- wiara w moc marki;
- wsłuchiwanie się w dobre i złe wiadomości;
- nowoczesność komunikacji zarządów z akcjonariuszami;
- własna ocena przyszłych perspektyw;
- pozytywne bądź negatywne nastroje wokół marki.
Nie ulega też wątpliwości, że nastroje uczestników giełdy bywają lepsze lub gorsze w dość gwałtownych reakcjach, i to - w połączeniu z małą płynnością niewielkiej ilości akcji poddanych obrotowi w relacji do całości kapitału - decyduje o reakcjach i wycenach.
Czy wycenę giełdową (małej ilości akcji poddanych obrotowi) powinniśmy rozkładać na całość kapitału? Są dwie opcje:
- tak, bo jest to przecież jedyna realna wycena rzeczywistego rynku;
- nie, bo rynki wraz ze swoim nosem mogą być przecież zakatarzone, a w skrajnych wypadkach mogą mieć nawet silną anginę.
Zasadniczo ceny akcji na GPW wydają się rozsądne, przy czym pytanie zawsze jest, co to znaczy: rozsądne? Powiązane z wartością majątku? No tak, to jedno z podejść do wyceny przedsiębiorstw. Powiązane z generowanymi zyskami? Tak, to jedno z podejść do wyceny przedsiębiorstw. Ale, zaraz, zaraz! - powie sceptyk. Jego zdaniem takie podejścia nie uwzględniają przyszłości, perspektyw, możliwości rozwoju, itp. I bądź tu mądry!
Nie ma jednakże wątpliwości, że rynek czasem sam (z pewną pomocą instytucji finansowych i banków będących tzw. gwarantami emisji - ale to temat na osobną opowieść) kreuje dość oczywiste bańki. Na przykład przy debiucie Facebooka na giełdzie amerykańskiej, wycena akcji została podkręcona tak, że popularny wskaźnik C/Z (cena do rocznego zysku) kształtował się na poziomie 100. Tłumacząc to na język polski napiszę, że to tak, iż gdyby Facebook miał cały czas takie zyski jak w momencie debiutu, to zainwestowany w akcje każdy dolar zwróciłby się inwestorom (w postaci wzrostu wartości księgowej lub dywidendy) już za ... 100 lat. Oczywiście można założyć, że inwestorzy wierzyli, iż te zyski jednak będą (za ich pieniądze) rosły. Nic takiego jednak się nie wydarzyło, a za debiutem Facebooka po jakimś czasie w USA ruszyło śledztwo.
Tymczasem u nas w warunkach kompletnej suszy (mam na myśli suszę IPO na GPW, nie za oknem) ruszył debiut Allegro! I co? Ano to:
- akcje na debiucie kosztowały 70 zł;
- dziś kosztują 81,45 zł;
- zyski Allegro za ostatni rok obrotowy (2019) wynosiły 390 mln euro, czyli wg kursu na koniec roku (4,2585) 1 mln 660 tys. zł;
- zysk na 1 akcję wynosił 0,026 euro, czyli 0,111 zł;
- wartość majątkowa (aktywa przedsiębiorstwa pomniejszone o zobowiązania) Allegro na koniec 2019 r. wynosiła 6 mld 670 mln euro, czyli 28 mld 404 mln zł;
- wartość majątkowa na 1 akcję wynosiła 0,435 euro, czyli 1,852 zł.
Czyli:
- wskaźnik C/Z na akcjach Allegro wynosił na debiucie 630;
- obecnie wynosi 733;
- oznacza to, że dzisiejsza inwestycja w akcje Allegro powinna się zwrócić inwestorom w postaci zysku (jeśli cały czas będzie taki jak w 2019 r.) już za ... 733 lata!
Czyli:
- wskaźnik C/WK (cena do wartości księgowej, czyli majątkowej) na akcjach Allegro wynosił na debiucie 38;
- obecnie wynosi 44;
- oznacza to, że dzisiejsza wartość rynkowa akcji Allegro (na GPW) 44-krotnie przewyższa wartość majątkową tego podmiotu.
Dziś, wg wartości rynkowej (na GPW) Allegro jest największą polską spółką. Większą od Orlenu, PGE, PZU oraz wszelkich innych firm państwowych i prywatnych. Wg wartości majątkowej jest z kolei spółką ... przeciętną, a wg wartości zysków ... kompletnie pomijalną. Taki KGHM w szczytowym okresie (2011 r.) potrafił zarobić ok. 12 mld zł, czyli ... 30 razy więcej niż Allegro rok temu.
Moim zdaniem mamy więc do czynienia z naszą narodową (to ulubione słowo naszych czasów) bańką spekulacyjną, co więcej: sześciokrotnie mocniej przewymiarowaną niż Facebook w USA.
Ale co to inwestorów obchodzi? Oni kupują jak oszalali?
A może to ja się nie znam? Może dziś właśnie nie ma znaczenia wartość materialna, czy realne zyski, ale wiara, nadzieja i miłość do marki? Może...
Nie przeczę, że ja, jako kontroler finansowy i analityk z zawodu, bardzo lubię się opierać na faktach, konkretnych liczbach i zrealizowanych (tu lub tam) osiągnięciach. Niespecjalnie wierzę w różne pięknie napisane marketingowe prognozy lub w niesamowitą wartość niematerialną biznesów. Wiem, ona istnieje, jest zresztą przecież utrzymywana przez wiarę, na tej wierze też można zarabiać łapiąc innego frajera, ale jednak ... lubię konkrety. A plany akceptuję, jeśli są podparte benchmarkiem.
Ale może to ja się nie znam?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz