Rozmowa kwalifikacyjna na poważne stanowisko wymagające fachowości:
"-No, si-wi ma pan niezłe. A ten ostatni zakład, gdzie pan pracował, to do kogo należał? - pyta szukający pracownika biznesmen.
-Nie wie pan, przecież to spółka skarbu państwa - odpowiada kandydat.
-Skarbu państwa? Państwowa? Nie.. proszę pana, to pomyłka, ja ludzi z firm państwowych nie zatrudniam.
-Ale ja się przecież znam na tym, co robię.
-A wuj mnie to obchodzi. Wy, po tych firmach państwowych, to nie potraficie pracować. A jeśli nawet, czego nie wykluczam, macie chęć do roboty, to pracujecie bez sensu. Nie macie podejścia biznesowego. Zresztą szkoda mojego i pana czasu."
I wyszedł trzasnąwszy drzwiami.
Ta, mająca kiedyś miejsce w rzeczywistym świecie scena uświadamia nam, że mamy na polskim rynku dwa równoległe rynki pracy: państwowy i prywatny. Są ludzie, którzy robią karierę w PGNiGu, przenoszą się do PGE i jak tam stracą pracę, lądują w PZU. Ale nie w Asseco. Z kolei ci, którzy rozpoczynali karierę w Asseco, mogą zasilić szeregi Comarchu, CD Projectu lub nawet fabryki obuwia pana Zbyszka. I tak to sobie działa. Tymi światami rządzą stereotypy, bo trudno sobie wyobrazić, aby jeden świat - obojętnie który - zatrudniał tylko durniów, a drugi - obojętnie który - samych fachowców najlepszych na świecie. Ludzie inteligentni zasadniczo potrafią się bardzo szybko przestawiać i przystosowywać. I nie jest wcale wykluczone, że pani z urzędu miejskiego nie ma kwalifikacji twardych i miękkich do pracy u producenta lodów. Ale jak tu przełamać stereotypowe myślenie?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz