Mamy w Polsce rząd prawicowy tożsamościowo oraz lewicowy gospodarczo, co - jakby się z tym nie kłócić - zasadniczo odpowiada poglądom większości społeczeństwa. Zostawmy sprawy religii, feminizmu oraz stosunku do marszałka/dyktatora/niepotrzebne skreślić Piłsudskiego na boku i zajmijmy się kwestiami ekonomicznymi. Socjalistyczne podejście do gospodarki odpowiada społeczeństwu z dwóch zasadniczych przyczyn:
- pierwsza: bo społeczeństwo mamy pokryzysowe i nie jest ono przyzwyczajone do mocnej pozycji pracowników, a słowo liberalizm kojarzy mu się z biedą i bezrobociem;
- druga: bo społeczeństwo mamy nie do końca świadome ekonomicznie, większość wręcz uważa, że pieniądze biorą się ... skądś, być może z drukarki; nawet badanie wykonane przez prorządowe czasopismo wskazuje, że mało kto wie, skąd się wzięły pieniądze na program
Rodzina 500 plus.
Rząd więc tworzy taką gospodarkę, jaka społeczeństwu odpowiada: socjalistyczną. Mamy odwrót od prywatyzacji, mamy budowę państwowych monopoli, mamy wyraźną niechęć do przedsiębiorców innych, niż państwowe konglomeraty.
Tymczasem w kapitalizmie to "wredny kapitalista" decyduje o ukierunkowaniu i przeznaczeniu własnych środków. Kieruje się własnym interesem ekonomicznym, a sprawy społeczne poważa co najwyżej na tyle, na ile musi.
Natomiast w socjalizmie to szeroko rozumiany "urzędnik" decyduje o ukierunkowaniu i przeznaczeniu środków przedsiębiorstwa. Kieruje się własnym interesem społecznym, a sprawy ekonomiczne poważa co najwyżej na tyle, na ile musi.
Okazuje się jednak, że społeczeństwo (nie tylko polskie) nie jest głupie. Skoro socjalistyczny gospodarczo rząd ustawił się jako "pan i władca" środków pieniężnych, jako zawodowy rozdawca "temu da, a temu nie", to społeczeństwo w takich warunkach postanowiło przyjąć reguły gry. I zamiast wziąć się do pracy, co musiałoby zrobić u "wrednego kapitalisty", postanawia różnymi metodami wymusić sprawiedliwe w swoim (własnym) rozumieniu decyzje "urzędnika".
Za sobą mamy roszczenia górników (załatwione odpowiednio siedmio i dziesięcioprocentową podwyżką w PGG i JSW), na dziś protest niepełnosprawnych oraz legalny/nielegalny/niepotrzebne skreślić strajk pilotów w firmie LOT.
Te strajki i roszczenia to nie są problemy do rozwiązania wybuchłe znikąd, to jest po prostu skutek przyjętej polityki gospodarczej. I - obawiam się - to dopiero początek. A co przed nami? Ano na przykład:
- strajk nauczycieli, przecież im się też należy;
- gromy na Orlen i dekret prezesa "wzięciu na siebie" jakichś kosztów, jak cena litra benzyny, jak za poprzedników, przekroczy mityczną granicę 5 zł;
- nie jestem pewien, czy ratownicy medyczni są dobrze wynagradzani;
- zresztą pielęgniarki też;
- ponadto wraz ze wzrostem ceny benzyny pracownicy wszystkich firm państwowych, a już w szczególności tych przynoszących straty lub żyjących z monopoli, zauważą inflację i pewnie też zażądają podwyżek płac co najmniej takich, jakie mają miejsce w firmach prywatnych.
Rząd przyjął na siebie rolę ekonomicznej matki wszystkich Polaków. Obawiam się, że trudna to rola, a nieco wyrośnięte już dzieci mogą się okazać bardzo niewdzięczne za dotychczasowe wychowanie. Jak to zresztą w wielu rodzinach bywa.