Kronplatz – bajka za niestety bajeczną cenę i dwie kluczowe trasy
Kronpatz to około sto kilometrów tras. Tak mówią foldery. One jednak kłamią, drogi narciarzu. Przyjeżdżasz na tą jedną górę z małym wypaczeniem w postaci odnogi prowadzącej do trasy Piculin (opisane wcześniej) i wmawiasz sobie, że w trakcie urlopu wszystkie możliwości sprawdzisz i zwiedzisz. Przyjeżdżasz potem i mówisz sobie, że zaczniesz od strony miasta Bruneck, bo tam usytuowane są raptem dwie czarne trasy Hernegg oraz Silvester. Bo rano będą dobrze przygotowane, trochę sobie nimi pojeździsz a potem pojedziesz na zwiedzanie reszty ośrodka. Sam siebie narciarzu okłamujesz. Trasy Hernegg oraz Silvester działają bowiem jak narkotyk. Trafiasz tam, jedziesz jedną, potem drugą, potem łącznikami, odnogami i innymi wariantami, pragniesz powtórzyć to raz jeszcze i jeszcze i już … przepadłeś. Ktoś ci mówi, że są inne trasy, w tym nowa czerwona licząca siedem kilometrów do stacji kolejowej, piękne trasy niebieskie, ale ty go nie słuchasz. Masz do dyspozycji zbocze o długości mniej więcej pięciu kilometrów i różnicy poziomów około półtora kilometra i dwie piękne, zróżnicowane, szerokie, niezatłoczone i dość trudne czarne trasy obsługiwane prze piekielnie szybkie wyciągi bez kolejek. Czego chcieć więcej. Nikt cię nie namówi na opuszczenie nawet na moment tej atrakcji, no może poza wizytą na opisywanym Piculinie, ale trochę szkoda czasu na dojazd nieciekawymi zatłoczonymi niebieskimi trasami.
Drogi narciarzu, foldery o Kronplazu kłamią. Ta góra nie składa się z ponad stu kilometrów tras. Ona ma tak naprawdę (nie licząc odnogi i Piculina) tylko dwie trasy (bo na inne i tak nie trafisz), ale za to fantastyczne.
Kronpatz to około sto kilometrów tras. Tak mówią foldery. One jednak kłamią, drogi narciarzu. Przyjeżdżasz na tą jedną górę z małym wypaczeniem w postaci odnogi prowadzącej do trasy Piculin (opisane wcześniej) i wmawiasz sobie, że w trakcie urlopu wszystkie możliwości sprawdzisz i zwiedzisz. Przyjeżdżasz potem i mówisz sobie, że zaczniesz od strony miasta Bruneck, bo tam usytuowane są raptem dwie czarne trasy Hernegg oraz Silvester. Bo rano będą dobrze przygotowane, trochę sobie nimi pojeździsz a potem pojedziesz na zwiedzanie reszty ośrodka. Sam siebie narciarzu okłamujesz. Trasy Hernegg oraz Silvester działają bowiem jak narkotyk. Trafiasz tam, jedziesz jedną, potem drugą, potem łącznikami, odnogami i innymi wariantami, pragniesz powtórzyć to raz jeszcze i jeszcze i już … przepadłeś. Ktoś ci mówi, że są inne trasy, w tym nowa czerwona licząca siedem kilometrów do stacji kolejowej, piękne trasy niebieskie, ale ty go nie słuchasz. Masz do dyspozycji zbocze o długości mniej więcej pięciu kilometrów i różnicy poziomów około półtora kilometra i dwie piękne, zróżnicowane, szerokie, niezatłoczone i dość trudne czarne trasy obsługiwane prze piekielnie szybkie wyciągi bez kolejek. Czego chcieć więcej. Nikt cię nie namówi na opuszczenie nawet na moment tej atrakcji, no może poza wizytą na opisywanym Piculinie, ale trochę szkoda czasu na dojazd nieciekawymi zatłoczonymi niebieskimi trasami.
Drogi narciarzu, foldery o Kronplazu kłamią. Ta góra nie składa się z ponad stu kilometrów tras. Ona ma tak naprawdę (nie licząc odnogi i Piculina) tylko dwie trasy (bo na inne i tak nie trafisz), ale za to fantastyczne.