Wyżej jeździć w Austrii już się nie da... To Pitztaler Gletscher!
Przed sezonem (nie wiadomo jakim) seria zdjęć sprzed 12 lat:
Wyżej jeździć w Austrii już się nie da... To Pitztaler Gletscher!
Przed sezonem (nie wiadomo jakim) seria zdjęć sprzed 12 lat:
"Wielu jest (...) takich, którzy mają wątpliwości co do obranej przez rząd strategii daleko idących ograniczeń oraz ich negatywnych skutków.
(...)
Coraz częściej stosowany jest też moralny szantaż.
(...)
Proponuję więc, zrezygnujmy z miotania obelg, (...) wróćmy do języka rzeczowej rozmowy.
(...)
Każde z rozwiązań poddawajmy pod otwartą, rzeczową, naukową, społeczną debatę."
Awanturujący się rolnicy zostaną wysłuchani? Wszystko na to wskazuje! |
— Panie Redaktorze! Pan mówi dziś językiem "przeszłości". NIKT PANA NIE SŁUCHA. Językiem "teraźniejszości" jest awantura, najlepiej ... medialna. Stawiam tezę, że w tym kraju (i nie tylko)
KLIENT AWANTURUJĄCY SIĘ ZOSTANIE LEPIEJ OBSŁUŻONY!
Skąd ta teza? Z obserwacji i z już wyniesionych doświadczeń:
Czy profanacja świątyń okaże się skuteczna? Chyba ... tak! |
My tu gadu-gadu o covidzie, a w tle dzieją się wielkie rzeczy w zakresie ... inżynierii. Tak tereny pod Wrocławiem wyglądały kilka dni temu:
Pisałem kiedyś, że ludzie w dobie bezpiecznych biur, samochodów z poduszkami oraz bezpiecznych urządzeń ... szukają ryzyka. Dziś jest inaczej. Ludzie przez covid stracili wszelką ochotę na ryzyko!
Mam w związku z tym kilka pytań:
1. Gdzie zgubiła się w społeczeństwie ta cecha charakteru?
Wskaż różnice:
Tak sobie myślę, że takie coś jest możliwe tylko w KOMUNIZMIE. Bo w GOSPODARCE RYNKOWEJ przedsiębiorca po prostu bierze się do pracy, aby wytworzyć, sprzedać i zarobić na swój i swoich pracowników byt. Natomiast wszelkie dotacje, granty, dofinansowania są przejawem dzielenia dóbr przez urzędnika na zasadach określonych przez urzędnika - byt przedsiębiorcy nie zależy od własnej zaradności, tylko od tego, czy zna kogoś, kto z kolei zna kogoś, kto zna urzędnika, który wie co i jak napisać, aby dostać pieniądze za nic. To czysty KOMUNIZM! Tylko w takim systemie przedsiębiorca wierzy, że trzeba podpisać umowę z firmą, która ma dojścia, zamiast się wziąć do roboty.
Ale my już od lat żyjemy w KOMUNIZMIE. Bo tylko w KOMUNIZMIE:
Nie ma też wątpliwości, że najważniejsze ze źródeł prawa są prawa FIFA i UEFA. Na tej podstawie złamano w Polsce wielokrotnie wcześniej uchwaloną restrykcyjną ustawę o imprezach masowych, w tym tak trudne jej wymogi jak:
Na razie w walce z wirusem stosujemy typowe catenaccio Michniewicza: bronić się, bronić się i załatwiamy ich jedną kontrą. Z Włochami się udało. Raz.
A dziś treneiro Michniewicz jest na totalnym zakręcie swojej kariery. Zatrudniła go Legia, choć pewnie ona sama nie wie dlaczego i po co, tak jak i nie wie dlaczego wcześniej zwolniła Vuko, który sprawił, że warszawskim gwiazdom (chwilowo) się chciało. A zwolnił Michniewicza za to Boniek, który chyba miał dość kompletnie nieudanego łączenia funkcji trenera klubowego i reprezentacji młodzieżowej.
W efekcie Legia gra już dziś o nic, reprezentacja młodzieżowa raczej też, a Michniewicz pewnie pilnie studiuje zapisy swojego kontraktu - w szczególności te fragmenty, które dotyczą odszkodowania za przedwczesne zwolnienie.
Takie samo catenaccio przyjęliśmy w walce z wirusem. Walczymy z nim wyłącznie pasywnie, próbując go uniknąć. Cały czas w tej grze przegrywamy. Więcej: prognozy są takie, że za miesiąc, no, może dwa, na kwarantannie pewnie będzie 38 mln Polaków - łącznie z niemowlakami, a wirus ... nie zniknie. To ostatnie jest zresztą pewne. Paradoksalnie: zbyt wolno zabija nosicieli, nie to, co ebola.
Stawiam więc tezę, że NIE WYGRAMY Z TYM WIRUSEM. Za to z całą pewnością PRZEGRAMY GOSPODARCZO! W końcu mistrzami catenaccio są tylko Włosi. Pozostali prędzej czy później ... tracą bramki.
Biznes dziś jest jak kotka na blaszanym rozgrzanym dachu. Nie wie, czy trwać, czy się zwijać, na pewno nie będzie inwestował, a nikt mu nie może powiedzieć, jak długo to szaleństwo potrwa.
Na dziś zamykane są:
- siłownie;
- baseny;
- stadiony;
- hotele;
- firmy szkoleniowe;
- firmy eventowe;
- i w jakiejś mierze restauracje.
Nie ma też widoków na kolejną tarczę. Budżet nie ma już pieniędzy... Nie jest dobrze...
A może by tak warto przejść do ofensywy. Wiem to nie jest polskie (patrz: mecz z Holandią), ale chyba ... nie ma innego wyjścia. Już i tak przegrywamy.
— Ja jestem uczciwym sędzią — mawiał pewien arbiter międzynarodowy w Piłkarskim pokerze. — Zapłacili za 3-0, więc będzie 3-0!
— Jak mam dojechać do pracy, jak miejsc w autobusach nie będzie? — pyta w przestrzeni publicznej internauta nr 1.
— Nie martw się, za chwilę nie będziesz miał tego problemu! — odpowiada internauta nr 2.
Myślę, że internauta nr 2 (przytaczam autentyczny dialog w komentarzach pod artykułem o ograniczeniach na znanym portalu) ma rację. Za chwilę wiele osób nie będzie miało problemu polegającego na wyborze sposobu dojazdu do pracy.
Zasadniczo w modelach ekonomicznych zakłada się, że przyszłość jest nieznana. Po prostu przyjmuje się odpowiednie poziomy ryzyka, że planowane w przyszłości zdarzenia i dane mogę się nieco odchylić od założeń.
Tymczasem w obecnej sytuacji można przyjąć śmiało założenie modelowe, że przyszłość ... jest znana, przynajmniej ta gospodarcza. I nie są to dobre wiadomości.
Mamy 3 filary (stymulatory produkcji) PKB. Są to:
- konsumpcja (produkcja wewnętrzna);
- eksport (produkcja zewnętrzna);
- inwestycje.
Rozbierzmy to na czynniki pierwsze.
— To wszystko wina kobiet — ta teza chodzi za mną ostatnio i dotyczy niemal wszystkiego, w tym przede wszystkim ... koronawirusa. Czy wpadam w paranoję? Chyba jednak nie. Spróbuję to wytłumaczyć.
Kiedyś, we wspaniałych dobrych czasach, w cenie dla kobiet byli prawdziwi mężczyźni. Tacy, co i stodołę postawią, i samochód naprawią, i gwoździa przybiją, a wieczorem na deser przybiją ... No dobra, domyślcie się sami.
Kiedyś, we wspaniałych dobrych czasach, kobieta zajmowała się tym, co ma w genach, czyli najpierw dbaniem o swojego mężczyznę, oczywiście do czasu urodzenia swemu mężczyźnie dzieci. Wówczas nieco jej się priorytety przestawiały, ale tylko nieco.
Oczywiście obraz to mocno przerysowany, stereotypowy, niemniej nie ma wątpliwości, że kiedyś mężczyzna, aby zaimponować kobiecie, musiał coś męskiego umieć robić. Dziś już tak nie jest. Dlaczego?
— To wszystko wina kobiet — przypominam.
— Ale dlaczego? — pyta echo.
— Ano dlatego, że dziś kobieta (z natury i z doświadczeń z wielowiekowych bojów o byt swój i swoich dzieci) jest znacznie ambitniejsza od swojego chłopa, ponadto - co gorsza - bardzo często bywa też od niego mądrzejsza. O ile tego chłopa posiada w ogóle, rzecz jasna, bo generalnie, nie ma takiej życiowej potrzeby. Dziś kobieta potrafi jeździć samochodem, zatankować samochód, obsługiwać komputer, napisać artykuł, wysłać deklarację pit lub wat coś tam, wyremontować mieszkanie (jak ta blondi dla HGTV), wymienić żarówkę, i te pe. W związku z czym prawdziwy mężczyzna nie jest jej do niczego potrzebny. Co najwyżej mógłby się przydać jako maskotka lub - tu ewolucja jeszcze nie zabłądziła zupełnie - bankomat. Ponieważ takich kobiet potrafiących dziś wiele jest w kraju miliony, ma to logiczny wpływ na zachowania milionów mężczyzn, którzy chcieliby je ... Znów musicie domyśleć się sami, co.
— Jaki wpływ?
— Ano taki, że mężczyźni dostosowują się do potrzeb. Dbają o swoje fryzury, stosują odpowiednie kosmetyki na rano i na wieczór, na lato i na zimę, realizują czelendże na dedlajny jako kijekałnci w korporacji i z niesłychanym niegdyś zacięciem dbają o swoje zdrowie.
— No a co to wszystko ma wspólnego z koronawirusem?
— Otóż ma, i to wiele wspólnego. Kiedyś polityką rządzili mężczyźni, dziś kobiety mają prawo głosu, i to - o zgrozo - liczone tak samo jak prawo mężczyzn. A skoro mężczyźni rządzący polityką musieli być męscy i odważni do bólu, nie zwracali oni wówczas żadnej uwagi na jakieś małe wirusy. Podważałoby to ich męskość. Tak było np. w trakcie I wojny światowej, gdy pandemia hiszpanki dziesiątkowała wojska. Nie miało to jednak żadnego wpływu na plany strategiczne, marszowe i bojowe tegoż wojska. A dziś polityką rządzą strachy społeczne. W dodatku korpomężczyźni są bardziej przerażeni ryzykiem złapania "korony" niż kobiety w ciąży. Stąd mamy różne lokdałny. Stąd na mecz kadry w Gdańsku (ten towarzyski) przyszło ok. 1700 widzów. Gdzie byli ci, co nie przyszli? Wybrali telewizor, bo ... tak bezpieczniej. Stąd nie chodzimy dziś do kina, do marketu, niektórzy nawet przestali chodzić na spacery. I nie oceniam tu, czy koronawirus jest niegroźny/groźny/bardzo groźny/niepotrzebne skreślić. Chciałem wskazać na nietypowość zachowań współczesnych wobec zachowań przeszłych. I tyle. Bez oceniania.
Bo w końcu:
— To wszystko wina kobiet!
Zakończył się skrócony sezon żużlowy, niezwykle udany personalnie dla Bartosza Zmarzlika (2. tytuł mistrza świata) oraz drużynowo dla Unii Leszno (18. tytuł mistrza Polski).
W tym dziwnym sezonie nasz blog miał okazję być na stadionie indywidualnego mistrza świata i drużynowego wicemistrza Polski, jakże by inaczej, na meczu derbowym: Stal Gorzów - Falubaz Zielona Góra. Mecz przez ograniczenia oglądała tylko połowa dopuszczalnej widowni, nie było na nim też fanów gości. Nasz blog odwiedził też miasto mistrza Polski.
Ale mimo to mała porcja zdjęć dowodząca, że nie pominęliśmy tego trudnego, ale jakże ciekawego sezonu. Najpierw zdjęcia ze stadionu w Gorzowie, ze względu na marne oświetlenie głównie ... sprzed meczu:
Na razie rządzi nami, naszym życiem i gospodarką
STRACH PRZED CHOROBĄ!
Dlaczego tak sądzę?
Posłużę się przykładem sportowym:
Ale już niedługo strach przed chorobą przestanie dominować, a pojawi się zjawisko nieznane w ostatnich kilku latach, ale dobrze pamiętane z pierwszych lat transformacji, czyli
STRACH PRZED UTRATĄ PRACY I DOCHODÓW!
Dlaczego tak sądzę?
Posłużę się przykładem handlowym:
Puste stoki będą czekały na narciarzy? |
"Co ty możesz zrobić by zwiększyć swoje i innych bezpieczeństwo na stokach w czasach COVID-19?
- Unikaj popularnych terminów, takich jak ferie zimowe i Boże Narodzenie.
- Unikaj wyjazdów na narty w weekendy.
- Nocuj najlepiej w apartamentach gdzie będziesz mógł samodzielnie przygotować posiłek, unikniesz zbędnego kontaktu z innymi ludźmi.
- Nie szalej podczas après-ski - trzymaj się jednego baru, aby zminimalizować kontakt z innymi. W wielu krajach apres ski w tym sezonie będzie bardzo ograniczone. Zero głośnej muzyki, obsługa tylko przy stolikach.
- Zostań na zewnątrz, więc im więcej czasu spędzasz na dworze, tym lepiej.
- Południowy posiłek przygotuj na kwaterze i bezpiecznie zjedz na stoku.
- Nauka jazdy na nartach - wybierz lekcje prywatne by uniknąć grup nieznajomych!"
Komentarz instruktora:
"Unikaj popularnych terminów i weekendów" - fajnie się mówi, tyle, że wiele osób w Polsce tylko w tych terminach ma czas na taką (narty) rozrywkę. Ponadto narty to sport towarzyski oraz rodzinny. Jedzie się razem wówczas, gdy wszyscy mają wolne, a najczęściej oznacza to weekendy, ferie lub święta. I - trzeba trafu - wówczas ośrodki narciarskie przeżywają tzw. boom.
"Nocuj tam, gdzie nie wydają posiłków" - jednym pasuje, innym (wygodnym, a tych jest ... coraz więcej) - nie. Finance coporate sales key account director (czy jak się to tam w wielkim świecie nazywa) z Warszawy nie po zarabia przez cały rok, aby na feriach w kurorcie narciarskim w hotelu SPA ... robić sobie kanapki.
"Trzymaj się jednego baru" - to jest do zrobienia, byle nie ... cały dzień. Kiedyś przecież trzeba ... wytrzeźwieć.
"Zostań na zewnątrz" - to czasem jest ... nie do zrobienia. Autorów zaleceń informuję, że pogoda zimą bywa różna, a czasem może być mokro, śnieżnie, wietrznie lub po prostu ... zimno. Jak zimno? Ano już przy piętnastu stopniach, oczywiście na minusie, nie będzie łatwo "zostać na zewnątrz".
"Jedz swoje kanapki" - o tym już było.
"Wybierz lekcje prywatne" - tu nie protestuję. Możesz wybrać też najlepszego na świecie prywatnego instruktora:
Ale, tak generalnie, to obawiam się, że z frekwencją na stokach będzie jak z frekwencją na stadionach. Mimo restrykcji prawnych mało który klub wyprzedał na jakiś mecz komplet ograniczonej puli biletów.
Narty? Ludzi, którzy kochają narty jest wielu - wierzę. Ale równie wielu, a może i więcej, jest ludzi, dla których narty są:
Twój instruktor lubi zimę |
Czy państwo potrafi zarządzać firmami? |
"Państwowe spółki dostały wyraźny polityczny sygnał, by zacieśniać obrót pieniądza między sobą, co ma minimalizować wypływanie kapitału z Polski.
Tam, gdzie to tylko możliwe, mają realizować wspólne projekty biznesowe, badawcze i rozwojowe, a jednocześnie unikać konkurowania ze sobą.
Angażowany przez nie kapitał ma w jak największym stopniu zasilać inne państwowe spółki, z czego miałaby korzystać polska gospodarka."
Tymczasem - wg artykułu Tomasza Cukiernika do Do Rzeczy o Nowej Zelandii:
"W 1984 r. kraj na antypodach po dekadach coraz głębszego etatyzmu, protekcjonizmu i interwencjonizmu państwowego znalazł się w bardzo nieciekawej sytuacji. Omnipotentne państwo szeroko angażowało się w prowadzenie działalności gospodarczej. Władze zajmowały się nie tylko edukacją, służbą zdrowia i sprawami socjalnymi, lecz także zarządzały takimi gałęziami gospodarczymi jak poczta i telekomunikacja, transport, kopalnie, sektor naftowy, gazowy, energetyczny, bankowy czy ubezpieczeniowy, budowa domów, produkcja filmów, turystyka, lasy. Było to bardzo nieefektywne i drenowało finanse państwa (...) rosły podatki, wydatki publiczne i biurokracja, a tempo wzrostu gospodarczego było poniżej 1 proc. Wzrastały także inflacja, zadłużenie publiczne i bezrobocie."
Cóż na to rzec? Ano tylko tyle, że Polska właśnie ... w 100 proc. realizuje tę politykę gospodarczą. Przy czym rośnie zadłużenie, ale jak do tej pory tempo wzrostu gospodarczego było dobre, bezrobocie niskie, inflacja - też. Jak będzie dalej - zobaczymy!
A co zmieniono w efekcie kryzysu w Nowej Zelandii? Ano ... niemal wszystko:
"W 1984 r. wiele branż gospodarki znajdowało się pod bezpośrednim zarządem departamentów rządowych i samorządowych. Dlatego w pierwszym etapie reform przekształcono je w przedsiębiorstwa państwowe, by w drugim jednostki te sprywatyzować [MS: w Polsce to słowo ma bardzo złe konotacje]. Już pierwszy etap dał pozytywne efekty, a drugi okazał się wielkim sukcesem.
Jednak największą nowozelandzką reformą była deregulacja i liberalizacja gospodarki. Ograniczono interwencje rządu na rynku. Zlikwidowano większość koncesji, zezwoleń, licencji oraz wszelkie dotacje dla firm [MS: w Polsce "rynek dotacyjny" kwitnie, ma się dobrze i dynamicznie się rozwija, dziś nie warto ot tak prowadzić biznesu, trzeba zdobyć dotację na "innowacyjność"], do eksportu i w rolnictwie.
W rezultacie produkcyjność gospodarstw rolnych rosła w tempie 6 proc. rocznie. Po 20 latach od zmian krowy dawały o jedną trzecią więcej mleka, a produkcja jagniąt wzrosła o 12 proc. mimo że pogłowie owiec spadło o 40 proc. To efekt tego, że wcześniej owce były hodowane głownie w celu otrzymania dotacji.
W Nowej Zelandii zmniejszono też i uproszczono podatki."
I najciekawsze:
"Na antypodach udało się nawet znacznie zredukować biurokrację. W latach 1984-1994 liczbę urzędników państwowych zmniejszono z 88 tys. do 34 tys. Zlikwidowano lub znacznie zmniejszono wiele departamentów rządowych oraz 50 agencji pararządowych. Ministerstwo transportu zredukowało zatrudnienie z 5,6 tys. osób do 53. Administracja lasów państwowych spadła z 17 tys. do 17 osób."
Czy jest w Polsce jakaś partia głosząca tak radykalnemu zaprzeczeniu praw Parkinsona?
Całości nie oceniam. My się ciągle miotamy między totalną prywatyzacją za bezcen (poprzednie rządy), a totalnym etatyzmem (obecne). Nie ma chyba żadnego planu długofalowego. Ponadto nasz rząd jest pewien, że "PAŃSTWOWE JEST LEPSZE" i tego się trzyma. Ale chyba nawet część ministrów ma wątpliwości, czy będą potrafili efektywnie zarządzać ... każdą dziedziną życia Polaków.
Na razie rząd po paru latach wspierania górnictwa nagle doszedł do wniosku, że ... trzeba to górnictwo położyć. Co charakterystyczne, nie podjął się żadnej reformy poprawiającej efektywność zarządzania państwowego przecież molocha. Sam nie wierzył, że potrafi branżą efektywnie zarządzać?
No właśnie!
J. Clarkson: "Gdyby to państwo budowało londyński The Shard, nie działaby w nim windy! |