Wspólne manewry:
"Rosjanie byli tak samo poważni jak Brytyjczycy, a może nawet bardziej. Było ich siedemnastu; każdy został starannie wybrany i sprawdzony. Kilku mówiło nie najgorzej po angielsku i nie robiło w tego tajemnicy; pięciu opanowało ten język bez zarzutu i udawało, że nie rozumie ani słowa.
(...)
Radziecki major sztabowiec przysłuchiwał się opowiadanemu przez brytyjskiego czołgistę dowcipowi i już miał wybuchnąć śmiechem, kiedy uświadomił sobie, że oficjalnie nie rozumie przecież ani słowa po angielsku i musi poczekać na przekład."
O wzajemnej wiedzy:
"W każdej stolicy rezydent KGB wie prawdopodobnie, który z Amerykanów i Brytyjczyków pełni funkcję szefa miejscowej placówki - i vice versa. Kiedyś podczas przyjęcia dyplomatycznego w Dar-es-Salaam, szef KGB podszedł z whisky i wodą sodową do kierownika miejscowej placówki SIS.
− Panie Child − powiedział z namaszczeniem. − Pan wie, kim ja jestem, i ja wiem, kim pan jest. Nie powinniśmy się wzajemnie ignorować. − Wypili za to."
O uciekinierach z "raju":
"Uciekiniera trzeba zatem chronić przed nim samym; ale i przed możliwością zemsty. ZSRR, a konkretnie KGB, znane jest z tego, że nigdy nie wybacza tym, których uważa za zdrajców; jeśli to możliwe stara się do nich dotrzeć i zlikwidować."
O trudnym życiu wywiadowców:
"Wiedział, że liczący trzydzieści dziewięć lat Roth jest rozwiedziony i żyje samotnie. Agencja ma legendarny wskaźnik rozwodów. To zależy do uroków tego zawodu − mawia się w Langley."
Wykrywacz kłamstw oszuka tylko człowiek żyjący w państwie pełnym kłamstw:
"Doszliśmy do wniosku − przeczytał − że są wśród wschodnich Europejczyków osobnicy, którzy potrafią, kiedy tylko chcą, przejść pozytywnie test za pomocą wykrywacza kłamstw. Amerykanie nie potrafią dobrze kłamać, ponieważ wychowuje się ich w atmosferze poszanowania dla prawdy i kiedy kłamią, łatwo to stwierdzić. Okazuje się jednak, że wobec licznych Europejczyków [czyt. wschodnich] wykrywacz kłamstw okazuje się bezradny."
Fantastyczny numer Fidela. Eksport "uchodźców". Nic nie zdarza się dwa razy?:
"Zarabiał na życie jako handlarz narkotyków i morderca do wynajęcia. Wcześniej był w swoim żałosnym życiu jednym z marielitos − Kubańczyków, których wspaniałomyślnie "uwolnił" w swoim czasie Fidel Castro, wyprawiając na Florydę z portu Mariel wszelkich kryminalistów, psychopatów, pederastów i wykolejeńców zapełniających kubańskie więzienia i domy wariatów. Ameryka dała się wywieźć w pole i wszystkich ich przyjęła."
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz