Łomot w piątek, łomot w sobotę - to jest aktualny obraz drużyny Ruchu Chorzów. Albo, używając totolotkowej terminologii: szóstka w piątek, szóstka w sobotę. Nawet najstarsze hanysy nie pamiętają aż tak dziadowskiej postawy czternastokrotnego mistrza Polski.
W Chorzowie zbliża się czas rozliczeń i czas refleksji. Włożono mnóstwo sił w restrukturyzację długu klubu, a ... zapomniano o drużynie. Trudno było bowiem wierzyć, że odpowiedni poziom sportowy zapewnią piłkarze, którzy nie potrafią trafić do pustej bramki po minięciu bramkarza. Co zrobią władze miasta i władze klubu? Bedą utrzymywać spółkę realizującą układ z wierzycielami na trzecim szczeblu rozgrywkowym? A może spróbują podążyć drogą Widzewa? Tylko że - przypominam - Widzew dysponuje nowoczesnym stadionem.
Wydaje się też, że bez względu na inne okoliczności i własne motywy działania, jeśli Ruch spadnie kłopoty będzie miał prezydent Kotala. Po pierwsze mieszkańcy mogą wystawić mu czerwoną kartkę w wyborach. Po drugie, jeśli spółka jednak zostanie pozamiatana, zaczną się mnożyć pytania o wyłożone grube miliony złotych, efekt tego wyłożenia oraz beneficjentów całego bajzlu. Jedyne co może jeszcze podziałać na jego korzyść to realne, nie pozorne, rozpoczęcie budowy stadionu. Stadionu na dziś - nie łudźmy się - co najwyżej dla ekipy grającej na trzecim szczeblu rozgrywkowym.
Ale może się mylę. Rok temu pogrążyłem już Górnika w moim artykule, po czym on sam zaczął jakoś zwyciężać, a wszyscy jego rywale w grze o awans dostali kompletnego powiązania nóg. Może?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz