Ludzie wybierali polityków po to, aby na ich różne strachy znajdowali różnego rodzaju "szczepionki":
• dobre słowo,
• przepisy bhp w miejscach pracy (pisał o tym znakomicie Clarkson),
• ograniczenia prędkości na drogach,
• obowiązek jazdy w zapiętych pasach w samochodach (a przecież i tak jest mnóstwo ofiar wypadków drogowych),
• informacja że w ogóle są czuwają nad naszym bezpieczeństwem,
• zwiększone wydatki (np. na służbę zdrowia - one nigdy nie poprawiają jakości usług, przeważnie toną w biurokracji i zasilają wynagrodzenia tych samych ludzi nadal wykonujących tę samą pracę - ale to temat na inny artykuł),
• a teraz prawdziwe już szczepionki na straszną pandemię.
Polityk nigdy nie powie, że "możesz zachorować, umrzeć i sumie jest to ... normalne", polityk zawsze "szuka lekarstwa na duszę wyborcy". Polityk nie powie wyborcy, że jego postulaty pełnego zapewnienia jego bezpieczeństwa są bezsensowne i z góry skazane na porażkę. Polityk musi działać. Tak jak działa nasza władza zamykając sklepy meblowe lub otwierając sklepy meblowe – w zależności od tego, czy ktoś odpowiednio silny politycznie lub kapitałowo (Ikea) się zbuntuje lub nie. Ale nie można powiedzieć, że „oni nic nie zrobili” – i to jest najważniejsze.
Gdzie jest granica? Ile wolności ludzie dadzą sobie zabrać w zamian za "gwarancję bezpieczeństwa"? Ile nielegalnego prawa dadzą sobie wprowadzić i jak długo - mimo wspomnianej nielegalności - będą tego "prawa" przestrzegać? Bo okazuje się, że te w wielu przypadkach te wprowadzane zakazy społeczne były i są nielegalne (np. wszelkie zakazy podróżowania, sprzedaży fajerwerków, limitu gości we własnym domu) i stanowią tak naprawdę… zalecenia…
Ile wolności? Okazuje się, że chyba dużo...
Czy my, ludzie XXI w., wykreśliliśmy w ogóle z naszej encyklopedii słowo „ryzyko”?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz