czwartek, 31 stycznia 2019

Ale tam to już na pewno nie jeździliście. Relacja z Góry Kamieńsk

Wiatry historii rzuciły mnie w tę i z powrotem na krajową drogę nr 1 i trudno było nie wykorzystać takiej okazji, jak wizyta na Górze Kamieńsk. Dla niezorientowanych krótka informacja:
- mowa o jedynej górze w środkowej Polsce;
- mowa o jedynej w swoim rodzaju górze ... usypanej przez ludzi;
- tak naprawdę to mowa po prostu o wielkiej hałdzie;
- nie wiem przy okazji, czy nie mowa o jedynym w miarę porządnym ośrodku narciarskim w Europie usytuowanym ... na hałdzie:


Pierwsze wrażenie jest takie, że zima w środkowej Polsce jest jakby inna, niż ta na Śląsku, zresztą co tu dużo mówić, oto dowód porównawczy:

Ale na miejscu okazało się, że warunki narciarskie są całkiem dobre, choć ograniczone do mniej więcej półtorej z dwóch tras. Z przyczyn obiektywnych (wobec warunków pogodowych) śnieg jest jednak bardzo specyficzny (tylko sztuczny) i ma bardzo twarde podłoże.

Góra Kamieńsk dysponuje dość wolnym (jechał ok. 6 min.) i niezbyt nowoczesnym wyciągiem krzesełkowym, ale o bardzo przyzwoitych parametrach:
- ok. 800 m długości;
- ok. 130 m różnicy poziomów:



W praktyce okazało się, że wobec niechęci mieszkańców środkowej Polski do uprawiania narciarstwa (przynajmniej w środku tygodnia), czyli wobec kompletnego braku kolejek, jeden cykl wjazd-zjazd wynosił ok. 8-9 minut. Oznacza to, że przez 3 godziny fajnej zabawy można zjechać jakieś 20 razy i to z przerwą na kawę.

Infrastruktura Góry Kamieńsk nie poraża, mimo, że logo właściciela tego ośrodka jest widoczne wszędzie. Jest nim energetyczny konglomerat PGE, dla którego wydanie kilku milionów złotych jest porównywalne z zakupieniem przeze mnie pudełka zapałek. Tymczasem wyciąg tam mają stary, naśnieżyć całości do tej pory (mimo porządnej zimy przecież) się nie udało, bary w budynku pod wyciągiem są jako-takie, nawet oświetlenie (co powinno być "żywą" reklamą formy energetycznej) jest takie sobie. No cóż:





Na duży plus porządny i wyasfaltowany parking:

No i to co najważniejsze, czyli trasy, a właściwie (wobec niedośnieżenia trasy głównej) - trasa. U góry baaardzooo szeroka i naprawdę, jak na standardy górki miejskiej, stroma. Pierwsze 300 m zjazdu stanowi naprawdę "górski" fragment zjazdu:


poniedziałek, 28 stycznia 2019

Ja też mam hobby i też planuję coś fascynującego

Podaję za Onetem:

"Cały projekt wyprawy na K2, zaplanowanej na grudzień 2019, pochłonie ok. dwa miliony złotych. Himalaiści liczą, że państwo pokryje praktycznie całość kosztów - Złożyliśmy wnioski o dofinansowanie w wysokości dwóch milionów. Wszystko jest na dobrej drodze, teraz czekamy na odpowiedź ministerstwa - mówi Onetowi szef programu Polski Himalaizm Zimowy 2016-2020 Piotr Tomala."

I dalej:

"- Byłoby idealnie, gdyby państwo pokryło całość kosztów - zaznacza himalaista. W ramach przygotowań Polacy mieli ruszyć na Pik Awicenny, ale wyprawa nie dojdzie do skutku. Plany mogą pokrzyżować im dwie wyprawy, które działają pod K2. Sponsorzy liczą, że nasze wejście będzie pierwszym zimowym wejściem na K2, w tę stronę idą wszystkie rozmowy - przyznaje Tomala."

W komentarzu do powyższego napiszę, że ja też mam plany. Chętnie zwiedzę na nartach Trzy Doliny (to we Francji), w wersji dla ubogich przynajmniej zjadę z dachu Spodka, chętnie pojadę do Lizbony na ŚDM (kurczę, nie mogę, nie kwalifikuję się już od dawna do młodzieży, nie mogę tam jechać), bardzo mnie interesują też MŚ w piłce kopanej w Katarze. Czy ministerstwo pokryje mi całość kosztów?

Co oznacza szukanie sponsora (i że jest coś takiego jak sponsor) dowiedzieliśmy się po transformacji ustrojowej. Pierwsze ogłoszenia pojawiły się w prasie na początku lat 90. - coś typu: 
"Studentka [tu zdjęcie] szuka sponsora na wycieczkę do USA".

Zachodziłem wtedy w głowę, jaki interes może mieć sponsor w finansowaniu wycieczki studentki. Przecież nawet chodzenie w koszulce firmy X lub Y nie ma sensu ekonomicznego. Wiem, wiem, i wy też wiecie. Tłumaczy mnie tylko to, że nie mieliśmy z tym nowym dla nas kapitalizmem wcześniej do czynienia, więc takie ogłoszenie było totalną nowością.

Każdy ma jakieś hobby. Jeden bierze udział w ustawkach kiboli, drugi podrywa wszystkie blondynki w okolicy, trzeci pracuje nad rzeźbą ... na siłowni. Jeśli twoim hobby jest uprawianie himalaizmu, to masz trochę ... pecha. Twoje hobby jest bowiem nieco kosztowne, nawet bardziej niż ustawki, blondynki i puszki syntetycznego białka. Kosztuje mnóstwo pieniędzy, mnóstwo ryzyka i jako skutek uboczny rozwalenie życia rodzinnego. Ryzyka, rozłąki i niechęci do życia z kimś, dla kogo góry są istotniejsze od małżeństwa i dzieci (a może są ucieczką przed tym) nie da się wyeliminować. Zazwyczaj też samemu trzeba płacić za sprzęt, podróże, pomocników. W końcu każdy ma jakieś hobby i zazwyczaj sam ponosi tego konsekwencje. Ale gdyby to państwo pokryło całość kosztów... 


Ryzyko w biznesie. Interesy są dziś ... krótkoterminowe


Mamy czasy stosunkowo niskiej wyceny spółek na giełdzie w relacji do ich zysków oraz wartości księgowej. Mamy, poza niektórymi branżami, raczej zastój inwestycyjny. Mimo tzw. boomu gospodarczego, biznes się boi. Czego się boi?

Otóż wydaje mi się, że kluczowe tu jest słowo "niestałość". Niestałe prawo, szybko zmieniające się technologie i preferencje klientów, niestała sytuacja gospodarcza.

Przesadzam? Być może. Ale spójrzmy na to, z jakich marek korzystaliśmy jeszcze niedawno, w każdym razie nie dawniej, niż ok. dekadę, maksimum dwie temu:

  • BANK ZACHODNI, WBK, DEUTSCHE BANK, POLBANK - tych i wielu innych banków nie ma już w Polsce lub się zwijają;
  • STATOIL, BLISKA - tam kupowaliśmy benzynę;
  • GAT - tam jeździliśmy na nartach w Szczyrku i Korbielowie;
  • GEANT, PRAKTIKER, ALMA - tam robiliśmy zakupy;
  • TRIADA, ALFA STAR, ORBIS TRAVEL - z tymi biurami jeździliśmy na wakacje;
  • POLSKI BUS - ta firma woziła nas między miastami;
  • VATTENFALL - ta firma dostarczała i sprzedawała (a to nie to samo) nam energię;
  • PKE - elektrownie tej firmy produkowały dla nas energię;
  • NOKIA - dominowała na rynku telefonów komórkowych;
  • DAEWOO - auta tej firmy dominowały obok fiatów na drogach.
A więc na pewno przesadzam? Te ww. marki albo zostały przejęte przez inne, albo po prostu padły, albo straciły znaczenie rynkowe, albo zdecydowały się wycofać z Polski.

Dziś w naszych codziennych wyborach korzystamy z innych, jakże zacnych i w założeniu akcjonariuszy - długoterminowych marek. 

Świat się zmienia szybciej, niż myśleliśmy i szybciej, niż w codziennej harówce nam się wydaje. Po prostu pewne zmiany przyjmujemy jako oczywiste i chyba nawet ich nie zauważamy. 

Jak chodziłem do szkoły podstawowej, wówczas uczono mnie, że Polska graniczy z Niemiecką Republiką Demokratyczną, Czechosłowacją i Związkiem Radzieckim. Dziś ... żadne z tych państw nie istnieje, podobnie jak Jugosławia, drzewiej popularny kierunek wakacyjny rodaków.

sobota, 26 stycznia 2019

Biznes jest pragmatyczny i nie ma nic wspólnego ze sprawiedliwością. Dobry zwyczaj, nie pożyczaj

Podaję dzisiejsze informacje z Business Insider (jest to platforma biznesowa Onetu):

"Zgromadzenie wierzycieli spółki GetBack przegłosowało zawarcie układu. 25 stycznia 2019 roku w Sądzie Rejonowym dla Wrocławia-Fabrycznej podano wynik głosowania, które odbyło się we wtorek, 22 stycznia. Przyjęty układ przewiduje spłatę niezabezpieczonych wierzycieli spółki na poziomie 25 proc."
(...)
"Za przyjęciem układu głosowało ponad 3,3 tys. wierzycieli, czyli 86 proc. wierzytelności przysługujących wierzycielom. W piątek, 25 stycznia 2019 roku, sędzia komisarz Jarosław Mądry wydał postanowienie o przyjęciu układu. Zatwierdzeniem układu zajmie się teraz sąd upadłościowy."

Co to oznacza? Oznacza to ni mniej i nie więcej, że biznes i świat finansów nie mają nic wspólnego ze sprawiedliwością, a już tym bardziej z biblijną zasadą "oko za oko". Zawarty układ można wytłumaczyć na chłopski rozum mniej więcej takimi słowami oddającymi sekwencję zdarzeń:
  • Pan Kowalski pożyczył spółce GetBack 100 zł, licząc na premię w postaci odsetek, czyli zakładał, że uzyska z powrotem te 100 zł i jeszcze coś ekstra.
  • Po czasie okazało się, że spółka GetBack niezbyt rozsądnie gospodarowała pieniędzmi swoich klientów, w tym pana Kowalskiego, w związku z czym pojawiło się zagrożenie upadłością i utratą wszystkich środków.
  • Spółka zmieniła zarząd i nowy zarząd w trosce o pieniądze swoich klientów zaproponował układ: nie możemy wam oddać wszystkiego, bo przecież... nie mamy, ale może, jak nam pozwolicie dalej istnieć i działać, uratujemy dla was... jedną czwartą.
  • Większość wierzycieli, wśród nich też tacy (fundusze), którzy też mają jeszcze swoich klientów oraz różne korporacje, które już dokonały odpisu aktualizującego należności, zgodziła się na ten układ, teraz prawdopodobnie zatwierdzi go sąd.
  • I w ten sposób pan Kowalski, który zainwestował 100 zł licząc na premię, musi być zadowolony (z naciskiem na słowo "musi"), że dostanie aż 25 zł z powrotem, a nie okrągłe "zero".
Być może nawet pan Kowalski naprawdę jest zadowolony, bo życiem biznesowym (i nie tylko, patrz: polityka) rządzi strach. I pewnie pan Kowalski bał się niezmiernie, że wszystkie zainwestowane środki przepadną, a tu patrzcie - cud, jednak przynajmniej co czwartą złotówkę uda się uratować.

Zaiste ciekawa to lekcja biznesu - nie pierwsza i nie ostatnia zapewne - dla naszego społeczeństwa. Im więcej takich lekcji, tym mniej to społeczeństwo jest naiwne, choć nie można zaniechać "pracy u podstaw" nad kolejnymi pokoleniami. Dlatego wymyśla się coraz bardziej skomplikowane "numery", bo te "stare" są już zbyt przewidywalne.

Kiedyś:
  • książeczki mieszkaniowe,
  • loteria samochodowa,
  • łańcuszek oparty na "inwestowanych" markach niemieckich,
  • Program Powszechnej Prywatyzacji,
  • niebezpieczna Bezpieczna Kasa Oszczędności.
Nieco później:
  • kredyty mieszkaniowe udzielane w złotówkach, ale przeliczane na franka szwajcarskiego z całkowitym transferem ryzyka na klienta,
  • akcjonariat obywatelski (akcje spółek energetycznych i z branży górniczej),
  • lokaty z złoto w Amber Gold,
  • skomplikowane produkty z opcją utraty środków zwane "polisolokatami".
Dziś:
  • pożyczanie pieniędzy przez obywateli potrzebującym spółkom prawa handlowego, tzw. obligacje korporacyjne, w tym przykład firmy GetBack.
Co jutro wymyśli świat finansów, aby dobrać się do naszych pieniędzy? Tego nie wiemy. Nie możemy tego jeszcze wiedzieć. Ale jednego możemy być pewni: coś wymyśli.



piątek, 25 stycznia 2019

Pewnie nigdy tam nie jeździliście. Relacja ze szczawnickiej Palenicy

Z "centrum" Śląska jest tam ok. 200 km. Czas dojazdu wynosi ok. 3 godzin. Pewnie nigdy tam nie byliście na nartach. Zresztą, gdyby nie nadzwyczajne okoliczności (nieważne jakie), też bym tam nigdy na narty nie pojechał. A jednak.

Pierwsza refleksja: mało śniegu. To znaczy mało w porównaniu z Beskidem Śląskim. Jakby nie naśnieżanie, byłoby kiepsko z warunkami na tej Palenicy. A trzymetrowych zasp ... nie ma.

Kiedyś Palenica była znana jako ośrodek z jedną z najostrzejszych tras. Ale trasa czarna już nie istnieje (powstały domki u jej ujścia), teraz są do dyspozycji w zasadzie trzy trasy:
  • czerwona o parametrach FIS, konkretnie dziś przeznaczona na zawody;
  • skomplikowana niebieska o długości 1800 m;
  • krótka trasa na Szafranówce, w zasadzie takie pole narciarskie do nauki.
Pierwsza niespodzianka przed przyjazdem: aplikacja PKLpass działa o wiele lepiej i przyjaźniej niż szczyrkowski Gopass. Zostawiłem sobie w domu kartę "pokrynicką" z zeszłego sezonu (tak naprawdę, to zapomniałem ją oddać), a dziś ona się bardzo przydała. Strona PKL-u wyraźnie informuje, jak można taką kartę zamienić na stałą i następnie przypisać do niej zakupione on-line produkty. Moim produktem był 1 dzień jazdy na Palenicy. Dodatkowym ułatwieniem jest, że można mieć wiele kart w posiadaniu, wystarczy do każdej z nich "zrucać" produkty. Czyżby państwowa od niedawna firma PKL zatrudniała lepszych informatyków, niż korporacja TMR? Zapłaciłem i zadziałało bez pudła. bez żadnej wizyty w ichniejszym "infocentrum".

Dzisiejsza wizyta była w miarę udana. Stacja nie porywa swoim rozmachem, ale na plus można zapisać totalny ... brak klientów. Kolejek nie było w ogóle. Po doświadczeniach Szczyrku to lekki szok, zwłaszcza, że trwają ferie małopolskie, czyli dla Szczawnicy miejscowe i kluczowe.

Po pierwsze: wyciąg. Jest w miarę szybki, wyprzęgany, czteroosobowy i całkowicie ... wystarczający. Trasę wjazdu pokonuje w jakieś skromne 4 minuty. I jest to jedyne rzecz szybka i nieskomplikowana na Palenicy.



Po drugie: trasa czerwona. Dostępna dziś do godz. 9:00 i po godz. 14:00. Poza tym czasem zajęta na zawody. Ale udało się nią zjechać kilka razy. Jest naprawdę ostra.



Po trzecie: trasa niebieska. Ciekawa. Raz wąska, raz szeroka - delikatnie mówiąc. Ogólnie liczy sobie 1800 m długości, przy czym, aby nią zjechać, trzeba wcześniej zjechać do dolnej stacji Szafranówki i skorzystać z jednego z trzech wyciągów talerzykowych. Wolnych. Bardzo wolnych. Cały zjazd jest naprawdę fajny i naprawdę ... skomplikowany. Wjazd wyciągiem, potem zjazd do talerzyka, kilka minut talerzykiem, po czym wąski początek trasy (ok. 10 m szerokości).

Genialny środek (50-100 m szerokości, zakręty, pagórki).




Bardzo kiepskie ostatnie kilkaset metrów trasy (na jeden ślad ratraka i trasa raczej biegowa).


Na koniec nietypowe zakończenie, wspólne z czerwoną.






Generalnie cały cykl zjazdu niebieską, w tym wjazd krzesłem, zjazd do talerzyka, wjazd talerzykiem, zjazd narciarską częścią trasy, pokonanie "biegowej" części trasy z pomocą kijków, pokonanie mostka nad rzeką oraz szybka kawa lub piwo po takim wysiłku, zajmuje ok. 20-30 min.

Po czwarte Szafranówka. Niezłe pole narciarskie do szlifowania technik carvingu lub do nauki jazdy. Nie powinna być połączona z chęcią zjazdu trasą niebieską na sam dół, ale ... nie ma mocnych. Stąd krzyżują się tutaj dwie intencje: chęć dostania się na niebieską i chęć jazdy na Szafranówce. Nie jest to szczęśliwe rozwiązanie. Ale sama Szafranówka (raptem 400 m zjazdu) oferuje piękne widoki i fajną polanę do nauki. Oferuje też w sumie trzy skrajnie wolne, ale bezpieczne dla wszystkich,  wyciągi talerzykowe.






W podsumowaniu można napisać optymistycznie, że stacja przypomina Hirschenkogel w Semmeringu (austriacka stacja jest jednak większa), obiektywnie - Soszów w Wiśle (też ostra czerwona i długa, acz momentami zwężona niebieska), pesymistycznie - Biały Krzyż w Salmopolu (porównanie z Szafranówką trafne). 

Generalnie niewielka ilość, jakość i poziom skomplikowania korzystania z tras powoduje, że stacja "d... nie urywa", ale na zdecydowany jej plus można zaliczyć jej częściowy sportowy charakter (trasa czerwona) oraz praktyczny brak frekwencji, może poza jedną godziną "szczytu". Prawdopodobnie o ile położony w woj. śląskim małopolski historycznie Szczyrk wysysa niemal wszystkich narciarzy z okolicy, o tyle tak samo w woj. małopolskim czyni Białka Tatrzańska. 



Ale odległość i czas dojazdu od Śląska powoduje, że raczej postaram się zdobyć... trzecią nalepkę  (za 500 km w SMR w sezonie), niż ponownie zawitam do Szczawnicy. Może jednak ... latem. W końcu "ataki szczytowe" na Sokolicę lub Trzy Korony należą do najpiękniejszych w Polsce, mimo ... złamanej sosenki.

czwartek, 24 stycznia 2019

Świat stanął na głowie

Do czego to doszło? Szykuje się mecz Podhala Nowy Targ z ... Ruchem Chorzów:

"Ustalono dokładny termin i miejsce rozegrania sparingu z Podhalem Nowym Targ. Mecz odbędzie się w sobotę, 2 lutego na boisku ze sztuczną nawierzchnią na Kresach przy ul. Wolności 139 w Chorzowie. Pierwszy gwizdek zaplanowano na godz. 12:00. Podhale po rundzie jesiennej zajmuje 3. miejsce w tabeli czwartej grupy III ligi. (Ruch Chorzów)"

Ciekawe, czy drużyna Ruchu Chorzów już nabyła kije hokejowe. Czy na Kresach jest lodowisko?

Jak drużyna Ruchu Chorzów poradzi sobie z 19-krotnym mistrzem Polski?

środa, 23 stycznia 2019

Postępuje polaryzacja biznesu narciarskiego

Zima stulecia nie stanowi żniw dla każdej stacji narciarskiej
Pisałem już o problemie polaryzacji biznesu narciarskiego w artykule pod jakże znamiennym tytułem: "Czy małe stacje narciarskie przetrwają? Chyba jednak nie".

Teraz mamy do czynienia z dwoma, wydawałoby się, sprzecznymi komunikatami.

Pierwszy:
"W ostatni weekend Szczyrk odwiedziła rekordowa ilość narciarzy. (...) Frekwencja w ośrodkach TMRu w sobotę 19.01: Jasna: 8.000 ludzi;  Spindl: 8.600;  Szczyrk: 7.600."

Drugi:
"Tymczasem, jak dowiaduje się redakcja Gorlice24.pl w sobotę w Porębie Wielkiej policjanci z Komisariatu Policji w Mszanie Dolnej zatrzymali 43-letniego właściciela kolejki krzesełkowej Koninki. Jak informuje mł. asp. Jolanta Mól z Komendy Powiatowej Policji w Limanowej, w ramach prowadzonego postępowania ustalono, iż właściciel kolejny raz dopuścił do użytkowania osobową kolej pomimo decyzji Transportowego Dozoru Technicznego o wygaśnięciu decyzji zezwalającej na eksploatację urządzenia."

Mamy "zimę stulecia". Ciągnie sznur aut do Ustronia, Wisły, itd. Dzięki temu duże i nowoczesne ośrodki narciarskie przeżywają oblężenie i liczą zyski. Pewnie należy się spodziewać ich dalszego rozwoju. O dalszych planach modernizacyjnych słychać w SMR, w COS, cały czas modernizuje się Czarna Góra, nowe wyciągi powstają w Zieleńcu i Białce, lekki zastój jest na Jaworzynie Krynickiej, ale - umówmy się - źle nie jest. Te stacje na pewno dobrze zarobią na narciarzach w tym sezonie. Udał się czas świąt Bożego Narodzenia, już pewny jest śnieg w trakcie ferii, a jak dobrze pójdzie to i późną w tym roku Wielkanocą będzie dało się szusować. 
W ośrodku SMR narciarzy w zasadzie "nigdy" nie brakuje

I nadal mamy "zimę stulecia", a w jej trakcie:
  • zamkniętą Magurę Małastowską;
  • nielegalne uruchomienie (patrz wyżej) i następnie zamknięcie Koninek;
  • zamknięty w tym roku Szczawnik, wobec czego stacja o nazwie "Dwie Doliny", oferuje już tylko jedną dolinę;
  • nieoddany do użytku jedyny powstały nowoczesny wyciąg w Korbielowie (Buczynka);
  • nadal zamknięte:
    • Nosal;
    • główną trasę na Gubałówce;
    • Węgierski i Hyrcę w Brennej;
    • Suchą Dolinę;
    • Rówienki;
    • Ochodzitą;
    • Wielki Rachowiec;
    • i pewnie jeszcze kilka miejsc, o których zapomniałem.
Gubałówka to piękny widok i tyle. Trasa jest nieczynna od lat
Narciarski biznes się polaryzuje. Tam, gdzie są wielkie inwestycje, nowoczesne koleje i naśnieżane trasy, a najlepiej system tras, tam biznes ma się dobrze. Tam, gdzie tego nie ma, jest - delikatnie mówiąc - problem. I nawet tak świetna śniegowo zima go nie zlikwidowała.

Jeśli te małe stacje nie ruszyły przy tak udanej zimie, pewnie już nigdy nie ruszą. Można działki przeznaczyć pod budownictwo.