niedziela, 26 lutego 2017

Dziewczyna z reklamy wyrusza (znowu) w świat. Tylko po co?

W większości przypadków zasady reklamy telewizyjnej są takie, że angażuje się do niej osobę już znaną publicznie, dajmy na to Dodę, Kondrata lub Gąsiorowską. W każdym razie artysta lansuje się "gdzieś indziej", a w reklamie po prostu wykorzystuje się jego sławę. Świetna jest na przykład ostatnia reklama sieci komórkowej Plus, ale wykorzystuje ona osoby (małżeństwo Majdanów) wypromowane "gdzieś indziej" oraz tekst znany z innych źródeł.

W przypadku bytomianki atakującej Eurowizję jest zupełnie inaczej. Pani Katarzyna jest przede wszystkim znana z ... reklam. Konkretnie z reklam firmy LINK4. Na tyle świetnie zrobionych, że mają na "jutubie" rekordy wyświetleń. Ostre rokowe brzmienia, znakomite aranżacje taneczne, no i ta "Kaśka".

Ale "Kaśce" chyba doskwiera zaszufladkowanie. I ciągle próbuje wybić się w inny sposób - Playboy, nagi teledysk, teraz Eurowizja. W końcu - to atawizm - ładna i utalentowana kobieta chce oznajmić światu, że ... jest ładna i utalentowana. Pojawia się jednakże wątpliwość, czy artystka w poszukiwaniu sławy weszła na właściwą ścieżkę. Eurowizja to dzisiaj niemal szczyt obciachu. Cukierkowe "przeboje", plastikowi wykonawcy, polityka w tle i jeszcze ta Conchita, jako wzorzec. Dramat.

Szczerze mówiąc wolę panią Katarzynę oglądać w znakomitej rokowej reklamie firmy ubezpieczeniowej, niż w cukierkowatej Eurowizji. Choć poszukiwanie ścieżki wybicia się inną drogą rozumiem. Mimo wszystko warto kibicować dziewczynie z reklamy mieszkającej w najpiękniejszym architektonicznie ale też najbardziej zaniedbanym mieście na Śląsku, tj. Bytomiu (czytaj: Ciekawe Miejsca - Bytom. Tu małpa naprawdę zepsuła wartościowy zegarek).

A mój zapał w tym kibicowaniu podkręca jej miejsce urodzenia: Ruda Śląska (artykuł o tym mieście ukaże się wkrótce, po reaktywacji cyklu "Ciekawe miejsca").

sobota, 25 lutego 2017

Zachodnie ligi? W razie czego nie oglądam tego badziewia

Podobno naczelnik naszego państwa nie lubi jeździć prywatnie za granicę. To bardzo patriotyczna i - wbrew pozorom - często spotykana postawa. Znam wiele osób, które nigdy nie pojechałyby na przykład latem do Grecji - zamiast do Łeby, a zimą w Alpy - zamiast w Beskidy. I tutaj - znów wbrew pozorom - wcale o tych wyborach nie decyduje cena. Po prostu większość z tych ludzi uważa Polskę za najpiękniejsze miejsce na ziemi i ... nie chce sobie psuć tej wyrobionej na sztywno opinii. Stąd zresztą biorą się tak niedorzeczne stereotypowe nazwy, jak "ZAKOPANE - ZIMOWA STOLICA POLSKI".

Bardzo cenię sobie taką postawę, choć osobiście wolę jednak coś więcej zobaczyć, czyli po prostu - jak w pokerze - sprawdzić. Weźmy na tapetę to Zakopane. Zimowa stolica? Może jeszcze kurort narciarski? Wolne żarty! Butorowy zamknięty od dekad, Gubałówka od lat, Nosal od niedawna, a na Kasprowy wwozi nas kolejka o przepustowości ... 360 osób na godzinę. Nie zmienia to narracji "patriotów". Może i dobrze zresztą.

W ogóle to nie mam się co czepiać patriotycznych turystów, skoro sam mam tak samo z ... piłką nożną. Jestem fanem naszej ligi. A ponieważ czuję ryzyko ujawnienia, można nawet powiedzieć, że pewnego rodzaju strach przed prawdą, wolę nie sprawdzać, czy w innych ligach nie grają lepiej. I w razie czego nie oglądam tego zagranicznego badziewia. Real - Barcelona? To nie dla mnie. Wolę mecz Niecieczy z Arką. BVB - Schalke? To samo. Wolę mecz Ruchu z Pogonią. MU - Arsenal... już wiecie.

Problem stanowią tylko ... europejskie puchary. Ale tu kolejne wtorkowe, środowe i czwartkowe eurolania tłumaczę sobie tym, że nasi wspaniali piłkarze nie są przyzwyczajeni do gry w środku tygodnia. Ponadto te wysokiej klasy weekendowe mecze ligowe zabierają im tyle sił, że nie dają potem rady dużo słabszym rywalom europejskim. Ot, tak, drobny koszt wysokiego poziomu naszej ligi.

Pycha kroczy przed upadkiem. Typowo polskie: ustawiamy ligę przed jej zakończeniem

- Kto będzie mistrzem Polski? - zapytaj dowolnego dziennikarza, z których nota bene większość mieszka w Warszawie.
- Oczywiście Legia! - dostaniesz odpowiedź.
- A dlaczego tak uważasz? - możesz drążyć temat.
- Jak to? Przecież Legia jest najlepsza! - dostaniesz odpowiedź.

No właśnie. To jest typowo polska przywara. My bardzo łatwo i bardzo szybko potrafimy budować wirtualną rzeczywistość. Oceniamy świat za pomocą wrażeń, a nie faktów. A te są następujące:

a) Legia jest bez formy. I nie pomoże tu "Szpaku" wołający do mikrofonu w meczu z Ajaksem: "Panowie, wykrzesajcie z siebie resztę sił", skoro rywal był o klasę lepszy technicznie i szybkościowo. Polacy (Polacy? Raczej reprezentanci polskiej ligi!) nadrabiali mądrą taktyką (brawa dla Magiery) i cwaniactwem. I na tyle było Legię stać.

b) W formie to jest akurat Lech.

c) Legia ma taki sobie skład. To bezwzględna - ale chyba słuszna - ocena. Oczywiście Legia płaci najlepiej, zwłaszcza Jędrzejczykowi. Ale drodzy Czytelnicy. Zadajcie sobie pytanie:
- Czy Jędza jest najlepszym piłkarzem naszej ligi?
Odpowiedź niestety brzmi:
- A skądże! Jest co najmniej kilku lepszych. Jędza ma tylko najwyższy kontrakt.
- To może Legia ma najlepszą pomoc i najlepszy atak?
Odpowiedź niestety brzmi:
- Najlepszy atak to Legia właśnie sprzedała. A kupiła gości, którzy być może się sprawdzą. Owszem, wydała na nich dużo kasy, ale to nie oznacza, że kasa strzela bramki na boisku.

Konkluzja? Pycha kroczy przed upadkiem.

- Mamy najpiękniejszy stadion, najwyższy budżet, najpiękniejszych kibiców, najbogatsze miasto, najlepsze kluby (czytaj: "Chmury"), najwyższe kontrakty i jeszcze sprzyja nam każdy arbiter! - mówią kibicujące Legii warszawskie słoiki.
- Fajnie! Uznajemy to - mówi reszta Polski. - Ale wyjdźcie jeszcze na boisko i pokażcie, że w piłkę też grać potraficie.
I to może być problem.

wtorek, 21 lutego 2017

Przegląd prasy. Znamy przyczynę metamorfozy Ruchu w Warszawie. To zmiana... właściciela

Po nieco sensacyjnej, choć zasłużonej, wiktorii chorzowian w stolicy niełatwo było postawić diagnozę w zakresie jej przyczyn.
- Brak sił Legii po meczu a Ajaksem - powie pesymista.
- Fantastyczny mecz gości - powie optymista.
- Ale dlaczego? - doda niedowiarek. - Przecież goście słynęli do tej pory z braku chęci do brudzenia sobie getrów i jakiejkolwiek walki.

Dziś już wiemy, o co "come on". Po prostu Ruch właśnie ... zmienił właściciela. Jak podaje Dziennik Zachodni "Janusz Paterman przejął akcje Dariusza Smagorowicza" (...) i "stał się największym udziałowcem Ruchu i ma 35,12 procent akcji." (...) "Dziś zbierze się Rada Nadzorcza (pis. oryg. - dopisek MS) klubu i Paterman ma znów zostać prezesem klubu".

Czyli po prostu wszyscy nagle w klubie zaczęli walczyć o swoją pozycję i swoje posady. Ciekawe, jak nowy prezes, jeśli faktycznie zostanie dziś wybrany przez radę nadzorczą (pis. właściwa) ustosunkuje się do ludzi, którzy niedawno ... pokazali mu drzwi. Może być niezwykle ciekawie. I na dnie tabeli (Ruch) szykuje się być może równie ciekawa wojenka personalna, jak na jej szczycie (Legia).

niedziela, 19 lutego 2017

Wpływ reputacji na wizerunek

Pani Dorota Rabczewska "Doda" sama sobie ustawiła na lata wizerunek skandalistki. Ostre wywiady, ostre zdjęcia, ostre reklamy, filmik z bara bara z Radziem "przypadkowo" trafiający do sieci, itp.

Kilka dni temu pani Dorota (z naciskiem na pani, stateczna pani) skończyła 33 lata życia. To dla kobiety (zwłaszcza niezamężnej i bezdzietnej) moment małego podsumowania i refleksji. W końcu kobieta (to atawizm), to istota poszukująca miłości i stabilizacji. I nie da się ukryć, że piosenkarka (?) w ostatnim czasie wyraźnie próbuje zmienić (ocieplić) swój wizerunek między innymi przez potencjalne role teatralne i telewizyjne. Nie da się też ukryć, że na przykład do głównej roli w "Legalnej blondynce" Doda nadawałaby się chyba znakomicie. Ale reakcje internautów (warto poczytać komentarze pod dowolnym artykułem o Dodzie) są ciągle jednoznaczne (jednotematyczne? jednokierunkowe?).

A tymczasem nie da się przecież ukryć, że:
- primo: Doda jest naprawdę ładną kobietą (patrz zdjęcie);
- secundo: Doda naprawdę potrafi śpiewać (vide współpraca ze Slashem).
Tylko czy ktoś jeszcze w ogóle na to zwraca uwagę?

To nie tylko ludzie są źli, to sytem jest do wymiany

Jak podaje Gazeta Polska, czyli jedna z niewielu gazet publikująca jeszcze ciekawe felietony (zwana w kręgach zwolenników rządu "jedyną właściwą", a przeciwników "moherową" - ot, tak polska specyfika) "w latach 2007-2013 z funduszy unijnych na rozmaite programy związane z Romami wydano ponad 80 mln zł. To szokujące liczby, zważywszy, że według danych w Polsce mieszka ok. 16 tys. Cyganów" (pis. oryginalna).

Oczywiście celem artykułu Gazety Polskiej, jest udowodnienie, że poprzednicy pieniądze z tych grantów rozkminili, a obecnie panujący wydadzą je mądrze lub, przynajmniej, mądrzej. Być może tak. Nie znam się na polityce i nie podejmuję się oceny jakości i uczciwości kadr. Ale poddaję pod rozwagę jedną kwestię. Systemową.

Otóż moim zdaniem cały system "rozdawania" grantów jest do kitu. Nie da się pozyskać dofinansowania bez wsparcia firmy doradczej piszącej wniosek, bo ten jest zbyt skomplikowany i zawiera zbyt wiele pułapek. Jeśli jednak uda się pozyskać finansowanie, na przykład na termomodernizację lub kupno mieszkania, wówczas ... nie da się przeprowadzić procesu bez udziału pośrednika, np. banku. Cały system jest napisany pod pośredników. W sumie dziś dzięki temu systemowi często ... brakuje chętnych na pozyskanie dofinansowania, np. na cele szkoleniowe. A nie dotykam w tym tekście jakości tych projektów szkoleniowych.

Osobiście uważam, że lepiej i taniej byłoby po prostu rozdać (wzorem programu 500 plus) po 5 tys. zł każdemu Romowi. On by wydał te pieniądze lepiej, niż pośrednicy. I tu dotykamy najważniejszego. Celem programu nie była pomoc Romom, lecz wynalezienie wehikułu do zarabiania kasy przez określone grupy białych kołnierzyków mających silne zaplecze lobbystyczne. Nie jest przypadkiem, że nikt jeszcze nigdy na świecie nie zrobił krzywdy bankom. Standardem w branży bankowej jest dziś, że zyski kasują akcjonariusze, a straty pokrywają państwa.

Rządzący mają dziś dwa wyjścia. Pierwsze to zamiana "ich doradców" na "naszych doradców". Drugie, to zmienić system. Ciekawe, które rozwiązanie wybiorą?

A w tle prezentuję mój prywatny i nieco hardcorowy pomysł lansowany od lat: wyjdźmy w ogóle z tej Unii Genderowo-Socjalistycznej lub przynajmniej podziękujmy jej za dotacje. Bo dotacje rozleniwiają. Bo dotacje psują rynek. Przedsiębiorcy nie rozwijają się, bo zamiast robić rzeczy ekonomicznie zasadne, robią rzeczy, na które ktoś rozpisuje konkursy.

sobota, 18 lutego 2017

Dekret o "darmozjadach" lub "nierobach"

A u naszych wschodnich sąsiadów ciekawy pomysł społeczno-ekonomiczny, czyli dekret o "darmozjadach" lub "nierobach", cytat:

"Motywem przewodnim piątkowego protestu był sprzeciw wobec "podatku od bezrobocia". Na mocy prezydenckiego dekretu nr 3 z 2015 r., nazywanego potocznie dekretem o "darmozjadach" lub "nierobach", muszą go płacić osoby, które nie przepracowały w ciągu roku przynajmniej 183 dni. Jest to jednorazowa opłata równowartości ok. 800 złotych.

Konieczność płacenia podatku wzbudza kontrowersje wśród Białorusinów, z których wielu argumentuje, że w związku z kryzysem znalezienie pracy jest coraz trudniejsze. To rozwiązanie krytykowali też niezależni ekonomiści. Osoby oficjalnie zarejestrowane jako bezrobotne nie muszą płacić podatku."

Źródło: Interia

Przegląd prasy internetowej. Właścicielowi beemy wolno więcej

Na Interii można dziś znaleźć artykuł pod tytułem: BMW w Tatrach. Znowu BOR? Nie. To "warszawka"

i tamże:
BMW w Tatrach. Znowu BOR? Nie. To "warszawka"

Dla mnie sprawa jest oczywista. Właścicielowi beemy wolno więcej. Nie po to przecież kupił bawarski wytwór motoryzacji, aby jeździć przepisowo. Co więcej, to przecież ... wstyd jeździć beemą przepisowo. Samo połączenie słów "BMW" oraz "kodeks drogowy" jakoś tak brzmi irracjonalnie. Moim zdaniem na ulicach powinny pojawić się następujące znaki:

Ekonomia to nie matematyka - przegląd prasy

BESKIDY: CZARNA SERIA TRWA

Jak podaje Dziennik Zachodni, "w tym sezonie GOPR interweniował już 1500 razy. W miniony czwartek śmigłowce ratownicze wzywano 4 razy - do Wisły, Zwardonia i Szczyrku."

No cóż. Po pierwsze mamy jeszcze ferie. Po drugie, i chyba najważniejsze, mamy jeszcze ferie warszawskie. Warszawa to bardzo nieprzyjazne miasto do życia. Ot, takie blokowisko na pustyni. Beton, szkło, zanieczyszczenia, korki, itp. No i każdy, jakże cenny, metr kwadratowy powierzchni wykorzystany na deweloperkę. I w tym wszystkim nie ma miejsca na boiska, przestrzeń, nawet odludne hałdy, gdzie młodzież mogłaby zorganizować dla krzepy jakieś kibolskie ustawki. No i jeszcze ta geografia:
- w góry - 400 km;
- nad morze - 300 km;
- nad jeziora, w których można pływać - 200-300 km.
Do tego dochodzi styl pracy i życia. Siedząca praca finance managera od 10-tej do 20-tej ewidentnie nie sprzyja ruchowi. Potem wizyta w modnym praskim klubie Chmura (zdjęcia dostępne w sieci - polecam) i szybki sen. A następny dzień to samo.

I w pewnym momencie jeeeesssstttt! Urlop. Musimy sobie przypomnieć imiona naszych dzieci i z którą laską z imprezy się chajtnęliśmy (problem z pisownią wyjaśnia PWN - dod. MS) i jedziemy z rodziną na narty do Wisły. Po roku "nicnierobienia". Szansa na szpital: ogromna.

Dobra koniec tych kpin z nielubianego przeze mnie miasta. Tak na serio analiza tak licznych wypadków przynosi jeden konstruktywny wniosek. Właściciele stoków poszli (co zrozumiałe) w stronę komercji, a nie w stronę bezpieczeństwa. Wymieniono stare wyciągi na nowe o wielokrotnie większej przepustowości i pozostawiono ... stare wąskie trasy. Efektem jest nadmierny tłok na stokach. Ponieważ prawdopodobnie nikt sam nie zrezygnuje z własnych zysków, konieczna jest regulacja (taka sama, jak w innych krajach) lub zmiana podejścia przy decyzjach i odbiorach. Trzeba zmniejszyć przepustowość wyciągów lub (co trudniejsze) zwiększyć przepustowość tras. Przecież 4 wyciągi krzesełkowe i dodatkowo 3 orczykowe wspinające się na jeden szczyt - Kotelnicę w Białce, to żart. I kpina z bezpieczeństwa. Zgadza się tylko utarg w kasie. Podobnie "zabito" Czarną Górę w Siennej. Nocna jazda na czerwonej trasie, na którą narciarzy dostarcza sześcioosobowe krzesło, powoduje niesamowite zatłoczenie i normalne w tej sytuacji szybkie "zrąbanie" trasy.

EKONOMIA TO NIE MATEMATYKA - PODNIEŚ CENY, STRACISZ KLIENTÓW

Ten sam Dziennik Zachodni informuje, że drastycznie wzrosła ilość złomowanych pojazdów. W poszukiwaniu przyczyn dziennikarz wskazuje na program 500+ (???), ale i na wzrost cen ubezpieczeń. Wydaje mi się, że właściwa jest ta druga diagnoza. Ludzie zaczęli po prostu patrzeć racjonalnie na fakt posiadania samochodu. Jeśli nie jest on niezbędny, idzie na złom, bo jego utrzymanie stało się zbyt drogie. I tą ścieżką firmy ubezpieczeniowe straciły jakąś część (choć pewnie niewielką) rynku.

POPULIZM CZY RACJONALNE OGRANICZENIE?

Fakt zabrał się za wynagrodzenia członków zarządów spółek z udziałem skarbu państwa. Zdaniem faktu, to skandal, że prezesi mogą zarobić "nawet 132 tys. zł miesięcznie". Problem z interpretacją artykułu sprowadza się do dylematu: czy mamy w Polsce wolny rynek, gdzie spółki i ich właściciele podejmują racjonalne decyzje ekonomiczne i zasadniczo pozyskuje się do zarządów najlepszych fachowców w kraju, czy jakiś socjalizm, gdzie funkcje te się po prostu "rozdaje". Moim zdaniem w ciemno można założyć, że Orlenem kierują najlepsi w kraju fachowcy w branży paliwowej, a PeGaZem najlepsi w branży zbrojeniowej. Więc o co chodzi? Całość znów sprowadza się do już wielokrotnie opisywanego przeze mnie problemu z postrzeganiem wolnego rynku w Polsce (link).

wtorek, 14 lutego 2017

Męski punt widzenia - o drugich połówkach na walentynki

TYP POSZUKIWACZKI

Kobieta idąc przez życie
Poprzez istotę swojej kobiecości
Wiedz, że silnie, choć skrycie
Poszukuje zawsze miłości

TYP POSZUKIWACZKI v.2

Kobieta idąc przez życie
Poprzez wybór skomplikowanej trasy
Wiedz, że silnie, choć skrycie
Poszukuje zawsze kasy

TYP POSZUKIWACZKI v.3

Kobieta idąc przez życie
Czasem na topie, czasem na męskim pasku
Wiedz, że silnie, choć skrycie
Poszukuje zawsze poklasku

TYP ZŁOŚNICY

Nic to, że ciągle się focha
Nic to, że na ekranie podziwia Stocha
Nic to, że tłucze ze złości talerze
To chęć na ciebie po prostu ją bierze

TYP CHARYTATYWNY

Cokolwiek powiesz, cokolwiek zepsujesz
Cokolwiek złego w życiu zmajstrujesz
Ona i tak zrobi wszystko dla ciebie
A nagrodę otrzyma dopiero w niebie

sobota, 11 lutego 2017

Przegląd wydarzeń i prasy

Fornalikowa tiki-taka w sam raz na spadek

W piłkarskim Chorzowie od jakiegoś czasu jest źle. Jest źle finansowo, organizacyjnie i sportowo. Drużyna od początku 2016 roku gra fatalnie, ale w poprzednim sezonie punkty nabite jesienią pozwoliły na awans do grupy mistrzowskiej - czyli pewne utrzymanie. Przy tak złożonej sytuacji, gdzie zmieniają się prezesi, klub pożycza pieniądze z miasta i co chwilę otrzymuje jakieś ciosy z PZPNu za obecne i przeszłe grzechy, przyczyn złej formy sportowej może być jednak wiele.

W każdym razie w tej przerwie zimowej wydawało się, że jednak idzie ku dobremu. Przepracowany mocno obóz zagraniczny, dobre wyniki sparingów, utrzymanie (z jednym wyjątkiem) kadry, powrót do zdrowia kilku rekonwalescentów. Powiało lekkim optymizmem, aż do pierwszego ... meczu o punkty. A w nim ... to co zwykle: drużyna wkładająca wiele wysiłku w tak mozolne poprawne konstruowanie akcji wg określonego wcześniej schematu, że brakuje już sił i środków na tak mało istotne sprawy, jak stwarzanie sytuacji podbramkowych i strzały. W meczu "o wszystko" ze strony Ruchu było dużo biegania, utrzymywania się przy piłce, zmian pozycji i ... dwa groźne strzały, po jednym w każdej połowie. Sorry, Waldek, ale tak meczu nie wygrasz. Możesz go co najwyżej zremisować, a tu do takiego sukcesu brakło raptem kilku minut.

Wydaje się, że Ruch jest na autostradzie do spadku. Jeśli nie zmieni taktyki, bo na obecną po prostu nie ma wykonawców (Lipski to nie Iniesta), spadnie na pewno. Pytanie, czy niereformowalnego trenera ambitnie wdrażającego stały schemat, który rozszyfrowała już cała Polska, stać mentalnie na taką zmianę? Wydaje się, że nie. WF wrócił "z kadry" odmieniony i przestraszony. Wydaje się więc, że jeśli klubowi zależy na utrzymaniu (a są tacy, co uważają, że wcale nie jest to takie pewne), to chyba musi jak najszybciej zmienić szefa piłkarzy.

Formuła z dosypywaniem pieniędzy do istniejącego układu chyba się już wyczerpała


Na łamach DZ minister Tchórzewski powiedział o Katowickim Holdingu Węglowym, że (cyt.) "sytuacja spółki jest tragiczna i tylko i tylko połączenie KHW z PGG daje perspektywę nie tylko wypłaty drugiej transzy "czternastki", ale przede wszystkim zachowania miejsc pracy w kopalniach holdingu".

Wydaje się, że w ogóle sytuacja w górnictwie dojrzała do kompletnej zmiany koncepcji podejścia do branży. Pomysł dosypywania pieniędzy z różnych "znalezionych" źródeł chyba się powoli wyczerpuje. Tenże pomysł pozwolił zachować dotychczasowy sposób funkcjonowania branży oraz zachować spokój społeczny. Postawiono na zmiany formalne bez rewolucji. Brakło chyba trochę odwagi.

No i w konsekwencji trzeba będzie prawdopodobnie znaleźć tej odwagi dużo więcej. Zaczyna bowiem brakować "inwestorów" chętnych do "pomnażania" swoich kapitałów tą ścieżką. Prawdopodobnie nie da się już dalej odkładać rewolucji, tylko będzie ona większa, niż na przykład rok temu. Trzeba będzie zbudować branżę od nowa (bo przecież jest potrzebna), dostosować zatrudnienie do potrzeb, zmniejszyć rolę związków z zarządzaniu branżą, posprzątać patologie firm i firemek "zaprzyjaźnionych" trwale z tą, czy inną "kopalnią" i zrobić potężny audyt kosztów, z których większość to stałe. Nie ma innej ścieżki, bo żarłoczny tygrys nie stanie się nagle jaroszem.

Po wypadku pani premier - chyba jest coś nie tak ze standardami podróży VIPów


W ostatnich kilku miesiącach mamy całą serię wypadków z najważniejszymi w kraju VIPami w podróży. Co w tym wszystkim jest nie tak? Mnie się wydaje, że to jest tak, jak z GKSem Katowice w latach 80. ub. wieku, z Koniarkiem, Furtokiem i Kubisztalem w ataku. O tej drużynie mówiło się powszechnie, że gra szybciej, niż myśli, co nie zawsze prowadziło do sukcesów. I z podróżami naszych VIPów chyba jest podobnie. Zaczyna się od złego planu. Żartując nieco, można go nakreślić tak: rano wizyta w stoczni w Szczecinie, po południu wsparcie Stocha i spółki w Zakopanem, a wieczorem rozmowa o ważnych dla kraju sprawach w Warszawie.

Przy takim podejściu nieszczęście nie tylko MOŻE SIĘ WYDARZYĆ, lecz z dużą dozą prawdopodobieństwa można powiedzieć, że WYDARZY SIĘ NA PEWNO. Oczywiście można oskarżyć kierowcę. Można też oskarżyć zarządcę drogi, że była śliska. Można poskarżyć się nawet Panu Bogu na pogodę. Ale raczej, wypadałoby, zastanowić się nad nieco rozsądniejszym planem podróży. Przecież najważniejsze osoby w kraju stać chyba na kilka noclegów w pensjonatach, bądź hotelach.

"Panie, tu jest taki zapieprz, że nie ma czasu nawet taczek załadować" - to niestety nasza polska wada organizacyjna. Zarówno na najniższym, jak i na najwyższym szczeblu.

A wszystkim poszkodowanym w wypadku pod Oświęcimiem, z panią premier na czele, życzę powrotu do zdrowia!

poniedziałek, 6 lutego 2017

Legia psuje rynek

Fragment wywiadu z właścicielem Cracovii w dzisiejszym Sporcie:
- Nie obawia się pań finansowej dominacji Legii?
- Nie, bo oni mają swoje problemy. W ataku nie wyglądają dobrze. Pieniądze, jakie dają za swoich zawodników, to jednak zdecydowana przesada. Ci piłkarze nie zasługują na takie pieniądze. To psucie rynku.

Nic dodać, nic ująć!

niedziela, 5 lutego 2017

Sezon narciarski na wesoło i stereotypowo

Trwa świetny sezon dla biznesu narciarskiego:
- Udało się naśnieżyć trasy na "dodatkowe ferie" między świętami Bożego Narodzenia i Nowym Rokiem.
- Były świetne warunki podczas świąt prawosławnych.
- Posypało nieźle przed feriami śląskimi, co oznacza, że prawdziwi narciarze mieli wreszcie gdzie i jak jeździć, bo uruchomiono nawet czarne nienaśnieżane trasy.
-Zamroziło przed feriami małopolskimi. Teraz wszyscy mieszkańcy stołecznego miasta Krakowa mogą się spotkać na niebieskiej trasie w Białce, oczywiście po odstaniu tych 30 minut na wjazd.
-A przed feriami warszawskimi, to może i nawet być ... odwilż. To i tak bez znaczenia. Oni i tak w komplecie pojadą swoimi beemami lansować się w Zakopanem (gdzie już prawie nie ma nart) i na Krupówkach (gdzie spotkają wszystkim znajomych z telewizji i biura). I wykupią wszystkie ciuchy w Zakopanem w cenach dwa razy wyższych, niż w Arkadii. Ale kto bogatemu zabroni?

czwartek, 2 lutego 2017

Gospodarka prywatna? A skąd. Spójrzmy na WIG20

Po akcji repolonizacji banków stan na dziś (z uwzględnieniem przejęcia Pekao) jest następujący:
Spółki pod kontrolą Państwa bezpośrednio lub pośrednio:
Alior
Enea
Energa
KGHM
Lotos
Pekao
PGE
PGNiG
Orlen
PKO BP
PZU
Tauron
Razem 12/20, czyli 60% najistotniejszych dla gospodarki spółek należy (już) do państwa. A tendencja jest jednokierunkowa.
Rynek jest passe.
Pracę, ubezpieczenia, usługi bankowe i inne ma nam zapewnić państwo. Wydaje się, że taka tendencja wynika też wprost z oczekiwań społeczeństwa rozczarowanego dzikim kapitalizmem.
Ciekawe, czy taki model gospodarki się sprawdzi?

Potwierdzają się opisywane przeze mnie tezy niemal dwa lata temu:
Gospodarka rynkowa a ...