środa, 28 października 2020

Analiza języka dialogu społecznego. Czas debaty? A skądże! To czas nawalanki, awantury. Tylko bezczelni zostaną wysłuchani

 "Wielu jest (...) takich, którzy mają wątpliwości co do obranej przez rząd strategii daleko idących ograniczeń oraz ich negatywnych skutków.

(...)

Coraz częściej stosowany jest też moralny szantaż.

(...)

Proponuję więc, zrezygnujmy z miotania obelg, (...) wróćmy do języka rzeczowej rozmowy.

(...)

Każde z rozwiązań poddawajmy pod otwartą, rzeczową, naukową, społeczną debatę."


Awanturujący się rolnicy zostaną wysłuchani?
Wszystko na to wskazuje!


Taki tekst red. Macieja Pawlickiego znalazłem w tygodniku "Sieci". Dotyczył obostrzeń związanych z pandemią (redaktor je od miesięcy kwestionuje i przytacza na to argumenty), ale na dobrą sprawę mógł dotyczyć ... każdej kwestii. I już odpowiadam red. Pawlickiemu:

— Panie Redaktorze! Pan mówi dziś językiem "przeszłości". NIKT PANA NIE SŁUCHA. Językiem "teraźniejszości" jest awantura, najlepiej ... medialna. Stawiam tezę, że w tym kraju (i nie tylko)

KLIENT AWANTURUJĄCY SIĘ ZOSTANIE LEPIEJ OBSŁUŻONY!

Skąd ta teza? Z obserwacji i z już wyniesionych doświadczeń:

  • Swego czasu ilekroć górnicy ruszali z kilofami na Warszawę, zawsze ta "Warszawa" im ulegała.
  • Dziś jak rolnicy odpalili traktory i wyrzucili posłom gnój pod drzwi mieszkań lub biur poselskich, ci natychmiast zaczęli myśleć nad tym, jak "ustawę futerkową" utopić. Prawdopodobnie po prostu ... nie będzie procedowana dalej.
  • Wściekłe feministki wdzierają się do kościołów, i tam robią (medialne) happeningi. Narusza to moją wrażliwość (i to mocno), ale jedno im muszę przyznać: to może być skuteczne i prawdopodobnie wyrok TK ... nie zostanie opublikowany.
Swoją drogą władza wprowadza nam w ten sposób nowe prawo: NIEPROCEDOWANE!

Ale wróćmy do meritum. Język debaty dziś, w erze smartfonów, internetu, instragrama i facebooka nie polega w ogóle na jakiejkolwiek DEBACIE! Ten język polega na zajęciu miejsca we właściwym PLEMIENIU i na nawalaniu przedstawicieli DRUGIEGO PLEMIENIA. I nie mówcie mi, że Polacy mają dość tej polaryzacji i nie chcą awantury. Obserwuję, i to na konkretnych przykładach, coś wręcz przeciwnego. Ludzie zajmują miejsca po swojej stronie barykady i głośno wołają, że TO JEST WOJNA.
Czy profanacja świątyń okaże się skuteczna?
Chyba ... tak!

Tekst dotyczy jakości debaty, przy czym w ogóle nie wnikam w zasadność przytoczonych protestów.

PS. Do tego moja refleksja. Stan wojny bardzo pasuje chyba naszemu Naczelnikowi Państwa. Warto by zapytać posłów, senatorów partii rządzącej, wyznaczonych przez nią prezesów spółek państwowych, czy nie pomyśleli sobie czasem po wyborach prezydenckich:
— Dzięki ci Panie Boże. Dzięki, Naczelniku Państwa! Mamy 3 lata spokoju!
[Czytaj: pobierania wysokich wynagrodzeń bez ryzyka rozwalenia tego układu]

Zapomnieli, że Naczelnik Państwa to człowiek WOJNY! On nienawidzi spokoju. I postanowił ten spokój sam obalić, skoro było za spokojnie.

PS. I refleksja końcowa. Ludzie, jak stada zwierząt, podążają za tematem i za przewodnikiem stada, nie analizując dokładanie kto ich wiedzie (jak owce) oraz co dokładnie ma do powiedzenia. Nie wierzę, że większość polskich kobiet ma poglądy tożsame z radykalnymi feministkami, a przecież razem z nimi ramię w ramię szły kopać wiernych uczestniczących we mszy i pisać wulgarne napisy na murach kościołów. Oraz przypisały sobie na facebooku ... budzący dużo wątpliwości historycznych znak. Ale, jak pisałem, tu nie ma miejsca na analizę, to jest wojna, a na wojnie nie zadaje się pytań. Się walczy!

piątek, 23 października 2020

Racibórz ratuje Wrocław

 My tu gadu-gadu o covidzie, a w tle dzieją się wielkie rzeczy w zakresie ... inżynierii. Tak tereny pod Wrocławiem wyglądały kilka dni temu:


A mogłoby być ... o wiele gorzej, gdyby nie zbiornik-polder pod Raciborzem, oddany do użytku niedawno, a wykorzystany do ochrony przeciwpowodziowej po raz pierwszy:


Myślę, że gdyby nie decyzje o budowie tego zbiornika, no i gdyby nie praca inżynierów (konkretna praca, nie praca ... zdalna), to byśmy dzisiaj mieli inny temat dla TVPInfo i TVN24 niż ten covid...

Życie ogólnie jest ryzykowne

Pisałem kiedyś, że ludzie w dobie bezpiecznych biur, samochodów z poduszkami oraz bezpiecznych urządzeń ... szukają ryzyka. Dziś jest inaczej. Ludzie przez covid stracili wszelką ochotę na ryzyko!

Mam w związku z tym kilka pytań:

1. Gdzie zgubiła się w społeczeństwie ta cecha charakteru?


2. Czy ci panowie powinni obawiać się covidu?


3. Czy ta pani jest normalna? Zamiast robić karierę w, hmmm, modelingu ryzykuje życie!




4. Czy nie powinni tego zabronić?
[zdjęcia z Google'a, autor oznaczony]




5. I tego?
[zdjęcia z Google'a, resort oznaczony]




To taka "piątka Skudlika" na dziś!


czwartek, 22 października 2020

Wszyscy jesteśmy komuchami? Fałszywe doradztwo grantowe jest możliwe tylko w socjalistycznej gospodarce

Wskaż różnice:

 


Puls Biznesu opisuje sprawę Tadeusza G., który wyłudzał od firm pieniądze w zamian za ... załatwienie dotacji (dofinansowania unijnego).

Tak sobie myślę, że takie coś jest możliwe tylko w KOMUNIZMIE. Bo w GOSPODARCE RYNKOWEJ przedsiębiorca po prostu bierze się do pracy, aby wytworzyć, sprzedać i zarobić na swój i swoich pracowników byt. Natomiast wszelkie dotacje, granty, dofinansowania są przejawem dzielenia dóbr przez urzędnika na zasadach określonych przez urzędnika - byt przedsiębiorcy nie zależy od własnej zaradności, tylko od tego, czy zna kogoś, kto z kolei zna kogoś, kto zna urzędnika, który wie co i jak napisać, aby dostać pieniądze za nic. To czysty KOMUNIZM! Tylko w takim systemie przedsiębiorca wierzy, że trzeba podpisać umowę z firmą, która ma dojścia, zamiast się wziąć do roboty.

Ale my już od lat żyjemy w KOMUNIZMIE. Bo tylko w KOMUNIZMIE:

  • przedsiębiorstwa motoryzacyjne nie produkują samochodów, których chcą klienci (tanie mało palące diesle lub auta fabrycznie przerobione na gaz), lecz te, które nakazuje im produkować urzędnik (drogie samochody elektryczne);
  • właściciele elektrowni nie budują kotłów o najwyższym współczynniku wydajności energetycznej, lecz te, które są skorelowane z zieloną ideologią;
  • buduje się w miastach trakty nie dla przeważającej liczby mieszkańców (drogi dla samochodów), lecz dla wąskiej garstki miłośników dwóch kółek (ścieżki rowerowe);
  • buduje się liczne biurowce (Katowice), a potencjalnym pracownikom każe się do nich dojechać z centrów przesiadkowych (brak parkingów przy lub pod tymi biurowcami);
  • kluby sportowe nie szukają sponsorów wśród mogących rozreklamować swoje produkty firm prywatnych, lecz odwołują się do zasobności portfela państwa (stadiony) lub samorządów (stadiony i utrzymanie klubów) lub spółek państwowych.

Takich przykładów mógłbym przytoczyć o wiele więcej. Nasza gospodarka jest teoretycznie i oficjalnie rynkowa, ale tak naprawdę to mentalnie tkwimy coraz głębiej w komunie!

Znajdź różnice:


środa, 21 października 2020

niedziela, 18 października 2020

Mamy nową formę prawa. Rząd zarządza dekretami


 Jest PRAWO STANOWIONE, oparte na różnych źródłach prawa w różnych krajach, m.in.:

  • zwyczaju,
  • symbolach,
  • dziesięciu przykazaniach,
  • szariacie,
  • prawach Hammurabiego;
  • prawach FIFA i UEFA.

W większości krajów rządy niespecjalnie mają chęć dyskutować z miejscowymi zwyczajami, poza tymi budzącymi mocne kontrowersje lub prowadzącymi do ostrych problemów społecznych, jak:
  • palenie żywych żon razem z martwym mężem w Indiach;
  • niegdyś powszechny alkoholizm w Skandynawii;
  • kamieniowanie niewiernej małżonki (przy czym zgwałcona przez sąsiada też jest niewierną, żeby nie było wątpliwości) w krajach arabskich.


Nie ma też wątpliwości, że najważniejsze ze źródeł prawa są prawa FIFA i UEFA. Na tej podstawie złamano w Polsce wielokrotnie wcześniej uchwaloną restrykcyjną ustawę o imprezach masowych, w tym tak trudne jej wymogi jak:

  • bilety imienne, 
  • konieczność posiadania karty kibica ze zdjęciem, 
  • konieczność zgłoszenia meczu z konkretnymi rywalami co najmniej na dwa tygodnie przed meczem). 

I wszyscy ... uznali to za oczywiste, bo inaczej EURO 2012 by się nie odbyło. Tyle, że już wówczas ... złamano prawo. Nie słyszałem, aby organizatorzy EURO 2012 mieli za to proces ...

No właśnie. Jest PRAWO STANOWIONE, ale jest też PRAWO WYKONYWANE lub PRAWO NIEWYKONYWANE. Pisałem już na ten temat, że inaczej sprawa wygląda na przykład w Niemczech, gdzie jest wielowiekowa tradycja szacunku do prawa, a nieco inaczej na przykład we Włoszech, gdzie prawo stanowione jest ogólnie olewane, a z poważnymi problemami z egzekucją praw należnych obywatel zasadniczo zgłasza się do miejscowego szefa mafii. 

W Polsce żyjemy w kulturze nieco bliższej tej włoskiej (można się zgłosić do miejscowego szefa kiboli, który ma w ofercie egzekucje i wymuszenia), generalnie prawa bowiem przestrzegamy, o ile ... ono nam pasuje. Jak nie, to staramy się jakoś omijać to prawo, a dobry przykład niemal zawsze daje nam ta w danej chwili panująca władza, która ustanowione przez siebie prawa omija ... najskuteczniej.

Robi tak też władza obecna, ba, także jej najwybitniejszy przedstawiciel w postaci samego Naczelnika, który jawnie ustanawiane przez rząd Morawieckiego prawa ma w głębokim poważaniu: vide zakaz wstępu na cmentarze, czy nakaz noszenia maseczek. Naczelnik nie nosi, bo - co naród zresztą akceptuje - jako twórca tego prawa jest sam bowiem ponad prawem. 

Ludzie zresztą w Polsce (jako potomkowie komunistów, bo przecież żyliśmy w komunizmie 45 lat) ten stan rozumieją i akceptują i tylko taką władzę szanują, która nosi w sobie atrybuty tejże władzy, czyli pokazuje obywatelom, że nimi WŁADA. Nie przepisy władają wówczas obywatelami, tylko WŁADZA. My, wychowani w kulturze WSCHODU, to rozumiemy. To nam się podoba!

No dobra, mamy prawo STANOWIONE i PRAWO WYKONYWANE lub NIE. I tyle?
Otóż, nie. Obecny rząd pokazał jeszcze inną formę prawa: PRAWO NIEISTNIEJĄCE. Na bazie PRAWA NIEISTNIEJĄCEGO rząd bowiem każe nam:
  • nosić odpowiednie elementy ubioru,
  • używać aplikacji śledzących nas samych,
  • zostać w domach przez 2 tygodnie bez prawa wychodzenia (areszt domowy),
  • donosić na znajomych (z kim się widziałeś).

Ponadto w ramach PRAWA NIEISTNIEJĄCEGO, rząd zakazuje nam kolejno:
  • wchodzić na cmentarze (zdaniem posła Terleckiego nie było takiego prawa, ale to wiemy, rozmawiamy bowiem o PRAWIE NIEISTNIEJĄCYM),
  • wchodzić do parku (to przejdzie do annałów idiotyzmów prawa),
  • chodzić na mecze,
  • pływać,
  • prowadzić działalność konferencyjną,
  • koncertować,
  • rozwijać masę mięśniową na Schwarzeneggera,
  • a teraz nawet wchodzić do sklepu między 10:00-12:00, jeśli nie mamy 60 lat (jawna dyskryminacja ze względu na wiek, zresztą, jak to sprawdzają, Bóg raczy wiedzieć, podobno ... na wygląd, co ... też jest dyskryminacją).

Problem w tym, że to prawa obywatela (konstytucyjne), których nikt nam nie ma prawa ot tak odbierać. Najpierw trzeba by zmienić konstytucję (nic o zmianach nie wiem), potem napisać jakąś ustawę (nic o takowej nie wiem), dopiero na bazie ustawy można pisać jakieś rozporządzenia. 

Tymczasem rząd Morawieckiego zaczął od ROZPORZĄDZEŃ! 

To po co w sprawach uboju rytualnego, zwierząt futerkowych, 13. lub 14. emerytury, tarcz antykryzysowych, itp. pisać ustawy? Niech rząd wydaje tylko rozporządzenia! 

Widzisz, że to to samo? Bo ja widzę!

Stan zagrożenie epidemicznego (czy słuszny, czy nie, nie mnie roztrząsać) stanowi dziś pretekst do ZARZĄDZANIA PAŃSTWEM PRZEZ DEKRETY, bo czymże innym (wobec braku ... podstawy prawnej) są te rozporządzenia, jak nie dekretami. Tego bał się bał nawet sam mistrz Stalin, od czasu do czasu szukając podstawy prawnej do swoich działań, w tym m. in. do procesów politycznych. Nasi się nie boją.

Oznacza to, że mamy dziś WŁADZĘ SILNĄ, bo niebojącą się niczego, nawet postępowania bez podstawy prawnej swoich działań. To musi budzić szacunek, ale też - mimo tego szacunku - widać, że władza sama szuka (ustawa o bezkarności) jakiegoś sposobu, aby swoje nielegalne (acz przy akceptacji społecznej - ludzie wszak się boją, ponadto mają - o czym wyżej - szacunek do władzy) działania jednak zalegalizować. 

Bo - choć pewnie zdaniem posła Terleckiego to nieprawdopodobne, wręcz tak niemożliwe, że aż nie warto się tym zajmować - kiedyś może jednak ... rządzić ktoś inny, ktokolwiek. I ten KTOŚ INNY, o ile nie będzie to Platforma O. (jest prawie na pewno jakieś wzajemne porozumienie z obecną władzą o nieszkodzeniu sobie), może zacząć sprawdzać legalność tego, co postanowiono za poprzedników ...

Ku przestrodze silnej władzy!

PS. A my, obywatele, musimy (mimo, że to PRAWO NIEISTNIEJĄCE, ale EGZEKWOWANE) stosować się do tych kretyńskich zaostrzeń. I jakoś nam to idzie. O ile nie prowadzimy biznesów, które dziś są zamknięte w całości lub częściowo (siłownie, aquaparki, branża eventowa, hotele, restauracje). Bo ci prowadzący te biznesy mają dziś malutki problemik, a wobec wystraszenia społeczeństwa co do gromadzenia się oraz (za chwilę) co do pewności otrzymywania wynagrodzenia, ten problemik może potrwać i kilka lat.

sobota, 17 października 2020

Dziś o ryzyku. Allegro jak Facebook

Nie ulega wątpliwości, że zachowania inwestorów giełdowych nie sprowadzają się tylko do fundamentów. Dla inwestorów giełdowych w podejmowaniu ich decyzji kupuj/sprzedaj ważne są też takie kwestie jak:

  • wiara w moc marki;
  • wsłuchiwanie się w dobre i złe wiadomości;
  • nowoczesność komunikacji zarządów z akcjonariuszami;
  • własna ocena przyszłych perspektyw;
  • pozytywne bądź negatywne nastroje wokół marki.

Nie ulega też wątpliwości, że nastroje uczestników giełdy bywają lepsze lub gorsze w dość gwałtownych reakcjach, i to - w połączeniu z małą płynnością niewielkiej ilości akcji poddanych obrotowi w relacji do całości kapitału - decyduje o reakcjach i wycenach. 

Czy wycenę giełdową (małej ilości akcji poddanych obrotowi) powinniśmy rozkładać na całość kapitału? Są dwie opcje:
  • tak, bo jest to przecież jedyna realna wycena rzeczywistego rynku;
  • nie, bo rynki wraz ze swoim nosem mogą być przecież zakatarzone, a w skrajnych wypadkach mogą mieć nawet silną anginę.

Zasadniczo ceny akcji na GPW wydają się rozsądne, przy czym pytanie zawsze jest, co to znaczy: rozsądne? Powiązane z wartością majątku? No tak, to jedno z podejść do wyceny przedsiębiorstw. Powiązane z generowanymi zyskami? Tak, to jedno z podejść do wyceny przedsiębiorstw. Ale, zaraz, zaraz! - powie sceptyk. Jego zdaniem takie podejścia nie uwzględniają przyszłości, perspektyw, możliwości rozwoju, itp. I bądź tu mądry!

Nie ma jednakże wątpliwości, że rynek czasem sam (z pewną pomocą instytucji finansowych i banków będących tzw. gwarantami emisji - ale to temat na osobną opowieść) kreuje dość oczywiste bańki. Na przykład przy debiucie Facebooka na giełdzie amerykańskiej, wycena akcji została podkręcona tak, że popularny wskaźnik C/Z (cena do rocznego zysku) kształtował się na poziomie 100. Tłumacząc to na język polski napiszę, że to tak, iż gdyby Facebook miał cały czas takie zyski jak w momencie debiutu, to zainwestowany w akcje każdy dolar zwróciłby się inwestorom (w postaci wzrostu wartości księgowej lub dywidendy) już za ... 100 lat. Oczywiście można założyć, że inwestorzy wierzyli, iż te zyski jednak będą (za ich pieniądze) rosły. Nic takiego jednak się nie wydarzyło, a za debiutem Facebooka po jakimś czasie w USA ruszyło śledztwo. 

Tymczasem u nas w warunkach kompletnej suszy (mam na myśli suszę IPO na GPW, nie za oknem) ruszył debiut Allegro! I co? Ano to:
  • akcje na debiucie kosztowały 70 zł;
  • dziś kosztują 81,45 zł;
  • zyski Allegro za ostatni rok obrotowy (2019) wynosiły 390 mln euro, czyli wg kursu na koniec roku (4,2585) 1 mln 660 tys. zł;
  • zysk na 1 akcję wynosił 0,026 euro, czyli 0,111 zł;
  • wartość majątkowa (aktywa przedsiębiorstwa pomniejszone o zobowiązania) Allegro na koniec 2019 r. wynosiła 6 mld 670 mln euro, czyli 28 mld 404 mln zł;
  • wartość majątkowa na 1 akcję wynosiła 0,435 euro, czyli 1,852 zł.

Czyli:
  • wskaźnik C/Z na akcjach Allegro wynosił na debiucie 630;
  • obecnie wynosi 733;
  • oznacza to, że dzisiejsza inwestycja w akcje Allegro powinna się zwrócić inwestorom w postaci zysku (jeśli cały czas będzie taki jak w 2019 r.) już za ... 733 lata!

Czyli:
  • wskaźnik C/WK (cena do wartości księgowej, czyli majątkowej) na akcjach Allegro wynosił na debiucie 38;
  • obecnie wynosi 44;
  • oznacza to, że dzisiejsza wartość rynkowa akcji Allegro (na GPW) 44-krotnie przewyższa wartość majątkową tego podmiotu.

Dziś, wg wartości rynkowej (na GPW) Allegro jest największą polską spółką. Większą od Orlenu, PGE, PZU oraz wszelkich innych firm państwowych i prywatnych. Wg wartości majątkowej jest z kolei spółką ... przeciętną, a wg wartości zysków ... kompletnie pomijalną. Taki KGHM w szczytowym okresie (2011 r.) potrafił zarobić ok. 12 mld zł, czyli ... 30 razy więcej niż Allegro rok temu.

Moim zdaniem mamy więc do czynienia z naszą narodową (to ulubione słowo naszych czasów) bańką spekulacyjną, co więcej: sześciokrotnie mocniej przewymiarowaną niż Facebook w USA.

Ale co to inwestorów obchodzi? Oni kupują jak oszalali?

A może to ja się nie znam? Może dziś właśnie nie ma znaczenia wartość materialna, czy realne zyski, ale wiara, nadzieja i miłość do marki? Może...

Nie przeczę, że ja, jako kontroler finansowy i analityk z zawodu, bardzo lubię się opierać na faktach, konkretnych liczbach i zrealizowanych (tu lub tam) osiągnięciach. Niespecjalnie wierzę w różne pięknie napisane marketingowe prognozy lub w niesamowitą wartość niematerialną biznesów. Wiem, ona istnieje, jest zresztą przecież utrzymywana przez wiarę, na tej wierze też można zarabiać łapiąc innego frajera, ale jednak ... lubię konkrety. A plany akceptuję, jeśli są podparte benchmarkiem. 

Ale może to ja się nie znam?

piątek, 16 października 2020

Biznes jak kotka na rozgrzanym blaszanym dachu

Na razie w walce z wirusem stosujemy typowe catenaccio Michniewicza: bronić się, bronić się i załatwiamy ich jedną kontrą. Z Włochami się udało. Raz. 

A dziś treneiro Michniewicz jest na totalnym zakręcie swojej kariery. Zatrudniła go Legia, choć pewnie ona sama nie wie dlaczego i po co, tak jak i nie wie dlaczego wcześniej zwolniła Vuko, który sprawił, że warszawskim gwiazdom (chwilowo) się chciało. A zwolnił Michniewicza za to Boniek, który chyba miał dość kompletnie nieudanego łączenia funkcji trenera klubowego i reprezentacji młodzieżowej. 

W efekcie Legia gra już dziś o nic, reprezentacja młodzieżowa raczej też, a Michniewicz pewnie pilnie studiuje zapisy swojego kontraktu - w szczególności te fragmenty, które dotyczą odszkodowania za przedwczesne zwolnienie.

Takie samo catenaccio przyjęliśmy w walce z wirusem. Walczymy z nim wyłącznie pasywnie, próbując go uniknąć. Cały czas w tej grze przegrywamy. Więcej: prognozy są takie, że za miesiąc, no, może dwa, na kwarantannie pewnie będzie 38 mln Polaków - łącznie z niemowlakami, a wirus ... nie zniknie. To ostatnie jest zresztą pewne. Paradoksalnie: zbyt wolno zabija nosicieli, nie to, co ebola.

Stawiam więc tezę, że NIE WYGRAMY Z TYM WIRUSEM. Za to z całą pewnością PRZEGRAMY GOSPODARCZO! W końcu mistrzami catenaccio są tylko Włosi. Pozostali prędzej czy później ... tracą bramki.



Biznes dziś jest jak kotka na blaszanym rozgrzanym dachu. Nie wie, czy trwać, czy się zwijać, na pewno nie będzie inwestował, a nikt mu nie może powiedzieć, jak długo to szaleństwo potrwa.

Na dziś zamykane są:

- siłownie;

- baseny;

- stadiony;

- hotele;

- firmy szkoleniowe;

- firmy eventowe;

- i w jakiejś mierze restauracje.



Nie ma też widoków na kolejną tarczę. Budżet nie ma już pieniędzy...  Nie jest dobrze...

A może by tak warto przejść do ofensywy. Wiem to nie jest polskie (patrz: mecz z Holandią), ale chyba ... nie ma innego wyjścia. Już i tak przegrywamy.


Ja jestem uczciwym ekonomistą. Zamawialiście kryzys, to będziecie go mieli! Przyszłość jest znana

— Ja jestem uczciwym sędzią — mawiał pewien arbiter międzynarodowy w Piłkarskim pokerze. — Zapłacili za 3-0, więc będzie 3-0!


— Jak mam dojechać do pracy, jak miejsc w autobusach nie będzie? — pyta w przestrzeni publicznej internauta nr 1.

— Nie martw się, za chwilę nie będziesz miał tego problemu! — odpowiada internauta nr 2.

Myślę, że internauta nr 2 (przytaczam autentyczny dialog w komentarzach pod artykułem o ograniczeniach na znanym portalu) ma rację. Za chwilę wiele osób nie będzie miało problemu polegającego na wyborze sposobu dojazdu do pracy.



Zasadniczo w modelach ekonomicznych zakłada się, że przyszłość jest nieznana. Po prostu przyjmuje się odpowiednie poziomy ryzyka, że planowane w przyszłości zdarzenia i dane mogę się nieco odchylić od założeń. 

Tymczasem w obecnej sytuacji można przyjąć śmiało założenie modelowe, że przyszłość ... jest znana, przynajmniej ta gospodarcza. I nie są to dobre wiadomości.

Mamy 3 filary (stymulatory produkcji) PKB. Są to:

- konsumpcja (produkcja wewnętrzna);

- eksport (produkcja zewnętrzna);

- inwestycje.

Rozbierzmy to na czynniki pierwsze.

poniedziałek, 12 października 2020

Skąd się wzięły dbające o swój wygląd korpobankomaty? To wszystko wina kobiet!

 — To wszystko wina kobiet  — ta teza chodzi za mną ostatnio i dotyczy niemal wszystkiego, w tym przede wszystkim ... koronawirusa. Czy wpadam w paranoję? Chyba jednak nie. Spróbuję to wytłumaczyć.


Kiedyś, we wspaniałych dobrych czasach, w cenie dla kobiet byli prawdziwi mężczyźni. Tacy, co i stodołę postawią, i samochód naprawią, i gwoździa przybiją, a wieczorem na deser przybiją ... No dobra, domyślcie się sami.

Kiedyś, we wspaniałych dobrych czasach, kobieta zajmowała się tym, co ma w genach, czyli najpierw dbaniem o swojego mężczyznę, oczywiście do czasu urodzenia swemu mężczyźnie dzieci. Wówczas nieco jej się priorytety przestawiały, ale tylko nieco.

Oczywiście obraz to mocno przerysowany, stereotypowy, niemniej nie ma wątpliwości, że kiedyś mężczyzna, aby zaimponować kobiecie, musiał coś męskiego umieć robić. Dziś już tak nie jest. Dlaczego?

— To wszystko wina kobiet  — przypominam.

— Ale dlaczego?  — pyta echo.

— Ano dlatego, że dziś kobieta (z natury i z doświadczeń z wielowiekowych bojów o byt swój i swoich dzieci) jest znacznie ambitniejsza od swojego chłopa, ponadto - co gorsza - bardzo często bywa też od niego mądrzejsza. O ile tego chłopa posiada w ogóle, rzecz jasna, bo generalnie, nie ma takiej życiowej potrzeby. Dziś kobieta potrafi jeździć samochodem, zatankować samochód, obsługiwać komputer, napisać artykuł, wysłać deklarację pit lub wat coś tam, wyremontować mieszkanie (jak ta blondi dla HGTV), wymienić żarówkę, i te pe. W związku z czym prawdziwy mężczyzna nie jest jej do niczego potrzebny. Co najwyżej mógłby się przydać jako maskotka lub - tu ewolucja jeszcze nie zabłądziła zupełnie - bankomat. Ponieważ takich kobiet potrafiących dziś wiele jest w kraju miliony, ma to logiczny wpływ na zachowania milionów mężczyzn, którzy chcieliby je ... Znów musicie domyśleć się sami, co.

— Jaki wpływ?

— Ano taki, że mężczyźni dostosowują się do potrzeb. Dbają o swoje fryzury, stosują odpowiednie kosmetyki na rano i na wieczór, na lato i na zimę, realizują czelendże na dedlajny jako kijekałnci w korporacji i z niesłychanym niegdyś zacięciem dbają o swoje zdrowie.

— No a co to wszystko ma wspólnego z koronawirusem?

— Otóż ma, i to wiele wspólnego. Kiedyś polityką rządzili mężczyźni, dziś kobiety mają prawo głosu, i to - o zgrozo - liczone tak samo jak prawo mężczyzn. A skoro mężczyźni rządzący polityką musieli być męscy i odważni do bólu, nie zwracali oni wówczas żadnej uwagi na jakieś małe wirusy. Podważałoby to ich męskość. Tak było np. w trakcie I wojny światowej, gdy pandemia hiszpanki dziesiątkowała wojska. Nie miało to jednak żadnego wpływu na plany strategiczne, marszowe i bojowe tegoż wojska. A dziś polityką rządzą strachy społeczne. W dodatku korpomężczyźni są bardziej przerażeni ryzykiem złapania "korony" niż kobiety w ciąży. Stąd mamy różne lokdałny. Stąd na mecz kadry w Gdańsku (ten towarzyski) przyszło ok. 1700 widzów. Gdzie byli ci, co nie przyszli? Wybrali telewizor, bo ... tak bezpieczniej. Stąd nie chodzimy dziś do kina, do marketu, niektórzy nawet przestali chodzić na spacery. I nie oceniam tu, czy koronawirus jest niegroźny/groźny/bardzo groźny/niepotrzebne skreślić. Chciałem wskazać na nietypowość zachowań współczesnych wobec zachowań przeszłych. I tyle. Bez oceniania.

Bo w końcu:

— To wszystko wina kobiet!

Ekonomiaplussport on tour w Gorzowie i Lesznie. Koniec sezonu żużlowego, w którym też uczestniczyliśmy

Zakończył się skrócony sezon żużlowy, niezwykle udany personalnie dla Bartosza Zmarzlika (2. tytuł mistrza świata) oraz drużynowo dla Unii Leszno (18. tytuł mistrza Polski).

W tym dziwnym sezonie nasz blog miał okazję być na stadionie indywidualnego mistrza świata i drużynowego wicemistrza Polski, jakże by inaczej, na meczu derbowym: Stal Gorzów - Falubaz Zielona Góra. Mecz przez ograniczenia oglądała tylko połowa dopuszczalnej widowni, nie było na nim też fanów gości. Nasz blog odwiedził też miasto mistrza Polski.

Ale mimo to mała porcja zdjęć dowodząca, że nie pominęliśmy tego trudnego, ale jakże ciekawego sezonu. Najpierw zdjęcia ze stadionu w Gorzowie, ze względu na marne oświetlenie głównie ... sprzed meczu:










sobota, 10 października 2020

Będzie kryzys jak "ta lala". Najbardziej ucierpi branża rozrywkowa

 


Na razie rządzi nami, naszym życiem i gospodarką

STRACH PRZED CHOROBĄ!

Dlaczego tak sądzę? 

Posłużę się przykładem sportowym:

  • Obostrzenia wirusowe pozwoliły na towarzyski mecz reprezentacji Polski w Gdańsku wpuścić widzów w ilości odpowiadającej 25 proc. miejsc na widowni. To ok. 11 tys. biletów. Ostatecznie biletów sprzedano ok. 1600, a razem z osobami funkcyjnymi i zaproszonymi mecz oglądało ok. 2000 widzów. Przypominam, że mowa o meczu reprezentacji Polski. Sytuacja to niesłychana.

Ale już niedługo strach przed chorobą przestanie dominować, a pojawi się zjawisko nieznane w ostatnich kilku latach, ale dobrze pamiętane z pierwszych lat transformacji, czyli

STRACH PRZED UTRATĄ PRACY I DOCHODÓW!

Dlaczego tak sądzę? 

Posłużę się przykładem handlowym:

  • Centa handlowe dostały po zębach na "dzień dobry" bardzo mocno. Potem nastąpiło odbicie. Ale to odbicie nadal oznacza od 20 do 40 proc. (w zależności od lokalizacji) klientów mniej niż w czasach "przed pandemią".
Jeśli komuś się wydawało, że przejdzie po nas koronawirus, a potem wszystko wróci do stanu "przed", to z całą pewnością się myli. Tak nie będzie. Na dziś bezrobocie nie wzrosło znacząco, gdyż działa tzw. tarcza finansowa (obligo zatrudnienia za subwencję), działa też jeszcze "optymizm rynków", ale za kilka miesięcy zarówno jedno jak i drugie będzie wspomnieniem. Co wówczas?

Ano wówczas:
  • Firmy prywatne, które uznają, że spadek ich przychodów może okazać się długotrwały, zaczną zwalniać pracowników.
  • Firmy państwowe, które zabrną w pętlę między wynikami, a oczekiwaniami politycznymi, też będą musiały zredukować zatrudnienie, głownie w górnictwie (branża będąca liderem wynagrodzeń) oraz energetyce (drugie miejsce). Nawet jeśli nie dojdzie do znacznych redukcji kadrowych, prawdopodobnie dojdzie do zawierania porozumień o ... obniżce pensji. Tak, mowa o tych dawno niewidzianych w Polsce rozwiązaniach!
  • Siłą rzeczy już nadwyrężony budżet przez rozmaite tarcze i "walkę z wirusem" dostanie znacząco mniej wpływów z podatków niż to planował. Po jakimś czasie budżetówka będzie musiała ... zredukować zatrudnienie lub przynajmniej ... zmniejszyć pensje.
  • Podobny mechanizm będzie miał miejsce w samorządach, te z kolei będą musiały ciąć w spółkach miejskich, urzędach i ... szkołach.
  • W ten sposób za rok, a najdalej za dwa na rynku pojawi się znów mnóstwo bezrobotnych, z tą różnicą do czasów minionych dekady temu, że tym razem młodzi nie wyjadą do Londynu lub Amsterdamu lub Hamburga, bo tam ... będzie podobnie.
  • W ten sposób zamiast spodziewanego małego kryzysu, ot, lekkiego i naturalnego wpływu cyklu koniunkturalnego będziemy mieli ..., uderzenie młota. I jak rąbnie, to skutecznie. Nie trochę, ale porządnie.

No cóż, wówczas znów będą się opłacały szkolenia:
  • Jak zrestrukturyzować firmę?
  • Jak skutecznie (czytaj: bez awantury) zwolnić pracownika?
  • Jak zlikwidować biznes?
oraz pojawią się ogłoszenia:
  • Upadłości - zadzwoń ...
  • Bank wypowiedział ci kredyt - zadzwoń ...
  • Tani rozwód - zadzwoń ...

W kogo to uderzy najmocniej? Moim zdaniem w:
  • studentów - już zniknęły popularne dla nich miejsca pracy "na dorabianie";
  • nauczycieli - może się okazać, że jest ich za dużo, ponadto władza ich "nie lubi" i poświęci ich (rękoma samorządów) bez mrugnięcia okiem;
  • pracowników firm szkoleniowych;
  • pracowników hoteli, restauracji, całej w zasadzie branży "eventowej".

Ale NIKT nie może się czuć pewnym. A skoro tak jest, to KAŻDY ograniczy swoje wydatki na rozrywkę, turystykę i podobne. Co właśnie ... pogłębi ten kryzys.

I w tym momencie wchodzą ... podnoszące koszty przedsiębiorstw i uderzające w finanse ludności rozwiązania, mianowicie:
  • od 10 listopada 2020 - PPK dla dwóch tur (druga i trzecia);
  • od 1 stycznia 2021 - rynek mocy w rachunkach za energię elektryczną.

Cóż, rządowi gratuluję optymizmu.

Obym był kiepskim prorokiem!

 

niedziela, 4 października 2020

Narty. Będzie sezon tylko dla zapaleńców?

Puste stoki będą czekały na narciarzy?

Tak (patrz niżej) wyglądają zalecenia na najbliższy sezon narciarski, także w Polsce - przy czym szczegółowe ograniczenia (np. odnośnie przepustowości wyciągów) nie są jeszcze znane:

"Co ty możesz zrobić by zwiększyć swoje i innych bezpieczeństwo na stokach w czasach COVID-19?

  • Unikaj popularnych terminów, takich jak ferie zimowe i Boże Narodzenie.
  • Unikaj wyjazdów na narty w weekendy.
  • Nocuj najlepiej w apartamentach gdzie będziesz mógł samodzielnie przygotować posiłek, unikniesz zbędnego kontaktu z innymi ludźmi.
  • Nie szalej podczas après-ski - trzymaj się jednego baru, aby zminimalizować kontakt z innymi. W wielu krajach apres ski w tym sezonie będzie bardzo ograniczone. Zero głośnej muzyki, obsługa tylko przy stolikach.
  • Zostań na zewnątrz, więc im więcej czasu spędzasz na dworze, tym lepiej.
  • Południowy posiłek przygotuj na kwaterze i bezpiecznie zjedz na stoku.
  • Nauka jazdy na nartach - wybierz lekcje prywatne by uniknąć grup nieznajomych!"


Komentarz instruktora:

"Unikaj popularnych terminów i weekendów" - fajnie się mówi, tyle, że wiele osób w Polsce tylko w tych terminach ma czas na taką (narty) rozrywkę. Ponadto narty to sport towarzyski oraz rodzinny. Jedzie się razem wówczas, gdy wszyscy mają wolne, a najczęściej oznacza to weekendy, ferie lub święta. I - trzeba trafu - wówczas ośrodki narciarskie przeżywają tzw. boom.

"Nocuj tam, gdzie nie wydają posiłków" - jednym pasuje, innym (wygodnym, a tych jest ... coraz więcej) - nie. Finance coporate sales key account director (czy jak się to tam w wielkim świecie nazywa) z Warszawy nie po zarabia przez cały rok, aby na feriach w kurorcie narciarskim w hotelu SPA ... robić sobie kanapki.

"Trzymaj się jednego baru" - to jest do zrobienia, byle nie ... cały dzień. Kiedyś przecież trzeba ... wytrzeźwieć. 

"Zostań na zewnątrz" - to czasem jest ... nie do zrobienia. Autorów zaleceń informuję, że pogoda zimą bywa różna, a czasem może być mokro, śnieżnie, wietrznie lub po prostu ... zimno. Jak zimno? Ano już przy piętnastu stopniach, oczywiście na minusie, nie będzie łatwo "zostać na zewnątrz".

"Jedz swoje kanapki" - o tym już było.

"Wybierz lekcje prywatne" - tu nie protestuję. Możesz wybrać też najlepszego na świecie prywatnego instruktora:

http://instruktor.info.pl/

Ale, tak generalnie, to obawiam się, że z frekwencją na stokach będzie jak z frekwencją na stadionach. Mimo restrykcji prawnych mało który klub wyprzedał na jakiś mecz komplet ograniczonej puli biletów.

Narty? Ludzi, którzy kochają narty jest wielu - wierzę. Ale równie wielu, a może i więcej, jest ludzi, dla których narty są:

  • fajną, acz jedną z wielu form spędzania wolnego czasu;
  • dodatkiem do hotelu SPA;
  • dodatkiem do spędzania czasu z rodziną, znajomymi, itp.
Dla tej drugiej grupy spodziewane restrykcje spowodują ograniczoną atrakcyjność wyjazdu narciarskiego, a więc i pewnie decyzję o odłożeniu tego wyjazdu "na lepsze czasy".

I pewnie tak będzie... Za to na stokach powinno być puściej. Cóż, chętnych zapraszam, o ile sezon nie zostanie sparaliżowany całkowicie.
Twój instruktor lubi zimę


czwartek, 1 października 2020

Plan Sasina na koronawirusa contra reformy w Nowej Zelandii

 

Czy państwo potrafi zarządzać firmami?
Minister Sasin przedstawił plan wzmocnienia polskiej gospodarki po koronawirusie:

"Państwowe spółki dostały wyraźny polityczny sygnał, by zacieśniać obrót pieniądza między sobą, co ma minimalizować wypływanie kapitału z Polski.

Tam, gdzie to tylko możliwe, mają realizować wspólne projekty biznesowe, badawcze i rozwojowe, a jednocześnie unikać konkurowania ze sobą.

Angażowany przez nie kapitał ma w jak największym stopniu zasilać inne państwowe spółki, z czego miałaby korzystać polska gospodarka."


Tymczasem - wg artykułu Tomasza Cukiernika do Do Rzeczy o Nowej Zelandii:

"W 1984 r. kraj na antypodach po dekadach coraz głębszego etatyzmu, protekcjonizmu i interwencjonizmu państwowego znalazł się w bardzo nieciekawej sytuacji. Omnipotentne państwo szeroko angażowało się w prowadzenie działalności gospodarczej. Władze zajmowały się nie tylko edukacją, służbą zdrowia i sprawami socjalnymi, lecz także zarządzały takimi gałęziami gospodarczymi jak poczta i telekomunikacja, transport, kopalnie, sektor naftowy, gazowy, energetyczny, bankowy czy ubezpieczeniowy, budowa domów, produkcja filmów, turystyka, lasy. Było to bardzo nieefektywne i drenowało finanse państwa (...) rosły podatki, wydatki publiczne i biurokracja, a tempo wzrostu gospodarczego było poniżej 1 proc. Wzrastały także inflacja, zadłużenie publiczne i bezrobocie."


Cóż na to rzec? Ano tylko tyle, że Polska właśnie ... w 100 proc. realizuje tę politykę gospodarczą. Przy czym rośnie zadłużenie, ale jak do tej pory tempo wzrostu gospodarczego było dobre, bezrobocie niskie, inflacja - też. Jak będzie dalej - zobaczymy!

A co zmieniono w efekcie kryzysu w Nowej Zelandii? Ano ... niemal wszystko:

"W 1984 r. wiele branż gospodarki znajdowało się pod bezpośrednim zarządem departamentów rządowych i samorządowych. Dlatego w pierwszym etapie reform przekształcono je w przedsiębiorstwa państwowe, by w drugim jednostki te sprywatyzować [MS: w Polsce to słowo ma bardzo złe konotacje]. Już pierwszy etap dał pozytywne efekty, a drugi okazał się wielkim sukcesem. 

Jednak największą nowozelandzką reformą była deregulacja i liberalizacja gospodarki. Ograniczono interwencje rządu na rynku. Zlikwidowano większość koncesji, zezwoleń, licencji oraz wszelkie dotacje dla firm [MS: w Polsce "rynek dotacyjny" kwitnie, ma się dobrze i dynamicznie się rozwija, dziś nie warto ot tak prowadzić biznesu, trzeba zdobyć dotację na "innowacyjność"], do eksportu i w rolnictwie. 

W rezultacie produkcyjność gospodarstw rolnych rosła w tempie 6 proc. rocznie. Po 20 latach od zmian krowy dawały o jedną trzecią więcej mleka, a produkcja jagniąt wzrosła o 12 proc. mimo że pogłowie owiec spadło o 40 proc. To efekt tego, że wcześniej owce były hodowane głownie w celu otrzymania dotacji.

W Nowej Zelandii zmniejszono też i uproszczono podatki."


I najciekawsze:

"Na antypodach udało się nawet znacznie zredukować biurokrację. W latach 1984-1994 liczbę urzędników państwowych zmniejszono z 88 tys. do 34 tys. Zlikwidowano lub znacznie zmniejszono wiele departamentów rządowych oraz 50 agencji pararządowych. Ministerstwo transportu zredukowało zatrudnienie z 5,6 tys. osób do 53. Administracja lasów państwowych spadła z 17 tys. do 17 osób."


Czy jest w Polsce jakaś partia głosząca tak radykalnemu zaprzeczeniu praw Parkinsona?

Całości nie oceniam. My się ciągle miotamy między totalną prywatyzacją za bezcen (poprzednie rządy), a totalnym etatyzmem (obecne). Nie ma chyba żadnego planu długofalowego. Ponadto nasz rząd jest pewien, że "PAŃSTWOWE JEST LEPSZE" i tego się trzyma. Ale chyba nawet część ministrów ma wątpliwości, czy będą potrafili efektywnie zarządzać ... każdą dziedziną życia Polaków.

Na razie rząd po paru latach wspierania górnictwa nagle doszedł do wniosku, że ... trzeba to górnictwo położyć. Co charakterystyczne, nie podjął się żadnej reformy poprawiającej efektywność zarządzania państwowego przecież molocha. Sam nie wierzył, że potrafi branżą efektywnie zarządzać? 

No właśnie!

J. Clarkson:
"Gdyby to państwo budowało londyński The Shard,
nie działaby w nim windy!