— To wszystko wina kobiet — ta teza chodzi za mną ostatnio i dotyczy niemal wszystkiego, w tym przede wszystkim ... koronawirusa. Czy wpadam w paranoję? Chyba jednak nie. Spróbuję to wytłumaczyć.
Kiedyś, we wspaniałych dobrych czasach, w cenie dla kobiet byli prawdziwi mężczyźni. Tacy, co i stodołę postawią, i samochód naprawią, i gwoździa przybiją, a wieczorem na deser przybiją ... No dobra, domyślcie się sami.
Kiedyś, we wspaniałych dobrych czasach, kobieta zajmowała się tym, co ma w genach, czyli najpierw dbaniem o swojego mężczyznę, oczywiście do czasu urodzenia swemu mężczyźnie dzieci. Wówczas nieco jej się priorytety przestawiały, ale tylko nieco.
Oczywiście obraz to mocno przerysowany, stereotypowy, niemniej nie ma wątpliwości, że kiedyś mężczyzna, aby zaimponować kobiecie, musiał coś męskiego umieć robić. Dziś już tak nie jest. Dlaczego?
— To wszystko wina kobiet — przypominam.
— Ale dlaczego? — pyta echo.
— Ano dlatego, że dziś kobieta (z natury i z doświadczeń z wielowiekowych bojów o byt swój i swoich dzieci) jest znacznie ambitniejsza od swojego chłopa, ponadto - co gorsza - bardzo często bywa też od niego mądrzejsza. O ile tego chłopa posiada w ogóle, rzecz jasna, bo generalnie, nie ma takiej życiowej potrzeby. Dziś kobieta potrafi jeździć samochodem, zatankować samochód, obsługiwać komputer, napisać artykuł, wysłać deklarację pit lub wat coś tam, wyremontować mieszkanie (jak ta blondi dla HGTV), wymienić żarówkę, i te pe. W związku z czym prawdziwy mężczyzna nie jest jej do niczego potrzebny. Co najwyżej mógłby się przydać jako maskotka lub - tu ewolucja jeszcze nie zabłądziła zupełnie - bankomat. Ponieważ takich kobiet potrafiących dziś wiele jest w kraju miliony, ma to logiczny wpływ na zachowania milionów mężczyzn, którzy chcieliby je ... Znów musicie domyśleć się sami, co.
— Jaki wpływ?
— Ano taki, że mężczyźni dostosowują się do potrzeb. Dbają o swoje fryzury, stosują odpowiednie kosmetyki na rano i na wieczór, na lato i na zimę, realizują czelendże na dedlajny jako kijekałnci w korporacji i z niesłychanym niegdyś zacięciem dbają o swoje zdrowie.
— No a co to wszystko ma wspólnego z koronawirusem?
— Otóż ma, i to wiele wspólnego. Kiedyś polityką rządzili mężczyźni, dziś kobiety mają prawo głosu, i to - o zgrozo - liczone tak samo jak prawo mężczyzn. A skoro mężczyźni rządzący polityką musieli być męscy i odważni do bólu, nie zwracali oni wówczas żadnej uwagi na jakieś małe wirusy. Podważałoby to ich męskość. Tak było np. w trakcie I wojny światowej, gdy pandemia hiszpanki dziesiątkowała wojska. Nie miało to jednak żadnego wpływu na plany strategiczne, marszowe i bojowe tegoż wojska. A dziś polityką rządzą strachy społeczne. W dodatku korpomężczyźni są bardziej przerażeni ryzykiem złapania "korony" niż kobiety w ciąży. Stąd mamy różne lokdałny. Stąd na mecz kadry w Gdańsku (ten towarzyski) przyszło ok. 1700 widzów. Gdzie byli ci, co nie przyszli? Wybrali telewizor, bo ... tak bezpieczniej. Stąd nie chodzimy dziś do kina, do marketu, niektórzy nawet przestali chodzić na spacery. I nie oceniam tu, czy koronawirus jest niegroźny/groźny/bardzo groźny/niepotrzebne skreślić. Chciałem wskazać na nietypowość zachowań współczesnych wobec zachowań przeszłych. I tyle. Bez oceniania.
Bo w końcu:
— To wszystko wina kobiet!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz