BESKIDY: CZARNA SERIA TRWA
Jak podaje Dziennik Zachodni, "w tym sezonie GOPR interweniował już 1500 razy. W miniony czwartek śmigłowce ratownicze wzywano 4 razy - do Wisły, Zwardonia i Szczyrku."
No cóż. Po pierwsze mamy jeszcze ferie. Po drugie, i chyba najważniejsze, mamy jeszcze ferie warszawskie. Warszawa to bardzo nieprzyjazne miasto do życia. Ot, takie blokowisko na pustyni. Beton, szkło, zanieczyszczenia, korki, itp. No i każdy, jakże cenny, metr kwadratowy powierzchni wykorzystany na deweloperkę. I w tym wszystkim nie ma miejsca na boiska, przestrzeń, nawet odludne hałdy, gdzie młodzież mogłaby zorganizować dla krzepy jakieś kibolskie ustawki. No i jeszcze ta geografia:
- w góry - 400 km;
- nad morze - 300 km;
- nad jeziora, w których można pływać - 200-300 km.
Do tego dochodzi styl pracy i życia. Siedząca praca finance managera od 10-tej do 20-tej ewidentnie nie sprzyja ruchowi. Potem wizyta w modnym praskim klubie Chmura (zdjęcia dostępne w sieci - polecam) i szybki sen. A następny dzień to samo.
I w pewnym momencie jeeeesssstttt! Urlop. Musimy sobie przypomnieć imiona naszych dzieci i z którą laską z imprezy się chajtnęliśmy (problem z pisownią wyjaśnia PWN - dod. MS) i jedziemy z rodziną na narty do Wisły. Po roku "nicnierobienia". Szansa na szpital: ogromna.
Dobra koniec tych kpin z nielubianego przeze mnie miasta. Tak na serio analiza tak licznych wypadków przynosi jeden konstruktywny wniosek. Właściciele stoków poszli (co zrozumiałe) w stronę komercji, a nie w stronę bezpieczeństwa. Wymieniono stare wyciągi na nowe o wielokrotnie większej przepustowości i pozostawiono ... stare wąskie trasy. Efektem jest nadmierny tłok na stokach. Ponieważ prawdopodobnie nikt sam nie zrezygnuje z własnych zysków, konieczna jest regulacja (taka sama, jak w innych krajach) lub zmiana podejścia przy decyzjach i odbiorach. Trzeba zmniejszyć przepustowość wyciągów lub (co trudniejsze) zwiększyć przepustowość tras. Przecież 4 wyciągi krzesełkowe i dodatkowo 3 orczykowe wspinające się na jeden szczyt - Kotelnicę w Białce, to żart. I kpina z bezpieczeństwa. Zgadza się tylko utarg w kasie. Podobnie "zabito" Czarną Górę w Siennej. Nocna jazda na czerwonej trasie, na którą narciarzy dostarcza sześcioosobowe krzesło, powoduje niesamowite zatłoczenie i normalne w tej sytuacji szybkie "zrąbanie" trasy.
EKONOMIA TO NIE MATEMATYKA - PODNIEŚ CENY, STRACISZ KLIENTÓW
Ten sam Dziennik Zachodni informuje, że drastycznie wzrosła ilość złomowanych pojazdów. W poszukiwaniu przyczyn dziennikarz wskazuje na program 500+ (???), ale i na wzrost cen ubezpieczeń. Wydaje mi się, że właściwa jest ta druga diagnoza. Ludzie zaczęli po prostu patrzeć racjonalnie na fakt posiadania samochodu. Jeśli nie jest on niezbędny, idzie na złom, bo jego utrzymanie stało się zbyt drogie. I tą ścieżką firmy ubezpieczeniowe straciły jakąś część (choć pewnie niewielką) rynku.
POPULIZM CZY RACJONALNE OGRANICZENIE?
Fakt zabrał się za wynagrodzenia członków zarządów spółek z udziałem skarbu państwa. Zdaniem faktu, to skandal, że prezesi mogą zarobić "nawet 132 tys. zł miesięcznie". Problem z interpretacją artykułu sprowadza się do dylematu: czy mamy w Polsce wolny rynek, gdzie spółki i ich właściciele podejmują racjonalne decyzje ekonomiczne i zasadniczo pozyskuje się do zarządów najlepszych fachowców w kraju, czy jakiś socjalizm, gdzie funkcje te się po prostu "rozdaje". Moim zdaniem w ciemno można założyć, że Orlenem kierują najlepsi w kraju fachowcy w branży paliwowej, a PeGaZem najlepsi w branży zbrojeniowej. Więc o co chodzi? Całość znów sprowadza się do już wielokrotnie opisywanego przeze mnie problemu z postrzeganiem wolnego rynku w Polsce (link).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz