Nowy Ład Skudlika wzmocni pozycję rodzin wobec państwa, szkoły, służby zdrowia. Przestaniesz być zależny, zaczniesz być klientem! |
Krążą po Polsce różne nowe łady, z elementami realizowalnymi lub nie. No to ja też dołączę się do narodowej dyskusji o Nowym Polskim Ładzie i zaproponuję swoje rozwiązania.
Oto one:
- Utrzymanie programu 500 plus, ale w innej formie. Aby program nie odciągał rodziców od chęci zatrudnienia proponuję, aby zamiast wypłat bezpośrednich obowiązywała prosta ulga podatkowa: 500 zł miesięcznie (czyli 6000 zł rocznie) na każde dziecko do 18. r. życia dla jednego z rodziców. Dla pracujących obecnie niczego to nie zmieni, dla niepracujących..., no cóż, zmusi ich (co najmniej jednego z rodziców) do podjęcia zatrudnienia, aby nadal otrzymywać świadczenie. Ostatecznie nic się nie zmieni, oprócz tego, że gospodarka zyska nowych pracowników. Sami beneficjenci też będą zadowoleni, bo zyskają na samoocenie oraz samopoczuciu: zamiast prosić państwo o kasę, sami na siebie i dzieci zarobią.
- Mamy tak skomplikowane i wymagające specjalistycznego doradztwa podatki, że aż szok. Nikt normalny nie łapie się w tych CIT-ach, VAT-ach, PIT-ach, itp. To znaczy łapią się doradcy podatkowi i oni raczej na tym nie tracą. A normalny pracownik umawia się z pracodawcą na pensję netto i prawdopodobnie nic więcej go nie obchodzi. Nawet nie ma świadomości nakładanych obostrzeń. Tymczasem podatkiem najskuteczniejszym obecnie jest VAT, ale ma on zasadnicze wady: duże międzynarodowe korporacje o gigantycznych obrotach go unikają, mafie wręcz żyją w konstrukcji tego podatku. Jak to zmienić? Wystarczy wprowadzić prosty jak budowa cepa podatek obrotowy. Jak w USA. Oprócz skuteczności i prostoty podatek ma jeszcze inną ukrytą zaletę: eliminuje mnożenie spółek i przepływy wewnętrzne. Eliminuje, bo od nich też jest naliczany.
- Na bolączki szkoły i uczelni proponuję prosty bon edukacyjny. Obliczamy, że edukacja szkolna kosztuje kraj jednostkowo tyle i tyle i bon o takiej wartości dajemy rodzicom. A ci następnie wybierają szkołę, powierzając szkole bon. Państwo płaci tej szkole, która bon otrzymała. Wprowadzi to konkurencję na rynku edukacyjnym. Szkoły będą musiały o ucznia (raczej: jej lub jego rodziców) rywalizować jakością nauczania. Kiepskie szkoły padną, dobre się rozbudują. Ale to nie minister, ale rodzice będą decydowali o przepływie pieniądza. Podobnie ze studiami, z tą różnicą, że młody człowiek będzie mógł wybrać uczelnię lub... pracodawcę. Jeśli zdecyduje się na pracę zamiast uczelni, bon otrzyma pracodawca. Zdecyduje to primo o wyborze rozsądnej ścieżki życiowej w zależności od poziomu wiedzy (praca lub uczelnia), a w przypadku uczelni będzie jak ze szkołami: dobre się wzmocnią, słabe padną, ale poziom nauczania wzrośnie, bo będzie musiał.
- Na bolączki służby zdrowia proponuję bon zdrowotny. Państwo określa ceny za świadczenia zdrowotne i daje każdemu obywatelowi bon. A on go realizuje tam, gdzie chce. Placówka, gdzie pójdzie pacjent, otrzyma środki za zabiegi, których musiał(a) się ona lub on poddać. Placówka bez pacjentów zbankrutuje. Ale jednym ruchem załatwimy cały problem podwyżek wynagrodzeń, organizacji służby zdrowia, itp. Ona się bowiem sama zorganizuje i sama określi możliwe wynagrodzenia dla lekarzy i innych pracowników, bo będzie musiała. A pacjent przestanie być wyrzucany za drzwi lub na korytarz, bo pacjent będzie dysponentem kasy. Będzie klientem.
Na razie tyle, ale wiedzcie, ja się dopiero rozkręcam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz