niedziela, 3 lutego 2019

Obyczaje i bezpieczeństwo. Her name was Lola, she was a showgirl

"Her name was Lola, she was a showgirl (...) His name was Rico, he wore a diamond"
Narodziny Wenus

Parafrazując piosenkę Manilowa można rzec bez emocji:
- No cóż, takie historie zdarzają się notorycznie.

Dlatego być może historia pornoposła Stefana przeszła przez opinię publiczną także bez większych emocji. Ot, nie takie rzeczy Polacy widzieli. Polska to nie Stany Zjednoczone, gdzie zbyt namiętnie patrzący na koleżankę kongresmen "z mety" traci posadę. Polsce bliżej do standardów włoskich i casusu Berlusconiego,  któremu imprezy typu "bunga-bunga" nie przeszkadzały w karierze.

Oczywiście pornoposeł powinien mieć problemy (oprócz życiowych) z zupełnie innego powodu, niż oburzenie opinii publicznej. Powinien mieć problemy, gdyż nie wiadomo co komu dał lub obiecał w zamian za...

Natomiast zastanawia w całej tej historii drastyczna nieostrożność pornoposła. W końcu biznesmeni oferujący mu panienki byliby durniami, gdyby nie zabezpieczyli dowodów tej, hmmm, zabawy. To oczywiste. Oczywiste też jest, że jeśli takie historie miały miejsce od lat, to ... wszystkie służby o tym wiedziały. Jeśli wiedziały, to wiedziały też, jak tym pornoposłem sterować. W końcu w każdym podręczniku działalności wywiadowczej jest napisane jak byk, że przy werbunku ideowość jest podejrzana, a tak naprawdę najlepsza jest wiedza, a przekładając to na język operacyjny, w konsekwencji najlepszy jest szantaż.

Stąd na przykład w historii peerelu tak liczna wśród donosicieli bezpieki była liczba kochających inaczej, kochających zbyt mocno, kochających, mimo, że miłość w ich "zawodzie" nie była wskazana, hazardzistów, alkoholików, itp.

A ja mogę do tej historii dorzucić cegiełkę i wspomnieć moją opowieść sprzed lat, cytuję niżej:

"środa, 9 grudnia 2015

Narodowe cechy biznesu: Rosjanie

ROZMOWY KONTRAKTOWE W ROSJI

Poniedziałek rano, w hotelu
TOMEK (wiceprezes ds. ekonomiczno-finansowych): Ale super obiekt, nie?
ADAŚ (prezes spółki giełdowej): Pewnie, tylko po co te gęste kwiatki na stole?
TOMEK: Pewnie taka dekoracja.
ADAŚ: Słuchaj, musimy pogadać przed rozmowami z nimi
o tym kontrakcie. Najważniejsze jest, że nie mogą za nic wyczuć, jak ważna dla nas jest sprawa jego podpisania. Spada sprzedaż dla Szkopów, nie udało się z Żabojadami, jak się nie uda też z Ruskimi będzie klapa i nas odwołają.
TOMEK: Może nie będzie tak źle?
ADAŚ: Będzie, wierz mi, rada nadzorcza będzie musiała akcjonariuszom kogoś spalić na stosie.
TOMEK: No dobra, ale pamiętaj, cena nie może być niższa niż dwieście zielonych za sztukę, najlepiej na starcie zażądajmy trzystu, a potem się zobaczy.
ADAŚ: Spróbujemy, ale wierz mi, Tomuś, musimy ten kontrakt podpisać.
TOMEK: Dobra, chodźmy jeszcze do baru, machniemy sobie drinka przed wyjazdem. Kto ci w ogóle ten hotel polecił, z drinkami w cenie, jak na Moskwę supertanio, no, no…
ADAŚ: To Siergiej, patrz, jaki ma gust.

Nazajutrz w hotelu
ADAŚ: Ale mnie łeb… Ale impreza była.
TOMEK: Ale z tymi panienkami w prezencie to przesadzili.
ADAŚ: Ale ta czarna …
TOMEK: Ty się lepiej zastanów, jak my się wytłumaczymy.
ADAŚ: Nic się nie bój, kontakt podpisaliśmy, co prawda cena jest trochę niekorzystna, ale kto o tym wie.
TOMEK: Trochę niekorzystna? Sam koszt produkcji to sto pięćdziesiąt, a będziemy sprzedawać za sto czterdzieści.
A gdzie transport, gdzie koszty przedstawicielstwa
w Moskwie? I te terminy płatności?
ADAŚ: Ale dali nam bankową gwarancję zapłaty.
TOMEK: Wystawioną w ruskim banku. Nie podoba mi się to.
ADAŚ: Słuchaj, najważniejsze, że żyjemy. Podpisaliśmy kontrakt stulecia, nie odwołają nas. Damy komunikat do prasy, opiszemy sukces w postaci znakomitej umowy, napiszemy
o wielomilionowej sprzedaży, łykną to.
TOMEK: Ale rada? Jak się wytłumaczymy radzie?
ADAŚ: Z ciebie dupa, a nie wiceprezes do spraw finansowych. Weź, zleć przygotowanie materiałów temu naszemu nowemu kontrolerowi, Krzysiowi, gość jest wart każdych pieniędzy. On sobie poradzi. Pamiętasz, jak sklecił materiał o pozytywnych skutkach restrukturyzacji potwierdzonych znaczącą redukcją kosztów działalności?
TOMEK: No tak, przy realnym wzroście o dwadzieścia procent. Ale jazda. Już mi wrócił humor.
ADAŚ: Ale skurczybyki negocjowali, są nieźli, zupełnie jakby mniej pijani byli, jednak tu to mają głowy.
TOMEK: Co się dziwisz, lata treningu. Na przedstawiciela trzeba będzie wyznaczyć Jurka, ten to ma łeb, da im radę.
ADAŚ: No i trzeba będzie mu jakiś niezły wózek kupić, widziałeś, czym oni jeżdżą? Ale, kurczę, negocjowali z nami, jakby wszystkie tajemnice znali!

Tydzień później
ADAŚ: Słuchaj… wiesz… przyszła do mnie przesyłka.
TOMEK: O w… Do ciebie też? Pokaż.

ADAŚ: Co ty, źle wyglądam bez garnituru, ale niezła ostrość, nie?
TOMEK: Co teraz, moja żona, moja córka, co one powiedzą?
ADAŚ: Bądź mężczyzną, pewnie kasę chcą?
TOMEK: Ale jak im zapłacić, my jesteśmy spółka transparentna, giełdowa!
ADAŚ: Ty tu odpowiadasz za finanse, wymyślisz coś.
TOMEK: Ale jak!
Po dwóch godzinach
ADAŚ: Słuchaj… zadzwonił.
TOMEK: Kto?
ADAŚ: No jak to kto? Nasz informator Siergiej.
TOMEK: A co on ma z tym wspólnego?
ADAŚ: Okazuje się, że jednak ma, nawet bardzo ma. Ale mam dobrą wiadomość. Nie chcą kasy. W ogóle nie chcą kasy od nas. Co więcej: chcą nam jeszcze płacić … coś w rodzaju … stałej pensji.
TOMEK: Jak to?
ADAŚ: No… tak. Wystarczy, że będziemy im mówili to
i tamto. Oni przysięgają, że te zdjęcia to pomyłka, że nam nie chcą szkodzić, że chcą rozwijać przyjaźń z nami, że mają jeszcze kilka kontraktów do podpisania z naszą spółką…
TOMEK: Mam się po prostu sprzedać? Nie ma mowy.
ADAŚ: To idź do Ani i pokaż jej te zdjęcia.
TOMEK: O kurczę, co teraz?…"

Tekst opublikowany w:



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz