niedziela, 30 kwietnia 2017

Społeczeństwo w fejsbukowych czasach

Znalezione na Interii:

"Są młodzi, piękni, wysportowani i popularni. Niedawno napisali książkę, w której nie tylko opowiadają o sobie, ale przede wszystkim motywują i pokazują, jak czerpać energię do szczęśliwego i ciekawego życia. Zapraszamy do wywiadu z Pamelą Stefanowicz i Mateuszem Januszem, znanymi, jako Fit Lovers."

LINK: GDYBY WIĘCEJ OSÓB BYŁO FIT

Komentarz:

Wiem, byłoby fajnie, gdyby wszyscy byli fit. Byłoby fajnie, gdyby wszyscy byli MŁODZI, PIĘKNI, WYSPORTOWANI i jeszcze na dodatek POPULARNI. Wiem nawet, że niektórym się udało. Niektórym. Ale młodość przemija, popularność wwierca się w psychikę, ale - wierzcie mi - jest tymczasowa, a wysportowanym można być, o ile jest się zdrowym. Ktoś może dodać, że zdrowym też tylko wówczas, jak się jest wysportowanym. Tylko to tak nie działa. Działa wręcz zupełnie inaczej.

Z tego co zauważyłem, na torze rolkowym za lotniskiem na Muchowcu lub w Orzegowie kształtują swoją (i tak już niemal idealną) sylwetkę głównie młode, ładne, chude i wysportowane laski. Naprawdę jest "na czym oko zawiesić". Na basen (pływacki, nie piszę o rekreacyjnych) chodzą głównie młode, ładne, chude i wysportowane laski. Znów naprawdę ... 

Problem polega na tym, że jest w społeczeństwie pewien (coraz większy) odsetek ludzi olewających zarówno "reżimową", jak i "tęczową" telewizję i ruszających w góry, na basen, na rower, na rolki. Problem w tym, że dotyczy to osób, które ... już są wysportowane. Czy reszta nie lubi być fit? Nie do końca. Są przecież też w naszym społeczeństwie ludzie STARSI, wcale NIE PIĘKNI, SŁABO WYSPORTOWANI. Co gorsza, oni pewnie też nie są popularni. Mogą nawet ... nie mieć konta na fejsie i smartfona w tylnej kieszeni dżinsów. Ale ... mogą mieć inne zalety. Mogą mieć WIEDZĘ, DOŚWIADCZENIE, umiejętność ROZSĄDNEGO MYŚLENIA, umiejętność ANALIZOWANIA SKUTKÓW przyszłych decyzji życiowych i jeszcze parę innych zalet. Mogą posiadać to, czego smartgłupolowe nowe społeczeństwo nie potrafi.

 Na marginesie muszę przyznać, że smartgłupol w tylnej kieszeni dżinów pięknie podkreśla figurę kobiet młodych, pięknych...


Są młodzi, piękni, wysportowani i popularni. Niedawno napisali książkę, w której nie tylko opowiadają o sobie, ale przede wszystkim motywują i pokazują, jak czerpać energię do szczęśliwego i ciekawego życia. Zapraszamy do wywiadu z Pamelą Stefanowicz i Mateuszem Januszem, znanymi, jako Fit Lovers.

Czytaj więcej na http://kobieta.interia.pl/zycie-i-styl/news-gdyby-wiecej-osob-bylo-fit-byloby-weselej,nId,2380655#utm_source=paste&utm_medium=paste&utm_campaign=firefox

Zapowiedź: MAJOWE NIEDZIELE Z FANTASTYKĄ


W tym samym czasie, dziadek Anny Lisy, po śmierci rodziców jej najbliższy pozostały przy życiu krewny, chodził niezmiernie strapiony. Nie opuszczał go strach. Co prawda po rozmowie z proboszczem podjął wszelkie możliwe środki ostrożności, ale nadal nie mógł spać spokojnie. W zasadzie nie sypiał dobrze od momentu pierwszej z nim rozmowy, odbytej dwa miesiące przed planowanym ślubem. Pamiętał ją doskonale.
− Wiem, wiem, pańska córka pragnie ślubu w tym miejscu. Chciałbym być bardzo delikatny, ale wie pan, my jakiś czas temu, hmmm, jakby to powiedzieć, od czasu…, no … ponownego … odzyskania… pfu… waszego nadejścia, nie udzielamy tu ślubów – powiedział wiekowy proboszcz Jojko – Nasza parafia wie doskonale, że uruchomił pan z powrotem tę zamkniętą przed laty hutę w przysiółku Kaufhaus. Zresztą nasi parafianie mają o panu doskonałe zdanie. Ale mimo wszystko…− nie dokończył.
− Proszę księdza – rzekł z rozpaczą Mueller – proszę wziąć pod uwagę, że mogę wesprzeć parafię na przykład drobną cegiełką na remont i na cele parafialne.
− Nie o to chodzi.
− A o co?
− Widzi pan, problem jest, że tak powiem, innej natury. Proszę mnie źle nie zrozumieć, on jest trochę z pogranicza wiary i … zabobonu. Widzi pan, my byśmy bardzo chcieli udzielić tego ślubu, ale… się boimy.
− Dlaczego?
−To przez te anioły. One nie pozwalają.
− Ksiądz sobie ze mnie kpi?
− Nic podobnego.


sobota, 29 kwietnia 2017

Przegląd prasy. Jak w praktyce wdrożyć inicjatywę Anny Kamińskiej?

Jak donosi Fakt "Anna Kamińska, była żona Mariusza Antoniego Kamińskiego, jednego z byłych posłów PiS, wytacza ciężkie działa! Zdradzona kobieta chce, by w sejmowych ławach mogli zasiadać jedynie ci, którzy są w małżeńskim związku i nigdy nie zdradzili swojej byłej połówki..."

Przyznam, że to bardzo cenna inicjatywa. I ma nawet swoje uzasadnienie, moralne i ... patriotyczne. Jeżeli facet jest skłonny do zdradzana swojej małżonki, może być również na przykład skłonny do zdrady ojczyzny! Muszę jednak przyznać, że z wdrożeniem tej inicjatywy może być pewien problem, hmmm..., praktyczny. Jak bowiem będziemy weryfikowali, czy on/ona zdradzili swoją/jego żonę/męża?

Nie ma wielkiego problemu z tymi, którzy dostali orzeczenie rozwodu z ich własnej winy potwierdzonej w sądzie dowodami zdrady. Oni mają z urzędu przerąbane. Ale, przyznacie państwo, oficjalnie i urzędowo złapani to może być ułamek rzeczywistej populacji, która ma coś na sumieniu.

Pierwszym pomysłem jest więc oświadczenie żony/małżonka, że druga połówka prowadzi się moralnie. Ale wówczas który/a mąż/żona nie wpadłaby na pomysł, aby coś ugrać za złożenie oświadczenia:
- Wiesz, Krzysiu, co prawda robiłeś niecne rzeczy z tą twoją kochanką, ale ja o tym zapomnę i podpiszę ci oświadczenie, jak kupisz mi porszaka!
Pomysł zarzucamy.

W takim razie może właściwe będzie wystawianie zaświadczeń moralności przez miejscowe parafie? Kto bowiem, jeśli nie twoja parafia, wie o twoim życiu najwięcej? Tylko co z tymi, co nie należą do Kościoła? Jest ich niewielu, ale jednak są. Na przykład mieszkańcy Sosnowca. Wykluczamy Sosnowiec z sejmu, czy nie?
Niestety, pomysł - choć wydawał się dobry - zarzucamy!

To może samooświadczenie? "Niniejszym oświadczam, że nigdy...". Pomysł niezły, tylko nie w Polsce. Tu, jak wynika z oświadczeń składanych Poczcie Polskiej, tylko co trzecie gospodarstwo domowe ma telewizor, choć jakimś cudem mecze Polaków na EURO we Francji widzieli wszyscy.
Pomysł zarzucamy.

Sorry, pani Kamińska. Choć pani inicjatywa jest słuszna, muszę przyznać, że jest bardzo trudna w praktyce do wykonania. Po prostu idea mija się z życiem. Wiem, że na przykład panny młode do ślubu powinny przystępować jako dziewice, ale - jak wynika z badań jakiegoś seksuologa, o czym czytałem niedawno - w praktyce w Polsce takich przypadków jest ... 1%. Wiem, to skandaliczne, ale tak jest.

Droga pani Kamińska. Polityka jest sztuką osiągania celów i - może mi pani wierzyć - szlachetne cele są nośne politycznie, dopóki popiera je większość. Jeśli wyrzucimy z sejmu zdradzających żony, rozliczających delegacje samolotowe w niewłaściwy sposób, ludzi kłamiących sporadycznie, ludzi, którzy nigdy nie zaklęli, którzy nie modlą się co wieczór, itp., wówczas zostanie sam Prezes. A samotnie nie da się osiągać celów. Nadto Prezes nie ma żony. Sorry! Nie został nikt.

Na pohybel szachistom

W Katowicach trwa w najlepsze znany już z czasów komunistycznych proces ubijania różnych historycznych marek i ujednolicania całego sportu pod jednym szyldem. Właśnie dopadł on kolejną ofiarę.

Od 3 maja zniknie z mapy szachowy HETMAN KATOWICE. Będzie, przecież już się domyślacie, szachowy ... GKS KATOWICE. Link do informacji tutaj.

Od 3 maja dopisuję Bogu ducha winnych szachistów do listy moich "przeciwników". Będę wam od tej pory życzył samych porażek. I zastanawiam się, czy przypadkiem szanownego pana prezydenta Krupę oraz rajców miejskich w Katowicach kompletnie nie pogięło? Co jeszcze wpadnie w wasze ręce, wy specjaliści od psucia i likwidacji! Czy jeszcze w was tkwi jakaś iskierka obiektywizmu?

Po raz kolejny proponuję, przegłosujcie sobie jeszcze nowy herb Katowic:

PS. Przy okazji przypominam rajcom, że najwięcej młodzieży w Katowicach szkoli Naprzód Janów. Przypominam, że niedawno do I ligi piłkarskiej (gdzie Gieksa wspomagana publicznymi środkami tkwi od lat) awansował Rozwój Katowice, następnie totalnie ... opuszczony przez miasto. Przypominam, że w tym roku awans do ekstraligi hokeja wywalczył Naprzód Janów, gdzie Gieksa jest tylko dzięki "dzikiej karcie".

piątek, 28 kwietnia 2017

Żużel oczami kobiety

Daria Kabała-Malarz w wywiadzie na temat żużla uchwyciła chyba kwintesencję tego niebezpiecznego sportu i kwintesencję skłonności części mężczyzn go uprawiających do ryzyka:

"Za dzieciaka wciągały mnie gwiazdy żużla, ten ryk, zapach, to takie oderwanie od rzeczywistości, bo żużel zaprzecza wielu regułom. Im jestem starsza, tym częściej się na niego wkurzam, tak jak wkurzam się na niego od wczoraj, wiadomo z jakiego względu (rozmawiamy w poniedziałek – JB). Żużel jest tak prosty i zarazem tak skomplikowany. Pomijam już nawet to, że na motocykl żużlowy wsiadają tylko wariaci, ale spójrz na mojego męża – po prostu lubię wariatów. Trzeba być naprawdę sfisiowanym, żeby uprawiać ten sport. Bo jest tak trudny, tak niebezpieczny, jest takim wielkim poświęceniem, że chyba to mnie wciąga. Spójrzmy na motocykle – są żenująco proste, na palcach jednej ręki liczysz części składowe, a patrz jak trudno to poskładać."
Cały artykuł na "Weszło":  LINK
PS. Mężem Darii Kabały-Malarz jest bramkarz Legii - Arkadiusz Malarz.

Centralne lotnisko? Nie lubię słowa "centralne"

Dziś o centralnym lotnisku. Ale zacznę od zupełnie innej kwestii. Program Rodzina 500 plus udał się społecznie i w jakimś stopniu ekonomicznie (wywołał podaż pieniądza, popyt na towary i wyrwał kraj z deflacji) głównie z jednej przyczyny. Ponieważ decyzje w zakresie kierunków wydawania środków zostały ZDECENTRALIZOWANE. To nie urzędnik w Warszawie decydował, co można za uzyskaną kasę kupić, lecz przeszkadzająca nad morzem bogatym i wypasionym turystom "matka trójki bachorów z Podkarpacia". Ponadto program był w miarę PROSTY. W przeciwieństwie na przykład do systemu winiet Pola, gdzie państwo więcej wydało na obsługę administracyjną i dopłaty do "prywaciarzy", niż zebrało od kierowców.

Między innymi dlatego w centralnym lotnisku nie podoba mi się zwłaszcza słowo "centralne". Załóżmy, że zapotrzebowanie na usługi lotnicze będzie rosło, tak jak przewiduje to minister Morawiecki, a Okęciu "skończy" się przepustowość. I załóżmy, że centralne lotnisko wówczas nie powstanie.
- Co się wówczas stanie? - można zapytać.
- Radykalnie wzrośnie rola i wyniki finansowe Pyrzowic, Balic, Jasionki, Radomia i Modlina. Wzrośnie rola wszystkich regionów, zarazem spadnie rozwarstwienie dochodowe i skończy się dominacja Warszawy.

Załóżmy z kolei, że centralne lotnisko jednak powstanie.
- Co się wówczas stanie? - można zapytać.
- Wówczas centralne lotnisko pozwoli dalej Warszawie rozwijać swoją dominację ekonomiczną nad resztą kraju, rola Pyrzowic, Balic i Jasionki spadnie, a niedawno uruchomione lotniska w Radomiu i Modlinie trzeba będzie zamknąć.

Rozumiem, że minister Morawiecki chce zagrać w lidze europejskiej, ale niestety równolegle może ustawić ligę krajową na wiele lat i skazać niektóre regiony na zapaść. Chyba, że wie coś więcej.

czwartek, 27 kwietnia 2017

Rozbieżne interesy makro i społeczne. Matura może być trudna

Uwaga maturzyści!

Na rynku brakuje rąk do pracy, zwłaszcza w zawodach, które nie wymagają wyspecjalizowanej wiedzy. Nie pomaga nawet masowe zatrudnianie obywateli Ukrainy.
- Co może zrobić rząd aby poprawić sytuację (to znaczy zwiększyć podaż taniej siły roboczej) na rynku pracy? - zapytać może ktoś zatroskany.
- Uwalić wszystkich maturzystów - odpowiadam.
- Dlaczego?
- Ponieważ wówczas ci maturzyści, zamiast zasilać przez 5 lat dyskoteki, piwiarnie i kluby studenckie, pójdą po prostu do roboty tam, gdzie jest praca, a nie ma chętnych. Czyli na kasjerkę, sprzątaczkę, pracownika budowlanego, czyściciela ulic i czyściciela kibli.
- A co z uczelniami?
- No cóż. Uczelnie nie będą zadowolone. Teoretycznie. Bo, przecież, praktycznie ... studenci są uczelniom niepotrzebni. Uczelnie dziś żyją z pisania wniosków o dotacje z różnych programów i dojenia unijnej kasy. I głaskania się wzajemnie przez doświadczoną stażem kadrę po główkach. Tu jakiś grant, tam jakiś projekt na półkę, tu doktorat pociągnięty przez kolegę, tam profesura oparta na wydaniach zasilających półki. Po "wuja" jeszcze uczelniom studenci?
- Czyli?
- Czyli uważajcie! Matura w tym roku może być niespodziewanie trudna. Lidl i Biedronka już na was czekają.

wtorek, 25 kwietnia 2017

Ludzie z niestandardową tolerancją ryzyka

- W każdym społeczeństwie są ludzie, którzy nieustannie szukają śmierci. Taki jest na przykład Luca Brasi. Bezwzględnie ich zatrudnij - mniej więcej tak (bo piszę z pamięci) brzmiała rada dla Michaela Corleone w "Ojcu Chrzestnym".

Nie da się ukryć, że Tomasz Gollob mieści się w wyżej wymienionej definicji. On i jemu podobni nie potrafią żyć bez ryzyka. Pisałem o tym wielokrotnie, między innymi TUTAJ, TUTAJ oraz TUTAJ. Ale ryzyko ma swoją cenę. Niestety.

Warto życzyć naszemu złotemu medaliście, aby po raz kolejny wylizał się z ran.

poniedziałek, 24 kwietnia 2017

Ciekawe miejsca. Bytom i Wrocław. Dwie różne małpy. Jedna zepsuła, druga naprawiła zegarek

Małpy na ziemiach poniemieckich nie są sobie równe. Niżej najpierw miód na serce Lloyda George'a, a potem łyżka dziegciu.

TU MAŁPA ZEPSUŁA ZEGAREK: BYTOM

Dzisiejszy Bytom, miasto niemal w całości przetrwałe wojnę, pada dziś z biedy, bezrobocia, szkód górniczych oraz ogólnego dziadostwa. Przejawy tego to między innymi:
- piękny rynek niemal bez kawiarń, porządnych sklepów i restauracji;
- drugi rynek kiedyś może i był piękny, ale dziś zamieniono go na ... plastikowe centrum handlowe;
- oba stadiony piłkarskie są w ruinie, zarówno ten dwukrotnego, jak i jednokrotnego mistrza Polski;
- lodowisko sześciokrotnego mistrza Polski stanowiło żart z XX wieku, w XXI wieku nie powinno się na nie chyba wpuszczać w ogóle ludzi;
- piękne kamienice na północ od rynku noszą ślady sprzed lat, konkretnie sprzed ... wielu lat, gdyż pod odpadającym tynkiem pojawiają się napisy typu "APOTHEKE";
- do tego najniższe ceny nieruchomości na Śląsku, najwyższe wskaźniki bezrobocia i dziurawe drogi.
Całość ratuje jeszcze prosperująca i nieodrapana perła Bytomia: "Opera Śląska".

TU MAŁPA NAPRAWIŁA ZEGAREK: WROCŁAW

Dzisiejszy Wrocław, miasto po wojnie trwającej tu do maja 1945 roku kompletnie zrujnowane ("Festung Breslau"), prosperuje. Przejawy tego to między innymi:
- piękny odrestaurowany zabytkowy rynek, wielokrotnie większy i piękniejszy od warszawskiego, żyjący codziennie do późnych godzin wieczornych (a w zasadzie nocnych) dzięki licznym kawiarniom i restauracjom;
- piękny odrestaurowany zabytkowy dworzec,
- piękny, choć rzadko zapełniany, nowy stadion piłkarski, jedna z niewielu w mieście budowli myśli polskiej,
- piękny odrestaurowany i przebudowany na potrzeby żużla Stadion Olimpijski,
- piękna odrestaurowana i przebudowana Hala Stulecia (Ludowa),
- do tego znane zoo, ogród japoński najpiękniejszy w Polsce oraz cały przebudowany campus politechniki z kolejką linową łączącą wydziały rozdzielone Odrą.

Jak roztrwonić pieniądze? Nie takie sobie, lecz ... duże pieniądze. Pytaj w Chorzowie

Zarządzanie (jeśli to właściwe słowo) prezesa Smagorowicza na przestrzeni ostatnich kilkunastu miesięcy wyglądało mniej więcej tak:
- sprzedaż Wiszniakowsa do Vesterloo (kwota nieznana, prasa pisała o 1 mln euro);
- sprzedaż juniora Grabary (kwota nieznana, prasa pisała o 1 mln euro);
- sprzedaż Stępińskiego (kwota nieznana, prasa polska pisała o 1,5 mln euro, francuska - 3 mln euro).
Do tego 18 mln zł od "miasta" oraz kolejne grube kilka milionów z transmisji telewizyjnych.
Co się stało z tą kasą. Jaki jest efekt?

Efekt jest następujący:
- wszystkie przyszłe wpływy w tym roku są już ... zastawione;
- klub zalega z wynagrodzeniami, składkami społecznymi oraz podatkami;
- poprzedni klub Stępińskiego żąda należnych 0,5 mln euro z tytułu transferu, za który Ruch już dawno dostał pieniądze.

Gratuluję!

niedziela, 23 kwietnia 2017

Ciekawe miejsca - Ruda Śląska (uzupełnienie)

Budowa stadionu lekkoatlet. (rudaslaska.naszemiasto.pl)
Ruda Śląska to miasto górnicze, z wszelkimi tego konsekwencjami. To jedyne takie miasto, gdzie:
- w biurach nie można stosować standardowych krzeseł dla stanowisk komputerowych, gdyż można na nich zjechać (bo są na 5-ciu kółkach) ... z górki;
- znakomicie prosperują firmy zajmujące się ... prostowaniem domów oraz ... bloków mieszkalnych;
- droga z jednej dzielnicy (Bielszowice) do drugiej (Wirek) zapadła się niemal na całej swojej długości tak, że znalazła się ... pod wodą;
- znikają całe połacie dzielnic i osiedli, burzone z obawy przed zawaleniem (Wirek);
- jeszcze do niedawna, na basenie można było pływać ... z górki (Kochłowice);
- wyrównuje się stadiony.
Co do trzeciej kwestii, w Kochłowicach wyrównano murawę stadionu Uranii (na długość - różnica, bagatela, ok. 2 m), zapomniano natomiast wyrównać trybuny i otoczenie. Tworzy to unikatowy widok. Na granicy Nowego Bytomia i Czarnego Lasu budowany jest właśnie na miejscu starego nowy stadion lekkoatletyczny. Na wstępie trzeba było wyrównać teren. Różnica poziomów na końcach murawy (w poprzek) wynosiła, bagatela, 2,8 m.

sobota, 22 kwietnia 2017

Istota zarządzania państwowego (centralnego) na przykładzie Nepstadionu

Kwintesencja inwestycji publicznych (za stadiony.net):

"W Budapeszcie powołano właśnie oficjalny Komitet ds. Nadzoru nad Postępami na Stadionie Ferenca Puskasa (…). Jego rola jest ujęta już w nazwie: wysocy rangą urzędnicy mają dopilnować, by największy stadion w tej części Europy powstał zgodnie z planem, to jest do 31 października 2019."

Jeremy Clarkson. Świat według Clarksona 5. Strona 580: 

"Nikt nie ma wątpliwości, że gdyby to rząd budował londyński The Shard, nie działałyby w nim windy."

Komentarz:

Prywatny przedsiębiorca nie musi "osobiście stawać na czele Komitetu ds. Nadzoru nad Postępami na (wpisz dowolne)". W interesie prywatnego przedsiębiorcy jest podejmować racjonalne ekonomicznie decyzje, bo inaczej by zginął, a za długi odpowiada swoim majątkiem. W interesie prywatnego przedsiębiorcy jest zatrudniać kompetentnych ludzi oraz współpracować z kompetentnymi firmami. Niekompetentnych ludzi i niekompetentne firmy prywatny przedsiębiorca po prostu wywala, jakkolwiek brutalnie by to nie zabrzmiało. Bo inaczej by zginął, a za długi odpowiada swoim majątkiem. Natomiast w gospodarce państwowej i w dodatku centralnie zarządzanej potrzebne są komitety nadzoru, audyty specjalne, psycholog dla słabo pracujących ludzi, itp. 

Jak jesteś pracownikiem u prywaciarza i masz, hmmm..., kiepski okres, on nie będzie robił ci krzywdy i dalej cię zatrudniał, bo sam wówczas pójdzie z torbami. Da ci szansę na realne, nie teoretyczne, zbadanie sytuacji na rynku pracy. Natomiast, jeśli jesteś, dajmy na to, francuskim urzędnikiem (patrz art. LINK), wówczas możesz mieć tych słabych okresów ile chcieć, a twój pracodawca ma wówczas problem, jak cię namówić, abyś jednak zechciał trochę lepiej popracować.  

Nie wartościuję tych postaw. Przekładając na nasze realia, polski rynek pracy charakteryzował się przez lata słabą pozycją pracowników. Trochę "Francji w Polsce" chyba się przyda. Poza tym, tylko państwo buduje w Polsce "coś wielkiego". Prywatnego kapitału jest chyba za mało. Z drugiej strony przykład budowy berlińskiego lotniska (wieloletnie opóźnienie i wielokrotnie przekroczony budżet) potwierdza w skali ogólnej tezę Clarksona.

Górnik "nie wejdzie". To już pewne. Ogólna słabość śląskiej piłki

Wiele wydarzyło się w śląskiej piłce w ostatnich dniach. Twa jakieś olbrzymie zamieszanie w Ruchu. Odchodzi trener, jeden z piłkarzy złożył wniosek o rozwiązanie kontraktu, z szafy wypadają kolejne trupy, w tym okazuje się, że złotousty poprzedni prezes i właściciel nie płacił ZUS-u i podatków, co skutecznie uniemożliwia startowanie klubu w konkursach o miejską kasę z promocji. Okręt ratować będzie działający niezawodnie przez lata "Pistolet" z Aten. Wypada rzec: "Powodzenia! Gucio!".

W każdym razie nie da się uciec od faktu, że Ruch Chorzów jest poważnie zagrożony degradacją zarówno z przyczyn sportowych, jak i pozasportowych (licencja!). Natomiast drugi śląski klub w najwyższej klasie rozgrywkowej - Piast Gliwice - też ma poważne szanse na spadek. Na górze więc mizeria.

A jak tam szczebel niżej na Śląsku? Równie źle. Powiem rywalom po szalu, że mówcie co chcecie, ale po wczorajszym remisie z Wigrami Suwałki jest już jasne, że Górnik Zabrze nie awansuje do ekstraklasy. Nie ma mowy. Przyczyny są dwie. Jedna - matematyczna. Trudno sobie wyobrazić, aby w ostatnich siedmiu kolejkach wszyscy rywale będący wyżej od zabrzan w tabeli nagle doznali jakiegoś powiązania nóg. Druga - Górnik jest bez formy, a - jak podaje Sport - w meczu z Wigrami najlepszy na boisku był ... bramkarz zabrzan. To koniec marzeń. I gigantyczny problem dla finansującej regularnie wieloma milionami złotych tę zabawę pani prezydent Zabrza. Wiadomość dla niej jest dziś oczywista: "Dopłaci pani jeszcze więcej! Trzeba zarezerwować w budżecie Zabrza na kolejny rok kolejne dziesiątki milionów!".

Co z innymi klubami na zapleczu? Podobno GKS Katowice ma szansę na awans. Podobno, bo ten klub jest tak mało popularny, że niemal nikogo na Śląsku to nie interesuje. Kiedyś Szombierki miały lepszą frekwencję, niż walcząca dziś o awans "Gieksa". GKS Tychy ma znów poważne kłopoty sportowe. Może spaść. Problem (kwalifikacyjny) mam natomiast z Podbeskidziem. Bielsko-Biała to miasto pół-śląskie i pół-małopolskie. Stadion leży akurat w Małopolsce. Ale olejmy to. Podbeskidzie ugrzęzło w środku tabeli, i mimo, że gra dziś nieco lepiej, niż na początku sezonu, szanse na awans ma porównywalne z Górnikiem. Nie mam natomiast żadnych wątpliwości co do Zagłębia. Życzę mu awansu, jeśli na niego zasłuży, ale to nie jest temat do dyskusji o śląskiej piłce.

Reszta znanych śląskich klubów ugrzęzła gdzieś na peryferiach. Polonia (w tym sezonie bardzo słabo sportowo i finansowo), Szombierki, Odra Opole (szansa na awans), Odra Wodzisław, Ruch Radzionków, Górnik Radlin, nawet Naprzód Lipiny - te kluby grały kiedyś w ekstraklasie.

piątek, 21 kwietnia 2017

Maleje bezrobocie - maleje liczba studentów

W szczytowych okresach w Polsce studiowało niemal 2 mln studentów. Od kilku lat studiuje ich corocznie coraz mniej. Ostatnie dostępne statystyki mówią o populacji 1,4 mln w roku akademickim 2015/2016, przy czym warto zauważyć, że na naszych uczelniach jest coraz więcej obcokrajowców, za to coraz mniej Polaków. Spadek liczby studentów może mieć związek z wieloma czynnikami, ale wydaje się, że do najważniejszych możemy zaliczyć:
- spadek bezrobocia - po co się ekstra uczyć, jak robota jest i bez tego;
- marna jakość nauczania akademickiego;
- spadek prestiżu dyplomu wielu uczelni;
- uzawodowienie armii;
- spadek wiary w moc sprawczą dyplomu - wcale nie będziesz od razu bogaty;
- powstanie portali typu sympatia.pl - nie trzeba już iść na studia, aby znaleźć drugą połowę.

Niżej dane za studenckamarka.pl:


Gospodarka wolnorynkowa? Jak zwolnić urzędnika we Francji?

Kontynuując wczorajszy wątek o modelach gospodarczych, dziś ciekawostka. Będzie o statusie urzędnika państwowego nad Sekwaną.
- Jak zwolnić urzędnika we Francji? - można zadać pytanie.
- Nie da się zwolnić urzędnika we Francji - brzmi poprawna odpowiedź.

Otóż francuski urzędnik ma zagwarantowane zatrudnienie u swojego pracodawcy do ... emerytury. A mowa o całkiem pokaźnym odsetku uczestników rynku (?) pracy. Ciocia Wikipedia podaje, że:
- korpus rządowy tworzy 2,5 mln urzędników;
- korpus samorządowy - 1,3 mln urzędników;
- korpus szpitalny - 0,9 mln urzędników;
czyli 4,7 mln ludzi jest nie do zwolnienia. Na 27,9 ogółem pracujących Francuzów.

Ciocia Wikipedia opisuje to tak:
"Status funkcjonariusza publicznego we Francji ma charakter osobisty, przynależny do danej osoby bez względu na zajmowane stanowisko. Podstawowymi zasadami francuskiej służby cywilnej są:
- stabilizacja stosunku służbowego - tzn. zatrudnianie do momentu uzyskania zdolności emerytalnych lub rentowych;
- przydzielanie pracownikowi stopnia w hierarchii korpusu bez konieczności przyznawania stanowiska;
- rekrutacja odbywa się na zasadach anonimowego konkursu;
- zagwarantowanie funkcjonariuszowi publicznemu poprzez ustawodawstwo prawa do wolności przekonań oraz zakaz wpisywania do akt personalnych informacji o przekonaniach politycznych"

Przy czym warto dodać, że pracowników dużych firm przemysłowych (w dużej mierze państwowych) też tam raczej ... nie da się zwolnić. 

czwartek, 20 kwietnia 2017

Narodowy program gospodarczy

W 97-tą rocznicę urodzin Ruchu Chorzów oraz 128-mą rocznicę urodzin Adolfa Hitlera będzie nieco żartobliwie o kierunkach rozwoju gospodarki. Otóż wydaje się, że wkrótce wszyscy będziemy pracowali w narodowych czempionach gospodarki. Po godzinach pracy oglądniemy narodową telewizję. Będziemy kupowali prąd wytworzony przez narodowe elektrownie. Elektrownie będą pracowały na węglu wydobytym przez narodowego czempiona wydobywczego. Będziemy jeździli narodowymi samochodami i kupowali benzynę od narodowego czempiona paliwowego. Kupimy narodowe gazety w narodowej sieci sklepów. A na urlop pojedziemy na wyjazd zorganizowany przez kaowców naszych narodowych czempionów gospodarki pociągami narodowego operatora kolejowego. Spędzimy go w ośrodkach narodowego czempiona turystycznego. A nasze dzieci w szkołach będą się uczyły narodowej historii z podręczników wydanych przez narodowego wydawcę. Jak dorosną, będą przylatywały do nas na święta z emigracji z Londynu lub Nowego Jorku. Wylądują na narodowym lotnisku.

Absurd - powiecie Państwo? Nieprawda! Przecież to już było! W czasach mojego dzieciństwa na przykład. Co więcej, to wszystko nie jest nawet polskim wynalazkiem. Podobny model gospodarki obowiązuje dziś w niektórych światłych krajach zachodnich. Na przykład we Francji. I Francuzi go ... pielęgnują. Nie jest to dziwne, bo - jak "donosi" Rzeczpospolita - 25 proc. Francuzów pracuje w tamtejszej szeroko rozumianej administracji publicznej. Swoją drogą to - wydawałoby się - zatrważające 25 proc., to niewiele w porównaniu z odsetkiem pracowników tego sektora w Grecji.

Taki protekcjonistyczny model jest naturalną odpowiedzią społeczeństw w warunkach pokryzysowych. Większość Polaków dziś odrzuca liberalizm gospodarczy, bo on przyniósł im tylko odciski z przepracowania i biedę.

Jakkolwiek tego nie oceniać, znacząca część "świata" porzuciła dziś model wolnorynkowy. Globalizacja jest passe, a narodowe interesy rosną w siłę. Do czego nas to doprowadzi? Zobaczymy po czasie. Czy dzisiejsza Polska na wolnym rynku wygrywa, czy przegrywa? Odpowiedzi nie do podważenia brak. Zależą od punktu widzenia.

środa, 19 kwietnia 2017

Narodowe cechy futbolu - Włosi

Barca - Juve 0-0. Awans Juventusu. I typowo włoski sukces. Juventus nie zmiażdżył przeciwnika. Nie czerpał radości z kontrataków. Zrobił coś typowo włoskiego. Założył, że nie straci gola i zagrał na 0-0. Proste? Na Camp Nou? Naprawdę? Tylko Włosi potrafią się cieszyć z tego, że upokorzyli przeciwnika, nie dając sobie strzelić ani jednej bramki. W ogóle mecz sprawiał wrażenie, że choćby grano nie 90, ale 180 minut, i tak skończyłoby się na 0-0.
Ale, reasumując, gratki za ten pokaz catenaccio dla Juve i za czyste konto dla supermana w bramce Włochów - Buffona.

Ciekawe miejsca - (rozsądne) Gliwice

Gliwice to miasto w większości poniemieckie. Dlatego zostały zasiedlone ludnością napływową, głownie lwowiakami. Mają więc rodowód podobny do Bytomia. Ale dzisiejszy Bytom jest miastem biednym, a Gliwice - bogatym. Być może ma to coś wspólnego z tym, że "gliwiccy lwowiacy" stanowili kwiat polskiej inteligencji, a specjalizowali się w wiedzy matematycznej. Założyli oni w Gliwicach jedną z najlepszych w Polsce oraz bezdyskusyjnie najlepszą na Śląsku uczelnię.

Gliwice można nazwać miastem specyficznym. Jego specyfika charakteryzuje się następującymi wyróżnikami:
A/ To najlepiej skomunikowane dziś miasto w Polsce: w kierunku na południe - autostrada; na północ - autostrada; na zachód - autostrada; na wschód - autostrada; przez miasto - droga szybkiego ruchu z tunelem pod centrum.
B/ To miasto najbardziej absurdalnych bramek autostradowych na świecie: jedziesz od Katowic do węzła Sośnica, pobierasz bilet, przejeżdżasz kilometr, zjeżdżasz na pierwszym zjeździe, oddajesz bilet w kasie i ... nic nie płacisz. Jak masz pecha, stoisz kilkanaście minut do pobrania i następnie do oddania biletu.
C/ To jedyne w miarę duże miasto w Polsce z poligonem dla czołgów w swoich granicach.
D/  To miasto bez ruchu tramwajowego. Tramwaje wyrzucił z Gliwic prezydent Frankiewicz (patrz też niżej) i z tego, co słyszałem, nikt na to dziś nie narzeka.
E/ To miasto najdłużej urzędującego prezydenta w Polsce. Zygmunt Frankiewicz pełni swoją funkcję od 1993 roku.
F/ To miasto rozsądnych (nie licząc "pomnika Frankiewicza") inwestycji w Polsce. Te wszystkie drogi powstały w głównej mierze za centralną kasę. Stadion Gliwice mają absolutnie dostosowany do potrzeb (na 10 000 miejsc), co nie jest standardem w kraju. Ponadto powstał tanio, w terminie i za środki ... niższe, niż założono w budżecie.
G/ To miasto, w którym niemal większość stanowią kibice innego klubu - Górnika Zabrze. Wynika to z historycznej pozycji tego klubu. Podobnie zresztą miały (i po części nadal mają) Katowice, kiedyś mekka kibiców Ruchu Chorzów.
H/ To miasto studentów.
I/ To jedno z dwóch miast na Śląsku (obok Katowic), gdzie ceny nieruchomości są najwyższe. Czasem nawet dwukrotnie wyższe, niż w sąsiednich gminach.
J/ I na koniec: to miasto, gdzie buduje się "pomnik Frankiewicza", tj. największą w Polsce halę sportową. W mieście bez tradycji hokejowych, siatkarskich, czy lekkoatletycznych. Bez drużyn w tych dyscyplinach. Czy hala będzie się regularnie zapełniała kibicami? Nie wiem. Mam nadzieję, że władze Gliwic jednak to wiedzą i mają wizję wykraczającą poza moje "ograniczone" widzenie świata.

Punkt widzenia zależy od miejsca siedzenia

Real-Bayern 4-2 po dogrywce. A w meczu dość spora porcja kontrowersji i błędów sędziowskich. Łącznie z tak banalnymi, jak brak rzutu rożnego po pięknej interwencji bramkarza oraz tak istotnymi, jak nieprawidłowo uznane bramki. Tak na oko chodzi o mniej więcej 4 z 6-ciu goli. Trochę dużo, jak na jeden mecz. Zanotowałem po jego zakończeniu następujące błędy:
- bramka samobójcza na 2-2 ze spalonego;
- bramka na 3-2 ze spalonego
oraz następujące kontrowersje (gdzie rozstrzygnięcia są mniej lub bardziej dyskusyjne):
- rzut karny i w efekcie bramka na 0-1;
- bramka na 4-2 na granicy spalonego;
- druga żółta i w konsekwencji czerwona kartka dla Vidala.

Trzy ostatnie sytuacje kibice widzą różnie. Przy rzucie karnym obrońca trafił w piłkę, ale lekko zahaczył przeciwnika. Ja bym karnego nie dał. Przy bramce na 4-2 Ronaldo stał cały czas na spalonym, Marcelo czekał, aż się z nim zrówna z podaniem, ale chyba jednak zagrał za wcześnie. Kartka Vidalowi należała się, jak psu buda. Dywagacje ekspertów, że trafił w piłkę są bez znaczenia. Podobnie, jak dywagacje, czy trafił mocno lub słabo w przeciwnika. Kartka mu się należała za bardzo agresywne wejście wślizgiem.

W całej hecy jednak nawet pozorów obiektywizmu nie zachowali nasi komentatorzy ze stacji Canal+. Widzieli tylko krzywdę Bayernu w dogrywce, której przecież ... w ogóle nie powinno być, bo wcześniejsza bramka dla Bayernu też padła po spalonym. Panowie, proponuję trochę lodu na rozgrzane głowy!

A działaczy mam propozycję, aby nie bali się zacząć wykorzystywać techniki (obraz wideo) dla rozstrzygania kluczowych (naprawdę kluczowych) sytuacji boiskowych. Prawo po jednym zgłoszeniu dla gospodarzy, gości oraz sędziego w meczu i szlus. Maximum trzy minuty ekstra. A w sytuacjach nierozstrzygniętych powtórką (a takie, jak widać wyżej, też mogą się zdarzyć), rację przyznajemy sędziemu i jego pierwotnej decyzji.

poniedziałek, 17 kwietnia 2017

Ciekawe miejsca - niebezpieczna Warszawa

- Wiesz, Warszawa to bardzo niebezpieczne miasto - stwierdził kolega kibol, który właśnie wrócił ze stolicy z jakiegoś szkolenia.
- Niebezpieczna? Naprawdę? A dlaczego tak sądzisz - zapytałem zdziwiony.
- No wiesz, idę sobie spokojnie po centrum, nucę sobie jakąś piosenkę, nagle ni stąd, ni zowąd, grupa agresywnych dresów zaczyna się do mnie dowalać. Na szczęście umiem szybko biegać.
- Niemożliwe! I ot tak, na ciebie...
- No, przecież mówię.
Zdziwiony podumałem, aż nagle mnie olśniło:
- A co śpiewałeś?
- No, y, taką popularną w całej Polsce piosenkę.
- A konkretnie?
- No wiesz, taką o ... Legii Warszawa.
- No i co się dziwisz!

Tak na serio, Warszawa jest równie niebezpiecznym dużym miastem, jak każde inne. Problem Warszawy polega na czymś innym. To, na standardy polskie, bardzo bogate miasto, z najwyższymi wynagrodzeniami i najwyższymi kosztami utrzymania, z niebotycznymi cenami nieruchomości, zatłoczone, zakorkowane, bez przestrzeni, brudne z powodu tego natłoku. Miejsc do spokoju i oddechu - brak. Warszawa to miasto urzędników (w sumie, jeśli liczyć rodziny, z pracy w sektorze administracji żyje tam grubo ponad sto tysięcy ludzi), studentów (grubo ponad dwieście tysięcy) oraz koproludków. Warszawa to miasto słoików, bo prawdziwych Warszawiaków wymordował w powstaniu syn Polaka - Bronisław Kamiński do spółki z Dirlewangerem. To miasto restauracji, przy czym dominują kuchnia wietnamska, chińska, włoska, czy turecka. Miejsc z kuchnią polską - brak. W Warszawie pracuje się od rana (przy czym ranek, to tak koło dziesiątej) do późnego wieczora. I w sumie nie ma się co temu dziwić. Bo największym problemem Warszawy jest to, że mamy do czynienia w ciasnym i zaludnionym miastem osadzonym na ... pustyni. Tak, tak, na pustyni interesujących rzeczy, bo:
- nad czyste jeziora warszawiacy mają 200 km (w korkach);
- w góry - 300 km;
- nad morze - 300 km.
Takie fanaberie, jak na Śląsku, gdzie można sobie po pracy wyskakiwać na wieczorne, narty nie są dla warszawiaków dostępne w ogóle. Oni po prostu po wielu dniach pracy bez przerwy negocjują tygodniowy urlop, po czym ... głupieją. Stąd seria wypadków w górach w czasie warszawskich ferii.

Reasumując, Warszawa to całkiem interesujące miejsce (do zwiedzania), jeśli przyjedzie się do niej na szkolenie lub na wycieczkę szkolną. Ale co do stałego mieszkania tam, jest to miejsce fatalne.
Polski kat W-wy Bronisław Kamiński. Zdjęcie pożyczone od cioci Wikipedii


Raj na rynku pracy. Nie dla dyrektorów, kierowników i innych biurokratów!

Za artykułem na Interii:
LINK
"Stąd coraz większe problemy pracodawców. Według ostatniego Barometru Rynku pracy Work Service, co trzecia firma ma problem ze znalezieniem odpowiednio wykwalifikowanych pracowników. Najczęściej pojawiające się problemy rekrutacyjne dotyczyły pracowników niższego (16,9 proc.) i średniego szczebla (11,6 proc.). Największe trudności z rekrutacją miały duże firmy (54,5 proc. ) zatrudniające powyżej 250 pracowników. Co czwarta duża firma ma problem z rekrutacją pracowników niższego szczebla, a co dziesiąta średniego."

niedziela, 16 kwietnia 2017

Ciekawe miejsca - Ruda Śląska: miasto frontowe

Ruda Śląska jest bardzo specyficznym miastem. Dziś to jeszcze najbardziej górnicze miasto w Polsce. Jeszcze, ale wobec planów zamknięcia Pokoju oraz Śląska, a kto wie, czy także nie metanowej Halemby (tak zwana "Halemba głęboka") już niedługo. To miasto zdewastowanych poprzemysłowych terenów oraz równocześnie pięknej, choć zaniedbanej, poprzemysłowej architektury, w tym bardzo unikatowych familoków. To miasto pięknych kościołów. Zresztą, pod względem mentalnym Ruda Śląska nie jest w ogóle miastem, tylko zlepkiem samodzielnych "miejscowości", przy czym niemal każde tworzy swoje swoiste "centrum", z radykalną luką między Rudą Śląską północną i Rudą Śląską południową (nie należy mylić z Rudą Południową, która leży ... na północy miasta). Wynika to z faktu, że dzisiejsza Ruda Śląska stanowi połączenie dwóch byłych miast: Rudy oraz Nowego Bytomia.

Ale największa specyfika Rudy Śląskiej wynika z jej skrajnie kibicowskiego charakteru. W dodatku mamy do czynienia z miastem typowo frontowym:
- Za kim idziesz? Za Ruchem, czy Górnikiem? - to pytanie czeka każdego przypadkowego przybysza, o wygibasy typu:
- Nie interesuję się piłką nożną;
- Za Lakers'ami;
czy
- Ja to jestem fanem siatkówki;
są przyjmowanie z jeszcze większą nieprzychylnością, niż prosta, choć nietrafiona, ale szczera odpowiedź. Tak przybysz ma przynajmniej zawsze 50 proc. szans na poklepanie po plecach i 50 proc. na poklepanie po zębach. Za Lakers'ów lub siatkówkę oklep jest natomiast pewny. Legendy głoszą, że kiedyś uszedł bez szwanku napotkany przez jedną z bojówek gość, który szczerze odpowiedział:
- Nie panowie, ja to jestem za Legią Warszawa - co wprowadziło ekipę w mieszankę zdumienia i chyba szacunku dla odważnego.

Jak duża jest skala zainteresowania miasta futbolem? Olbrzymia. Wg nieoficjalnych danych na derbach 2008 na Stadionie Śląskim (ok. 45 000 widzów) co czwarty kibic (z obu stron) mieszkał w Rudzie Śląskiej. Mamy do czynienia z najsilniejszym FC i Ruchu, i Górnika.

Nie podejmę się próby rozstrzygania, która dzielnica jest czyja i kto rządzi w mieście. Prawdopodobnie wśród młodzieży lepiej obecnie (co się zmienia w czasie) ilościowo i jakościowo wygląda Ruch (ale to zależy od dzielnicy), a wśród kibiców starszych i dużo starszych proporcje są inne. Niestety skutki wojny futbolowej dla miejscowych płotów, budynków, garaży, itp. są następujące:



 





sobota, 15 kwietnia 2017

Wesołych Świąt!


Porada prawna: jak dobrze zwolnić członka zarządu

W prasie trwa "nawalanka" na temat pobierania, bądź nie, wynagrodzenia na zwolnieniu lekarskim przez byłego już prezesa zarządu PZU - Michała Krupińskiego. Radio Zet podało (link), że Krupiński natychmiast po odwołaniu udał się na L4, które zostało wystawione przez ... "NZOZ Krupińska G." w Jodłowniku. Sam Krupiński twierdzi, że ... nie zamierza pobierać nienależnego wynagrodzenia (link), cokolwiek te słowa oznaczają.

Olejmy te dywagacje, natomiast skupmy się na meritum. Na wszelkich kursach dla kandydatów do rad nadzorczych uczą, jak należy skutecznie zwolnić członka zarządu. Otóż zalecenia są następujące:

- Primo: prewencja. Należy obok powołania tak sformułować umowę o pracę (na przykład na pracę na stanowisku dyrektora generalnego) z członkiem zarządu, aby było tam jak byk napisane, że ulega ona rozwiązaniu z dniem odwołania. Innym rozwiązaniem jest uniknięcie w ogóle umowy o pracę i wypłata wynagrodzenia wprost z powołania (nie mamy jednak wówczas ustalonych zasad współpracy), albo podpisanie z członkiem zarządu kontraktu menadżerskiego, który wygasa w dniu odwołania.

- Secundo: radzenie sobie w sytuacji zastanej. Po prostu w dniu (lub raczej w momencie) odwołania należy wręczyć członkowi zarządu wypowiedzenie umowy lub po prostu przed odwołaniem wynegocjować z nim warunki odejścia za porozumieniem stron.

Takich rzeczy uczą na kursach dla kandydatów do rad nadzorczych spółek skarbu państwa lub/i prywatnych. Można się tam też dowiedzieć, co oznacza wymóg posiedzeń w siedzibie (czytaj mieście, w którym spółka jest zarejestrowana) i jeszcze paru innych pożytecznych rzeczy.

piątek, 14 kwietnia 2017

Ciekawe miejsca - (przejezdny) Jarosław

- Ile dziś jechałeś przez Jarosław?
- Dziś całkiem nieźle, tylko godzinę! To naprawdę bardzo szybko!

Takie dialogi prowadzili kierowcy w Polsce systematycznie jeszcze parę lat temu. Jarosław był chyba jednym z najbardziej zakorkowanych małych (ok. 35 km kw. oraz ok. 40 tys. mieszkańców) miast tranzytowych w Polsce.

Jak poradzono sobie z istniejącym problemem. Można by rzec, że z przytupem.
- Wybudowano obwodnicę?
- Nie!
- To co zrobiono?
- Wybudowano trzy obwodnice: główną północną, mniejszą południową i na deser obwodnicę autostradową.
Dziś Jarosław jest naprawdę dobrze skomunikowany!

Obwodnice północna (94) oraz południowa (Lotników, Strzelecka, Chodkiewicza, Morawska):
Obwodnica autostradowa (A4):

Raz nadane przywileje bardzo trudno jest odebrać

W Stanach Zjednoczonych prezydent Trump odniósł dość spektakularną porażkę w zakresie próby realizacji obietnicy wyborczej. W kampanii obiecał likwidację Obamacare, tymczasem po zaprzysiężeniu i zapoznaniu ze szczegółami ostatecznie postanowił ... nic nie zmieniać. Prasa pisze, że główną przyczynę stanowi to, że wiele milionów osób na reformie by straciło. I w ten sposób zmian wdrożyć się nie dało.

Ten znamienny przykład tłumaczy wiele zjawisk ekonomicznych także w Polsce. Mimo trzeszczącego w szwach systemu emerytalnego, nikt nie ma odwagi skasować wcześniejszych emerytur dla wielu grup zawodowych. Nie udała się "reforma Tuska" w temacie ograniczenia zatrudnienia w administracji o 10 proc. Jej efektem był ... wzrost zatrudnienia w administracji o 10 proc. Samorządy utrzymują obiekty i kluby piłkarskie i jedyna zmiana polega na tym, że kluby żądają coraz więcej.

Jeśli jednak jest prawdą, że aby nie pracować mógł ktoś, ktoś inny musi za niego wziąć się do roboty, wówczas prędzej, czy później, takie systemy się zawalą. I dopiero wówczas możliwe będzie zbudowanie zasad od nowa.

Ciekawe, kto pierwszy odważy się kiedyś w przyszłości skasować wprowadzone przez obecny rząd dopłaty z programu Rodzina 500 plus? Nie widzę odważnego na horyzoncie. Tendencja idzie raczej w tym kierunku, że inni obiecują, iż dadzą ... jeszcze więcej.

czwartek, 13 kwietnia 2017

Panie prezesie Kurski! Ja naprawdę nie słucham radia w samochodzie!

Masz samochód? Zapłacisz abonament RTV!

Czytaj więcej: LINK

Po przeczytaniu artykułu naszła mnie pewna refleksja. Prezes Kurski przyjął do wspomnianego pomysłu proste założenie:
"MASZ SAMOCHÓD = SŁUCHASZ RADIA".

Jest mi bardzo przykro, ale jestem w stanie na wybranych przykładach udowodnić, że wcale tak nie jest. Znam kilka osób, które ... w ogóle nie mają radia w samochodzie. To niesamowite, wiem, ale tacy ludzie istnieją realnie. Tak jak ci, którzy nie mają konta w banku, nie mają smartfona przy sobie i ... kupują papierowe książki. Dzięki tym ostatnim jeszcze czasem zresztą coś zarobię.

Zresztą, Panie prezesie Kurski, mam jeszcze gorsze wieści. Otóż ja sam ... od kilku lat w ogóle nie słucham radia w samochodzie. Nie cierpię radia. Radio bowiem mi narzuca non stop przeboje, które oni chcą lansować, a ja nie chcę ich słuchać. Nie cierpię też ciągłej sensacji. Kiedyś jeszcze, gdy dużo podróżowałem z pasażerami, słuchałem od czasu do czasu Jedynki (bo tylko tam były słuchowiska) oraz Radia Maryja (bo tam były dłuższe dysputy). To drugie zresztą budziło zawsze powszechne zdumienie jadących ze mną korpomenadżerów lub korpożołnierzy. Ale teraz, gdy mam mnóstwo audiobooków i słuchowisk w formie płyt MP3, już naprawdę nie słucham radia. W ogóle. Przepraszam.

Zresztą, Panie prezesie Kurski, choć to trudne do zaakceptowania, mam jeszcze gorsze wieści. Otóż rośnie nam całe pokolenie młodych ludzi, wychowanych w nowych czasach, którzy, choć to trudne do wyobrażenia, w ogóle nie oglądają telewizji. Jest wielce prawdopodobne, że oni, jak już założą własne gniazdka domowe, nawet ... nie kupią telewizora. Mimo EURO lub Mundialu za pasem.

Metody wyceny przedsiębiorstw na konkretnych przykładach

Mieliśmy ostatnio na rynku kilka transakcji, które bardzo praktycznie pozwoliły fachowcom spojrzeć na aktualne metody wyceny przedsiębiorstw. I tak:

1. Bank PEKAO SA został sprzedany wg wyceny, którą można nazwać mieszaną. Efekt jest następujący:
a/ CENA = 130% wartości księgowej przedsiębiorstwa (WYCENA MAJĄTKOWA),
czyli goodwill = 30% wartości aktywów netto.
Jest to podejście bardzo rozsądne i wręcz podręcznikowe, ale idące w poprzek kryzysowi na rynku kapitałowym, gdzie firmy sprzedawane są dziś z badwillem.
b/ CENA = wartość kursu akcji na GPW w dniu transakcji (WYCENA RYNKOWA), przy czym trzeba jednak założyć, że to kurs ... ustawił się pod realną transakcję.

2. Exatel został wyceniony METODĄ DOCHODOWĄ:
CENA = EBITDA x 5 + wartość środków pieniężnych (w kasie, na rachunkach i na lokatach),
gdzie EBITDA to wynik operacyjny bez uwzględniania kosztów amortyzacji (która jest kosztem, nie wydatkiem), czyli uproszczony ekwiwalent umiejętności generowania dodatkowej wartości pieniężnej przez przedsiębiorstwo w skali rocznej.

O metodach wyceny przedsiębiorstw będę jeszcze pisał, a zdecydowanie więcej można znaleźć tutaj:
PODSTAWY FINANSÓW I RACHUNKOWOŚCI
PLANOWANIE I OCENA RENTOWNOŚCI PRZEDSIĘWZIĘCIA
MIĘDZYNARODOWE STANDARDY RACHUNKOWOŚCI

Stabilność sektora bankowego? Ryzyko dla gospodarki? W Polsce tak, ale już nie w Chorwacji

Pomoc "fankowiczom" w aspekcie oferowania tym ludziom wysoce wyspecjalizowanych produktów finansowych, zwanych potocznie "kredytami we franku szwajcarskim", która to nazwa przeważnie nie jest zgodna z prawdą (bo kredyty udzielane były w złotych) była jednym z elementów kampanii wyborczej rządzącej partii i prezydenta. Po zdobyciu władzy i po zapoznaniu się ze szczegółami i konsekwencjami "obietnicy" niewiele z niej zostało. Podobno przewalutowanie stanowi zagrożenie dla stabilności sektora bankowego. Podobno stanowi olbrzymie ryzyko dla gospodarki. Mocno argumentowana jest kwestia "odpowiedzialności za państwo", cokolwiek to oznacza, bo różni ludzie w erze naszej wojny na poglądy, różnie mogą ją rozumieć. Pojawiła się też rada dla zadłużonych rodaków: "idźcie do sądu!". Oczywiście trudno nie zrozumieć wyżej przytoczonych argumentów. Jest tylko jedno "ale". Jeśli my jesteśmy tak odpowiedzialni i dbamy o stabilność państwa, oznacza to, że właśnie Chorwaci o nią dbać przestali. I stanęli chyba u progu jakiejś katastrofy. Otóż ichni nieodpowiedzialny parlament NIE ZWAŻAJĄC NA PROTESTY SEKTORA BANKOWEGO, uchwalił przymusowe przewalutowanie "kredytów frankowych". Na nic zdały się argumenty, że będzie to kosztowało sektor bankowy jakieś miliardy. Przegłosowali i basta. Link do artykułu niżej.
Mimo sprzeciwu zagranicznych banków Chorwacja przewalutuje kredyty we frankach

poniedziałek, 10 kwietnia 2017

Analiza po hicie ligi. Dlaczego nasza ekstraklasa nigdy nie będzie tak popularna jak ligi angielskie i niemieckie?

Hit naszej ligi obejrzało ok. 41 tysięcy kibiców. W Polsce nie stanowi to już od jakiegoś czasu wydarzenia wyjątkowego, ale absolutnie nie ma mowy o frekwencji codziennej. Tymczasem w dostępnym rankingu frekwencji za poprzednie sezony króluje Bundesliga, a następna w kolejności jest liga angielska. Średnio mecze Bundesligi ogląda 5-ciokrotnie więcej widzów, niż ligi polskiej. A mecze w Anglii - 4-krotnie. Różnice w "finansach" ze względu na ceny biletów są jeszcze bardziej rażące. Wobec powyższego nasuwa mi się na myśl następujący dialog:
- Czy polska piłka będzie kiedyś równie popularna, co ta w niemieckim lub angielskim wydaniu?
- Nie! Nie ma szans!
- Ale dlaczego nie?
- To proste. Kto kiedykolwiek był w Anglii lub w Niemczech lub spotkał gdziekolwiek turystów (a zwłaszcza turystki) z tych krajów, wie, że bierze się to z naturalnych różnic między Anglosaskami a Polkami. Wystarczy zacząć analizować zachowania Anglików sprzed wieków. Otóż udali się oni do swoich domów, spojrzeli na swoje kobiety i ... zaczęli pobijać świat oraz zakładać kolonie. A kiedy po II wojnie światowej im te kolonie odebrano lub sami je porzucili (i swoje hinduskie lub kenijskie kochanki także), musieli ponownie wrócić do domu. Wrócili. Znów spojrzeli na swoje kobiety i ... zajęli się oglądaniem futbolu. Stąd tak masowa popularność tej dyscypliny w tym narodzie.
- A co z Niemcami. Przecież Niemki nie są brzydkie?
- Co racja, to racja. Ale teraz wyobraź sobie, że jesteś w wieku "kawalerskim" i zarywasz do jakiejś blond Hermenegildy. I wszystko jest spoko, póki ona się ... nie odezwie. Przecież "Ich liebe dich, Hans!" brzmi tak kompletnie nieromantycznie, że aż szkoda czasu na omawianie tego. To jeden problem. Drugi wiąże się z typowo niemiecką bezpośredniością. Chciałbyś powoli zdobywać niezbadane tereny. Umawiasz się na pierwszą randkę, układasz sobie plan rozmowy o zainteresowaniach, tymczasem zanim się spostrzeżesz, ona już ... jest bez ubrania. "No komm, Hans, schneller" - zwraca się do ciebie ponadto. I nic dziwnego, że trzymany w ręku bilet na derby BVB z S04 skutecznie ratuje sytuację i daje ci pretekst do ucieczki.
- No i jaki z tego wniosek?
- Wystarczy się przespacerować po ulicach dowolnego miasta w Polsce, szczególnie w trakcie upałów, aby zrozumieć, że przeciętny Polak ma zbyt wiele spraw do załatwienia, aby mieć czas na mecz ekstraklasy. Czasem go znajdzie, ale przecież nie co chwilę.