W ślad za artykułem na portalu Weszło (LINK), trudno uciec od refleksji dotyczącej finansowania klubów sportowych. Okazuje się, że Górnik Zabrze (i pewnie nie tylko ten klub) to finansowa studnia bez dna. Pomijając już wyłożone setki milionów na stadion, miasto "musiało" wspomóc klub poręczeniem obligacji oraz kolejną pokrętną konstrukcją dofinansowania. Razem - bagatela - jakieś 80 mln zł. Jak więc wygląda po uzyskaniu tych kroplówek bilans klubu? Dramatycznie.
Spróbujmy przedstawić podstawowe dane na podstawie załączonej do ww. artykułu tabeli wg stanu na 31 grudnia 2016 roku:
- aktywa klubu = 5 mln zł;
- kapitał zainwestowany = 54 mln zł;
- wynik finansowy z lat ubiegłych = -100 mln zł (skumulowana strata);
- wynik finansowy 2016 = -12 mln zł (strata);
- zobowiązania klubu = 63 mln zł;
czyli:
- wartość księgowa przedsiębiorstwa(klubu) = -58 mln zł (minus).
Wniosek:
Aby w ciągu 5 lat spłacić swoje zobowiązania, klub musiałby osiągać w tym czasie corocznie wynik finansowy o ok. 25 mln zł lepszy, niż obecnie. Aby "odrobić wszystkie straty", musiałby go osiągać przez następne 10 lat. Czy to jest możliwe? Być może - na papierze - tak. W rzeczywistości klub jest po prostu bankrutem, jeszcze chwilowo utrzymywanym przez kroplówkę podaną przez "pielęgniarkę" - panią prezydent Mańkę-Szulik. Ale nawet miastu w końcu skończą się środki na rozpieprz i cierpliwość mieszkańców. Co wtedy będzie? Zobaczymy. Ale dzięki publikacji Weszło okazuje się, że są w Polsce kluby w znacznie gorszej sytuacji finansowej, niż notowany na giełdzie (stąd przymus publikacji danych) Ruch Chorzów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz