Mechanizm polega na nawiązywaniu do produktu w środku przekazu w taki sposób, żeby przemawiał on do podświadomości odbiorcy i zachęcał go do używania bez przekazywania oczywistej i otwartej reklamy."
Przeczytałem dziś na telegazecie TVP1, że (cytuję z pamięci) "piłkarze reprezentacji Polski jadący na EURO oraz sportowcy przygotowujący się do olimpiady w Tokio zostaną zaszczepieni". W tekście telegazety użyto trybu bezwarunkowego, niemal dokonanego.
Ale dalej już w jakichś porannych wiadomościach Danuta temat potwierdziła (a wiadomo, że co mówi Danuta, jest w Polsce prawem), ale też dopowiedziała niemal bezgłośnie, że szczepienia będą nieobowiązkowe. To nieważne. Ważne jest coś innego z punktu widzenia ekonomii, a ściśle jest odłamu: marketingu. Jeśli ktoś jeszcze nie wie, o co come on, już tłumaczę.
Chodzi o to, że – jak ostatnio usłyszałem:
— Jak obserwujesz rząd z punktu widzenia rzeczywistej walki o zdrowie Polaków, z zachowaniem zdrowia gospodarki, to nic się nie zgadza. Skuteczność lockdownów jest niedowiedziona, blokowanie tras na rolki barierami (co ostatnio zrobił UM w Rudzie Śl.) jest idiotyzmem, a łapanie rowerzystów jeżdżących bez maski (widzieliśmy w Gliwicach, nie tylko ja, ale i koledzy) jest idiotyzmem do kwadratu. Z kolei zamykanie hoteli na tradycyjną majówkę jest dobiciem prywatnej przedsiębiorczości.
Czyli nie zgadza się, tak? A co się zgadza? Tu usłyszałem:
— Ale jak przeczytasz sobie zasady dobrej kampanii marketingowej, łącznie z product placement (po polsku brzmi jeszcze brzydziej: lokowanie produktu), to wówczas... wszystko się zgadza.
No tak, dobrnęliśmy niemal do finału. Szczepienie zdrowych koni: piłkarza Krychowiaka, biegacza Lewandowskiego i złotej sztafety kobiet z Justyną Święty-Ersetic na czele jest idiotyzmem z punktu widzenia medycznego. Ryzyko, że oni złapią chorobę (na teście) jest małe, choć istnieje. Ryzyko, że ciężko zachorują i wylądują w szpitalu jest tam małe, że niemal pomijalne. Ryzyko, że akurat oni nie przeżyją tego eksperymentu pod nazwą COVID-19 jest prawie nieistniejące. W ich przypadku ryzyko powikłań poszczepiennych jest większe niż ryzyko zachorowania (nie mówię uzyskania wyniku na teście) na COVID-19. Nieco inaczej niż w przypadku siedzących od roku tylko przed telewizorem emerytów.
Za to jeśli naród zobaczy, jak pielęgniarka piękna niczym Jennifer Lopez kłuje Krychowiaka, wówczas sam zgłosi się do przychodni. I o to właśnie chodzi!
— Część Tomek, a ty byłeś już na szczepieniu? Jak to nie, widziałeś, wczoraj nawet Szczęsny był! Pokazywali to w telewizji, nie tylko rządowej!
Tajemnicą poliszynela jest, że w Polsce ktoś, komu bardzo zależało na szczepieniu, już się zaszczepił. Nie ma jakiegoś boomu na przychodnie, może poza obrazkami w telewizji. Prawdopodobnie nie działają też katastroficzne obrazki w postaci filmowania karetek na sygnałach przed szpitalami. Nie działa też praktyczne zamknięcie tych szpitali przed innymi chorobami lub nawet (bywało) wypadkami. Tymczasem premier Morawiecki zamówił dużo towaru, ilościowo dla całego narodu, a nawet... więcej. I co niby ma z tym zrobić, jeśli naród nie ruszy? Nie ruszył, bądź raczej ruszył nie w spodziewanym tempie. I nie oceniam tu, czy to dobrze czy źle, patrzę tylko na samą kampanię promocyjną: ta trwa już od jakiegoś czasu (wzbudzanie strachu w telewizji rządowej i nierządnej) i – szczerze mówiąc – jest dość nachalna, ale w pewnych grupach społecznych (emeryci, urzędnicy, osoby chcące lub muszące jeździć za granicę) skuteczna. Informacje o paszporcie covidowym (absolutnie nielegalnym wg prawa Rzeczypospolitej Polskiej) skruszyły mur niepewności u wielu osób nie tylko marzących o Zanzibarze, gdzie jeździ Wieniawa, ale głownie posiadające rodzinę (dzieci, wnuki) np. w Wlk. Brytanii.
Na dziś rząd Rzeczypospolitej Polskiej dostaje ode mnie ocenę niedostateczną za rzeczywistą walkę z pandemią, a w tym bałagan w leczeniu, fatalną politykę informacyjną, no i w końcu dobijanie prywatnej gospodarki. Ale też dziś rząd musi dostać ode mnie ocenę bardzo dobrą za marketing. W końcu rząd po to jest. Nie po to, aby dbać o polskie interesy, o nie, on jest po to, aby dobrze sprzedawać produkty lobbystów.
Igła w Krychowiaka? Toż to genialne lokowanie produktu.
"Technika używana jest też w przekazach telewizyjnych, wideo, książkach, przedstawieniach teatralnych, grach komputerowych itp. Taka forma promocji odbywa się poprzez:
- pokazywanie wyrobów lub ich znaków towarowych w wybranych scenach filmu (np. bohater leci samolotem British Airways – odbiorca ma skojarzyć logo linii lotniczej jako wartościowego usługodawcy, widniejący bilbord w ujęciu miasta);
- używanie lub konsumowanie produktów przez bohaterów (np. bohater pali Marlboro – odbiorca ma skojarzyć bohatera z konkretną marką papierosów, używa konkretnej marki odtwarzacza mp3, telefonu komórkowego), słucha pewną stację radiową w samochodzie;
- rozmowa o produkcie (np. często spotykane pytanie o rodzaj używanych perfum przez bohatera albo rozmowa o konkretnej marce samochodów);
- pokazywanie znaku towarowego jako tła innych wydarzeń (np. wśród wyborców witających polityka jest osoba ubrana w kurtkę kojarząca się z konkretną marką, ujęcie gdzie widać sklep odpowiedniej sieci);
- namówienie aktorów, aby poza planem używali produktów konkretnych marek.
Historia tej techniki propagandy sięga lat dwudziestych, kiedy w Stanach Zjednoczonych nastąpił wzrost liczby stacji radiowych. Wykorzystali to producenci różnych, marek opłacając nadawców w zamian za pomoc w reklamie swoich produktów i usług. Rozwój telewizji w USA spowodował przerzucenie tej techniki na nowe medium. W latach pięćdziesiątych i sześćdziesiątych opłacanie producentów telewizyjnych było na porządku dziennym i trudno było rozróżnić otwartą reklamę (czyli oznaczoną) od „product placement”. Kwestia tej techniki propagandy nie była uregulowana prawnie."
Zakażony jeden sportowiec, nawet bezobjawowo i cała reprezentacja zamknięta w hotelu na tydzień;) Bezcenne. Już to przerabialiśmy na TCS.
OdpowiedzUsuńTak to rozumiem, przy czym zakażony wcale nie oznacza: chory. Działanie z punktu zabezpieczenia interesu reprezentacji - jest ok, z punktu widzenia medycznego - bez sensu. Nie zmienia to mocy działania tzw. product placement - o co chodziło.
Usuń