— Zostań w domu — mawia nam telewizja - i ta rządowa i ta nierządowa.
— W etapie odpowiedzialności nigdzie nie wyjeżdżajmy — namawia nas sam premier.
— W górach jest niebezpiecznie — chce nam powiedzieć minister zdrowia. I dodaje — Narty to siedlisko wirusa.
W ślad za tym na kilka raptem otwartych stoków mamy codzienny najazd MO oraz sanepidu.
No cóż. Ja postanowiłem dla Was Czytelników zaryzykować zdrowie i życie i sprawdzić na własne oczy te niebezpieczeństwa. Było strasznie, ale na szczęście już wróciłem przed ... komputer. Ufff, żyję.
A było niełatwo. Pomysł z COS-em od 8:00 był ryzykowny: niedziela i mało otwartych stoków równa się tłok — myślałem. Rankiem na dole powitała mnie mgła:
Ale po kilkuset metrach wjazdu mgła tworzyła już podłogę:
A na wysokości 950 mnpm narciarzy przywitał ... dywanik. COS-owi udało się przygotować co prawda tylko jedną trasę, ale za to ... czarno-czerwoną - konkretnie FIS u góry i Kaskadę w drugiej części trasy. Razem to ok. 1,5 km wymagającego i ciekawego zjazdu, z różnicą poziomów ok. 300 m. Na razie to ... chyba najlepsza otwarta trasa w Polsce:
Niemniej widok w dół był interesujący:
A u góry tradycyjnie piękne widoki, choć nietypowe jak na grudzień i jak na 1250 mnpm. Śnieg jest tylko na trasie:
Charakterystyczne było to, że przy nieotwartej żadnej trasie niebieskiej mało było narciarzy słabo sobie radzących, zresztą w ogóle narciarzy (jak na tak piękną niedzielę) było na tyle niedużo, że w zasadzie kolejek do kolejki nie było, no może w szczytowym okresie na 5 minut. Spowodowało to zmianę planów u mnie, gdyż początkowo zamierzałem pojeździć rano i udać się do domu, jak czas oczekiwania zrobi się nieznośny. Nie zrobił się. Może też dlatego, że w covidowej rzeczywistości górna kolej jeździła ... szybko - nie tak jak zwykle.
Natomiast Ondraszek wymaga jeszcze naśnieżenia, którego przez decyzje oszołomów (błąd ze skumulowanymi feriami został naprawiony kolejnym błędem - lockdownem narciarstwa i turystyki) pewnie nie doczekamy:
A sama trasa fisowska? Rano znakomita, zmrożona, wyrównana. Potem nieco zepsuta, muldziasta i śliska. Ale dzięki temu potem było na niej puściej niż rano:
Wadą stacji jest ... brak toalety. No cóż. Let's have a break - idziemy do schroniska. A stamtąd kolejne widoki, w tym (przy bardzo uważnym spojrzeniu) dostrzeżemy nawet Tatry:
Dużą popularnością też cieszyła się platforma startowa, o przepraszam, widokowa:
Na koniec można powtórzyć apel telewizji:
— Zostań w domu!
Zamknięto toaletę w budynku na Jaworzynie?
OdpowiedzUsuńTak! Lokal nieczynny! Jest tam jakiś remont (pełno gratów między budynkami) i nieczynne. Więcej: zamknięto bar przy dolnej stacji, zamieniono go na pomieszczenie z kasami on-line. Nie wiem, czy to pierwsza gastronomiczna ofiara covidu, czy polityka COS-u.
OdpowiedzUsuń