czwartek, 11 marca 2021

Już nie ma dzikich tras, na których zbierałem naukę


Problem jest wielowątkowy, ale istnieje. Uczysz grupę dzieci (lub nawet dorosłych) jeździć na nartach w danym ośrodku narciarskim w Polsce. Jedziesz z nimi raz łatwą trasą – zjechali jako-tako. Jedziesz drugi raz – potrafią. Jedziesz trzeci – utrwalasz, co już umieją. 

— No to dobra! — mówisz podopiecznym. — Czas na nowe wyzwania i zmianę techniki jazdy. Poćwiczymy teraz slalom i jedziemy na trudniejszą trasę!

Problem z tym, że na większości ośrodków... jest to pomysł nierealizowalny. Bo albo w danym ośrodku takich tras nie ma w ogóle, albo (co częstsze) ośrodki takich tras po prostu nie przygotowują i nie otwierają.

Nie mamy sukcesów narciarzy alpejskich, może poza rodzynkiem w postaci Maryny Gąsienicy-Daniel, która jakoś tak samotnie walczy z całymi teamami z innych krajów.

Tymczasem, jak mówił raport z 2018 r.:
"Prawie jedna trzecia Polaków potrafi jeździć na nartach. Czynnych narciarzy są w naszym kraju ponad 4 miliony, a zimowe wyjazdy narciarskie dla coraz większej grupy stają się coroczną tradycją. Chętnie szusujemy na Słowacji, wierną rzeszę fanów mają też ośrodki we Włoszech i w Austrii. Ale wciąż najczęściej wybieramy polskie stoki – położone najbliżej i najtańsze.
(...)
29 procent Polaków potrafi jeździć na nartach, a 8 procent na snowboardzie – tak wynika z badania, które Instytut Badań Rynkowych i Społecznych IBRIS w 2017 roku przeprowadził dla Polskich Kolei Linowych. Ten wynik z roku na rok rośnie. Nawet, jeśli nie jeździmy często, robimy to systematycznie. Prawie 70 procent fanów nart i deski miało ten sprzęt na nogach choć raz w ciągu ostatnich trzech sezonów (28 procent więcej niż 3 razy, 17 procent 2-3 razy i 22 procent przynajmniej raz).  To sporo."

Nawet jeśli te dane są nieco zawyżone, to i tak w ciemno można założyć, że narciarzy w Polsce jest co najmniej tyle samo co... w Austrii, która liczy raptem nieco ponad 8 mln mieszkańców, a chyba nie więcej niż co 2. Austriak poradzi sobie z nartami lub snowboardem. Ponadto w samym Beskidzie Śląskim stacji narciarskich jest... kilkadziesiąt. I są dni, gdy ... na wszystkich z nich tworzą się kolejki. Powinniśmy być więc mocarstwem w narciarstwie alpejskim – niczym w skokach. Nie jesteśmy – delikatnie mówiąc. Dlaczego?

Ano właśnie dlatego: patrz początek artykułu. Ile w tymże Beskidzie Śląskim jest tras naprawdę trudniejszych i czynnych, patrząc na legalne oznaczenia: czarna (ponad 40 proc. maksymalnego nachylenia w jakimś fragmencie), czerwona (ponad 30 proc. maksymalnego nachylenia)?

Pomyślmy... 
  • Jest czarna trasa FIS na Skrzycznem – w tym roku czynna do Dolin (ok. 2,5 km długości, ok. 550 m dyferencji), na całej długości części sportowej, ale bez dojazdu na sam dół.

  • Jest czarna trasa na Beskidzie – krótka (800 m), ale naprawdę fajna (250 m dyferencji).

Co do tras czarnych, to... tyle. A czerwone, licząc jednak naprawdę trudniejsze...
  • Jest czerwona trasa z Czantorii – piękna, długa (1900 m) i z dużą dyferencją (450 m).
  • Jest czerwona trasa na Soszowie – krótka (ok. 800 m), ale ciekawa (zawijaniec), okresami naprawdę stroma (ostatni fragment), ale szeroka (ok. 80 m w dolnej części).
  • Jest czerwona trasa ze Stożka – krótka (ok. 800 m), ale w środkowej części naprawdę trudna, z ogólną dużą dyferencją (ok. 240 m).
  • Jest czerwona trasa z Poniwca – z parametrami podobnymi do Stożka.
  • Jest czerwona trasa nr 5 z Pilska – ciekawa, dość długa (ok. 2 km do Hali Szczawiny,. ok. 400 m dyferencji), ale wymagająca wjazdu aż dwoma orczykami dla jednego pełnego zjazdu.
  • Cieńków posiada fragment trudniejszego zjazdu na trasie czerwonej (u góry), ale jest to tylko fragment (ok. 300 m).

I... tyle. Na mapach istnieją jeszcze inne w miarę trudne trasy: Bieńkula, Golgota, Duży Rachowiec – problem w tym, że nie są one czynne.

A gdzie mamy trasy nadające się w Beskidzie Śląskim do organizacji zawodów? Jest tak:
  • Zjazd - nie ma!
  • Slalom gigant - Szczyrk, trasa FIS, Stożek organizuje na całej długości trasy zawody amatorskie.
  • Slalom specjalny - nie ma!

Problem z trasą uznawaną przez FIS do slalomu specjalnego (oficjalnie: SL - slalom) jest nawet ... ogólnopolski. Wymogi są następujące:
"Slalom to konkurencja techniczna. Różnica poziomów między startem a metą wynosi 180–220 m dla mężczyzn i 140–200 m dla kobiet. Średnie nachylenie trasy slalomowej powinno wynosić od 33% do 45%, a jej szerokość – 30 m. Nachylenie ponad 52% dozwolone jest jedynie na krótkich odcinkach."

Parametry te spełniał stok na Nosalu w Zakopanem (przynajmniej dla konkurencji kobiet) oraz Beskidek w Szczyrku  (jak wcześniej). Oba te stoki na dziś... nie istnieją. Do celów ćwiczebnych działa Harenda (bardzo krótka trasa), zawody ogólnopolskie odbywają się natomiast na trasie FIS w Szczawnicy (na dziś najlepszy w Polsce stok slalomowy).

Wniosek? Mamy więc w Polsce furę narciarzy, ale wobec braku tras trudniejszych, oni nigdy nie wyjdą z fazy "rekreacja, zdjęcia, SPA" do fazy "jazda sportowa". Nawet wobec wielkich chęci, nie ma gdzie ich tego... nauczyć. Dominują bowiem trasy... jak najłatwiejsze. O takie się dba (w połączeniu z nowoczesnymi wyciągami, czytaj: wygodnymi), trudnych się nie otwiera. Taki też podobno ... jest klient. Jest i druga strona medalu: nowy narciarz, który jeszcze niewiele umie, ale który trafiał "przypadkowo" na Golgotę, potem wzywał... pomoc, bo nie potrafił zjechać (wersja optymistyczna) albo łamał się na tej Golgocie (wersja pesymistyczna, acz realna). Dlatego SMR ... zamknął Golgotę. Za to zbudował trasę, na której... nie sposób się rozpędzić.

Ponadto polskie ośrodki niemal w ogóle... nie tworzą i nie otwierają snow-parków, co kiedyś przyciągało klienta (a w Alpach jest standardem). SMR otwarł raz mały fragment snow-parku na Małym Skrzycznem i... nie zamierza tego powtarzać. Snow-park to bowiem... potencjalne źródło wypadków. 

Tyle, że tak się nigdy niczego nie nauczymy i będziemy już zawsze zawody w narciarstwie alpejskim ... oglądali tylko w telewizji – z udziałem nacji nam obcych. Nie ma życia bez ryzyka! Bez ryzyka nigdy nie zostaniesz mistrzem! W żadnej dyscyplinie sportu i w żadnej dyscyplinie życia!

Już nie ma dzikich tras, na których zbierałem naukę: Bieńkula, Golgota (ach te muldy), Ochodzita, Beskidek, Sahara (sic!) na Szyndzielni! Już nie piszę nc o tym, że dziś nie ma gdzie uczyć... wjazdu na górę orczykiem. Co w Austrii – jest standardem nauki jazdy.

2 komentarze:

  1. Znowu skomentuję: Jaworzyna :)))) Ok, ten sezon im nie wychodzi ale jeśli całość by była otwarta razem ze snow-parkiem to jest to góra niemal kompletna (może nawet za mało niebieskich w stosunku do czerwonych).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jaworzyna jest świetnym ośrodkiem, nawet mimo swoich mankamentów. Przy odrobinie lepszym zarządzaniu i paru inwestycjach, byłaby to najlepsza stacja w Polsce!

      Usuń