sobota, 23 grudnia 2017

Wesołych Świąt, Merry Christmas, Frohe Weihnachten


Jakże trudny to biznes w Polsce!

Kamera: Szczyrk Solisko
W Alpach mimo przechodzących krótkotrwałych odwilży zima jak trzeba. Zasadniczo prawie wszędzie co najmniej metr śniegu. A jak tam u nas w Beskidzie Śląskim? Szaro, buro, ponuro, ciepło i deszczowo.

Nie jest tajemnicą, że ośrodki narciarskie zarabiają w dwóch okresach:
1) podczas tak zwanych małych ferii - okres od świąt Bożego Narodzenia do święta Trzech Króli;
2) podczas trwających od lat równe sześć tygodni (wymienność województw) ferii szkolnych.
Czasem, przy dobrych wiatrach, udane mogą też być święta Wielkiej Nocy, ale ten okres raczej Polakom "mentalnie" do uprawiania narciarstwa nie pasuje.

W tym sezonie pierwszy z kluczowych okresów nie przyniesie kokosów. W Beskidach udało się uruchomić część wyciągów i tras (choć niewielką), ale prognoza długoterminowa dla Wisły jest bezlitosna:

Przy okazji każdego myślącego człowieka nadchodzi pewna refleksja: inwestycje w biznes narciarski są obaczone olbrzymim ryzykiem. Zwłaszcza, że trudne jest czynienie wielomilionowych wydatków za własne środki. Najczęściej w grę wchodzi jakieś finansowanie. Skutek dla biznesu jest następujący:
  • przychody - wysoce niepewne;
  • koszty funkcjonowania - konieczne do poniesienia, ich elastyczność jest częściowa;
  • koszty finansowe - konieczne do poniesienia bez względu na sytuację.
W tym aspekcie należy podziwiać tych inwestorów, którzy zdecydowali się w nasze góry parę złotych (czytaj: wiele milionów złotych) jednak włożyć. Na dziś TMR-owi udało się w Szczyrku uruchomić trzy nowoczesne koleje i trzy i pół trasy pod nimi. Na Beskidzie udało się naśnieżyć do samego dołu jedną trasę. A jak na razie nowoczesna kolej ze Szczyrku do Jaworzyny w ośrodku COS-u okazuje się zbędna, bo i tak chodzi tylko jedna trasa w górnej części.

Ale mimo wszytko jeżdżą! Aczkolwiek na słabej zimie wygrywają takie polanki-ośrodki, jak Białka i Zieleniec, gdzie jest pewien mikroklimat (między solidnymi górami), trasy są niezbyt pochyłe, więc i łatwe do naśnieżenia, przygotowania i utrzymania, a wyciągów i armatek (przede wszystkim: armatek) wiele.

Miejmy nadzieję, że będzie lepiej (czytaj: mroźniej lub/i śnieżniej), bo w innym przypadku dalszych inwestycji w Beskidzie Śląskim może nie być przez wiele lat. A jeszcze w listopadzie zapowiadała się fajna zima...

piątek, 22 grudnia 2017

Seks tylko po spisaniu umowy między zalotnikami

To się w końcu musiało stać. Jest to spodziewany efekt sprawy Weinsteina. Fakt donosi o zmianach w prawie szwedzkim, wymuszających świadome i potwierdzone "tak" odpowiednio "przed". Tamże Jonas zanim dobierze się do Lindy, prawdopodobnie najpierw uda się do notariusza.


Rozumiem powie notariusz. Jadą państwo na wakacje na Lazurowe Wybrzeże do Francji. I co chcecie tam konkretnie robić?
Niech pan wpisze "po katolicku", "na indianera" i zgodnie z tradycją na miejscu "francuza" mówi Jonas.
Dobrze, zatem wpisuję: "Wyrażono zgodę na seks tradycyjny, seks w pozycji, w której mężczyzna leży na plecach i jest pasywny, a kobieta na górze jest aktywna oraz na seks oralny." Czy tak?
Nie na to reaguje Linda. Na "clintona" się nie zgadzam.
Ależ kochanie, przecież mówiłaś wczoraj...
Nie i koniec. Zresztą jak się nie zgadzam, to nie można wpisać do kontraktu, prawda?
Prawda potwierdził notariusz. No to spisujemy bez seksu oralnego. Czytam ponownie: "Wyrażono zgodę..."

Skoro ktoś zamierza wprowadzić absurdalne i niemożliwe do wyegzekwowania, ale bardzo niebezpieczne w skutkach prawo (vide sprawa Tysona) to ja mogę posłużyć się tak absurdalnym hipotetycznym dialogiem.

A o przyczynach szwedzkich fobii już pisałem wcześniej na Blogu o ryzyku:
SZWEDZKI PUNKT WIDZENIA@RISK

czwartek, 21 grudnia 2017

Dla prawników i nie tylko. Grisham. Firma. Korpomłócka

Jak najlepiej uzależnić pracownika od firmy? Przykład z rozmowy kwalifikacyjnej (str. 41):
"− Jak wiesz, bardzo nam zależy, żebyś kupił dom. Ma to znaczenie prestiżowe i rzutuje na stabilność zatrudnienia, a obie te sprawy są dla nas niezwykle ważne, zwłaszcza w odniesieniu do prawników. Dlatego firma zapewnia tani trzydziestoletni kredyt hipoteczny o stałym niskim oprocentowaniu, ale opatrzony klauzulą zobowiązującą do spłacenia całej pozostałej należności głównej w razie, gdybyś po kilku latach zdecydował się sprzedać dom [czytaj: zmienić miejsce pracy - MS]"

Do tego "książkowa" firma oferuje służbowe bmw, dwa tygodnie (!) urlopu w roku i to najlepiej w ... firmowym ośrodku, podczas, gdy konkurencja oferuje tylko tydzień, oraz mocny wpływ na życie prywatne.

O systemie płacenia za godzinę doradztwa, a nie za efekt pracy (str. 75):
"− Bo to bardzo ważne − podkreślił Quin. − Wiecznie cisną, żeby więcej fakturować. Naszym towarem jest nasz czas, twoje fakturowanie będzie co tydzień dokładnie kontrolowane przez Tollestona i McKnighta. Wszystko mają w komputerze i mogą wiedzieć co do grosza, czy jesteś wystarczająco wydajny."

Dlaczego "książkowa" firma przestała zatrudniać kobiety (112):
" − Typowa prawniczka. Przyszła do nas po Harvardzie. Zdobyła pierwszą lokatę w grupie i była strasznie przeczulona na punkcie swojej kobiecości. Każdego chłopa uważała za urodzonego seksistę i za swoją życiową misję uznała walkę z dyskryminacją płciową. Straszna zołza. Zmusiła dwóch wspólników do przejścia na wcześniejszą emeryturę. Milligan do dziś oskarża ją o swój zawał serca.
(...)
−  Była pierwszą kobietą w firmie?
−  Pierwszą i ostatnią, chyba że zmuszą nas sądownie."

O pracy (nieefektywnej, ale fakturowanej) ponad siły (str. 89 i 169):
"Po jakichś sześciu miesiącach uchodzi z nich para. (...) Nikt nie da rady pracować sto godzin tygodniowo dłużej niż sześć miesięcy.
(...)
− Próbowaliśmy zmusić go do zwolnienia tempa, ale facet pracuje jak maszyna.
− Nic dziwnego, płacicie mu sto pięćdziesiąt dolców za godzinę. Dlaczego nie ograniczycie współpracownikom liczby godzin do czterdziestu tygodniowo, żeby mogli spędzać więcej czasu w rodzinami? Mógłbyś obniżyć sobie pensję, sprzedać jednego jaguara albo dwa, zastawić diamenty starej, może nawet sprzedać rezydencję i kupić mniejszy dom niedaleko na wsi.
− Zamknij się, DeVasher." 

poniedziałek, 18 grudnia 2017

Przegląd dzisiejszej prasy. Prawo nie dla idiotów. Do Nowej Huty dojedziesz w ... tydzień

Wyobraźmy to sobie. Jest piątek. Ruch w mieście jest nieziemski, jak w każdy piątek. Jest piękna pogoda, droga jest czarna i prosta a znaki pozwalają na jazdę z prędkością 80 km/h. A Kasia jedzie wolniej. Dużo wolniej. Konkretnie 50 km/h. Niecierpliwi faceci jadący za Kasią najpierw klną, potem trąbią, a na koniec z narażeniem życia swojego i innych użytkowników drogi wyprzedzają pojazd prowadzony przez młodą damę. Na pożegnanie stukają się wymownie w czoło, aby dama za kółkiem to zauważyła.
- Powinni za to lepić mandaty - komentują kierowcy po czasie.

Dama gesty zauważyła. Problem polega na tym, że prowadząca pojazd Kasia, podobnie jak pozostali uczestnicy ruchu porusza się na granicy ... dozwolonej prędkości. Zgodnie z przepisami nie może jechać szybciej, bo dysponuje prawem jazdy dopiero od pół roku. Tak wymyślił ustawodawca. Jeśli Kasia wyjedzie na autostradę, nie będzie mogła z kolei przekroczyć "setki". Tak ma być od 8 czerwca br.

Mam wrażenie, że władza, która wymyśliła ten przepis, zrobiła to co najmniej po "setce" albo i dwóch. W każdym razie na pewno w stanie ograniczonej poczytalności umysłu, jak nie wynikającej z nadmiaru spożytego alkoholu, to pewnie - i taką przyjmijmy wersję - z przepracowania dla dobra kraju i obywateli.

Już przyzwyczailiśmy się, że władza (aby nie bylo wątpliwości - każda władza) dla dobra obywateli wie lepiej od tych obywateli, co dla nich trzeba zrobić. Tym razem jednak ta troska poszła trochę za daleko. W już dziś zakorkowanych polskich miastach, a w szczególności w Krakowie, ruch samochodowy stracił płynność. Nie dało się z jakichś kretynskich przyczyn wprowadzić usprawniających ruch sekundnikòw (z Krakowa je ... usunięto), a teraz dobijemy jeszcze kierowców "ustawą o zawalidrogach". Przez Kasię przejazd z Błoń do Nowej Huty wydłuży się do tygodnia.

A wszytko to przez Clarksona. Walczył on z tezą, że prędkość zabija. W rekontrze urzędnicy postanowili mu udowodnić, że się myli. Oczywiście kosztem wzrostu ilości wypadków spowodowanych wyprzedzaniem w niebezpiecznych miejscach.

sobota, 16 grudnia 2017

Kibolska Polska. Tym razem "no pasaran"!

Na stadionie Cracovii podpalono polską piłkę
Właściciel wielkiej firmy informatycznej i - przy okazji - 111-letniej Cracovii wpadł w refleksyjne nuty. Stwierdził, że bandycki atak racami i fajerwerkami podczas derbów na sektor kibiców rywala był także uderzeniem w jego osobę. "Obudzili" się nagle też działacze z innych stadionów.

Panie Filipiak! Panowie prezesi pozostałych klubów! Przecież obecny stan kultury stadionowej nie jest przyczyną. Jest skutkiem. Mianowicie jest skutkiem WASZEJ TOLERANCJI I WASZYCH KONKRETNYCH DECYZJI!

Panowie właściciele klubów i działacze! Fakty są następujące:
  • To nikt inny, tylko właściciele i działacze Lecha Poznań oddali swego czasu Wielkiemu Litarowi w zarządzanie obiekty gastronomiczne na stadionie, wraz z zyskami z tych obiektów.
  • To nikt inny, tylko właściciele i działacze Ruchu Chorzów oddali swego czasu "grupom kibicowskim" decyzje i zasady dystrybucji biletów na mecze wyjazdowe, wraz zyskami z tych biletów.
  • To nikt inny, tylko właściciele i działacze Legii Warszawa przesunęli całkiem niedawno do rezerw Dominika Nagy'ego, który jako jedyny zaprotestował przeciwko "dyscyplinowaniu" drużyny z użyciem siły przez kiboli.
  • To nikt inny, tylko działacze PZPN-u od kilku lat starają się nie zauważać nielegalnych przecież widowisk pirotechnicznych na kluczowych w Polsce meczach, w tym przede wszystkim na finałach Pucharu Polski. Nie twierdzę, że te "racowiska" nie stanowią dodatku do atmosfery. Ale - nie da się tego ukryć - są przecież niezgodne z obowiązującym prawem. A ktoś tych ultrasów "na bramach" z wielkimi przecież pudłami z pirotechniką przepuścić musiał. I ktoś musiał na to wydać "cichą" zgodę.
Takich przykładów jest jeszcze wiele.

W ten sposób kibolom poprzestawiało się w głowach. "Klub to my, a nie wy" - pomyśleli. Do tego dołożyli parę patriotycznych opraw o Żołnierzach Wyklętych, czym zapewnili sobie zachwyty mediów patriotycznych i wielu polityków. Ich zuchwałość od kilku lat rośnie. Ich pozycja rośnie w siłę. W końcu tak się zapomnieli, że postanowili "rozstrzelać" derby Krakowa. I, tak mi się wydaje, w końcu trochę przegięli. Strzelania racami i fajerwerkami w rywali po szalu nie zaakceptuje nikt normalny.

Ja, jako kibic, żałuję, że kibole Cracovii swoim durnym zachowaniem zapewnili nam, w miarę normalnym kibicom, nieprzychylność mediów, prawodawców (legalizacja rac i opraw poszła "na rybki") i szeroko rozumianego otoczenia. Wróciliśmy do czasów, kiedy kibicowanie stało się ponownie powodem do wstydu, a na stadionach pewnie na powrót urosną płoty, jak ten słynny pięciometrowy na stadionie Legii przed modernizacją.

Janusz Filipiak - właściciel i prezes Cracovii

Męski (szowinistyczny) punkt widzenia. Obyczaje. Doda chodzi po sądach a Cleo się rozbierze

Piosenkarka Doda (33 l.) toczy ostatnio żenujący spór ze swoim "byłym". Czego już w tej awanturze nie było: zwrot pierścionka zaręczynowego, wzajemne obrzucanie się błotem, procesy sądowe (!). W całej tej zabawie "każdy normalny mężczyzna" stanie jednak po stronie "damy", i ma do faceta jedną, jakże konkretną radę:

- Człowieku! "Skorzystałeś"? To odejdź z honorem! Nie hańb naszego rodu robiąc z siebie i swojego nieszczęścia widowiska!

Kontynuując wątek obyczajowy natrafiamy na informację (źródło: piątkowy Fakt), że piosenkarka Cleo (34 l.) zamierza się rozebrać "do magazynów" dla panów. Tu z kolei "każdy normalny mężczyzna" musi wyrazić swoją aprobatę. Cleo! Go on!

Co na ten temat znajdziemy w literaturze? Co piszą klasycy. Wystarczy poczytać Eichelbergera. Ale tu zacytujmy radykalny pogląd typowego męskiego szowinisty, czyli znanego z tłumaczeń dzieł Szekspira oraz z całkiem niezłych kryminałów Macieja Słomczyńskiego (Joe Alexa), z góry zakładając, że nie musimy się z jego tezami zgadzać:

"A jakież inne sposoby ma kobieta, żeby utrwalić swoje przelotne istnienie?"*

*Joe Alex. Gdzie przykazań brak dziesięciu. Cały kontekst niżej:

„— Pan nie zdaje sobie może sprawy, panie generale, ale on dzisiaj w mojej obecności zaproponował jej, żeby mu w najbliższych dniach pozowała do aktu!!! Do „Diany XX wieku”! Tak powiedział!
— Do aktu? — generał zachichotał. — I cóż w tym złego? (...) Być modelką Jowetta może oznaczać, że kiedyś ciało panny Perry przejdzie do historii. A jakież inne sposoby ma kobieta, żeby utrwalić swoje przelotne istnienie? Przecież umysł kobiecy nie nadaje się ani do projektowania wspaniałych gmachów, ani do pisania ksiąg, ani do malowania.”

Kontra autora blogu:
—Wiele kobiet okazało się dobrymi inżynierami, o wiele więcej znakomitymi pisarkami, a o malarkach to już w ogóle nie ma co mówić!


czwartek, 14 grudnia 2017

Mało znany lodowiec. Z doliny Moell na 3200 mnpm

Moelltaler Gletscher to ciekawy, położony w "bardzo trudnych" górach, ale za bardzo "sportowy" lodowiec. U góry dosłownie "lotnisko", a do dołu piękna, kręta, trochę " spacerowa" i trochę "sportowa", licząca 6 km czerwona trasa. Dojazd na parking: niezapomniany i niemal odludny. Transport z parkingu: 8 km jazdy " pociągiem" na linach w tunelu. I tak narciarze trafiają do "innego świata".










Niszowe ośrodki narciarskie. Ankogel

Daleko. Pusto. Na końcu świata. Nad Tauerntunnelem. Po drugiej stronie Gastein. 2 odcinki nietypowej kolejki: dolny odcinek - 2 połączone wagoniki, górny - 3. Do tego 7 km bardzo sportowego zjazdu. 1300 m różnicy poziomów.






wtorek, 12 grudnia 2017

Post-mikołajkowy prezent dla "alpejskich" narciarzy

Asfinag.at informuje:

"Der Neubau der 25 Kilometer langen A5 Nord/Weinviertel Autobahn zwischen Schrick und Poysbrunn ist fertiggestellt. Am Freitag, den 8. Dezember gibt die ASFINAG die neue Autobahn für den Verkehr frei. Mit der A5 werden 60 Prozent des Verkehrs von der stark belasteten B 7 Brünner Straße auf die neue Autobahn verlagert. Das bringt mehr Verkehrssicherheit sowie weniger Lärm und bessere Luft für tausende Anrainerinnen und Anrainer."

Tłumaczenie:

"Zakończono budowę 25-kilometrowego odcinka autostrady A5 pomiędzy Schrick i Poysbrunn. W piątek 8 grudnia nowa autostrada zostanie oddana do ruchu. 60 procent ruchu zostanie przesunięte z mocno obciążonej Brünner Straße B7 na nową autostradę A5. Zapewni to większe bezpieczeństwo ruchu, a także mniejszy hałas i lepsze powietrze dla tysięcy mieszkańców."

Oznacza to, że ostatnie wąskie gardło (przejazd przez Poysdorf i Wilfersdorf) na drodze z Katowic w Alpy zostało usunięte. Pokonanie 470 km z Katowic do Semmering albo na Stuhleck - z czego teraz 450 km autostradami oraz 20 km całkiem szybką drogą - powinno być możliwe w czasie nie dłuższym niż 4,5 godziny.

poniedziałek, 11 grudnia 2017

Lekcja zarządzania grupą. Ciekawy wywiad z Krzynówkiem w Rzepie

Lekcja zarządzania z wywiadu z Jackiem Krzynówkiem zamieszczonym kilka dni temu w Rzeczpospolitej na temat zarządzania kryzysami oraz doboru pracowników:

"- Ale co jakiś czas pojawiają się jednak afery związane z zawodnikami kadry.
- Co to za afery? Wszystko zostaje w szatni i tak powinno być. W drużynie konflikty są nieuniknione. To niemożliwe, żeby wszyscy się lubili. Ale każdy wie, że po wyjściu na boisko grają dla wspólnego celu."

(...)

"W Bundeslidze było takie powiedzenie: grają jak jajka na miękko. Dotyczyło to drużyny składającej się z samych grzecznych piłkarzy. Tacy do niczego nie dojdą."

niedziela, 10 grudnia 2017

Poglady Clarksona na temat edukacji

"Proste fakty są takie: nieważna jest szkoła, nieważny jest uniwersytet, nieważne są też kwalifikacje, bo do swojego CV można wpisać, co tylko dusza zapragnie, a ja osobiście gwarantuję, że pracodawca i tak tego nie sprawdzi.

Bądźmy szczerzy: wpisanie, że na maturze zdawało się dwanaście przedmiotów, jest o niebo łatwiejsze niż faktyczne ich zdanie.

Co więcej, gdybym to ja był pracodawcą, zatrudniłbym raczej kogoś, kto nałgał na temat swoich akademickich osiągnięć, niż kogoś, kto zmarnował swoje cenne dzieciństwo czytając wiersze Johna Done'a i odrabiając algebrę."

Świat według Clarksona 2. Insignis. Kraków 2011. Wyd. II. Str. 300

Po wyższych szkołach bankowości nie znajdziesz pracy. Zapowiadane fuzje w sektorze

Na rynku bankowym pojawiły się zajawki dwóch potencjalnie możliwych fuzji: małej oraz dużej. Mała fuzja wydaje się oczywista i miałaby się odbyć w ramach "grupy PZU" poprzez likwidację podmiotowości prawnej Aliora. Miałaby być naturalną konsekwencją transakcji przejęcia kontroli. Już ona budzi obawy zarówno pracowników, jak i innych uczestników rynku.

Ale w ostatnim czasie wraz z przetasowaniami rządowymi pojawił się pomyśł przedsięwzięcia dalece trudniejszego i dalece bardziej spektakularnego: fuzji dwóch banków o podobnej nazwie: PKO BP oraz Pekao. Zastanówmy się po pierwsze, czy pomysł w ogóle jest realizowalny oraz, po drugie, jakie konsekwencje może przynieść taka fuzja.

Czy pomysł jest realizowalny? Być może tak, ale natrafiamy przy okazji na szereg trudności:
  • W zakresie liczby klientów po fuzji oba banki (największe w Polsce) miałyby udział w rynku wynoszący ok. 30 proc., a razem z Aliorem - prawie 40 proc. Mogłoby to, i chyba też powinno, nie spodobać się UOKiK-owi.
  • Wszystkie trzy banki można teoretycznie połączyć, ale mowa o spółkach notowanych na GPW posiadających, oprócz "państwowego", liczny akcjonariat prywatny, w tym należący do różnej maści funduszy. Ci "mniejszościowcy" mogą mieć nieco inne zdanie w zakresie interesu takiej fuzji, niż główni akcjonariusze. 
  • Mowa o bankach posiadających inne zasady obsługi klientów (dotyczy to zwłaszcza Aliora), inne systemy tejże obsługi oraz chyba też inną kulturę organizacyjną.
Jaki wpływ taka fuzja mogłaby mieć na rynek? Zastanówmy się, i wysuńmy przepowiednie:
  • Rynek? Jaki rynek? Sektorem bankowości rządzi państwo i stara się zniszczyć sektor prywatny. W związku z powyższym nie będziemy "kopali się z koniem" - mogą pomyśleć prywaciarze i przyspieszyć proces repolonizacji. Po prostu mogą się wycofać z rynku, i tym samym dodatkowo zwiększyć udział "grupy PZU" w sektorze. Docelowo może nawet do 90 proc. lub nawet więcej.
  • Pojawią się skutki dla rynku nieruchomości. Banki były głównym najemcą na wielu głównych ulicach większych i mniejszych miejscowości. Podpisywały umowy długoterminowe, no i płaciły godziwie. Nie jestem pewien czy "Wszystko po 4 zł" zapłaci tyle samo i przyniesie równie stabilny dochód wynajmującemu?
  • Pojawią się skutki dla rynku pracy. Już dziś, gdziekolwiek nie splunąć, można natrafić na bezrobotnego bankowca. Podobno bezrobocia nie ma, ale nie dotyczy to absolwentów różnych wyższych szkół bankowości i finansów. Każda oferta pracy w czymkolwiek, co kojarzy się z finansami, zostaje zapchana cefaukami już zrestrukturyzowanych lub planowanych do restrukturyzacji bankowców. Co będzie po "mega fuzji"? Nietrudno sobie to wyobrazić. Zjawisko oceniam negatywnie, bo bankowcy prędzej lub później zepsują rynek fachowców w służbach ekonomicznych, choć "na szczęście" - po latach pracy według schematu spisanych korpozasad - większość (oczywiście nie wszyscy) z nich nie potrafi kreatywnie myśleć. 

Źródła.
1) Bankier. Opracowanie. Wojciech Boczoń. Polska bankowość w liczbach I kw. 2017: LINK TUTAJ
2) Bankier. Artukuł.  Skokowy spadek zatrudnienia w bankach: LINK TUTAJ

Żyjemy w ciekawych czasach!

piątek, 8 grudnia 2017

Obyczaje. Maciej Słomczyński (jak każdy Maciej) był świetnym obserwatorem

"Przy najbliższym stoliku, na wprost okna, siedziała zwrócona do niego profilem młoda, czarnowłosa i bardzo ładna kobieta, ubrana w prześliczny lekki kostium podróżny, który Alexowi nie spodobał się już na pierwszy rzut oka, tak jak nie spodobał mu się modny, maleńki czerwony kapelusik nasunięty, nieco na bakier, na małą kształtną główkę. Kapelusik ten był odrobinę zbyt czerwony, a kostium nieco zbyt obcisły, jak gdyby właścicielce jego zależało przede wszystkim na niezwłocznym ukazaniu każdemu, kto zechce spojrzeć, tego, czego dokładne określenie wymaga zwykle odrobiny wyobraźni. Joe pomyślał w duchu, że nigdy jeszcze nie widział dziewczyny, która wydawałaby się niemal naga, będąc tak dokładnie zakryta.

(…)

Było w niej coś, co już na pierwszy rzut oka mówiło, że jest osobą samodzielną. Ale do tego niepotrzebny był zawód, wystarczyło mieć dość pieniędzy.

(…)

Zwrócony twarzą do Joe’go drzemał z głową odchyloną do tylu i ciężko wspartą otylną poręcz fotela, wygodnie rozwalony ogorzały młody człowiek o barach Herkulesa i czole kretyna.

(…)

Była tak nieruchoma, że Joe, którego uwagę przyciągnęły kolorowe świetlne punkciki na wielkiej mapie, dostrzegł ją dopiero wówczas, gdy wzrok jego powędrował ku Biegunowi Południowemu, znajdującemu się tuż nad jej głową.

Damy te - wdowy, stare panny albo matki dorosłych dzieci, mieszkających na krańcach świata - podróżują z odwagą, przedsiębiorczością i orientacją, o której nie śniło się ich matkom, dając widomy dowód, że kobieta jest stworzeniem, o które nie należy przesadnie dbać, gdyż świetnie potrafi sobie radzić w życiu, jeśli się jej na to pozwoli.


Cytaty pochodzą z: Joe Alex (czyli M.Słomczyński). Piekło jest we mnie

środa, 6 grudnia 2017

Niszowe ośrodki narciarskie. Za tunelem. Na końcu doliny. Riesneralm

Tylko trzy wyciągi, w tym dwa dwukilometrowej długości. Teoretycznie nudno. Ale atutem ośrodka są trasy. Długie trasy. Tak naprawdę - trzeba to podkreślić: bardzo długie trasy. Różnicę poziomów z samej góry do doliny  wynoszącą 900 m można pokonać za jednym zjazdem na kilka wariantów. Najkrótszy z nich liczy ok. 4 km (trasy 4 i 3), najdłuższy ponad 8 km (trasy 4 i 1), łagodny na całej długości równe 7 km (trasa 5). Można też pojeździć długą na 2 km czarną trasą FIS lub pozostać tylko w górnej części ośrodka obsługiwanej przez najnowsze i najnowocześniejsze krzesło. Wadą wschodniej części ośrodka jest brak słońca po południu. Ośrodek jest świetnym miejscem dla naprawdę sportowych narciarzy. Odległość samochodem z Katowic do Donnersbachwald: 650 km. Kraj związkowy: Styria.


wtorek, 5 grudnia 2017

Punk's not dead. Muzyka przetrwa, warszawskie stadiony pewnie nie

Warszawskie stadiony to obraz nędzy i rozpaczy. Niemal wszystkie, oprócz dwóch najważniejszych, bo te są medialne: Narodowego i Legii. Jako tako trzyma się jeszcze stadion Polonii. A poza tym w Warszawie wszystko co sportowe jest ... w ruinie. Tak wyglądają dziś obiekty Gwardii oraz Skry, przy czym ten drugi to niegdyś największy stadion lekkoatletyczny w Polsce:
Nie ma też porządnej hali, a staruszek Torwar raczej dożywa swych dni. Z kolei mały Torwar od porażki w półfinale play-off o awans do ekstraligi parę lat temu z Naprzodem Janów przestał być domem dla drużyny hokejowej. Poza Legią piłkarską i domem dla reprezentacji piłkarskiej jest spalona ziemia.

Na szczęście jeszcze jest muzyka. Jest punk. I jest nietypowa - chyba też jednorazowa, bo specjalizuje się w ckliwych piosenkach - puncura - Sylwia Grzeszczak! Ta, lub raczej, tamta dziewczyna w 2016 roku ożywiła ruiny stadionu Skry Warszawa:
 
I od tamtej pory na stadionie nic pożytecznego, rzecz jasna, się nie zdarzyło. W kontekście tego, że warszawiacy chcą wszystko burzyć (Pałac Kultury!) i pewnie zamienić na jakże pożądane przez deweloperów działki pod zabudowę biurową (kolejne szkarady z plastiku, szkła i stali) lub/i mieszkaniową, warto jeszcze raz spojrzeć na warszawskie stadiony w ruinie.

Muzyka na pewno przetrwa! Ale czy przetrwają warszawskie stadiony? Szczerze mówiąc, wątpię! W renowacje nie wierzę, w równianie z ziemią - tak!

poniedziałek, 4 grudnia 2017

Poglądy Clarksona. Zawód muzyka prowadzi do uzależnień i śmierci

Zawód muzyka prowadzi do uzależnień i śmierci:
 "Spośród 321 znanych muzyków, którzy w epoce świetności rock and rolla przedwcześnie zmarli, 40 na tamten świat zabrały narkotyki, 36 popełniło samobójstwo, a powalająca liczba 22 rozbiła się w samolotach bądź helikopterach. 35 zginęło w wypadkach samochodowych, 18 zamordowano, 9 utopiło się we własnych wymiocinach, a 5 we własnych basenach. Chwytając za gitarę w 1972 roku w Londynie narażaliście się na większe niebezpieczeństwo niż chwytając za karabin w 1942 roku w Stalingradzie."

I dlaczego dzisiejsza muzyka nie jest już tak spektakularna:
"Współczesne gwiazdy rocka najwyraźniej cieszą się niezłym zdrowiem. (...) Być może na tym polega problem współczesnej muzyki. Być może (...) kurcząca się sprzedaż płyt to efekt braku (...) ryzyka. Dawno temu (...) pędziłem co tchu, by zobaczyć jakiś zespół na żywo (...) z powodu przeczucia, że do końca tygodnia wszyscy grający w nim muzycy będą już martwi. I na ogół byli.
Czegoś podobnego nie zafunduje nam na pewno Will Young. Widziałem jego występ na festiwalu muzyki w Cornbury w zeszłym tygodniu i mimo że jego piosenki były bardzo udane, wcale nie sprawiał wrażenia, że następnego dnia będzie go można znaleźć w hotelowym pokoju pełnym dziwek i kokainy"

Cytaty ze Świata wg Clarksona 2, Insignis, Kraków 2011, wydanie II, str. 126-127

niedziela, 3 grudnia 2017

Stalingrad. Paulus nie dał rady. Czy uda się Pazdanowi i spółce?

Tak się złożyło, że na drodze do podbicia Rosji Polakom staje na drodze po raz kolejny Moskwa (tam już rządziliśmy, choć krótko) oraz miejsce niezdobyte nawet przez potężną armię generała Paulusa - Stalingrad.

Miejscem bitwy będzie w Stalingradzie będzie nowy stadion Rotora. Stadion jest położony nad rzeką, której nie udało się 6. Armii sforsować i zza której przyszły posiłki (zwolnieni żołnierze z łagrów oraz żołnierze narodowości innej, niż rosyjska) dla Armii Czerwonej. Stalingrad był miejscem najkrwawszej oraz prawdopodobnie decydującej walki w czasie drugiej wojny światowej. Podobnie strategiczne znaczenie miały jeszcze walki o Moskwę (zatrzymany "der Blitzkrieg") oraz bitwa pancerna na tzw. Łuku Kurskim. Ale to klęska Niemców pod Stalingradem i w walkach o zdobycie miasta i sforsowanie Wołgi jest dziś oceniana jako najbardziej spektakularna. Dla Stalina utrata "Miasta Stalina" była też propagandowo nie do przyjęcia.

W Stalingradzie Polacy będą musieli uważać, aby nie dać się okrążyć, jak to przytrafiło się Paulusowi. Na szczęście nie muszą narzekać na lojalność i waleczność sojuszników (ci najbardziej zawiedli Niemców pod Stalingradem), bo nasza piłkarska armia jest jednonarodowa. Ale przy okazji warto przypomnieć, że z niemal milionowej armii niemieckiej do domu wróciła ... garstka.

Na uboczu narciarskich szlaków. Kraličak, Kunčice oraz Kamienica-Bolesławów

Pod Śnieżnikiem po obu stronach góry, po obu stronach przełęczy oraz po obu stronach granicy państwowej funkcjonują co najmniej dwa bardzo duże ośrodki narciarskie: bardzo nowoczesny - Dolni Morava (http://www.dolnimorava.cz/) oraz coraz nowocześniejszy - Czarna Góra (https://czarnagora.pl/). A w tle tych dużych i dość drogich funkcjonują trzy położone blisko siebie mniejsze i mniej popularne. Dziś słowo na ich temat, przy czym warto dodać, że mowa o ośrodkach, do których dojazd jest wąski, zwykle "biały" i dość skomplikowany. Ale mowa też o ośrodkach, w których coś takiego, jak kolejki do wyciągów, są niezmierną rzadkością, a ceny skipassów (polecam czterogodzinne) są doprawdy umiarkowane.

Nr 1 - Kraličak http://zima.mujkralicak.cz/

W zasadzie trudno o ośrodku powiedzieć, że jest mały. Jazda po trzech zboczach, dość dużo tras. Ale nie da się uniknąć wrażenia - przepraszam za wyrażenie - "zadupia". Infrastruktura, choć nieustannie ulepszana, jest taka sobie. Na razie jeden starego typu wyciąg krzesełkowy i kilka talerzyków. Przepustowość tych talerzyków jest bardzo słaba, a ich prędkość nieimponująca. Bary są, ale takie, jak w Szczyrku przed modernizacją. Ale są i zalety: puste trasy, niezłe trasy i duże zróżnicowanie zjazdów.

Nr 2 -  Kunčice http://skikuncice.cz/

Ośrodek i dla sportowych narciarzy i dla pikników. Długość wyciągów jest absolutnie nieimponująca (600-700 m), ale za to nachylenia tras, ich szerokość i ilość wariantów zjazdu kwalifikuje ośrodek do całkiem przyzwoitych. Przy w miarę szybkich wyciągach, w tym jednym czteroosobowym "krześle" 40 zjazdów dziennie nie jest żadnym wyczynem. Doprawdy można świetnie się pobawić i wyszaleć.

Nr 3 - Kamienica-Bolesławów http://www.snkamienica.pl/

Malutki ośrodek-huśtawka z jazdą po obu stronach góry. Od strony Kamienicy trasa (ok. 400-500 m) jest sportowa, od strony Bolesławowa (ok. 500 m) - "rodzinna". Bolesławów oferuje lepszy wyciąg (czteroosobowe krzesło), Kamienica lepszą ofertę "apress ski": większy parking oraz przyzwoity budynek z restauracją.