— Jakbyś się urodził wcześniej i żył w PRL-u, wówczas byś mógł posłuchać Eleni na żywo, a nie Led Zeppelin. A jakbyś jednak trafił gdzieś na Zachód, gdzie naprawdę by koncertowali, to nie byłoby cię stać na bilet, bo w Polsce zarabiało się równowartość 20 dolarów amerykańskich. Nie, że była taka bieda, ale taki był przelicznik.
— To wy żyliście w wiecznym strachu w ciężkim reżimie? — często pytają zupełnie młodzi swoich rodziców lub już raczej dziadków na bazie obrazu serwowanego przez TVP z Jaruzelskim w mundurze.
— Tak, jedliśmy z talerzy na łańcuchach jak w Misiu, a z Rudy Śląskiej do Katowic przedzieraliśmy się kanałami, bo ZOMO strzelało do każdego.
— W latach 80. ubiegłego wieku nic nie było. Wszystko było na kartki. W sklepie był tylko ocet — głosi ustami dziadka weterana popularny dowcip.
— Tylko ocet w całym oszołomie? — pada w dowcipie odpowiedź wnuczka.
No tak. My się z tego śmiejemy, ale trzeba na sprawę popatrzeć realnie. Piłkarz czasów mojej młodości, a dziś nadselekcjoner reprezentacji i prezes najważniejszego związku w jednej osobie - czyli Zbigniew Boniek - ma 64 lata. Za rok będzie na emeryturze faktycznej (kończy mu się kadencja) i na emeryturze prawnie dopuszczalnej - osiągnie wiek emerytalny. Tak zwana wolna Polska (co o tej wolności sądzi np. Michalkiewicz - można poczytać w jego książkach) nastała teoretycznie w 1989 r. - razem z ostatnim mistrzowskim sezonem Ruchu. A w tym roku będziemy świętować 32. rocznicę ostatniego tytułu chorzowian.
Oznacza to też, że niemal wszyscy nadal żywi ludzie, którzy decydujące momenty swojego życia (czas zawodowej pracy) przeżyli w komunie, są już dziś na emeryturze, w każdym razie są poza czasem zawodowym i poza jakimkolwiek wpływem i związkiem z obecną gospodarką. Nie są dziś (poza wyjątkami) aktywni gospodarczo.
O czasach komuny w Polsce mogą więc śmiało w obiegu informacyjnym krążyć mity. Ewentualnie ludzie wyrabiają sobie opinię o tych zamierzchłych czasach na bazie Misia. Cóż, Miś Barei był genialny, stanowił on jednak nie tyle obraz, ile kwintesencję zebranych zdarzeń i skeczów z wielu lat, przy czym barów z talerzami na łańcuchach ja osobiście nie spotkałem nigdzie, poza tą rzeczywistością filmową.
W komunie raczej wszyscy mieli pracę, choć podłą (i państwową), edukacja była znakomita, choć o Katyniu nie uczyli, dzieci nie głodowały, a w każdej szkole mieli oprócz obiadów opiekę lekarską. Na wczasy jeździł każdy, choć wybór był między zakładowym ośrodkiem w Jastrzębiej Górze, zakładowym ośrodkiem w Jastrzębiej Górze, a zakładowym ośrodkiem w Jastrzębiej Górze. To pewne pozytywy (kompletnie niedoceniane wówczas), coś jak ... dzisiaj na Białorusi.
Ale co było tak naprawdę było kwintesencją komuny i jej gorszą stroną? Oto tłumaczę dalej.
ZAŁATWIACTWO I ROBIENIE Z LUDZI DZIADÓW MORALNYCH
W Polsce za komuny wszystko się załatwiało. Państwo było właścicielem niemal wszystkiego i nie radziło sobie ze sprawiedliwym rozdziałem dóbr, świadczeń, dostępów. Załatwiało się pralkę, wczasy, paszport, samochód, mieszkania. Rozdziałem rządzili konkretni ludzie: urzędnicy lub sprzedawczynie.
Przykłady? Proszę bardzo! W erze Gierka (lata 70.) budowano mieszkania. Budowano dużo mieszkań, choć kiepskich, takich w blokach z płyty. Ale budowano zawsze mniej niż wynikało to z zapotrzebowania. Chciałeś dostać mieszkanie? Aby więc załapać się na przydział, trzeba było dać łapówkę: jakiś koniak, jakąś kawę, może też niewielką sumę pieniędzy. Wówczas pomijano kolejkę. No właśnie, słowo kluczowe tych czasów to kolejka.
W erze Gierka ruszyła motoryzacja. Ale malucha nie kupowało się ot tak, po prostu. To by było zbyt proste. Na samochód były talony. A aby dostać talon trzeba było, no co? Ano już wiecie: dać łapówkę!
Znakiem czasów było też to, że najpierw się płaciło, może nawet w ratach, a ... potem się otrzymywało przedmiot zapłaty. Taki kredyt na odwrót.
Z kolei w erze Jaruzelskiego (lata 80.) był problem z zaopatrzeniem w mięso, benzynę, papierosy i słynny już papier toaletowy. Nie dość, że wprowadzono kartki, to jeszcze (jako naturalna konsekwencja reglamentacji) towary skutecznie zniknęły z rynku, by pojawić się na ... czarnym rynku. Kto miał ciocię na wsi, ten miał wieprzowinę na święta. Kto miał ciocię w sklepie, temu ciocia wynosiła wołowe na rosół. Kto miał górnika w rodzinie, ten kupował narty na kartę G - w specjalnych sklepach. Kto miał wujka urzędnika, temu wujek załatwiał prawo jazdy w urzędzie od ręki. A kto nie miał? Ten stał. Ten czekał lub - co też było powszechne - dał łapówkę. Wówczas sprawa ruszała. A reszta społeczeństwa? Reszta stała. Jak długo? Jak najdłużej. Bo wszyscy beneficjenci tego systemu byli zainteresowani, aby reglamentacja trwała i aby była jak najuciążliwsza. Bo tylko wówczas każdy klient z wdzięczności za sprzedane spod lady mięso lub załatwione szybciej wydane prawo jazdy dawał ekspedientce lub urzędnikowi dowód wdzięczności. Niektórzy od tych dowodów to musieli swój barek powiększyć. Ta scena w Misiu akurat oddawała rzeczywistość.
PROMOCJA CWANIACTWA
W PRL-u nic nie było takie jak oficjalnie. Oficjalnie zarabiało się tyle i tyle, ale cwaniacy nieoficjalnie wyciągali kilka razy tyle. Źródłem zarobków - dość powszechnym i absolutnie akceptowanym - było ... okradanie własnego przedsiębiorstwa lub dorabianie na boku, co w sumie sprowadzało się do okradania własnego przedsiębiorstwa. Mój śp. dziadek pokazał mi kiedyś całą ulicę w mieście z domkami wybudowanymi z kradzionych materiałów.
— Panie Kowalski, dajemy panu awans na stanowisko administracyjne — głosił pewien dowcip za komuny.
— Ależ towarzyszu dyrektorze, ja jeszcze chałupy nie skończyłem, dajcie mi jeszcze pół roku na budowie, a potem awans, proszę!
Miało to też, hmmm, dobre strony?! Jeśli w jakimś przyczółku ludzie chcieli mieć wyasfaltowaną drogę, a obok trwała budowa państwowa (a niemal każda taka była), wystarczyło oczywiście dać łapówkę kierowcy ciężarówki z asfaltem i potrafił on skutecznie zabłądzić. A materiałów i tak nikt nie potrafił się doliczyć, wszystko było bowiem i tak państwowe, a braki wliczano w straty bez żadnej analizy, notabene jak w spółkach SP teraz. Bo po co w ogóle liczyć rentowność działalności, kogo to obchodzi?
Czymś pożądanym były natomiast ... wycieczki zagraniczne.
— Ach ten Luwr, ach ta Opera Wiedeńska, ach ten stadion w Berlinie — pomyślicie sobie. Nic z tych rzeczy. Miejscem pożądanym był sklep marki Aldi w Berlinie i Mexikoplatz w Wiedniu. Za granicę jeździło się handlować, nie zwiedzać. Wynikało to z - drastycznych czasem - różnic w cenach, wynikających z kolei z różnic w wartościach walut. Różnice te między Zachodem a Wschodem były co najmniej kilkunastokrotne. Opisałem zresztą to na początku artykułu - w wątku dotyczącym Led Zeppelin.
Dla mnie żenującą, ale oddającą rzeczywistość, była scena w biografii Andrzeja Iwana pt. Spalony, gdzie reprezentanci Polski kadry Piechniczka - trzeciej drużyny świata - na mundialu zamiast treningiem zajmowali się handlem towarami. Z kadrą Górskiego było podobnie.
Każdy coś kombinował, każdy coś robił na lewo, każdy czymś handlował - to zrobił z ludzi PRL. Oficjalnie nie dało się zarobić, ale nieoficjalnie ...
Znam opowiedzianą kiedyś przez osobę znacznie starszą historię o tytułowaniu się wzajemnie dwóch ludzi:
— Cześć dyrektorku, co tam słychać?
— Cześć szefunciu, a co u ciebie?
Chodziło o to, że w zakładzie pracy do godziny 15:00 jeden z rozmówców był dyrektorem, a drugi podwładnym. Ale po godzinie 15:00 role się odwracały - na lewiźnie. Otóż na lewiźnie szefem był ten drugi, a pierwszy - pomocnikiem. Ale to po 15:00 robiło się prawdziwe pieniądze.
POGARDA DLA PRACY I WYKSZTAŁCENIA
— Wywyższyć poniżonych, poniżyć wywyższonych — to kwintesencja komuny. Knif niegłupi, wymyślony przez towarzysza Lenina i udoskonalony przez towarzysza Stalina. — Kadry są wszystkim!
W PRL-u kto był profesorem, ten był finansowym dziadem. Do dziadostwa finansowego dochodziła pogarda ludzka:
— Wziąłbyś się profesorku za jakąś robotę, kafelki nauczył kłaść, czy co!
Wielu się wzięło, aby ... móc utrzymać rodzinę.
System miał swoje reperkusje jeszcze w latach 90., czyli już teoretycznie po komunie, kiedy nadal niezamożni profesorowie brali się za każdą chałturę i nagle odkryli, że mogą zarabiać na ... dziesięciu uczelniach naraz. Gnali więc swoimi maluchami z jednej uczelni prywatnej na drugą, bo prywatna uczelnia potrzebowała ludzi z tytułami, aby być uczelnią lub raczej należałoby rzec: udawać uczelnię. Odbywało się to kosztem studentów, którzy swojego profesora czasem widzieli raz na semestr. Zemsta ze strony studentów była inna, gdy oni, w wielu przypadkach synowie dorobionych za komuny cwaniaków, parkowali obok tych maluchów profesorskich swoimi sprowadzonymi z Efu i kupionymi przez tatusia merolami. To, że te merole miały po 15 lat nie miało znaczenia. I tak były przedmiotem zazdrości wysuszonego motoryzacyjnie niemal każdego Polaka.
W ogóle w PRL-u kompletnym frajerem, wręcz idiotą był ... człowiek pracowity. Takiemu się dawało najgorszą pracę i najniższą płacę. Taki był też tępiony przez kolegów lub koleżanki z pracy:
— Ty młody weź wyluzuj, jest przerwa na papierosa, ręce ci od tej roboty odpadną. Ponadto zawyżasz nam normę. Wszyscy palą, też pal, albo ci te gnaty połamiemy.
W pracy się nie pracowało. Do pracy się chodziło, bo człowiek musiał. Pracowało to się ewentualnie na lewiźnie - po pracy, za uczciwe pieniądze. W pracy trzeba było się oszczędzać.
I NIE MÓWCIE MI, ŻE TERAZ TO NIE KOMUNA!
Nie skupiam się dziś na trendach światowych, bo to temat na odrębny artykuł. Myślę o Polsce, nowej wolnej Polsce dziś. Czy dziś dążymy znów do komuny?
Drogi Czytelniku, aby postawić właściwą diagnozę, odpowiedz sam sobie na 5 pytań
(zaznacz właściwe odpowiedzi a lub b):
1. Obecnie w polskiej gospodarce:
a) istnieją tendencje do upaństwawiania przedsiębiorstw;
czy
b) ceni się prywatną własność i premiuje przedsiębiorczość ludzi.
2. Aby dostać pracę w urzędzie lub firmie w Polsce:
a) należy mieć znajomości;
czy
b) wystarczy mieć dobre wykształcenie i odpowiednie kwalifikacje.
3. W Polsce najlepsze pieniądze zarabiają:
a) ci, to się dobrze ustawili, ale niewiele potrafią;
czy
b) ci, co najciężej pracują.
4. Przedsiębiorstwa zależne od państwa (i nie tylko), gdy znajdą się w trudnej sytuacji:
a) zwracają się do państwa o wsparcie;
czy
b) dokonują restrukturyzacji ekonomicznej i organizacyjnej i próbują na wolnym rynku jakoś sobie poradzić i wyjść z kłopotów.
5. Rodzice trojga dzieci dziś:
a) składają wnioski o pomoc socjalną;
czy
b) szukają takiej pracy, aby spokojnie siebie i dzieci utrzymać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz