią przedsiębiorstwo zamierza zrobić po tym czasie? A
niestety bez tych informacji prawidłowa ewidencja nie jest możliwa.
Warto też wyjaśnić maksymalnie prostymi słowami, czym jest i
do czego w ogóle służy praca księgowych oraz po co sporządzamy te sprawozdania.
Dla urzędu skarbowego — eureka! — odpowie większość biznesmenów. Tak, nie da
się ukryć — to prawda. Ale niepełna. Bo księgi rachunkowe prowadzimy również —
a może nawet przede wszystkim — dla właścicieli przedsiębiorstw (też
udziałowców lub akcjonariuszy) oraz wszelkich innych dawców kapitału. Przecież
oni również powinni wiedzieć, czy ich inwestycja (w przedsiębiorstwo) jest
odpowiednio rentowna i czy nie warto na przykład sprzedać akcji i być może
włożyć środków na zwykłą lokatę długoterminową w banku. Myślę, że ważną
informacją dla nich jest również to, jaka jest wartość ich przedsiębiorstwa,
akcji bądź udziałów.
Księgi rachunkowe znajdują odpowiedzi na te pytania, chociaż
zestaw mierników rentowności inwestycji (na przykład wskaźniki ROE[1], ROI[2] i EVA[3]) jest
dość bogaty i w zasadzie nieograniczony. Zresztą tak jak zestaw mierników
wartości przedsiębiorstwa — tu jednak występuje pewna miara łatwa do uzyskania
i w pewnym stopniu obiektywna. Otóż wartość przedsiębiorstwa możemy wyczytać
bezpośrednio z rachunku bilansu, stosując metodę aktywów netto. Miarę tę dość fajnie
definiuje nasza polska ustawa o rachunkowości: „rozumie się przez to aktywa
jednostki pomniejszone o zobowiązania, odpowiadające wartościowo kapitałowi
(funduszowi) własnemu”.
Idąc więc mocno na skróty, ale też nie popełniając
wielkiego błędu, możemy na tej bazie stwierdzić, że księgowość jest zespołem czynności zmierzającym do
oszacowania wartości aktywów i zobowiązań przedsiębiorstwa, a
uzyskany w ten sposób kapitał własny (jako różnica) wyraża jednocześnie wartość
przedsiębiorstwa dla właścicieli, udziałowców bądź akcjonariuszy. Zresztą
spółki akcyjne, szczególnie te notowane na rynkach regulowanych, jako jedną z
podstawowych informacji w sprawozdaniu zamieszczają tzw. wartość księgową na jedną akcję, wyliczaną
jako iloraz sumy kapitałów własnych oraz ilości akcji. W efekcie uzyskujemy
wartość księgową jednej akcji i możemy ją porównać na przykład z ceną papieru
na rynku spot[4]. W
każdym przedsiębiorstwie powinna istnieć swego rodzaju biblia postępowania w
zakresie metod wyceny aktywów i zobowiązań, czyli zasady postępowania w
standardowych sytuacjach ewidencyjnych. Biblia ta nazywa się polityką rachunkowości.
[1] ROE
(ang. return on equity
— zwrot z zainwestowanego kapitału) = (ZYSK NETTO/SUMA KAPITAŁÓW WŁASNYCH).
[2] ROI
(ang. return on investment
— zwrot z inwestycji) = (KORZYŚĆ/WARTOŚĆ INWESTYCJI)
= na przykład EBIT/SUMA KAPITAŁÓW WŁASNYCH.
[3] EVA
(ang. economic value added
— ekonomiczna wartość dodana) = (KORZYŚĆ
– WARTOŚĆ INWESTYCJI
× STOPA PROCENTOWA INWESTYCJI)
= na przykład NOPAT
– IC × WACC.
[4] Spot — cena bieżąca
(natychmiastowa).
Ciekawie opisany temat
OdpowiedzUsuń