Pomysł wykluł się w efekcie zamknięcia "mnóstwa" tras przez Szczyrkowski, przy czym dla mnie strategicznych – Bieńkuli, Golgoty oraz trasy nr 1. Pomysł wzmocniony został przez solidny ształ na wjeździe do Szczyrku, przy czym "wszyscy" jakoś tak jechali na skrzyżowaniu prosto. Więc ... pojechałem w prawo.
Stacja Beskid Sport Arena przyjaźniła się ze mną do tej pory rzadko. Ponadto była to ... trudna przyjaźń. Zazwyczaj trafiałem tam wskutek zamknięcia gondoli na jazdę wieczorną w Szczyrkowskim (do zeszłego sezonu była opcja skorzystania wówczas z BSA), co powodowało z minuty na minutę rosnący tłum na górze Beskid. Tłum, którego stacja nie była w stanie wchłonąć. Nadto nie podobał mi się pełny komercjalizm: muzyka na fol, bary blokujące przejazd, wyciąg na wyciągu.
Tymczasem dziś ... muzyki nie było, bary nie były oblegane, a trasa czerwona i wyciąg na czerwonej zostały zamknięte. I ku chwale ojczyzny. Jeździło się naprawdę dobrze na w miarę pustym stoku (były czynne trasy: czarna oraz niebieska) oraz prawie bez kolejek. Małe były przez moment, ale ... naprawdę małe, takie na 3-4 minuty w najgorszym momencie (ok. godz. 10:00).
Niemniej perłą stacji i góry Beskid jest jej środkowa trasa – czarna jak smoła (na mapie).
Trasa czarna jest naprawdę wymagająca i jest zaledwie jedną z dwóch otwartych trudnych tras w całym Szczyrku. Drugą jest trasa FIS na Skrzycznem w ośrodku COS. Ale czarna trasa na Beskidzie ma naprawdę sportowe nachylenie, i widać, że jeżdżą po niej ludzie, którzy zasadniczo jeździć potrafią.
Na Beskidzie można też zjechać niebieską trasą, jest ona dłuższa, bardzo nietypowa (raz szersza, raz węższa) – także w powodu nietypowego mostka pod ... czarną trasą.
No cóż. Marcowe narty na Beskidzie w całkiem nowoczesnej stacji (a pamiętam tamże niegdysiejszy orczyk) okazały się wreszcie całkiem udane. Nie, to za słabe: były udane niebywale. Udało się bowiem wszystko: warunki narciarskie, pogoda (lekki mróz i czyste niebo), brak tłumów i nawet ... osobista forma. Przez nieco ponad 4 godziny udało mi się zjechać ponad 20 razy, w tym ... w większości po trasie czarnej. Być może jeszcze w marcu tam wrócę.
A wracając warto było spojrzeć na martwe obiekty. Skocznię w Biłej, zastąpioną dziś nowoczesnym obiektem Skalite, oraz stok Beskidek, niegdyś miejsce mistrzostw kraju w slalomie.
No to do zobaczenia na stoku! Zima jeszcze się nie skończyła!
To znów ja. Moim zdaniem czarna na BSA to jedna z łatwiejszych czarnych na jakich jechałem (choć nie powiem, że jeździełem na wielu, bo wolę bardziej płaskie) - prosta, szeroka, równa. Jak ktoś chce tylko "zaliczyć czarną" to idealne miejsce
OdpowiedzUsuńHmmm, dziś, w porównaniu z różnymi Klepkami, Złotym Groniem i SMR-em to trasa trudna. O jej "łatwości" decyduje w miarę dobra szerokość, właśnie równość oraz dobre przygotowanie - poza jazdą nocną, gdyż nie przygotowywano na noc tej trasy, nie wiem, czy BSA robi (a raczej: nie robi) tak dalej. Niemniej zachęcam do lektury artykułów. Można się zgadzać lub nie, ale zdanie można też wyrazić. Ja też biorę pod uwagę każdą rozsądną... uwagę!
UsuńTrasa jest trudna, chodziło mi, że jak na czarną, to jest przystępna ;)
Usuń