piątek, 26 marca 2021

Czy wynagradzanie ludzi za pracę pozorną lub brak pracy jest słuszne?

Były premier Leszek Miller, człowiek, który ma mocno inne poglądy niż ja (na życie, gospodarkę i wiele innych kwestii), ale zawsze ceniłem go za kulturę i umiejętność wyważania wypowiedzi, tako rzecze w wywiadzie dla Dziennika Zachodniego:

"— I już nigdy nie wrócimy do sytuacji, którą pamiętamy.
— Tej sprzed pandemii?
— Tak. Być może już zawsze trzeba będzie nosić maseczki. Trzeba będzie przyzwyczaić się do obniżenia poziomu życia. Przecież nie wszystkie gałęzie przemysłu się odbudują, bo nie są w stanie uporać się ze skutkami pandemii. Trzeba będzie po prostu przyzwyczaić się do zmian w systemie pracy, o jednej już wiemy, pani wie i ja wiem, mówię o pracy zdalnej, bez konieczności chodzenia do biura."

Pan Miller może sobie pozwalać na takie pesymizmy, bo jest emerytem, i to w zasadzie podwójnym: ma też dietę parlamentarzysty europejskiego. Wierzę natomiast, że wielu przedsiębiorców czytając taką wypowiedź polityka, artykułuje pod nosem słowa nie do końca, nomen omen, parlamentarne. Ludzie czasem bowiem całe życie budowali swój biznes, o którego potencjalnym upadku tak lekko opowiada były premier.

Ale to jedna kwestia. Drugą – związaną z pytaniem tytułowym – stanowi druga fraza cytowanej wypowiedzi. Niektórzy wizjonerzy – parając się pracą poselską, informatyczną lub podobną – wyobrażają sobie, że Polska cyfrowa jest oczywistością.

  • Radni i prezydent Bytomia zadecydowali, że za parkowanie w centrum miasta kierowcy zapłacą tylko mobilnie – nie będzie nawet parkomatów na kartę, już nie mówiąc o czymś tak wstecznym jak gotówka.
  • Ministerstwo infrastruktury zadecydowało, że za przejazd państwowymi odcinkami autostrad od grudnia 2021 r. będziemy mogli zapłacić też tylko mobilnie.
  • A właśnie b. premier Miller wyobraża sobie, że pracować każdy może zza swojego biurka w domu za pomocą laptopa.

Wszystkie ww. przypadki wyprzedzają epokę i mają w zamyśle wychować i wyedukować naród lub – co też możliwe – to naród nie nadąża za wizjonerstwem polityków. Rozprawię się z tym w mig.
  • Co do miasta Beuthen. A jak ja zapłacę za parkowanie pod operą, skoro nie mam (i nie chcę mieć) smartfona?
  • Co do autostrady z Gleiwitz do Breslau. A co, jeśli zapłacę wcześniej on-line za trasę z węzła Kleszczów do węzła Nogowczyce, a wskutek robót drogowych i korków okaże się, że ostatecznie pojadę z węzła Sośnica do węzła Olszowa? Będę musiał zapłacić mandat 500 zł?
  • Gospodarka jeszcze trzyma się jako tako dzięki firmom budowlanym i produkcji przemysłowej. Jak pan, Panie Premierze, wyobraża sobie tę pracę w formie zdalnej?
 
I jest jeszcze jeden problem, nieartykułowany głośno, ale (nie zawsze i nie w każdym przypadku) istniejący: pozorność pracy zdalnej. Owszem, zgadzam się, że są dziedziny (informatyka, analiza danych, pisanie opracowań), w których praca zdalna jest jak najbardziej oczywista i w wielu firmach (trzeba trafu: najczęściej państwowych, bo dla prywaciarza liczy się efekt) sztywne formy zatrudniania, miejsca pracy i godzin pracy są lekko nieżyciowe. Tak, pandemia wywróciła stolik i pokazała, że można. Naprawdę można. Ale są też dziedziny (np. szkoła, obsługa klientów), w której praca zdalna jest zdecydowanie mniej efektywna: patrz poziom tegorocznych matur próbnych. A na koniec dodam, że są też dziedziny (np. praca urzędów), w których we frazie "praca zdalna" słowo "praca" nie jest właściwym rzeczownikiem, bo z różnych przyczyn są to raczej "wakacje od pracy". Nie twierdzę, że tak jest w większości przypadków, ale w wielu jest.

I dobrnęliśmy do clou.
— Czy wynagradzanie ludzi za pracę pozorną lub brak pracy jest słuszne? — zadaję sobie pytanie. Wielu się oburzy, ale odpowiedzi są rozbieżne, w zależności od szkoły ekonomicznej.
  • Monetaryści stwierdzą z całym arsenałem dowodów – nie!
  • Keynesiści stwierdzą z całym arsenałem dowodów – tak!

A istota problemu tkwi w dzisiejszym pieniądzu: nieistniejącym realne, istniejącym w zasadzie jako zapis w grze: jak w Monopoly. Ktoś nieznający się na ekonomii myśli, że polskie banki dokładnie wiedzą, ile mają tych złotówek i ile jest w ich obiegu. To bzdura. Banki dostały dzięki elektronicznej formie pieniądza olbrzymi wpływ na jego kreację i za nic nie zrezygnują z tego przywileju. 

Co w związku z tym? Monetaryści twierdzą, że w grze w Monopoly są wygrani i przegrani. Taka jest istota gospodarki rynkowej. Człowiek zaradny ma cztery najnowsze merole w czterech garażach swojej willi, człowiek niezaradny żebrze pod mostem. Natomiast keynesiści zwracają uwagę, że nawet w Monopoly, aby wziąć udział w grze, najpierw otrzymuje się od krupiera (banku) określoną sumę pieniędzy – za darmo, za istnienie! Taką formę miał też program Rodzina 500 plus dla wysuszonej od pieniądza nieobracającej się w 2015 r. polskiej gospodarki. Jakkolwiek nie oceniać moralności płacenia za istnienie, nowy pieniądz rozruszał biznesy w Polsce. 


Pytanie brzmi:
— Czy krupier (bank, bank centralny) może jednak tak ustalić reguły gry w Monopoly, że tym którzy sobie radzą i pomnażają majątek, będzie część wygranej odbierał, a tym którzy sobie nie radzą i przegrali powierzoną kasę, będzie dopłacał, aby skutecznie grali dalej?

Odpowiedź już znamy:
— Może. Robi to zresztą cały czas. Problem w tym, że krupierowi swoja rola coraz bardziej się podoba i urósł w piórka: rola państwa w zarządzaniu gospodarką rośnie. 

Pytamy dalej:
— Jakie to przyniesie skutki w erze pieniądza nieistniejącego?

Odpowiadam:
— Jeśli chodzi o sferę fiskalną – nie wiemy. Monetaryści powiedzą, że wiedzą, że wkrótce, już, zaraz, natychmiast, wszystko się załamie. Tyle, że wcale tak być nie musi. Jeśli my wypuścimy wirtualne morze wirtualnych złotówek, ale strefa euro wypuści też morze wirtualnych euro (co czyni w tempie żywszym od Polski), a Amerykanie wypuszczą też morze wirtualnych dolarów, waluty te mogą się utrzymać bez większych strat dla gospodarek. Nadto przy obecnym poziomie opodatkowania (pracy i konsumpcji) system fiskalny natychmiast zacznie zjadać z rynku wypuszczone pieniądze. Tyle, że mogą, a nie muszą, bo jak będzie, to nie wiemy – nie testowaliśmy jeszcze takiej sytuacji, to jak ze szczepionkami na covid. Ale jeśli chodzi o sferę mentalną – wiemy doskonale, testowaliśmy podobne mechanizmy bowiem już za Polski socjalistycznej. Tylko frajer będzie ciężko pracował. Tylko dureń będzie się uczył latami. Zapanuje powszechny tumiwisizm, a najbogatszy będzie ten, kto nic nie robi. Nie tylko bowiem będzie bogaty formalnie, on będzie też bogaty mentalnie. Człowiek uczący się i ciężko pracujący zostanie natomiast (znów) zepchnięty na margines życia. Ot, to już było. Niestety wiemy też, że taki system w końcu się zawali, ale wiemy też, że walić się będzie latami, a może nawet przez dekady.

Co było do udowodnienia. Bo w tle czai się pomysł nowego świata po pandemii, a w ramach niego:
  • dochód gwarantowany!

— Dlaczego tak myślę?
— Ponieważ dziś w polityce króluje keynesizm.

Zobaczycie! Już wkrótce! 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz