poniedziałek, 31 grudnia 2018

Szczęśliwego Nowego Roku

Szczęśliwego Nowego Roku wszystkim Czytelnikom życzy ze swojego fotela w Nowym Bytomiu Wasz autor.

 
 
 
 

Wraz z nastaniem nowego roku blog zmieni nieco profil i w styczniu oraz lutym (zgodnie z kalendarzem) ukażą się głównie publikacje dla narciarzy w ramach cyklu: "Reminiscencje narciarskie".

Będzie dużo, nawet bardzo dużo zdjęć z ciekawych miejsc.

Oto lista "pierwszej dziesiątki":


sobota, 29 grudnia 2018

Czas pikników

Święta się skończyły (Polacy lubią je spędzać raczej w domach i rodzinnie), po czym w górach nastał czas pikników, który potrwa co najmniej do święta Nowego Roku, a być może do Sześciu, o przepraszam, to przez Ryśka, Trzech Króli.

Co należy zrobić w takiej sytuacji?

Otóż po pierwsze należy odłożyć narty do szafy lub oddać do serwisu do ostrzenia.Można też pójść na spacer, porozmawiać wreszcie z żoną lub mężem, można też zainwestować w telewizor, gdzie z trudem, ale jednak można znaleźć transmisje ze zjazdów PŚ. Świetny to czas na takie czynności.

Białka Tatrzańska live. Czy w tym tłumie da się w ogóle jeździć?

Oraz po drugie należy się cieszyć, że stacje narciarskie wykorzystają te żniwa, zarobią ile trzeba na piknikach, po czym przeznaczą część zarobionych środków na przygotowanie tras dla prawdziwych narciarzy.

Może nawet SMR otworzy potem (w styczniu) coś więcej niż tylko niebieskie trasy, w tym - to marzenie wielu - Bieńkulę i Golgotę.

A stoki w obecnym czasie warto zostawić do testowania piknikom.

Niebieska, czerwona, czarna? Jakie to ma znaczenie, jeśli na zjazd czeka się pół godziny, a trasy i tak nie widać, bo zasłaniają ją inni frajerzy, którzy zapłacili 120 zł za dzień jazdy.
- Przepraszam, przepraszam, panią też przepraszam, pan się odsunie - tak wyobrażam sobie jazdę w tym okresie.

No cóż, są takie momenty w życiu narciarza, które trzeba po prostu przeczekać. Szczęśliwcy wyjechali na mniej zaludnione w tym czasie stoki w Austrii (a takie są, wiem, znam - dobrze jeździ się chociażby na Hochkarze i w rejonie Planneralm - coś poza głównymi szlakami), inni muszą sobie po prostu zrobić pauzę.

Szczyrk live. W kolejce można nawiązać nowe znajomości
Zwłaszcza jak kończy się praktycznie na trasie

Przy okazji stwierdzam, że nie chciałbym pracować w GOPR-ze w tym okresie. Ani w pogotowiu ratunkowym.


piątek, 28 grudnia 2018

Zapłacą? Nie zapłacą? Co będzie potem?

Dziś jest 28 dzień grudnia. Do dziś "Kambodża" ma termin zapłaty kwoty za długi licencyjne Wisły Kraków.

Po tym, że od paru dni (Kambodża raczej nie obchodzi chrześcijańskich świat Bożego Narodzenia) nie ma tych środków na krakowskim koncie wiemy, że mamy do czynienia z jakimiś szarlatanami biznesu. Po co czekać na ostatnią chwilę? Po co budować napięcie, jak w filmie z Bondem? Jeśli te 12 mln zł nie stanowi problemu, to można je było dla pewności skuteczności transakcji przelać wczoraj lub przedwczoraj. Czemu tak nie zrobiono?

Odpowiedz jest prosta: bo to nie "inwestorom" (cudzysłów konieczny) na tym zależy. Tak niczego by nie wygrali. Nikogo by nie trzymali w kleszczach. A trzymają co najmniej kilka, wydawałoby się poważnych, stron:
- TS Wisłę - która jak zbawienia wygląda zwolnienia z odpowiedzialności za stan klubu;
- miasto i prezydenta Majchrowskiego, którzy mogą dostać w spadku wielki problem wraz z wielkim stadionem do utrzymania;
- PZPN wraz ze spółką Ekstraklasa, którzy "poręczyli" za Wisłę.

Coś czuję, że jazda, jazda, jazda dopiero się zacznie.
Jeszcze będzie zabawa, będzie się działo...

Sytuacja w polskim hokeju. To już nie komedia, to dramat!

W tle niespodzianek w półfinałach pucharu krajowego (czeka nas finał: Podhale - Jastrzębie) w małym podsumowaniu roku warto zastanowić się nad kondycją polskiego hokeja na lodzie, a tak naprawdę nad jego systematycznym upadaniem. Nie, nie jednorazowym i widowiskowym upadkiem, lecz nad powolną i przez nikogo niedostrzegalną agonią. Niedostrzegalną właśnie z tej przyczyny, że została rozłożona w czasie.

30 lat temu

W 1988 roku (ze względu na udział reprezentacji narodowej w olimpiadzie w Calgary) decydujące mecze ligi rozgrywano w systemie play-off tylko do dwóch zwycięstw. W finale Polonia Bytom łatwo w dwóch meczach pokonała niespodziewanego finalistę - GKS Tychy. Dla bytomskiej Polonii oznaczało to trzeci triumf w historii zapoczątkowujący serię czterech tytułów z rzędu, kolejno po zwycięstwach finałowych z Naprzodem Janów, Podhalem Nowy Targ (po jednym meczu - ze względu na MŚ) oraz Unią Oświęcim. Następnie pierwszy swój tytuł zdobyła Unia, potem mieliśmy serię Podhala (do dziś pamiętam grę tego ataku "smierci" - Prima, Copija Gusow).

W 1988 roku hokej był niezwykle popularną dyscypliną. Lodowiska co prawda przypominały stadiony, często były odkryte (Jastrzębie) lub nie do końca zakryte (Sanok). Na trybunach dominowały miejsca stojące (Polonia, Sanok, Podhale) lub ławki (Naprzód Janów, Podhale). Nowoczesne lodowiska (na owe czasy) posiadały Unia Oświęcim oraz GKS Tychy.

Ale za to normą na trybunach były komplety, a problemem - zdobycie biletów na ważniejsze mecze.

Na igrzyskach w Calgary cały naród po nocach śledził zmagania hokeistów (jakże wyrównane) z Kanadą (0-1) i Szwecją (1-1). Gdyby nie afera dopingowa Morawieckiego, nasi mieli poważne szanse na wyjście z grupy. Ale - co ważne - nie mieli wówczas problemu z rywalizacją z najlepszymi, a dzisiejszych naszych rywali (Korea, Węgry, Wlk. Brytania) to zlałyby wówczas rezerwy w wymiarze dwucyfrowym.

Hokej był drugą (po piłce nożnej) - pod względem popularności - dyscypliną sportową w Polsce, daleko przed siatkówką, koszykówką, piłką ręczną i wieloma innymi sportami drużynowymi.

Skład mistrza kraju sprzed 30 lat zawiera wiele znanych nazwisk: Samolej, Puzio, Christ, Steblecki, Stebnicki, Kądziołka, Kuźniecow.

Ponadto 30 lat temu z ligi spadł ŁKS Łódź z Janem Stopczykiem w składzie. Na razie wygląda na to, że ... na zawsze.
Kadra Polski sprzed wielu lat

Dziś

Jeśli chodzi o poziom i miejsce hokeja w hierarchii światowej - nie ma co mówić. Jesteśmy w "trzeciej lidze".

Jeśli chodzi o popularność, hokej też spadł do "trzeciej ligi". Nie ma nas na olimpiadzie, nie ma na MŚ elity - i to od wielu lat. Nie potrafimy wyjść z tego dziadostwa, choć raz (Kraków) byliśmy dość blisko. Ale lepsi okazali się wówczas Węgrzy. Problemem polskiego hokeja jest to, że niestety zawsze jest ktoś lepszy, ktoś aktualnie w formie lub ktoś lepiej przygotowany, choć naprzemiennie są to inne zespoły - Korea Płd., Wlk. Brytania, Kazachstan, Ukraina, itp.

Ten brak sukcesów, zwłaszcza medialnych (to ważne, bo awans wywalczony bez telewizji przeszedłby pewnie bez echa), spowodował, że po lodowiskach wieje wiatrem na trybunach. 1000 osób jest dziś zadowalającą frekwencją dla topowych spotkań, a bywają i takie, które ogląda po 150 osób. Na MŚ grupy B nie udało się zapełnić nawet na meczach Polaków ani wielkiej hali w Krakowie, ani nieco mniejszego katowickiego Spodka, choć tu było odrobinę lepiej. Lepiej oznacza do 8000 ludzi. Tyle osób jeszcze jesteśmy w stanie przyciągnąć na najlepszy w roku "event". To mało. Serdecznie mało, jak na każdą dyscyplinę, a już zwłaszcza tak drogą w utrzymaniu.

Do tego dochodzi infrastruktura. Najnowszym lodowiskiem klubowym jest dziś to w Sanoku. Ale... Sanok obraził się na rzeczywistość oraz związek (pewnie z konkretnych powodów) i gra w ... niższej lidze słowackiej. W miarę nowoczesne lodowiska są w Tychach (po remoncie), Janowie (dzielnica Katowic - też po remoncie), Toruniu (po remoncie), Krakowie (po remoncie), Krynicy (po remoncie) i Jastrzębiu (praktycznie nowa konstrukcja, choć zbudowana "po taniemu" - co widać). W przypadku remontów mowa o takich raczej generalnych. I tyle.
Niewielkie dziś (2000 miejsc), ale nowoczesne lodowisko Jantor
Jedne z najlepszych w Polsce lodowisko w Krynicy

Ale za to żadne, dosłownie żadne z naszych lodowisk nie przypomina na przykład trzynieckiego.

Kilka klubów (Unia, Podhale, Stoczniowiec, Orlik) gra w konstrukcjach co prawda leciwych, ale jeszcze trzymających się jako tako. Ale są to hale mniej więcej trzydziesto- lub czterdziestoletnie.

Kilka klubów gra w "kurnikach" pod względem wielkości (Dębica, Poznań oraz GKS Katowice) - takich raczej obiektach treningowych. Zastępczych. Ale zastępcze (Katowice) pozostały obiektami głównymi, gdyż tych głównych (Torkat) nigdy nie odbudowano.
"Kurnik" aktualnego wicemistrza Polski
No i są jeszcze "perły" - "Stodoła" w Bytomiu oraz Stadion Zimowy w Sosnowcu. Stan tych obiektów jest taki, że aż dziwi, że różne służby wciąż zgadzają się na wpuszczanie tam ludzi. Na szczęście - zgadzają się. Gdyby tak nie było, dyscyplina w Bytomiu (6 tytułów) oraz Sosnowcu (5 tytułów) by umarła. W obu miastach mówi się o nowych obiektach, ale na razie głównie właśnie "się mówi". W Bytomiu (na Szombierkach) zbudowano parę lat temu nawet nowoczesną halę, ale - trzeba trafu lub idiotów w samorządzie - nie nadaje się ona do wstawienia tam lodowiska. A innych dyscyplin na poziomie w mieście nie ma. Ledwie zipie nawet sekcja niegdyś najlepszych w Polsce dżudoków.
Bytomska "Stodoła" od wewnątrz - widok lepszy niż zewn.

Być może problemem polskiego hokeja jest też to, że nie ma go tam, gdzie są podejmowane decyzje i gdzie są największe dostępne źródła finansowania - w Warszawie. Legia Warszawa, przypomnijmy, że trzynastokrotny mistrz hokeja, wycofał się parę lat temu z rywalizacji po przegranym półfinale o awans do ekstraligi z Naprzodem Janów i ... już tak zostało.

Może też problemem hokeja jest to, że świetnie ogląda się go na żywo, ale za to jakoś tak średnio w telewizji. Choć kiedyś tak było też z żużlem, a dziś (dzięki większym telewizorom, technologiom HD oraz innym ustawieniom kamer) jest to dyscyplina całkiem telewizyjna. Z hokejem może być podobnie, przecież transmisje z MŚ elity ogląda się świetnie.

Słowo oddające rzeczywistość to "chaos"!

Poziom sportowy, frekwencja na meczach i medialność to jedno. Ale czymś innym, i moim zdaniem decydującym, jest chaos. To on stanowi kwintesencję stanu dyscypliny i on decyduje ostatecznie, że ludzie (kibice, sponsorzy, inwestorzy) odwracają się do niej plecami. A przejawów tego chaosu jest mnóstwo. Wymieńmy te najwidoczniejsze:
  • Związek jest zadłużony i nie zapłacił kadrowiczom dniówek (słynne 300 zł) za zgrupowania i mecze. Zawodnicy się buntują i przed każdym turniejem nie wiadomo, w jakim składzie zagra kadra i nie chodzi tu o selekcję pozytywną. 
  • Co roku do rozgrywek obu lig przystępuje inna liczna drużyn i co roku ekstraliga oraz jej zaplecze grają innym systemem i w innej liczebności. Nie było takich dwóch sezonów, aby system był ten sam.
  • Związek gubi się w "otwieraniu" i "zamykaniu" ligi. Raz jest bez spadków (liga zamknięta), raz z grozi spadek połowie drużyn, raz mamy system 10+1 (ze szkółką w ekstraklasie) raz 11+1 (teraz), za rok chyba (słowo "chyba" jest tu kluczowe) wracamy do 10+1. Raz są play offy o awans do ekstraligi, raz są baraże (teraz), które ... nie wiadomo czy się odbędą.
  • No właśnie: baraże. Na zapleczu ekstraligi jest jeszcze śmieszniej. Nie ma już wątpliwości, kto wygra tę śmieszną rywalizację - Naprzód Janów. Wygra, bo ... nie ma kim przegrać. Drużyna łącząca kilku oldbojów (Polh, Jaros, Woźnica, Gryc) z juniorami stanowi zbyt wysoki poziom dla rywali, którzy niemal w komplecie ... uczą się gry w hokeja. Wydawało się, że z Janowem podejmie rywalizację odroczona Krynica, ale ta ... nie przyjechała na bezpośrednie mecze. Mistrzostwo zaplecza zostało oddane walkowerem. No więc wspomniany Naprzód zgodnie z regulaminem (co nie oznacza, że zgodnie z rzeczywistością) powinien zagrać w barażach. Tyle, że być może ... nie będzie miał z kim zagrać. Nie ma pieniędzy w Bytomiu, nie ma w Opolu, a i w Sosnowcu (rok wyborczy minął) coś entuzjazmu dla budowy "dream teamu" brakuje. Stąd nie wiadomo, czy te baraże w ogóle dojdą do skutku i co zrobi związek.
  • A związek jest nieobliczalny, to już wiemy i ćwiczyliśmy. Może po prostu zapytać wszystkich, kto w ogóle chce grać w ekstralidze, może nagle wymyślić (co jest w sytuacji związku najbardziej prawdopodobne) jakieś trudne kryteria finansowe, aby grali ci, co zapłacą, może też nagle niedemokratycznie ograniczyć ligę, dajmy na to, do ośmiu drużyn grających w tym roku w play-offach. 
  • Zapowiadany "przegląd kosztów" w spółkach energetycznych, gdzie marketing i sponsoring (nie mylić z mieszkaniem dla studentki za seks, choć nie wiem...) nie ma nic wspólnego z rozsądkiem, może ostatecznie zaważyć na losach ... mistrzostwa kraju i spadku z ligi. Aktualny lider (grający w lidze za pieniądze, gdyż ... nigdy do niej nie awansował) jest przecież sponsorowany przez jeden koncern z branży, a walcząca o utrzymanie drużyna z Opola - przez drugi. 
W podsumowaniu stwierdzam, że jak nie uda się opanować tego chaosu i zagrać przez kilka sezonów w jednolitym systemie i wg sprawiedliwych zasad, wówczas będzie jeszcze gorzej. A jak przyjdzie kryzys ekonomiczny, z bardzo popularnej niegdyś dyscypliny pozostaną zgliszcza. Dziś szkoli wychowanków jeszcze tylko parę klubów (Podhale, Naprzód, Jastrzębie, Tychy), cała reszta zespołów (zwłaszcza Cracovia i GKS Katowice) to kolosy na glinianych nogach. Mogą się wkrótce zawalić, tak jak kolos z Rodos.
Czy dyscyplina się ostatecznie zawali wskutek trzęsienia ziemi?

Polskiemu hokejowi na nowy rok nie można życzyć wiele, bo od "wielości" zgłupieje i upadnie.

Życzę mu więc najważniejszego, czyli odrobiny normalności.




niedziela, 23 grudnia 2018

Życzenia

Niniejszym życzę wszystkim:

Koleżankom,
Kolegom,
Czytelnikom Bloga o ekonomii...,
Czytelnikom Ekonomii i Zarządzania,
Narciarzom,

Wesołych Świąt Bożego Narodzenia.


czwartek, 20 grudnia 2018

Pożar w Krakowie. Czy uda się go ugasić benzyną?

O problemach Wisły Kraków wylano już morze atramentu. Aktywów ma ten klub niewiele (zawodnicy, o ile nie ... rozwiążą kontraktów, do czego ... mają prawo), a długów ponoć pełno. Ile? Okazuje się, że samych licencyjnych ponad 10 mln zł, do tego dochodzą inne, w tym nawet wobec ZUS-u.

Nie dali rady Wisły uratować poważnie z tą marką związani uczuciowo biznesmeni z Małopolski, w tym taki z "listy 100" tygodnika Wprost.  Po prostu wzięli, policzyli i wyszło im, że nie ma sensu.

Nie ma sensu? Jak to nie ma sensu? Okazuje się, że Wisła jeszcze będzie świeciła swym blaskiem i znów rozbijała drużyny w europejskich pucharach. Nagle - jak królik z kapelusza - znaleźli się inwestorzy, którzy co prawda przejmą klub za "złotówkę", ale - jak deklarują - potem włożą w niego dziesiątki milionów.

Nie chce mi się już tłumaczyć, że jak im się uda, będzie to ... bardzo zły sygnał dla polskiego futbolu. Nie dla nas rozsądek. Nie dla nas myślenie kategoriami ekonomicznymi. Tu trzeba jechać po bandzie, a i tak jesteśmy tak fantastyczną marką, że zawsze znajdzie się jakiś "książę z bajki".

"Księciem z bajki" dla krakowskiej Wisły jest firma z ... Kambodży.


Mieliśmy już:
  • Brazylię w Pogoni Szczecin, który to projekt zbankrutował po jednym sezonie, 
  • lotnisko i nowy klub w Białej Podlaskiej, gdzie "inwestorów" poważnie potraktował nawet rząd, 
  • wielki Ruch na wielkim stadionie, który to wielki projekt małego prezesa zakończył się dwie ligi niżej, 
  • inwestorów z Senegalu w Kielcach, którzy mieli drobny problem z drobnym przelewem.
Teraz będziemy mieli też ... kambodżańską Wisłę, jeśli inwestorzy okażą się poważni.
Jeśli to się powiedzie, będzie to oznaczało, że futbol stracił już resztki racjonalności.

Ale czy on kiedykolwiek był racjonalny?

Spójrzcie na kluby w Anglii! Tam takich "książąt z bajki" na pęczki...

Niżej ściąga dla kibiców Wisły z Wikipedii:

Kambodża, Królestwo Kambodży (khm. ព្រះរាជាណាចក្រកម្ពុជា, trl. Kâmpǔchéa, Preăhréachéanachâkr Kâmpǔchéa, w latach 1976–1989 Kampucza) – państwo w południowo-wschodniej Azji, na Półwyspie Indochińskim, nad Zatoką Tajlandzką. Graniczy od zachodu i północy z Tajlandią (długość granicy – 803 km), od północy z Laosem (541 km), a od wschodu z Wietnamem (930 km). 


Język urzędowy
khmerski
Stolica
Phnom Penh
Ustrój polityczny
demokratyczny
Typ państwa
monarchia konstytucyjna
Głowa państwa
król Norodom Sihamoni
Szef rządu
premier Hun Sen
Powierzchnia
 • całkowita
 • wody śródlądowe
89. na świecie
181 040 km²
2,5%
Liczba ludności (2017)
 • całkowita
 • gęstość zaludnienia
62. na świecie
16 013 000
75 osób/km²
PKB (2017)
 • całkowite
 • na osobę

22,25 mld USD
1390 USD
PKB (PSN) (2017)
 • całkowite
 • na osobę

64,25 mld dolarów międzynar.
4012 dolarów międzynar.
Jednostka monetarna
riel kambodżański (KHR)
Niepodległość
 - autonomia
 - ogłoszona
 - uznana
od Francji
8 listopada 1949
9 listopada 1953
20 grudnia 1954
Strefa czasowa
UTC +7
Kod ISO 3166
KH
Domena internetowa
.kh
Kod samochodowy
K
Kod telefoniczny
+855
 




Pożar w Korbielowie. Dosłownie i w przenośni

Same złe wieści dochodzą ostatnio z ostatniego w Polsce "skansenu narciarskiego". Ale informacja dzisiejsza dobija. Płonie schronisko (ostatnio grill bar) na Hali Miziowej położone na wysokości 1330 mnpm.:



Ww. zdarzenie stanowi paralelę ogólnego stanu tego ośrodka. W zasadzie nie wiadomo już od kilku lat, czy ruszy, w jakim zakresie ruszy ośrodek oraz dlaczego nowa kolej na Buczynkę o całkiem przyzwoitych parametrach nie została do tej pory uruchomiona. Nowa? Rok produkcji urządzenia Tatraliftu to 2013.

Z informacji na forum narciarskim wynika coś takiego:


Czy Korbielów doczeka się kiedyś takiej "rewolucji", jak Szczyrk? Potencjał do tego tam jest nieziemski (ach, te wysokości nad poziomem morza). Ale fakty do potencjału mają się nijak. Nie da się ukryć, że uruchomienie Buczynki (szybka kolej długa na 1,6 km i piękna trasa długa na ok. 2 km) stanowiłoby poważny krok naprzód. Ale ona sobie tak "stoi" już od pięciu lat!

A czeska strona lanove-drahy.cz podaje nast. parametry nigdy nieuruchomionego krzesła, (prawdopodobnie także niespłaconego):

Sedačková lanovka Buczynka, Korbielów

Technické parametry lanovky :
Typ lanovky : osobní visutá jednolanová dráha oběžného systému s odpojitelným uchycením čtyřmístných sedaček
Výrobní typ : SLO-4
Tažná větev :
pravá
Umístění pohonu :  dolní stanice
Systém napínání :  hydraulický
Přepravní kapacita :  2000 osob/hod
Šikmá délka :  1451 m
Dolní stanice : 
Horní stanice : 
Převýšení :  310 m
Výkon hlavního pohonu :  430 kW
Průměr dopravního lana :
Maximální dopravní rychlost :  5,0 m/s
Čas jízdy : 
Časový interval sedaček :  7,2 s
Vzdálenost sedaček :  36 m
Počet sedaček :  86
Počet podpěr :  13 z toho 3 tlačné
Výrobce :  Tatralift
Zařízení je v provozu od roku : dosud nezprovozněno (výstavba 2014-2015)
Rekonstrukce byla v roce :  nebyla
Původ lanovky :  Tatralift Kežmarok - testovací lanovka v areálu výrobce (2013-14)
Rok výroby : 2013

Łysy i gruby na nartach. Słoneczny Szczyrk w dzień roboczy. Recenzja

Dziękujemy ci za słoneczną środę, Heliosie!

Parking i gondola

Dobra prognoza pogody zachęciła mnie do samotnego wykorzystania "sezonówki" i (jak widać było na parkingu także wielu innych) do jednodniowej wizyty w Szczyrku.
Jednakże o godzinie dziewiątej rano udało się jeszcze znaleźć (i to bez trudu) miejsce na tzw. "drugim parkingu". Potem "wywiad krzesełkowy" przyniósł wieści, że ten po jakimś czasie również się zatkał. No cóż, parkingi w tym miejscu w dniach większego ruchu będą z pewnością cierpiały na niedobór miejsc. Ich niedobór prawdopodobnie ograniczy populację narciarzy w ośrodku. Na "przed sezonem" jest ok, ale przecież mowa o dniach z najniższym wyobrażalnym ruchem narciarskim - dzieci chodzą do szkoły, kobiety robią zakupy i przygotowują się do kolacji wigilijnej.

Na miejscu względny spokój, przy czym gondola służyła "tylko" do transportu. Okazało się, że trasa niebieska pod nią jest aktualnie dośnieżana. Potem, na koniec dnia, dało się nią zjechać poruszając się ograniczoną ścieżką (tak na jeden ślad ratraka) i wydać było, że to przygotowanie przynosi efekty. Zapowiadana jazda wieczorna od drugiego dnia świąt jest więc chyba niezagrożona.


Ale tuż po wjeździe gondolą (jak w Alpach) otrzymujemy "u góry" standardy naprawdę zbliżone do alpejskich. Miejsce jest doprawdy urokliwe i łączy dochodzącą tamże kolej z Soliska z absolutnie nowymi urządzeniami wyciągowymi "w górę" - na Małe Skrzyczne oraz na Zbójnicką Kopę.

Tak zwany "talabfahrt" do Soliska okazał się niemal pusty i na początek dnia świetnie przygotowany. Potem było gorzej, ale o tym dalej.
 



Natomiast świetnie wrażenie wizualne sprawiała "góra".



Zbójnicka Kopa

I tu trzeba przyznać, że trasa nr 3 w swojej części ze Zbójnickiej Kopy do Hali Skrzyczeńskiej wymyka się polskim standardom. W swej dolnej części (połączonej z trasą z Małego Skrzycznego) jest niezwykle szeroka i w środę sprawiała wrażenie ... pustej, mimo, że krzesło było cały czas obsadzone kompletem lub prawie kompletem narciarzy. Oto dowody niżej.




W górnej części ośrodka (Zbójnicka Kopa) otrzymujemy naprawdę wysokogórski klimat. Jest naprawdę mroźno, wietrznie, śnieżnie i bardzo widokowo. Trasa jest taka niby "godna polecenia dla twojej żony", ale moim zdaniem ze względu na swój urok i "dłuuuuuuuuuugość" spodoba się nawet zawodowcom. Mnie osobiście przypomina trasę do dolnej stacji na lodowcu Mölltal. No, tamta jest trochę dłuższa (6 km), ale w końcu mowa o "zamienniku" za "pół" ceny.





Coś, co zachęca dodatkowo narciarzy, to ... widok na Skrzyczne i trasy do Jaworzyny (łącznik do Ondraszka).

Postanowiłem skorzystać w tej opcji.

Ondraszek i Skrzyczne

Połączenie ośrodków stało się faktem, tyle tylko, że na razie jest to połączenie mercedesa z cały czas ulepszaną, ale - niestety - nadal syrenką. Ondraszek jest nienaśnieżany (było więc trochę przetarć, może na 50 m, ale było, sytuację ratował zgromadzony naturalny opad i ... pracownicy COS z łopatami) i bardzo wąski (poza końcówką). Mimo oznaczenia niebieskiego, nie jest to więc propozycja dla słabszych narciarzy, bo po prostu nie dadzą sobie rady. Stąd, pewnie, i frekwencja na nowoczesnej kolei z Jaworzyny była ... prawie żadna.



Wszystkie niedogodności rekompensują natomiast widoki na Skrzycznem oraz w skrzyczeńskim schronisku.

wtorek, 18 grudnia 2018

Rynek energii? Nie ma już rynku energii. W zasadzie ... nigdy go nie było

Jesteśmy w ostatnich dniach bombardowani sprzecznymi komunikatami:
  • Energia zdrożeje! - głosi prasa.
  • Energia zdrożeje o 40 proc.! - znów prasa.
  • Energia zdrożeje o 20 proc! - prasa.
  • Będą podwyżki, ale gospodarstwa domowe nie ucierpią -minister Tchórzewski.
  • Energia zdrożeje, ale będą rekompensaty! - minister Tchórzewski.
  • Spółki znalazły miliard złotych oszczędności - minister Tchórzewski.
  • Jak spółki mają takie rezerwy, to po co im podwyżki? - prezes URE zatwierdzający taryfy spółek.
  • To nie są oszczędności, tylko kwoty z zysku - minister Tchórzewski.
  • Nie będzie podwyżek cen energii! - premier.
  • Ja to nie będzie? Ja dostałem kontrakt wyższy o 60 proc.! - prezydent Ferenc z Rzeszowa.
  • Nie tylko nie będzie podwyżek dla gospodarstw domowych, ale kontrakty dla samorządów i firm będą ... renegocjowane - minister Sasin.
  • Rząd zajmie się we wtorek rozwiązaniem rosnących cen energii! - prasa.

No i mamy ten wtorek. Chaos informacyjny, który sam sobie stworzył obecny rząd, jest niewyobrażalny. Nikt już nie wie nie tylko, kto ma rację, ale nawet, kto czego chce.

Swoją drogą ciekawe, jak za rok rząd (zwłaszcza, jeśli to będzie ten sam rząd) zakomunikuje ludziom ... kolejny wzrost cen energii, tym razem spowodowany implementacją przegłosowanego już rynku mocy (dodatkowa pozycja w rachunku), który ma ratować "upadające źródła wytwórcze", trzeba trafu, należące do tych samych koncernów energetycznych, które dziś tkwią w tak wielkim chaosie i nie mogą przerzucić na klientów rosnących cen, było nie było, "rynkowych".

Konkretne osoby decyzyjne nagle obudziły się z ręką w nocniku. Nadzór nad energetyką powierzono ministrowi Tchórzewskiemu. A ten nie zauważył, że w trakcie roku ceny na giełdzie (tak, jest coś takiego, jak giełda energii) zaczęły sobie odpływać:


No właśnie! Rynek energii! Tu trzeba wytłumaczyć czytelnikom, że w ich rachunku cena za energię elektryczną stanowi tylko część rachunku. Za samo dostarczenie (istnienie podłączenia do sieci i usługi sieciowe) płacimy swojemu dystrybutorowi (Energa, Enea, Tauron, PGE lub Stoen), a za samą energię (wtłoczoną do tej sieci i podlegającą prawom rynku) - sprzedawcom (trzeba trafu, że najczęściej są to Energa, Enea, Tauron, PGE lub Stoen).

Ale teoretycznie, drogi czytelniku, możesz sobie kupić tę energię ... od kogo chcesz, oczywiście przy okazji grzecznie płacąc opłatę dystrybucyjną swojemu dystrybutorowi bezpośrednio lub pośrednio przez sprzedawcę (taki model jest najczęstszy).

Twój sprzedawca kupuje energię w kontraktach bilateralnych (najczęściej ze "swoich" elektrowni) oraz (istnieje pewne obligo) poprzez wspomnianą giełdę. Na giełdę "towar" wrzucają wytwórcy (po repolonizacji niemal same spółki państwowe, poza PAK-iem), kupują go sprzedawcy (trzeba trafu, że są to najczęściej spółki państwowe, poza Stoenem). Jest kilku sprzedawców niezależnych, ale w ogólnym rozrachunku to promile zużycia ogólnego.

Graficznie nasz "wolny" rynek energii wygląda tak:

Minister Tchórzewski nie dostrzegł więc przez ładnych kilka miesięcy (zauważalne wzrosty cen wystąpiły od marca 2018 r.), że na "rynku", na którym jedne z kontrolowanych przez niego spółek handlują z innymi kontrolowanymi przez niego spółkami, zaczyna się dziać coś niedobrego. Prawdopodobnie z tego powodu (tu powołuję się znów na inklinacje prasy) jego notowania ostatnio są na fali opadającej.

Prawdopodobnie niemal wszyscy w wielkich koncernach (wielkie konglomeraty wydobywczo - wytworczo - sprzedażowe) byli zadowoleni z tego stanu rzeczy, a najbardziej spółka PGE - największy producent w Polsce mający ok. 50 proc. rynku wytwórczego.

Wszystko wskazuje na to, że problem zauważono jednak "na górze". Wszystkie "rewolucje" w Polsce odbywały się z powodów ekonomicznych. Jasne, jakoś tam przylepiano do nich łatki patriotyczne, ale bezpośrednim powodem Grudnia 70, Grudnia 80 i paru innych dymów były ... ceny dóbr i towarów. Ponadto: Francja. Ponadto: wybory 2019.

Nie, nie można było tak problemu zostawić, czego nie zrozumiał chyba minister energii i czego nie rozumiały zarządy koncernów.

Tylko jak teraz zjeść tę żabę. Mamy teoretycznie gospodarkę rynkową. A na "niezależnym" rynku cena wzrosła. Rynek to co prawda taki, gdzie świadomych odbiorców jest niewielu, a większość społeczeństwa ... nie ma o jego istnieniu pojęcia.

- Kto twojej babci bowiem sprzedaje energię?
- Jak to kto? Elektrownia!
- A jaka eletrownia?
- Kto wie, pewnie ... najbliższa.

Nieprawda! Twojej babci sprzedaje energię ten, z kim ona podpisała kontrakt! I na pewno nie jest to pobliska (ani nawet dalsza) elektrownia, bo elektrownie nie zajmują się sprzedażą detaliczną, tylko sprzedają energię na ... rynku.

Rynku? Jakim rynku:
  • Brak świadomego odbiorcy sprawia, że ... rynek energii nie spełnia ... definicji rynku. 
  • Ponadto jeśli dziś niewiele jest na nim podmiotów prywatnych, a handlują głownie jedne spółki ministra energii z innymi spółkami ministra energii, to tenże rynek energii nie spełnia kryterium niezależności. 
  • Czyli de facto rynku ... nie ma i ... nigdy go nie było.

Rozwiązania są dwa:
  • Więcej rynku - co proponuje minister energii w postaci 100 proc. obliga giełdowego.
  • Więcej regulacji - czego domagają się klienci; zarówno gospodarstwa domowe, jak i ... przedsiębiorstwa energochłonne.
Ponieważ rynku de facto ... nie ma, wszystko wskazuje na to (i chyba słusznie), że pójdziemy w kierunku większej regulacji. Podwyżek cen naprawdę nie będzie, a żabę będą musiały zjeść koncerny energetyczne, które przecież same w trakcie roku wystawiały oferty cenowe. Rząd prawdopodobnie uznał (i słusznie), że nie było żadnej realnej przyczyny wzrostów, które obserwowaliśmy na "niezależnej" giełdzie.

Spółki dostaną rozkaz lub po prostu ograniczenie ze strony URE i pewnie za chwilę ... ceny wrócą do normalności, czyli ok. 180 zł/MWh. Problemy w tym jednakże do rozwiązania są dwa:
  • Spółki ministra nie są do końca ... spółkami ministra. To spółki akcyjne notowane na giełdzie, gdzie państwo ma kontrolujące udziały bądź inne zapisy dające kontrolę, ale w niektórych przypadkach (Tauron) bezpośredni udział państwa w akcjonariacie to ... 30 proc. Trzeba jakoś wytłumaczyć pozostałym akcjonariuszom, że zysku wynikającego ze wzrostu "niezależnych" cen nie będzie.
  • Są jeszcze, choć nie jest ich wiele, na tym rynku sprzedawcy niezależni od ministra, w tym warszawski Stoen. Energa, Enea, Tauron i PGE grzecznie nie podniosą cen dla gospodarstw domowych i -zdaje się, że też - dla przedsiębiorstw. A sprzedawcy niezależni zostaną w wykupionymi kontraktami, gdzie (patrz wcześniejszy rysunek) ceny "rynkowe" wzrosły o 60 proc. Staną się po prostu niekonkurencyjni.  
I w ten sposób po roku lub dwóch takiej zabawy sprzedawcy niezależni wycofają się z rynku lub po prostu zbankrutują. Oferta konkurencji państwowej będzie bowiem ... całkowicie dumpingowa.

W ten sposób rynek, którego i tak de facto nie ma, zostanie definitywnie pozamiatany.