Budynek "Mickiewicza" w Katowicach |
W jakimś stopniu to prawda, ale częściowa. Spróbujmy odwrócić narrację: to nie te uczelnie budują bogactwo studentów, to bogaci studenci szturmują te uczelnie. Przyjmuję z dużą dozą prawdopodobieństwa graniczącego z pewnością, że absolutna większość sukcesów absolwentów wspomnianych uczelni nie jest przypadkowa. Na Oxford, Cambridge i Sorbonę trafiają dzieci polityków, biznesmenów, ministrów, naukowców, dziennikarzy i wybitnych lekarzy. Ukończenie Oxfordu, Cambridge i Sorbony stanowi dla nich fajną błyskotkę, ot, taką małą legalizację pozycji, a nie jest przyczyną osiągnięcia sukcesu życiowego.
Oczywiście taka reklama, jak cytowana przez Angorę, napędza tym uczelniom studentów także z zagranicy. Polscy biznesmeni, ministrowie, naukowcy, dziennikarze i wybitni lekarze posyłają tam swoje dzieci (za grube pieniądze), aby pobawiły się przez kilka lat, poznały wysoko sytuowanych znajomych, wróciły potem do kraju z renomowanym dyplomem i też osiągnęły sukces, najlepiej w ... administracji państwowej. Bo dziś, w świecie unikania ryzyka, taka praca jest najlepsza, najpewniejsza i przynosząca godziwe dochody.
W tym kontekście, oczywiście zachowując proporcje, Oxford, Cambridge i Sorbona są jak "Mickiewicz" w Katowicach - trampoliną dla dzieci już znanych i bogatych rodziców, w naszej rodzimej wersji (katowickie liceum) zwłaszcza lekarzy.
A ja przypominam, że niemal cała wierchuszka biznesmenów plasowanych na różnych listach "stu" na świecie i w Polsce nigdy ... nie ukończyła żadnej szkoły. Im brakło czasu na studiowanie biznesu, bo woleli ... zająć się biznesem w praktyce. Nie da się go bowiem nauczyć w teorii.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz