Maciej Skudlik
12.01.2014
"...Teraz napiszę o innym
doświadczeniu. Oto uczestniczyłem razem z małżonką w seansie. Nie, nie w seansie spirytystycznym z wywoływaniem duchów i strachów, lecz w
zwykłym sensie filmowym, mającym miejsce w jednym z niezwykle licznych w naszym
kraju multipleksów, czy jak się to mówi. No, wiecie Państwo, takie kino dziesięć w jednym, gdzie
niemal każdy z uczestników na seans filmowy kupuje zestaw czegoś niezwykle chrupiącego plus
wysokokaloryczny napój. Sprawia to, że wizyta w kinie z moją perfekcyjną i
niezwykle słabo skupioną na seansie małżonką jest niezwykłym doświadczeniem. Miast
filmu obserwuję jej nieustanną frustrację i walkę wewnętrzną, czy tych
siedzących dookoła stale gadających, wysyłających esemesy swoimi błyszczącymi
smartfonami, chrupiących i chlupiących ludzi spróbować uciszyć, czy jednak to
nic nie da. Ale między obserwacją tej z góry skazanej na niepowodzenie walki ja
jednak potrafię mimo odgłosów zagłuszających skupić uwagę na ekranie. A tam
puścili „Wilka z Wall Street” z bardzo dobrą rolą Leonardo Di Caprio, tego co
cztery godziny tonął z Titanikiem, wiecie Państwo.
Film opowiadał znaną już z innych
dzieł bajkę, lekko kopiował genialne dzieło Oliviera Stone’a, był lekko przydługi i lekko zbyt wulgarny, ale zawierał co najmniej kilka
fantastycznych scen doskonale opisujących to, czym obecnie zajmuje się tzw.
świat finansów. Mianowicie składa się na ten koktajl cała masa technik
sprzedaży połączonych ze znakomitym public relations oraz stałe kreowanie i
następnie reinwestowanie wirtualnych zysków, gdzie jedyny realny przepływ
pieniądza następuje między tymże światem finansów a jego Klientem, tu
należałoby czytać „dostawcą kapitału”. Pod spodem jest cała masa różnych
technik i produktów prowadzących do celu, film w jednej ze scen wyraźnie na
przykład nawiązał (nie bezpośrednio jednak) do osoby Marka Zuckerberga i
debiutu Facebooka na giełdzie, ale całość można opisać jak wyżej.
Naszło mnie przy okazji kilka
refleksji. Na wstępnie z czego kreatorzy tej zabawy korzystają? Na pewno z amerykańskiego mitu o możliwości szybkiego i łatwego wzbogacenia
uczestników rynku po obu stronach stołu (właśnie mitu, absolutna większość
fortun w USA pochodzi z … dziedziczenia), co niemal łopatologicznie zostało
pokazane. Tak jak i to, na co się uzyskaną fortunę wydaje (czytaj przepuszcza).
Wskazuje to, że teorie o tym, iż należy bardzo chytrym i równocześnie niezbyt
mądrym ludziom dać dużo kasy, to na pewno później ona do „nas” wróci, wcale nie
są pozbawione podstaw, vide liczna reprezentacja ligowych piłkarzy w kasynach.
Wadą filmu był fakt, że nie pokazano istnienia i roli rzeczywistych
beneficjentów całego układu (a na pewno tacy są i oni nie przepuszczają zysków
na narkotyki, nowe pasujące do otoczenia żony, jachty, i inne stworzone w tym
celu pokusy), bo tak naprawdę postać grana przez Di Caprio była tylko kolejną ofiarą. Ale to
temat na osobne rozważania.
Kreatorzy tej zabawy wykorzystują
również skłonność ludzi do mało racjonalnych zachowań, nie tylko ekonomicznych zresztą. W końcu jedno z powiedzeń mówi, że „ludzie
postępują racjonalnie dopiero wówczas, jeśli wszystkie inne metody zawiodą”.
Przykład, proszę bardzo. Obserwuję od pewnego czasu w
sektorze motoryzacyjnym skłonność producentów do teoretycznego zaspokajania u
Klientów potrzeby bezpieczeństwa, często złudnego. Montuje się już we
wszystkich nowych samochodach pasy bezpieczeństwa, poduszki powietrzne, abeesy
(raczej wydłużają drogę hamowania, każdy dobry kierowca chciałby mieć wyłącznik
tego czegoś), eespe i tego typu podobne elementy. A potem można prześledzić, jak ludzie z tego
korzystają. Na przykład w USA
po zainstalowaniu pierwszych poduszek było masę procesów o spowodowanie śmierci małych dzieci przewożonych na przednim siedzeniu oraz dorosłych, którzy nie zapięli się pasami, gdyż nie było informacji, że połączenie działającej poduszki powietrznej (tak naprawdę małej bomby) z brakiem zapiętych pasów bezpieczeństwa stanowi olbrzymie … niebezpieczeństwo.
po zainstalowaniu pierwszych poduszek było masę procesów o spowodowanie śmierci małych dzieci przewożonych na przednim siedzeniu oraz dorosłych, którzy nie zapięli się pasami, gdyż nie było informacji, że połączenie działającej poduszki powietrznej (tak naprawdę małej bomby) z brakiem zapiętych pasów bezpieczeństwa stanowi olbrzymie … niebezpieczeństwo.
Obserwowałem również zachowanie
kierowców na parkingu pod sklepem w pewnej na tyle niedużej miejscowości, że prawie wszyscy się
tam znają. Mieszkańcy znają stróżów prawa, stróże prawa znają mieszkańców, co
generalnie powoduje sytuacje, że wobec miejscowych pewne „drobne” przewinienia
nie są łatwo wykrywane i egzekwowane z całą surowością. Zaobserwowałem tam ciekawe zjawisko. Miejscowi
jadąc po znanych drogach na przykład pięć kilometrów do sklepu w ogóle nie zapinają
pasów w swoich samochodach. Jak już to tylko na przednich miejscach (bo to
widać z zewnątrz), co owocuje takimi zjawiskami, jak przepisowo spięci mama i
tata i całkowicie luźno siedząca dwójka dzieci na tylnym siedzeniu. Standard.
Ci sami ludzie jadąc gdzieś „dalej” w „obcy i wielki świat”, zwłaszcza na autostradach i drogach szybkiego ruchu twardo już przepisów w tym zakresie
przestrzegają. Jest to zachowanie absolutnie niekorespondujące z interesem bezpieczeństwa
uczestników, gdyż według wszelkich badań pasy ratują życie przy niewielkich
prędkościach (do 50 km/h, na terenach zabudowanych), natomiast przy zdarzeniach
dotyczących pojazdów poruszających się ze znaczną prędkością (na terenach
niezabudowanych) tak naprawdę niemal tracą swoje znaczenie.
(...)
Niestety tak samo jest z
inwestycjami finansowymi. Znam ludzi, którzy latami odmawiali sobie wyjazdów
wakacyjnych, ciułali grosz do grosza, tyrali po godzinach, aby następnie jednym
ruchem wpuścić całe oszczędności w poliso-lokatę lub inny fundusz inwestycyjny,
a potem… sami domyślacie się przecież Państwo, co było potem.
Ten fakt braku racjonalności
zachowań ekonomicznych uczestników rynku koresponduje z jeszcze jedną cechą
ludzką. Nie lubimy mianowicie przyznawać się do porażek. Wie to każdy, kto kiedykolwiek uczestniczył w jakiejś rodzinnej (takiej z szerszym przeglądem
familii, np. weselu) uroczystości. Pogadajcie sobie Państwo przy tej okazji z
różnymi rodzicami, a takich w szerokim gronie jest przecież wielu. Spytajcie
się o wyniki szkolne ich dzieci, problemy w szkole, tym podobne. I co otrzymacie? Same sukcesy, piątki przez szóstki, olimpiady, konkursy,
wyróżnienia, i tak dalej. Może Państwo trafili na wyjątkowych ludzi z wyjątkowo
bystrymi pociechami? Może tak, ale raczej taki obraz sytuacji jest obecny na
każdej takiej imprezie. Gdzie w związku z tym podziali się kiepscy uczniowie,
tacy co mają same trójki lub nawet repetują. Zniknęli z powierzchni ziemi, czy
jak?
W związku z tym nawet jak wydatek
na akcje firmy Wspaniała Inwestycja okazał się przypadkiem niezbyt udany, wówczas tak łatwo kupujemy tekst naszego maklera: „Słuchaj, faktycznie na Wspaniałej Inwestycji wtopiliśmy,
ale mam pod ręką doskonałą inwestycję w Najwspanialszą Inwestycję, to nie może się nie udać…”
Oczywiście nie twierdzę, że Wall
Street, City, banki, fundusze, ubezpieczenia, czy GPW w Warszawie to samo zło
poparte upadkiem moralnym. To byłaby jawna bzdura. Tylko że pewna grupa
uczestników tego rynku stała się bardzo widoczna i niesamowicie psuje reputację
całemu środowisku, które będzie musiało się mocno napracować, aby ją odzyskać.
Krótko mówiąc finanse muszą wrócić do źródeł i stworzyć ponownie sytuację, w
jakiej interes Klienta i interes doradcy się łączą, wbrew słowom z początku
filmu.
Mimo pewnych wad zachęcam do
oglądania filmu. A dla "doradców klienta" jest to wręcz pozycja obowiązkowa. Co
prawda nie na każdego działają ukazane techniki sprzedaży, ale rozmowa
telefoniczna Wilka z Klientem w pierwszej godzinie filmu stanowi doskonały
wzorzec."
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz