- Energia zdrożeje! - głosi prasa.
- Energia zdrożeje o 40 proc.! - znów prasa.
- Energia zdrożeje o 20 proc! - prasa.
- Będą podwyżki, ale gospodarstwa domowe nie ucierpią -minister Tchórzewski.
- Energia zdrożeje, ale będą rekompensaty! - minister Tchórzewski.
- Spółki znalazły miliard złotych oszczędności - minister Tchórzewski.
- Jak spółki mają takie rezerwy, to po co im podwyżki? - prezes URE zatwierdzający taryfy spółek.
- To nie są oszczędności, tylko kwoty z zysku - minister Tchórzewski.
- Nie będzie podwyżek cen energii! - premier.
- Ja to nie będzie? Ja dostałem kontrakt wyższy o 60 proc.! - prezydent Ferenc z Rzeszowa.
- Nie tylko nie będzie podwyżek dla gospodarstw domowych, ale kontrakty dla samorządów i firm będą ... renegocjowane - minister Sasin.
- Rząd zajmie się we wtorek rozwiązaniem rosnących cen energii! - prasa.
No i mamy ten wtorek. Chaos informacyjny, który sam sobie stworzył obecny rząd, jest niewyobrażalny. Nikt już nie wie nie tylko, kto ma rację, ale nawet, kto czego chce.
Swoją drogą ciekawe, jak za rok rząd (zwłaszcza, jeśli to będzie ten sam rząd) zakomunikuje ludziom ... kolejny wzrost cen energii, tym razem spowodowany implementacją przegłosowanego już rynku mocy (dodatkowa pozycja w rachunku), który ma ratować "upadające źródła wytwórcze", trzeba trafu, należące do tych samych koncernów energetycznych, które dziś tkwią w tak wielkim chaosie i nie mogą przerzucić na klientów rosnących cen, było nie było, "rynkowych".
Konkretne osoby decyzyjne nagle obudziły się z ręką w nocniku. Nadzór nad energetyką powierzono ministrowi Tchórzewskiemu. A ten nie zauważył, że w trakcie roku ceny na giełdzie (tak, jest coś takiego, jak giełda energii) zaczęły sobie odpływać:
No właśnie! Rynek energii! Tu trzeba wytłumaczyć czytelnikom, że w ich rachunku cena za energię elektryczną stanowi tylko część rachunku. Za samo dostarczenie (istnienie podłączenia do sieci i usługi sieciowe) płacimy swojemu dystrybutorowi (Energa, Enea, Tauron, PGE lub Stoen), a za samą energię (wtłoczoną do tej sieci i podlegającą prawom rynku) - sprzedawcom (trzeba trafu, że najczęściej są to Energa, Enea, Tauron, PGE lub Stoen).
Ale teoretycznie, drogi czytelniku, możesz sobie kupić tę energię ... od kogo chcesz, oczywiście przy okazji grzecznie płacąc opłatę dystrybucyjną swojemu dystrybutorowi bezpośrednio lub pośrednio przez sprzedawcę (taki model jest najczęstszy).
Twój sprzedawca kupuje energię w kontraktach bilateralnych (najczęściej ze "swoich" elektrowni) oraz (istnieje pewne obligo) poprzez wspomnianą giełdę. Na giełdę "towar" wrzucają wytwórcy (po repolonizacji niemal same spółki państwowe, poza PAK-iem), kupują go sprzedawcy (trzeba trafu, że są to najczęściej spółki państwowe, poza Stoenem). Jest kilku sprzedawców niezależnych, ale w ogólnym rozrachunku to promile zużycia ogólnego.
Graficznie nasz "wolny" rynek energii wygląda tak:
Minister Tchórzewski nie dostrzegł więc przez ładnych kilka miesięcy (zauważalne wzrosty cen wystąpiły od marca 2018 r.), że na "rynku", na którym jedne z kontrolowanych przez niego spółek handlują z innymi kontrolowanymi przez niego spółkami, zaczyna się dziać coś niedobrego. Prawdopodobnie z tego powodu (tu powołuję się znów na inklinacje prasy) jego notowania ostatnio są na fali opadającej.
Prawdopodobnie niemal wszyscy w wielkich koncernach (wielkie konglomeraty wydobywczo - wytworczo - sprzedażowe) byli zadowoleni z tego stanu rzeczy, a najbardziej spółka PGE - największy producent w Polsce mający ok. 50 proc. rynku wytwórczego.
Wszystko wskazuje na to, że problem zauważono jednak "na górze". Wszystkie "rewolucje" w Polsce odbywały się z powodów ekonomicznych. Jasne, jakoś tam przylepiano do nich łatki patriotyczne, ale bezpośrednim powodem Grudnia 70, Grudnia 80 i paru innych dymów były ... ceny dóbr i towarów. Ponadto: Francja. Ponadto: wybory 2019.
Nie, nie można było tak problemu zostawić, czego nie zrozumiał chyba minister energii i czego nie rozumiały zarządy koncernów.
Tylko jak teraz zjeść tę żabę. Mamy teoretycznie gospodarkę rynkową. A na "niezależnym" rynku cena wzrosła. Rynek to co prawda taki, gdzie świadomych odbiorców jest niewielu, a większość społeczeństwa ... nie ma o jego istnieniu pojęcia.
- Kto twojej babci bowiem sprzedaje energię?
- Jak to kto? Elektrownia!
- A jaka eletrownia?
- Kto wie, pewnie ... najbliższa.
Nieprawda! Twojej babci sprzedaje energię ten, z kim ona podpisała kontrakt! I na pewno nie jest to pobliska (ani nawet dalsza) elektrownia, bo elektrownie nie zajmują się sprzedażą detaliczną, tylko sprzedają energię na ... rynku.
Rynku? Jakim rynku:
- Brak świadomego odbiorcy sprawia, że ... rynek energii nie spełnia ... definicji rynku.
- Ponadto jeśli dziś niewiele jest na nim podmiotów prywatnych, a handlują głownie jedne spółki ministra energii z innymi spółkami ministra energii, to tenże rynek energii nie spełnia kryterium niezależności.
- Czyli de facto rynku ... nie ma i ... nigdy go nie było.
Rozwiązania są dwa:
- Więcej rynku - co proponuje minister energii w postaci 100 proc. obliga giełdowego.
- Więcej regulacji - czego domagają się klienci; zarówno gospodarstwa domowe, jak i ... przedsiębiorstwa energochłonne.
Spółki dostaną rozkaz lub po prostu ograniczenie ze strony URE i pewnie za chwilę ... ceny wrócą do normalności, czyli ok. 180 zł/MWh. Problemy w tym jednakże do rozwiązania są dwa:
- Spółki ministra nie są do końca ... spółkami ministra. To spółki akcyjne notowane na giełdzie, gdzie państwo ma kontrolujące udziały bądź inne zapisy dające kontrolę, ale w niektórych przypadkach (Tauron) bezpośredni udział państwa w akcjonariacie to ... 30 proc. Trzeba jakoś wytłumaczyć pozostałym akcjonariuszom, że zysku wynikającego ze wzrostu "niezależnych" cen nie będzie.
- Są jeszcze, choć nie jest ich wiele, na tym rynku sprzedawcy niezależni od ministra, w tym warszawski Stoen. Energa, Enea, Tauron i PGE grzecznie nie podniosą cen dla gospodarstw domowych i -zdaje się, że też - dla przedsiębiorstw. A sprzedawcy niezależni zostaną w wykupionymi kontraktami, gdzie (patrz wcześniejszy rysunek) ceny "rynkowe" wzrosły o 60 proc. Staną się po prostu niekonkurencyjni.
W ten sposób rynek, którego i tak de facto nie ma, zostanie definitywnie pozamiatany.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz