"Według stanu w dniu 30 listopada 2017 r.
w szkołach wyższych studiowało 1 291,9 tys. osób, czyli o 56,9 tys.
mniej w stosunku do poprzedniego roku, w tym 75,1% w szkołach
publicznych.
Dyplom ukończenia szkoły wyższej w roku akademickim 2016/2017 otrzymało 387,5 tys. absolwentów, tj. o 6,3% więcej niż rok wcześniej.
Dyplom ukończenia szkoły wyższej w roku akademickim 2016/2017 otrzymało 387,5 tys. absolwentów, tj. o 6,3% więcej niż rok wcześniej.
W ciągu ostatnich 10 lat liczba
studentów systematycznie zmniejszała się z 1 937,4 tys. osób w roku
akademickim 2007/2008 do 1 291,9 tys. obecnie. Spadek liczby absolwentów
obserwuje się począwszy od roku akademickiego 2011/2012."
Spadek liczby studentów jest stanem:
a) racjonalnym - po co studiować, jak i bez tego jest praca, na przykład w biedronce za rogiem;
b) pożądanym - po co utrzymywać nadmiar studentów, jak brakuje rąk do zwykłej pracy.
Powoli, a nawet pewnie bardzo powoli, ale systematycznie będzie rosło znaczenie szkolnictwa zawodowego, a uczelnie pozostaną miejscem kształcenia dla wybijających się ze społeczeństwa jednostek, czytaj: dla elit, co w sumie powinno mieć miejsce od dawna. Nie każdy powinien być studentem, nie każdemu też potrzebna jest wiedza akademicka. Nawet nie każdy chce ją zgłębiać. Choć nie jestem pewien, czy na uczelniach jest w modzie coś takiego, jak wiedza.
I dlatego nie ma co żałować tego trendu. Jego odwrócenie interesuje tylko kadrę naukową, a to za mało, aby po czasach boomu studenckiego płakać. Niżej liczba studentów w Polsce w ostatnich dziesięciu latach akademickich.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz