Było sygnalistów wielu, ale żaden nie śmiał zagrać przy... |
"A nie wygrasz z durniami, bo dysponują oni nieznaną ci bronią strategiczną: własną głupotą."
Jak donosi dzisiejszy Dziennik Zachodni:
"Dymisja dyrektor Teatru Rozrywki w Chorzowie.
(...)
Po ujawnieniu nagranej przez jednego z dziennikarzy i upublicznieniu prywatnej wymiany zdań Aleksandry Gajewskiej z aktorem Jerzym Bończakiem, szefowa Teatru Rozrywki traci stanowisko.
(...)
O co chodzi? Przed premierą sztuki „Hotel Westminster” Aleksandra Gajewska zamieniła kilka słów z reżyserem Jerzym Bończakiem, który wypytywał ją o osoby siedzące na widowni. Gajewska odpowiedziała, że pyta o trzy dziewczyny z biura prasowego Urzędu Marszałkowskiego, i dodała że „są super”. Reżyser żartobliwie odgrażał się, że powie im do słuchu. Gajewska poprosiła: „Nie rób nam tego. Oni nie mają poczucia humoru”. Bończak użył niecenzuralnego słowa.
(...)
Dziś, 4 czerwca, dyrektor Gajewska została wezwana do Urzędu Marszałkowskiego i marszałek Jakub Chełstowski poinformował ją o zakończeniu współpracy.
(...)
Służby prasowe komentują odwołanie dyrektor Teatru Rozrywki, zarzucając jej nielojalność i brak stanowczej reakcji na słowa Jerzego Bończaka."
Mam swoje zdanie o Teatrze Rozrywki (bardzo dobre) oraz o zmianach w repertuarze, które w nim w ostatnim czasie nastąpiły (znacząco gorsze). Niemniej dla mnie Teatr Rozrywki na zawsze pozostanie miejscem brawurowych ról Chrystusa (Maciej Balcar), Judasza (Janusz Radek), króla Heroda (Jacenty Jędrusik), Evy Peron (Maria Meyer) oraz Perona (znów Jacenty Jędrusik).
Kadr z jednej z najbardziej udanych aranżacji Teatru Rozrywki |
Nie znam osobiście byłej już dyrektor teatru, ale w całym zamieszaniu nasuwa mi się refleksja dla biznesu, którą można by streścić w takiej oto radzie:
— Z sygnalistami postępuj ostrożnie, bo w przeciwnym wypadku możesz sam sobie zrobić krzywdę.
— Z sygnalistami postępuj ostrożnie, bo w przeciwnym wypadku możesz sam sobie zrobić krzywdę.
Na wzmocnienie tej rady mam takie oto argumenty:
- Żyjemy w świecie smartfonów oraz innych elektronicznych gadżetów. Dziś każde słowo może zostać nie tylko powtórzone, ale nawet nagrane. My po godzinie czasem możemy nie pamiętać co mówiliśmy, ale - zapewniam - smartfon nagrywającej nas koleżanki/kolegi z pracy pamięta do doskonale. Pełniłem w życiu różne funkcje i wcale nie jestem pewien, czy chciałbym wiedzieć, co za zamkniętymi drzwiami w danej chwili o mnie mówili moi pracownicy lub współpracownicy. Ba, wyobraźmy sobie, że jestem szefem grupy ludzi. I w takiej sytuacji jestem nawet niemal pewien, że taka wiedza mogłaby zaszkodzić i mnie, bo w nerwach pozwalniałbym dobrze przecież pracujących ludzi (a to powinno być głównym kryterium zatrudnienia oraz oceny) oraz w naturalny sposób im. Ludzie gadają różne rzeczy. Pamiętam jak za komuny wszyscy narzekali na robotę i na władzę, łącznie z ... funkcjonariuszami tej władzy, by potem ... oficjalnie mówić to, czego oczekują od nich przełożeni. Najwyżsi urzędnicy świeckiego i antykościelnego oficjalnie państwa potajemnie brali śluby kościelne i po cichu dobrze żyli z biskupami. Taka schizofrenia była w Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej powszechna. Zapytam więc właścicieli biznesów, prezesów, dyrektorów, kierowników i brygadzistów, czy na pewno chcieliby na bieżąco wiedzieć, co o nich mówią ich podwładni? Nie sądzę.
- Żyjemy w świecie smartfonów oraz innych elektronicznych gadżetów. Dziś każde słowo może zostać nie tylko powtórzone, ale nawet nagrane. My po godzinie czasem możemy nie pamiętać co mówiliśmy, ale - zapewniam - smartfon nagrywającej nas koleżanki/kolegi z pracy pamięta do doskonale. I tu tkwi clou problemu: po co ona/on to nagrywa? Czy nie przyszło jej/jemu czasem do głowy, że można by tę sytuację jakoś, hmmm, rozegrać? Czy nie stanowi to sposobu na pozbycie się niewygodnego szefa, niewygodnego współpracownika, czy nielubianej koleżanki? Więcej: czy takie sytuacje nie są czasem przygotowanymi ustawkami? Zapytam więc właścicieli biznesów, prezesów, dyrektorów, kierowników i brygadzistów, czy na pewno jedyną reakcją jest zwolnienie nagranej/nagranego? Nie sądzę. Czy nie lepiej czasem puścić pewne sprawy mimo uszu, a jeśli się nie da, to najpierw sprawdzić sytuację dogłębnie, razem z możliwymi intencjami każdej strony? Czy nie lepiej czasem pomyśleć?
Dziś bardzo łatwo jest posiadać urządzenie nagrywające |
Znów wrócę do źródła i powtórzę, że nie znam dokładnie ani sytuacji, ani byłej już pani dyrektor. Ale ww. ostrzeżenia stanowią tekst, jakby to ująć, generalny, ogólny. Pamiętamy przecież doskonale sytuację z sali wykładowej Uniwersytetu Śląskiego:
Po roku od wypowiedzenia do ziewającej studentki słów: „No, mój to by się nie zmieścił”, wykładowca Uniwersytetu Śląskiego dowiedział się, jaką władze uczelni wymierzyły mu karę. „Wykładowca otrzymał naganę i zakaz zajmowania funkcji kierowniczych w uczelniach na okres pięciu lat. Każda ze stron ma możliwość wniesienia odwołania od tego orzeczenia” – przekazał „Gazecie Wyborczej” rzecznik uczelni Jacek Szymik-Kozaczko."
No cóż. Pamiętam moich wykładowców i wielu z nich nie przeszłoby dziś testu tak zwanej poprawności politycznej. Przy okazji przypomina pewna mi się pani profesor, czyli kobieta, która ... nienawidziła innych kobiet. Objawiało się to skrajnie różnym podejściem do studentów (wystarczyło parę ciepłych słów do pani profesor wspartych miłym uśmiechem i ... egzamin zdany) oraz studentek ("...wy głupie ..., studiować wam się zachciało, zobaczymy, czy któraś coś umie"). Mimo tych wad pani profesor wychowała i wypuściła w świat całe stado fachowców w wykładanej dziedzinie.
A mimo tych rad dla pracodawców, jest jeszcze rada dla pracowników:
— Uważaj! Załóż, że wszystko co mówisz, może zostać powtórzone twoim przełożonym a może nawet nagrane na jakimś sprytnym urządzeniu. I może zostać w odpowiednim momencie wykorzystane przeciwko tobie. I nie dotyczy to tylko ministrów byłego już rządu i innych szych. Ciebie też bowiem dotyczy!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz