Jak donosi Sport Wisła Kraków jest winna miastu za wynajem stadionu 4 miliony 919 tysięcy 929 złotych oraz 92 grosze. Oczywiście to wartość wirtualna. Głównym "sponsorem" Wisły jest bowiem nie kto inny, tylko ... wspomniane miasto stołeczne (kiedyś) Kraków.
Żartując sobie nieco, miasto miało po oddaniu stadionu do użytku dwa wyjścia: pierwsze - ustalić czynsz w wartości pomijalnej; drugie - w wartości godziwej wynikającej z kosztów. Paradoksalnie mądrzejsze byłoby wyjście ... pierwsze. Aby wytłumaczyć, dlaczego tak jest, należy zdać sobie sprawę, kto tu od kogo zależy i kto ma więcej do stracenia. Gdyby bowiem Wisła nie zechciała grać na - nota bene - stadionie Wisły, wówczas to miasto musiałoby się wytłumaczyć, po co wydało na jego remont kilkaset milionów złotych. Gdyby Wisła nie zechciała grać na stadionie Wisły, wówczas ponadto stadion miejski przestałby spełniać swoje cele. Gdyby więc miasto swego czasu ustaliło czynsz na poziomie - dajmy na to - złotówki, wyszłoby z tego z twarzą. A tak nalicza Wiśle czynsz godziwy, którego to klub (nie pierwszy w Polsce, bo identycznie było w Poznaniu, a wkrótce pewnie będzie w przypadku Stadionu Śląskiego w Chorzowie) nie ma najmniejszego zamiaru regulować. Oczywiście jest z tego wyjście. Miasto mogłoby na przykład dać Wiśle dotację o wartości - zgadnijmy - 4 milionów 919 tysięcy 929 złotych oraz 92 groszy i wówczas ... jest szansa, że klub uregulowałby ten dług.
Absurd potwierdzający tezy Mazura z poprzedniego mojego posta.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz