środa, 31 lipca 2019

Obyczaje. Jestem męskim szowinistą? Ale przecież Blanka Lipińska w pełni potwierdza wszystkie moje tezy


Tak autorka bestsellerów lansuje się na fejsie
  Kultura upadku? A może to świat kobiet stanął na głowie?

  • Najpierw afera Weinsteina w Hollywood! Ach te niemieckie nazwiska w USA — wystarczy sprawdzić, że największą grupą etniczną w Stanach są ... potomkowie Bismarcka!
  • Potem Szwedki rezygnujące z dzieci dla ratowania klimatu! Sorry nie uratują. Jest ich za mało! Wszyscy obywatele Szwecji stanowią 0,13 proc. populacji świata!
  • Do tego Szwedki żądające konsekwencji wobec mężczyzn, którzy przepuszczają ich w drzwiach (autentyk, spotkałem się z czymś takim z firmie powiązanej ze Szwecją)!
  • I jeszcze przepisy o pisemnej zgodzie przez seksem (autentyk) — znów w awangardowej Szwecji!

I to wszytko na nic. Całość rozwalają sukcesy literackie w najpopularniejszej dziedzinie księgarskiej: literaturze dla kobiet. Kiedyś hitem wydawniczym był w Polsce przekład Pięćdziesięciu twarzy Greya niejakiej pani James, a teraz miliony kasuje niejaka Blanka Lipińska za 365 dni.

Kiedyś moja serdeczna koleżanka o poglądach arcykatolickich — będąca od lat w absolutnie wzorcowym związku małżeńskim — skasowała te wszystkie feminobzdury jednym pytaniem:
— A co, jeśli to właśnie ona lubi na ostro?

A teraz kasuje je swoim kasowym sukcesem właśnie pani Lipińska (cytuję za Faktem, pisownia oryginalna):
— Dziewczyny naprawdę czasami chciałyby dostać klapsa w tyłek i czują potrzebę ostrego seksu.

I cóż na to może powiedzieć taki męski szowinista, jak ja? Ano może rzec tak:
— Właśnie złożyłyście resztki tego feminizmu na ołtarzu tego, aby jakiś facet dobrze was ...

Może dla tak zwanej poprawności politycznej lepiej nie kończyć tego zdania. Naprawdę potrzeba nam, mężczyznom (raczej męskim szowinistom, do czego się przyznaję bez ... bicia, nawet bez ... klapsa), co najmniej tuzina takich Blanek Lipińskich, aby światowi przywrócić porządek rzeczy po różnych białostockich (i nie tylko) paradach. To, co kobiety lubią czytać najbardziej, jest miodem na nasze serca.

A Plotek podaje, że:
Blanka Lipińska nie spoczywa na laurach. Jest autorką dwóch bestsellerowych powieści erotycznych, ale teraz nadszedł czas na ich kontynuację. Po sukcesie książek „365 dni” i „Ten dzień”, które sprzedały się w nakładzie ponad 500 000 egzemplarzy, Blanka prezentuje trzecią część serii, czyli „Kolejne 365 dni”.
Do pieca dorzuca także Newsweek:
Pornograficzna powieść „365 dni” Blanki Lipińskiej od miesięcy jest wydawniczym bestsellerem.

So go on Blanka!
Na pohybel feministkom!
Na cześć takich szowinistów, jak ja!


poniedziałek, 29 lipca 2019

Ale bajzel made in Chorzów


Za Onetem: "Na 3 sierpnia zaplanowano mecz Ruchu w ramach 1. kolejki III ligi…

Na ten moment nie ma szans, żeby on się odbył. Nie mamy zabezpieczenia medycznego, ochrony, wykupionej polisy na organizację imprez masowych… Firma ochroniarska pracowała dla nas przez całą rundę wiosenną i nie dostała za to ani grosza. Zadłużenie wobec tej firmy w wysokości ponad 400 tys. złotych objęto restrukturyzacją, ale teraz doszło kolejne – ponad 100 tys. złotych. Kolejna sprawa – nie płaciliśmy za karetki, wobec Wojewódzkiego Pogotowia Ratunkowego też mamy duże zadłużenie. W innym miejscu odmówiono nam wynajęcia karetek w obawie, że nie uregulujemy płatności. Wiadomo, że w danej branży ludzie się znają, więc nie możemy iść do innej firmy, bo wiedzą, że nie płacimy. Każdy pilnuje swojego interesu."

Jak by tu to skomentować?

Obecnych właścicieli Ruchu Chorzów zaskakuje i denerwuje wszystko. Zaskakuje ich, że w procesie licencyjnym trzeba wykazać się spłatą zobowiązań wstecz. A przecież, gdyby nasi praprzodkowie nie pozbierali chrustu na zimę, to by zamarzli i nas by nie było.

Denerwuje ich, że pracownicy i kontrahenci chcą otrzymać zapłatę za swoją pracę. A przecież powinno być jak niegdyś na Widzewie, niżej zobrazowane słowami Franza Smudy wspominającego złote widzewskie czasy Pawelca i Grajewskiego oraz pracę firmy remontowej na stadionie:
"Patrzcie, jak oni zap... z robotą, naprawdę ładnie, tylko jeszcze nie wiedzą, że robią to za darmo!"

Karpie bijem. I to ... siekierą. Pilipiuk w najlepszej formie

Wędrowycz w najbardziej szowinistycznym wydaniu. Wojsławice apoteozą wschodniej Polski powiatowej, z jej niewątpliwymi zaletami i ... kompleksami. Potężna dawka stereotypów, antygermanizmu, antykomunizmu, braku poszanowania dla ekologii, bhp, niechęci w ogóle do obcych, itp.

Do tego wskrzeszona (na chwilę) żona Wędrowycza, która od razu ma w repertuarze graniczące z aseptyką szpitalną porządki, obiad dla wszystkich w chałupie oraz okładanie wałkiem dla męża.

Czegóż trzeba więcej?

Oto fragmenty najlepszej na świecie zabawy słowem:

Zbrodnia i kara


"Ale dziadunio, choć sam kanalia, mawiał, że chama bardziej od kulki w bandzioch boli uderzenie po kieszeni. A najgorzej takiej gnidzie można dopiec, jeśli rozbudzi się w niej nadzieję na złoty interes, który potem pryśnie jak bańka mydlana."

Stolica


"— Co powiesz na wycieczkę do stolicy? (...)
— Całe wieki nie byłem w Petersburgu — ucieszył się Semen.
— Do naszej stolicy! — kumpel, waląc kułakiem w blat, przywrócił mu świadomość historyczną.
— Aaa... Warsiaffka... No, w sumie dawno tam nie byłem — burknął polubownie kozak. — A po co tam pojedziemy? Pogapić się na miastowe dupcie można i w Chełmie. Bliżej i podróż tańsza."

"Jakub dreptał przez stolicę, prowadząc swojego prawnuka Piotrusia ze szkoły do domu. Egzorcysta rozglądał się wokoło zdegustowany i tylko obecność potomka powstrzymywała go przed spluwaniem na chodnik. Miasto od zawsze budziło w nim jednoznaczną abominację."

Turystyka


"— Jaka tam niby turystyka w naszych stronach? — gderał. — Gór nie mamy, morza nie mamy. Nikt się tu nie wygłupia z sypaniem stoków narciarskich czy kopaniem aquaparków. Osobliwości przyrodniczo dawno już skłusowane i zjedzone, a pomniki przyrody burze połamały, to i pocięto je na opał. Turystów u nas nie było, nie ma i nigdy nie będzie. I nie potrzeba! Dla nas nawet lepiej, że jesteśmy nieciekawi. Obcych mało się po gminie pałęta, nie grozi nam demoralizacja młodzieży, prostytucja, narkomania ani inne choroby cywilizacyjne... Dość mamy własnych schorzeń i patologii!"

"— Tak czysto teoretycznie rzec ujmując, gdybyśmy tak się zakradli i ... Podejrzeli, co tam robią z tymi turystami?
— A co mają niby robić? Skubią na różne sposoby, jak wszędzie na świecie. Żarełko, alkohol, wypoczynek, rozrywki.
— Może chociaż córki pakują turystom do łóżek? — westchnął z nadzieją Jakub. — Niektóre Bardzaczki to nawet całkiem ładne są...
— Nie sądzę. — Kozak pokręcił głową. — Bardaki dobrze żyją z wójtem i proboszczem, raczej by kumplom takiego numeru nie wycięli.
— Ale przecież z turystyki zawsze rodzi się patologia, ateizm, alkoholizm, narkomania i prostytucja?"

piątek, 26 lipca 2019

Przedsiębiorco! Nie chcesz, aby rachunek za energię cię zmroził? Czy złożyłeś już oświadczenie?

Uwaga!

Zgodnie z niedawno uchwaloną "ustawą o cenach prądu" (z 13 czerwca 2019 r. poz. 1210) nakłada się na mikro i małych przedsiębiorców (zgodnie z ustawą Prawo przedsiębiorców - w praktyce zatrudnienie do 50 osób) obowiązek złożenia oświadczenia w terminie do najbliższego poniedziałku (gdyż ustawowy termin mija jutro, czyli w dniu nieroboczym) do swojego sprzedawcy prądu:

"Ministerstwo Energii przypomina, że wszystkie podmioty, jeśli chcą zachować w tym roku ceny i stawki opłat energii elektrycznej na poziomie z 30 czerwca roku 2018 muszą do 29 lipca złożyć przedsiębiorstwu energetycznemu Oświadczenie odbiorcy końcowego energii elektrycznej
Oświadczenie odbiorcy końcowego energii elektrycznej obowiązuje:
  • mikro i małych przedsiębiorców ;
  • szpitale;
  • jednostki sektora finansów publicznych (tj. jednostki samorządu terytorialnego, ich związków, jednostek budżetowych i samorządowych zakładów budżetowych);
  • inne państwowe jednostki organizacyjne nieposiadające osobowości prawnej."
 Tak wygląda oświadczenie:




środa, 24 lipca 2019

Energetyka. Ceny energii ... znów rosną. Czym to się skończy?

Na giełdzie energii (TGE) ceny znów rosną. Oczywiście sam produkt rynkowy pod nazwą energia to tylko część w większości nierynkowego rachunku dla firm i gospodarstw domowych, bo dochodzą jeszcze prawa majątkowe (udział zielonej energii), opłata za dystrybucję (plus minus połowa rachunku) i parę innych drobnych opłat.

Ale w tej części rynkowej (lub raczej zwanej rynkową) po wielkim wzroście w zeszłym roku mieliśmy lekkie przyhamowanie. Ale od paru miesięcy ceny znów ruszyły w górę. Czym to się skończy, skoro już dziś ledwie zipie Huta Częstochowa, a konkurencyjne zakłady Mittala częściowo wygaszają produkcję? Huty, cementownie, koksownie, itp. - to bardzo energochłonne zakłady.

Czy wystarczą działania osłonowe, w tym "ustawa o cenach prądu" czy inaczej "ustawa o wsparciu dla firm energochłonnych"? Co będzie dalej, jeśli ceny się nie uspokoją? A same bez konkretnych decyzji i działań się nie uspokoją, bo za tymi cenami stoją konkretne czynniki, konkretne decyzje i konkretni ludzie. Zresztą moim zdaniem wystarczy jedna, no ... góra dwie konkretne decyzje wpływające na rynek i zachowania konkretnych podmiotów na rynku. Na rynku, na którym przecież jedna firma państwowa handluje z drugą firmą państwową, a znaczących prywaciarzy już tam nie ma. Tylko tyle i ... aż tyle.

Tak to wygląda "dzisiaj":

A skądinąd warto wiedzieć, że przed nami "jutro" jeszcze ... kolejny wzrost rachunków za prąd z tytułu nowej na nim pozycji: opłaty mocowej. Jaki pisała prasa jakiś czas temu:

"Prezydent podpisał ustawę o rynku mocy, która wprowadzi nowy mechanizm wynagradzania elektrowni. Koszty rynku mocy pokryją odbiorcy końcowi poprzez tzw. opłatę mocową doliczoną do ich rachunków za energię."

Nowa dodatkowa opłata będzie obowiązywać od stycznia 2021 r., czyli już za niespełna półtorej roku! Czy macie świadomość, że wówczas wasze rachunki ... znów wzrosną?

wtorek, 23 lipca 2019

Górnictwo nasze kochane

Dziś dane z branży górniczej, zebrane z trudem (na bazie starych i nowych art. prasowych, część spisana z wykresów, istnieje możliwość niewielkiego błędu), bo ARP przestała bez logowania udostępniać część liczb.

Ale bez względu na źródła danych (za ost. lata każdy rok z innego artykułu), widać jeden problem: branża ma potężną zdolność do generowania natychmiastowego wzrostu kosztów w ślad za rosnącymi przychodami. A ponadto wydajność (wydobycie w t na 1 zatr.) w ost. dwóch latach zaczęła spadać.

Ale oto dane w postaci użytecznych wykresów:





Wniosek? Ano jest taki, że głośne mówienie o ... udanej restrukturyzacji branży jest lekką nieodpowiedzialnością. Wcale nie jestem pewien, czy branża jest odporna na kolejny kryzys cenowy.

A ten może nadejść:

Ceny ARA - 1 rok. Źródło: WNP
Rozwiązania w tej sytuacji są dwa:

  • albo rzeczywista restrukturyzacja operacyjna oraz kosztów, przy czym wcale nie mam na myśli zwolnień kadrowych, gdyż w branży od lat pracuje coraz mniej osób - aktualnie mamy zaledwie ok. 80 tys. górników,
  • albo totalne "zamknięcie" i "odcięcie się od rynku".

Paradoksalnie rozwiązanie pierwsze jest trudne do wyobrażenia, więc skupmy się na drugim. W sytuacji kiedy nie ma konkurencji w górnictwie dla energetyki (niemal monopolistą jest PGG, a inne spółki wydobywcze też zasadniczo są kontrolowane przez państwo), konkurencja w produkcji energii jest iluzoryczna (tylko PAK z dużych graczy nie jest kontrolowany przez państwo), a i w sprzedaży i dystrybucji energii jest podobnie (mamy cztery duże konglomeraty zależne od państwa i tylko Warszawa jest w prywatnych rękach) jest to możliwe. W obecnej sytuacji, każdy, kto zarządza branżą, wybierze prawdopodobnie rozwiązanie drugie.

Prawdopodobnie powstanie więc wewnętrzny "rynek" - od wydobycia przez produkcję energii do jej dostarczenia i sprzedaży, który totalnie odetnie się od ... jakichkolwiek cen światowych oraz jakichkolwiek mechanizmów rynkowych.

poniedziałek, 22 lipca 2019

Mężczyznom, gdy odnoszą za dużo sukcesów naraz, niezmiennie odbiera rozum

Krajem, inwestycjami i wielkimi projektami rządzą mężczyźni. Prezesem najważniejszej partii jest mężczyzna, premierem też jest mężczyzna, a eksperyment z kobietą - w przeciwieństwie do społeczeństwa, które zagłosowało niedawno w rekordowym wymiarze na tę kobietę kartkami do europarlamentu - uznano po 2 latach za nieudany. Prezesem wehikułu inwestycyjnego - Polskiego Funduszu Rozwoju - jest także, jakże by inaczej, mężczyzna. Prezesem wiodącej linii lotniczej w Polsce jest mężczyzna.

Wszyscy ci mężczyźni naprawdę ostatnio mają dużo sukcesów. Prezes z premierem wygrywają kolejne wybory. Opozycja kompletnie nie wie co ma robić i być może dlatego chodzi na marsze kochających inaczej, co nie idzie raczej w parze z powszechnymi oczekiwaniami społecznymi. Gospodarka działa mimo transferów socjalnych, a być może - dzięki nim. Monopolizacja kluczowych branż przyniosła zyski zmonopolizowanym firmom na tych rynkach działających. I tak dalej, i tym podobnie... Na razie to działa, choć pierwsze oznaki lekkiej zadyszki (okresowy spadek produkcji przemysłowej) już widać.

Swego czasu Maciej Słomczyński w swoim "arcydziele literatury brukowej" - jak sam określał swoje książki - opisał taką oto historię w formie rozmowy małżonków:

"– Gdybym kiedyś nie marzył, byłbym do tej pory ekspedientem w księgarni. Cały świat, to sprawa przyszłości, ale jak zawsze trzeba od czegoś zacząć i zobaczyć, co wyniknie z pierwszego posunięcia. Później zastanowię się, co dalej.
Czy wymyśliłeś już pierwsze posunięcie?
– Tak. Kupiłem zamek.
– Kupiłeś zamek?

Pani Quarendon zatrzymała się pośrodku ścieżki. Nagle opuścił ją dystyngowany umiar, którego mozolnie uczyła się przez lat czterdzieści."


Polska wiodącą gospodarką świata! Te marzenia są piękne. W związku z tym oto dziś czytamy w Business Insiderze:

"CPK, czyli Centralny Port Komunikacyjny, został dokapitalizowany przez rząd kwotą 300 mln zł.
(...)
Dzisiaj z naszych usług korzysta ponad 10 mln pasażerów rocznie, a do momentu otwarcia CPK powinniśmy przewozić 25 mln osób rocznie - mówi Rafał Milczarski, prezes PLL LOT.
(...)
Ogłoszono też postępowanie na inwentaryzację środowiskową dla zadań w ramach programu kolejowego CPK, czyli budowy i modernizacji tzw. szprych, tj. linii prowadzących z różnych części kraju do nowego lotniska.
(...)
- Jeszcze w tym roku przedstawimy konkretny przebieg tych linii kolejowych. Mówimy o programie, który obejmie swoim zasięgiem 179 powiatów. W efekcie realizacji programu kolejowego CPK wszyscy mieszkańcy Polski będą mieli najdalej 30 km do najbliższej stacji kolejowej - dodał Mikołaj Wild."

Mikołaj Wild jest pełnomocnikiem rządu ds. CPK i wiceministrem infrastruktury. Serwuje on nam także mapę połączeń kolejowych, które powstaną już wkrótce:

Jakby to skomentować? No cóż. Ktoś tu jako pierwsze posunięcie po prostu kupił zamek. 

Powiem Panu tyle, Panie Wild, że niedawno miałem okazję jechać z Katowic do Krakowa i z powrotem pociągami. Ten jadący tam był z wyglądu klasy "budka z graffiti", ten powrotny był nawet klasy "XXI wiek". Szkoda, że po pierwsze kursów w niestudenckich godzinach nie było wcale i trzeba było czekać godzinami na dogodne połączenie. Szkoda też, że po drugie te pociągi trasę z Katowic do Krakowa (powrotną także) o długości raptem 69 km pokonują w czasie ... ponad 2 godzin! Ich średnia prędkość między dwiema dogodnie wobec siebie położonymi metropoliami to ok. 30 km/godz. 

A remont torów na tym odcinku trwa od ..., w zasadzie to od kiedy pamiętam. I teraz się dowiaduję, że za "chwilę" postaną dziesiątki setek kilometrów nowych połączeń, po których pociągi będą po prostu gnały.

Panie Wild! Zacznijmy od tego, abym do Krakowa mógł dojechać w czasie nie dłuższym niż pół godziny, bo to powinien być standard XXI wieku. A z Krakowa do Zakopanego w - niech będzie - godzinę!

Ale może moje marzenia są zbyt regionalne i zbyt małostkowe?



niedziela, 21 lipca 2019

Sensacja! Sensacja? To jakiś żart! Od piątku wszystkim gospodarzom powiązało nogi


Sensacja! Sensacja? To jakiś żart! Od piątku wszystkim gospodarzom w 1. kolejce ekstraklasy (ekstra?) powiązało nogi. To po pierwsze. Jeszcze na deser Górnik zremisuje lub nawet wygra w Płocku. Złośliwi powiedzieliby, że bukmacherom też się coś należy, ale ja się tam nie znam.

A po drugie - czy Legia to dziś jakiś potentat? Przecież oni nie wygrali w lidze 5. meczu z rzędu. A ostatni wygrany mecz tej drużyny to parodia sędziowania sędziego Stefańskiego i parodia polskiej wersji VAR-u w Gdańsku w 33. kolejce ubiegłego sezonu...

Nowa inwestycja. Gondola na Siodło i krzesło na Klimczok

Pomysł po sprawdzeniu dystansu na mapach u wujka Google'a, wcale nie wygląda kompletnie abstrakcyjnie.

Kluczowa dla realizacji projektu jest odległość od ewentualnego parkingu zlokalizowanego w Biłej - dzielnicy Szczyrku. Parking taki mógłby powstać przy Hotelu Klimczok (co pewnie byłoby bardzo dogodną sprawą dla tegoż hotelu) lub przy przystanku PKS (ok. 300 m dalej).

Odległość w linii prostej od Hotelu Klimczok do Siodła pod Klimczokiem okazuje się bowiem zaskakująco przyjazna: tylko ok. 1370 m:


Zaletą pomysłu (także ekologiczną - co okazuje się dziś niezmiernie ważne) jest to, że wykorzystano by istniejące zbocza narciarskie, które jednak ostatnio wykorzystywane są doraźnie (Klimczok) lub wcale (do Siodła do schroniska). Stok na Klimczoku jest dość szeroki i można sobie wyobrazić tam krzesło a la Dębowiec (w miejscu obecnego talerzyka), natomiast do schroniska mógłby iść (jak niegdyś) talerzyk albo orczyk. W konsekwencji można by stworzyć niewielką stację narciarską ze stokiem treningowym dla sportowych narciarzy (z Klimczoka) i stokiem dla początkujących  (ze schroniska). Ograniczenia projektu mieszczą się w słowie "długość". Po prostu wykorzystane trasy byłyby dość krótkie:


A zalety? Zalet jest mnóstwo:

  • śnieg do maja;
  • śnieg od początku grudnia zaledwie przy lekkim dośnieżeniu;
  • powstałe bardzo fajne rodzinne centrum narciarskie dla nielubiących wielkich przestrzeni rodzin;
  • bliskość gastronomii - schronisko;
  • bliskość wielkich stacji wokół (Szczyrk) - co gwarantuje popularność.
Całość wymagająca budowy dolnych i górnych stacji kolejek, garażu dla ratraka, lekkiego wyrównania terenów oraz instalacji do dośnieżania mogłaby wyglądać tak:

Pomysł jednakże na razie istnieje tylko w wyobraźni autora.

Ciekawostki ekonomiczne

Na bazie danych GUS-u:



Szczyrk (SMR) latem

Szczyrk (SMR) latem, w tym budowa restauracji na Hali Skrzyczeńskiej - stan jako-taki. Dziś tylko fotografie:




piątek, 19 lipca 2019

SEKS. Chorzów. Nikt nie chce wyłożyć fizycznie pieniędzy

Zamknięte koło upadku. Z prasy:
"Do końca lipca Ruch musi uregulować kilkusettysięczne zobowiązania – wymaga tego komisja licencyjna. Jest to podstawowy warunek przyznania klubowi licencji na grę w III grupie trzeciej ligi. Nie wiadomo, czy licencja nie będzie zawieszona, nie wiadomo też, czy nie dojdzie do uchylenia układu sądowego z wierzycielami.
Marcin Waszczuk, nowy wiceprezes Ruchu (zarząd działa obecnie jednoosobowo bez prezesa) jest bezradny. – Robi, co może, mówi nam, jak jest. Chodzi po mieście i żebrze o pieniądze u akcjonariuszy, ale jeden odsyła do drugiego i na razie nic z tego dobrego dla klubu nie wynika – mówi osoba znająca kulisy sprawy. 
Ruch wygrał przetarg na promocję Chorzowa przez sport i do 20 grudnia ma dostać z budżetu Urzędu Miasta w Chorzowie 4 mln zł. – Ale żeby je dostać, musi przedstawić szereg działań, do których się zobowiązał. Tylko kto je ma teraz wykonać? – pyta retorycznie pracownik klubu. Dział marketingu też nie dostaje pensji."

SEKS. Przychody Legii

Odkopuję tematykę pod roboczym tytułem: SEKS, czytaj: sytuacja ekonomiczna klubów sportowych.

Dziś będzie o przychodach Legii Warszawa, czyli klubu, który dotknął bram raju (finansowego) awansując w 2016 r. do rozgrywek grupowych Ligii Mistrzów. Poszła za tym wiara, że tak będzie zawsze oraz ... wygórowane żądania zawodników. Klub spełnił te wymagania, a upadek - choć z wysokiego konia - jest bolesny.

2016 rok okazał się więc finansowym eldorado, a od tej pory co roku jest już gorzej. Ale mimo to Legia nadal jest bezdyskusyjnym liderem w zakresie umiejętności pozyskiwania przychodów w Polsce, bez względu na źródła tych przychodów:


Analizując powyższy wykres, trudno nie zauważyć, że przychody klubu z Łazienkowskiej po prostu wróciły po czasie do poziomu ... sprzed Ligi Mistrzów. Niestety klub nadal nie potrafi dostosować do tego faktu wydatków, gdyż w 2018 r. koszty były na poziomie o 44 mln zł ... wyższym niż przychody:
"W bilansie finansowym na dużym minusie jest Legia, bo różnica między przychodami a kosztami wynosi minus 44 mln zł. Nikt w tym okresie nie miał tak dużej straty, ale pamiętajmy o specyfice Legii – dużo wydała, lecz szybko może też dużo zarobić. To również pokazuje, ile dla warszawskiego klubu znaczył brak awansu do fazy grupowej europejskich pucharów." - napisał Onet.
Z raportu Deloitte'a dowiadujemy się ponadto, że Legia w 2018 r. wydała 90 proc. przychodów na wynagrodzenia i jest to wskaźnik znacząco wyższy niż za 2017 r.  Można się domyślać, że wzrost wartości wskaźnika wynika z ... szybszego spadku przychodów niż kosztów.

O innych klubach napiszę wkrótce - po szerszej analizie raportu Deloitte'a.

Eurowtopy. Niestety odkopujemy licznik wstydu

Licznik wstydu założyłem w tym celu, aby starszym przypominać, a młodszym uświadamiać, że kiedyś Górnik grał w finale europejskiego pucharu, Widzew i Legia - w półfinale, Ruch - w ćwierćfinale, ponadto Ruch grał w finale Pucharu Intertoto. Zresztą kiedyś nawet Szombierki grały wyrównane mecze z Feyenoordem.

Zasady liczenia punktów wstydu są następujące:
- za każdy przegrany mecz - 1 punkt;
- za każdy przegrany dwumecz lub odpadnięcie z grupy - 1 punkt.
W przypadku wyjścia z grupy dalsze punkty nie są przyznawane (premia za sukces).

Notowania historyczne licznika są następujące:
- za sezon 2017/2018 - 9 pkt.;
- za sezon 2018/2019 (a w zasadzie wakacje 2018) - aż 14 pkt.

Niestety - mimo w miarę dobrych występów w pierwszych meczach wyjazdowych (remisy, w tym dwa bramkowe) - przedwczoraj oraz wczoraj polskie drużyny ponownie uruchomiły licznik wstydu. Piast zaliczył 2 pkt. (za porażkę i odpadnięcie w dwumeczu), Cracovia w ostatniej chwili uratowała 1 pkt. i zaliczyła tylko 1 pkt. (odpadnięcie w dwumeczu). Obserwując oba mecze nie można nie dojść do następujących wniosków:

  • Polskie drużyny nie są przyzwyczajone do gry ani przez 90, ani tym bardziej przez 120 minut na poziomie normalnej rywalizacji. Stąd się wzięły katastrofalne błędy indywidualne, odpowiednio Placha w połączeniu z zaspanymi obrońcami (Piast) oraz Helika (Cracovia). Nie są przypadkiem wygrane przez wspomniane drużyny pierwsze połowy i ... przegrane drugie.
  • Polskie drużyny nie są już ... polskie. Liczba obcokrajowców na metr kwadratowy murawy przekracza dopuszczalną normę. A nie są to, bo nie mogą, potentaci piłki z Hiszpanii, Portugalii, Słowacji, itp. Nie jestem pewien, czy to dobry kierunek na przyszłość, w mam tu na myśli przyszłość zarówno piłki klubowej, jak i (chyba w szczególności) reprezentacyjnej. Ale cóż, na indywidualne decyzje kadrowe klubów nie mamy wpływu. A limity obcokrajowców zostały zniesione już dawno.

Na razie w zakresie punktów wstydu sytuacja w porównaniu do zeszłych lat wygląda tak (a sezon się dopiero rozpoczął):

środa, 17 lipca 2019

Śląska piłka. Wielka szansa w Gliwicach, projekt w Katowicach i ... śmieszniej być nie może w Chorzowie

Dziś mały i wybiórczy przegląd tego, co się dzieje w piłkarskim światku w regionie. Nie tykam się na razie klubów, gdzie jest w miarę (tłum.: w polskiej rzeczywistości należy podkreślić słowa "w miarę") normalnie, stabilnie, bez wielkich rzeczy, ale i bez upadków.

Piast Gliwice


Stadion Piasta dziś się wypełni
Nie ma co mówić. Tu właśnie – przynajmniej w wydaniu lokalnym – dzieją się wielkie rzeczy. Wprawdzie to tylko eliminacje Ligi Mistrzów, ale tu naprawdę robią wielkie wrażenie te słowa: "Liga Mistrzów". Piast staje dziś przed wielką szansą i niezwykle trudnym zadaniem. Łatwo na pewno nie będzie, a wynik ... może być różny. Z trzech remisów naszych drużyn, w zasadzie tylko ten był z pewnością "zwycięski". Ale to dopiero półmetek. Dziś zawodnicy mistrza Polski przejdą prawdziwy egzamin dojrzałości. A jeśli przejdą BATE Borysów, wówczas ... staną przed kolejnym trudnym zadaniem. Ale kto powiedział, że w pucharach to godnie reprezentować kraj może tylko Legia?

GKS Katowice


Tam ma wyglądać katowicki stadion
Za Stadiony net:
"– Informuję, że został wykonany projekt budowlany dla przedmiotowej inwestycji. Obecnie biuro projektowe opracowuje dokumentację geologiczno-inżynierską, uzyskuje decyzję o środowiskowych uwarunkowaniach, a także rozpoczęła prace nad projektami wykonawczymi – poinformował Adam Kochański, naczelnik Wydziału Inwestycji Urzędu Miasta Katowice.

Do końca listopada biuro RS Architekci ma czas na złożenie wniosku o pozwolenie na budowę. Zielone światło dla projektu powinno rozbłysnąć w pierwszym kwartale 2020 roku, a w drugiej połowie przyszłego roku ma się realnie zacząć budowa.

Aktualnie Katowice mają na inwestycję przygotowane 213 mln zł – tyle zapisano w wieloletniej prognozie finansowej. Suma może jednak zostać zweryfikowana jeszcze dwukrotnie. Najpierw na początku roku, gdy powstanie kosztorys inwestorski, a później w drugiej połowie 2020, gdy poznamy oferty potencjalnych wykonawców."

Ruch Chorzów


W Chorzowie profesjonalnie działa tylko sektor rodzinny
Śmieszniej już być nie może. Klub nie ma prezesa, zatrudnił trenera wskazanego przez kibiców i oferuje ... przedstawicielowi kibiców ... miejsce na czele zarządu spółki jak najbardziej kapitałowej. Co oznacza, że ludzie posiadający akcje są albo niespełna rozumu, albo są cwańsi niż się wielu wydaje. Przedstawiciel kibiców chyba wyczuł pismo nosem i na razie nie jest chętny na seppuku. Zresztą – na tle chorzowskiego embieja zarządzania – przedstawiciel kibiców robi i tak niezwykle kompetentne wrażenie, co i tak nie zmienia tego, kto za nim stoi. W międzyczasie został "namówiony" do rezygnacji z kandydowania dziennikarz Cieńciała – też osoba kompetentna, której w dodatku nie można zarzucić, że stoi za nim jakiś silna ekipa. A silna ekipa postanowiła ogłosić bojkot, więc i tak cokolwiek się nie zdarzy, i tak winnymi upadku Ruchu będą ogłoszeni kibice.

Jeśli Szymon Michałek przyjmie stanowisko – wówczas narracja będzie następująca:
– A widzicie! Oddaliśmy klub w praktyce w zarządzanie kibicom i oni dobrze prosperującą spółkę (sic!) doprowadzili do upadku!

Jeśli z kolei Szymon Michałek nie przyjmie stanowiska i jego kumple ogłoszą bojkot, wówczas narracja będzie następująca:
– A widzicie! Chcieliśmy ratować klub i spółkę w trudnym położeniu, a gwóźdź do trumny wbili nam kibice, nie pomagając finansowo (frekwencja) oraz organizacyjnie (obowiązki wynikające z umowy promocyjnej z miastem)!

Nie chce mi się już męczyć klawiatury tłumaczeniem, dlaczego przedstawiciel zorganizowanej (to ważne) grupy kibiców na czele zarządu profesjonalnego klubu i spółki kapitałowej w pakiecie to delikatne curiosum. Curiosum nie dlatego, że Szymon Michałek jest niekompetentny, bo swoich kompetencji dowiódł już bezdyskusyjnie, organizując najlepszy w Polsce sektor rodzinny. Curiosum dlatego, że rodzi określone ryzyka i to takie, które w każdym zdrowo zarządzanym klubie świecą się nie tyle na czerwono, co wręcz na purpurowo. Ale no właśnie: w dobrze zarządzanym klubie, więc o czym my mówimy. Większym curiosum jest bowiem to, co wyprawiają mądrzy – wydawałoby się – biznesmeni i urzędnicy w posiadaniu akcji 14-krotnego mistrza Polski. Więc tym razem może to mogło się udać! Ale jednak nie widać na horyzoncie takiej szansy, a wspomniany Szymon chyba też potrafi ważyć ryzyka.

W związku z powyższym nie dziwi chyba nikogo to, co możemy przeczytać dziś na stronie Niebiescy.pl:
"W środowe południe grupa ponad 20 pracowników Ruchu opuściła swoje stanowiska. Łącznie klub ma wobec nich już kilkusettysięczne zaległości. Ostatnie pensje były zapłacone za marzec - i to też nie wszystkim. Niektórzy nie widzieli wypłat już pół roku. Niewiele krócej na pieniądze czekają trenerzy zatrudnieni w Akademii Piłkarskiej."

No cóż! Wróżyłem kiedyś, że klub nie zapłaci nawet sprzątaczkom i one podniosą strajk. Niestety ... miałem rację!



wtorek, 16 lipca 2019

Wakacje w sam raz dla księgowych

Księgowa(y) - jak wiemy - nie ma wiele czasu na wakacje. Nie ma czasu, bo ma ... swoje terminy ma ZUS, VAT, PIT, CIT i nie wiem co tam jeszcze. Ma go co najwyżej trochę na ... wypady.

Niżej więc kilka propozycji wypadowych, tak na linii mniej więcej (z odchyleniami) Myślibórz (S3) - Medyka (A4), czyli miejsca dostępne stosunkowo szybko z Wrocławia, Krakowa i Katowic. Bo, jak wiemy, te właśnie miasta to zagłębie usług księgowych w centrach serwisowych.

Przy okazji serwuję wam fotozagadki pt.: Gdzie to jest? Wśród tych zagadek są banalnie proste, jak i trochę trudniejsze.

Nr 1 - Ciekawy zamek
Zdjęcie za zgodą autorki: Grażyny Dudkiewicz

Jak chcecie mieć fabrykę u siebie to zapłaćcie! Wolny rynek? Wolne żarty!

Z prasy (link):

"Na fabrykę baterii w Opolu Koreańczycy chcą: 70 mln euro grantu, działki za symboliczne euro i zwolnienia z opłaty odrolnieniowej - pisze wtorkowy "Puls Biznesu".(..)
Gazeta dotarła do pisma od Andrew Chunga, wiceprezesa działu baterii motoryzacyjnych LG Chem, do Krzysztofa Sengera, wiceprezesa Polskiej Agencji Inwestycji i Handlu (PAIH).

(...)
Jak pisze "PB", wiceprezes działu produkcji baterii samochodowych LG Chemu w punktach wylicza, potwierdzenia jakich informacji oczekuje od PAIH. 
  • Po pierwsze, maksymalnej wysokości grantu gotówkowego, nie niższego niż 4,9 proc. wartości inwestycji, czyli 70 mln euro - czytamy. 
  • "Jednocześnie proszą o potwierdzenie czy w budżecie Programu Wsparcia Inwestycji o Istotnym znaczeniu dla Gospodarki jest wystarczająco dużo pieniędzy" - informuje gazeta.
  • Trzeci punkt dotyczy sprzedaży działki w Opolu-Wrzoskach za cenę niższą od rynkowej, "np. symboliczne 1 euro". 
  • Kolejna sprawa, to, według "PB", zwolnienie z opłaty odrolnieniowej
  • "W piątym punkcie LG Chem prosi o potwierdzenie, że oferta zachęt inwestycyjnych z Opola nie zostanie potraktowana jako pomoc publiczna. (...) 
  • Szósty punkt to prośba o ostateczną listę zachęt niestanowiących pomocy publicznej, które otrzyma LG Chem" - wylicza "PB"."

Po tym niech nikt mi nie mówi, że produkcją dziś rządzi wolny rynek. Na wolnym rynku bowiem jeśli kapitaliście opłaca się budować fabrykę, to ją buduje, a jeśli nie - to nie. Tu mamy do czynienia z teoretycznym curiosum, które nie używając zbyt górnolotnych słów można streścić tak:
— Jak nam zapłacicie, to zbudujemy u was fabrykę, a jak nie - to zbudujemy ją gdzieś indziej!

Nie znany jeszcze odniesienia do tych postulatów, ale przy okazji niech nikt mi nie mówi, że interesy na styku publiczno-prywatnym są nieopłacalne. Przy takim podejściu - bezwzględnie są, oczywiście dla strony prywatnej. To coś takiego, jak w klubach piłkarskich, gdzie zyski (np. ze sprzedaży zawodników, z transmisji, z biletów) są prywatne, a straty (np. konieczność dopłat i grantów do "słabo prosperujących" klubów) są zawsze problemem publicznym.

A jam kolejny raz schadenfreude w tej kwestii, że od lat widzę "odrzucenie" rynku przez społeczeństwo. Pisałem na ten temat wiele artykułów, między innymi ten:

oraz ten:





sobota, 13 lipca 2019

(Nie)fotogeniczny Śląsk. Fryna. Nie tylko kościół św. Pawła

Moja Fryna (od Friedenshütte, pol. Huta Pokój) to kompletny miszung architektoniczny
Naszą dumą jest kościół św. Pawła, perła architektury neoromańskiej z 1912 r.:

piątek, 12 lipca 2019

Śląska fikcja. AKS, Rozwój, Urania, mały Ruch, małe Szombry, nowa Polonia. Stadiony, które nigdy nie powstaną

Zacząłem tę zabawę we wtorek, poddając pod dyskusję możliwość odrestaurowania Hasioka w Bytomiu. Jeśli się powiedziało "a", trzeba też powiedzieć "b", "c", "d" i "e". Co oznacza, że dziś wrzucam nowe koncepcje — dla realnie istniejących miejsc na Śląsku i dla realnych klubów. Koncepcje obiektów, które ... nigdy nie powstaną.

Ale można sobie pomarzyć, że gdyby tak wyburzyć Centrum Handlowe AKS i przywrócić terenowi przeznaczenie sportowe tam, gdzie sport kiedyś był czymś naturalnym, mogłoby to wyglądać tak (taki pomysł z ostatnich dni):

środa, 10 lipca 2019

Wieczny rozwój? To niemożliwe! Nawet w handlu

Silesia City Center — świątynia zakupów
  • W 1997 r. powstało pierwsze w aglomeracji śląsko-zagłębiowskiej wielkie Centrum Handlowe M1. Wydawało się wówczas, że jest ono tak wielkie, że obsłuży całą aglomerację i nie trzeba już żadnego więcej.
  • W 2005 r. powstała Silesia, konkretnie: Silesia City Center — nowy kościół zakupoholików na Śląsku. Przyjeżdżający z rodzinnymi wizytami na Śląsk "nowi Niemcy" twierdzili, że u nich czegoś takiego jeszcze nie ma.
  • W 2008 r. ukończona została ... rozbudowa M1 w Czeladzi do 68 tys. m kw. powierzchni handlowej.
  • W 2011 r. ukończona została ... rozbudowa Silesii. Jak podaje ciocia Wiki, "liczy ona 86 tys. m kw. powierzchni. Znajduje się na jej terenie 310 sklepów, punktów handlowo-usługowych, kawiarni i restauracji oraz trzynaście sal kinowych". Ponadto możemy wyczytać, że to monstrum ma "parking (A, B) – częściowo podziemny (C, D, E)oraz nadziemny (F), D i F strzeżone, a także bezpłatny parking dla rowerzystów".
  • W 2013 na węźle autostradowym Sośnica, zdecydowanie zbyt rozbudowanym, powstała Europa Centralna z powierzchnią handlową 67 tys. m kw.
  • Gemini Park, Sarni Stok, Galeria Sfera, Auchan, Galeria Waga, Centrum Handlowe Rywal, Tesco Extra, Dom Handlowy Klimczok — to tylko wyrywek z wyszukiwania słów "centrum handlowe" na internetowej mapie Bielska-Białej.
  • "Ponad 2850 sklepów Biedronka w całej Polsce" — reklamuje się na swojej stronie sieć Jeronimo Martins.
  • "W 2019 r. Biedronka może mieć już 3000 sklepów w Polsce" — podają Wiadomości Handlowe.

Wydawałoby się, że ten rozwój jest stały i nie może mieć końca.
Wszyscy myśleli, że ceny będą tylko rosnąć! — to znany slogan z badania powstania i pęknięcia bańki internetowej oraz dekadę później bańki nieruchomościowej w USA.
W przypadku polskiego rynku handlu detalicznego jest chyba podobnie. Optymistom wydaje się nadal, że rynek może tylko rosnąć. Powinna mu jeszcze dodatkowo sprzyjać dobra koniunktura gospodarcza oraz wyjątkowo hojne transfery socjalne rządu, który za ich pomocą po prostu ... wrzuca pieniądze na rynek. Zawsze głównym beneficjentem takich akcji była sfera handlowa.

Ale chyba nie tym razem! — to powie pesymista. Branża handlowa chyba bowiem się jednak powoli ... zapycha. Rynek żarł, żarł, aż się nażarł. Większość spektakularnych upadłości lub wycofań z rynku ostatnich lat dotyczy branży handlowej: Praktiker, Alma, Real, kilka innych marek. 

A teraz czytamy o w Business Insider:
"Ekspansja dyskontów, rozwój małych sklepów w formacie convenience, rosnący rynek gastronomii i usług delivery czy rozwój sprzedaży żywności przez internet - to zjawiska, które wpływają na zmniejszenie sprzedaży w hipermarketach."

Czytamy też o Tesco:
"Tesco poinformowało o zamknięciu czterech hipermarketów i jednego z centrów dystrybucyjnych w naszym kraju. To kolejne sklepy w Polsce, które likwiduje brytyjska sieć, zmagająca się od lat z problemami. Nie podaje na razie, ilu pracowników straci pracę.
Sklepy Tesco, które zostaną zamknięte, zlokalizowane są w: Nowym Sączu (ul. Prażmowskiego), Rudzie Śląskiej (ul. 1 Maja), Starogardzie Gdańskim (ul. Zblewska) i Olsztynie (ul. Pstrowskiego). Wszystkie są wolno stojącymi hipermarketami.
Tesco zamyka też jedno z trzech swoich centrów dystrybucji, mieszczące się w Poznaniu."

Na ww. przyczyny nakładają się jeszcze sprawy typowo polskie:
  • rosnące lawinowo ceny energii elektrycznej;
  • rosnące lawinowo koszty pracy;
  • likwidacja "bramy prawnej" w postaci "wynajmu" tanich pracowników z agencji pracy tymczasowej;
  • rosnąca pozycja dostawców, którzy już nie robią dla sieci "najtańszych na świecie produktów" z zapłatą w "najdalszym możliwie okresie" za te produkty;
  • zmiana mentalności klientów wraz ze zmianą pokoleniową — ukierunkowanie na produkty "lepszej marki" zamiast tego, w czym większe i mniejsze sklepy specjalizowały się od lat, czyli "najniższej ceny".
    Dane COIG

Te czynniki wpływają na to, że większe centra i sieci mniejszych sklepów poszukują jakiejś nowej ścieżki "niskich kosztów", tu znów za Business Insider:
"Sklepy, w których nie ma tradycyjnych kas i kasjerów, to nie przyszłość, ale coś, z czym możemy się spotkać. Zarówno Amazon, jak i stacjonarne sieci handlowe testują takie rozwiązania. Plany wobec sprzedaży w modelu grab&go ma też sieć Żabka."

No... nie wiem, czy branża sama sobie nie strzela w stopę. Młodzi i tak kupują w "internetach", a nieco starsi, a zwłaszcza mocno starsi ludzie to core business handlu stacjonarnego, przynajmniej poza ciuchami. Choć kto wie, czy poza? A starsi klienci mają często ogromne problemy z obsługą kas — jak wskazuje nazwa — samoobsługowych. Wielu z nich poci się na myśl o obsłudze bez kasjera, wielu z nich też nigdy w życiu nie miało karty płatniczej. 

Co z tego wyniknie? Ano pożyjemy, zobaczymy. Ja przypuszczam, że padnie jeszcze kilka marek, a reszta ... docelowo na tym zarobi. Po prostu rynek się wyczyści z hazardzistów (ci, co postawili tylko na taniochę i tylko na życie na koszt dostawców), z frajerów (ci, którzy nie znają swojego klienta) oraz z biedaków (na tym rynku to ci, którzy nie mają wielosetmilionowej poduszki kapitałowej). 


wtorek, 9 lipca 2019

Ach ten Bytom! Lodowisko dostanie 15 mln zł dofinansowania. A nie chcecie odrestaurować Hasioka przy ul. Zabrzańskiej?

Z Bytomiem nie jestem związany ani metrykalnie, gdyż urodziłem się w Rudzie Śląskiej, ani lokalizacyjnie, gdyż moje miejsce to ... Nowy Bytom (zupełnie coś innego), ani nawet sentymentalnie, gdyż jestem kibicem piłkarskiego Ruchu Chorzów i — chyba dziś przede wszystkim —  hokejowego Naprzodu Janów. Ale nie potrafię przejść obojętnie wobec tego, jak wygląda współczesny Bytom, ani jaką ma on ostatnio prasę ze względu na:
  • oskarżenia o niezbyt rozsądne gospodarowanie wobec poprzednich władz miasta;
  • wycofanie się Polonii Bytom z rozgrywek męskiej ligi hokeja;
  • dziurę w ziemi w Miechowicach;
  • tragiczny wybuch gazu w centrum miasta.

Ot, patrząc na Bytom, sceptycy historycznych zmian mają w ręku dobitny dowód, że "małpa zepsuła zegarek".

Ale na tym szaro-burym tle pojawiają się powoli jaśniejsze plamy. Znalazły się pieniądze na remonty torowisk w centrum miasta. Piłkarska Polonia awansowała do III ligi. A dziś dziennik Sport podaje, że:

"15-milionowe wsparcie dla Bytomia

 — Nowoczesna hala lodowa w  Bytomiu jest niezbędna dla rozwoju sportowego dzieci i młodzieży, ale również funkcjonowania profesjonalnego zespołu. Stąd też Ministerstwo Sportu i Turystyki postanowiło dofinansować tę inwestycję kwotą 15 mln zł  — poinformował wiceminister sportu rodem z Bytomia, Jan Widera, podczas wczorajszej konferencji prasowej w Biurze Promocji Miasta."

No dobra... Lodowisko więc powstanie. Powinno powstać według planów nie później niż do 30 września 2021 r. Tym sposobem zostanie załatwiony tylko jeden ze sportowych problemów Bytomia. Zniknie wreszcie słynna Stodoła, po której ... nikt nie płacze, o czym już pisałem w art. pt. "Tylko Stodoły ... w ogóle nie żal". W artykule znajdują się także wypuszczone do prasy wizualizacje nowego lodowiska.

A co z pozostałymi problemami do rozwiązania, tj. stadionami Szombierek (strasznie rozległy i zaniedbany) oraz Polonii (zupełnie rozkopany)? Otóż prawdopodobnie miasta nie stać na budowę dwóch obiektów w obecnych lokalizacjach. Zresztą obie są ... złe. Przebudowa Szombierek wymagałaby przeformowania tysięcy ton ziemi, bo przecież w takim kształcie jak obecnie, to jakikolwiek nowy stadion zmieściłby się ... wewnątrz starego. A przebudowa Polonii (zdecydowanie bardziej możliwa) jest o tyle kłopotliwa, że stadion mieści się przy osiedlu mieszkaniowym, coś a la Jastrzębie—Zdrój. 

Wobec czego zadam włodarzom miasta pytanie:
A nie chcielibyście odrestaurować (w sensie miejsca, nie dokładnie tego co było) Hasioka przy ul. Zabrzańskiej?

Hasiok jako nowy stadion miejski dla dwóch klubów naraz ma same zalety:
  • w miarę równy teren niewymagający burzenia wielkich wałów;
  • nie pełni on (ten teren) dziś jakichś istotnych funkcji nie do przeniesienia;
  • jest blisko centrum miasta, choć historycznie to nadal miejsce stadionu Szombierek;
  • jest łatwo dostępny zarówno dla kibiców Szombierek, jak i Polonii.

Ja mam dla władz Bytomia od razu dwie gotowe koncepcje, w wersji "na bogato" (6990 miejsc) oraz w wersji "na biednego" (3420 miejsc, ale z możliwością rozbudowy):



Obie koncepcje uwzględniają, że teren jest ograniczony (zwłaszcza ta "na biednego") i obie uwzględniają łatwą dostępność dla kibiców także z pochyłej ul. Zabrzańskiej.


niedziela, 7 lipca 2019

Polska deweloperka i polska ekologia. Wójt wydający pozwolenie został dyrektorem obiektu

Temat jest trudny. Z jednej strony chcemy, aby kraj się rozwijał i turyści przyjeżdżali do Polski, z drugiej u nas albo nie da się "nic" zrobić (patrz problemy z rozwojem Szyndzielni, Kotarza w Brennej, czy z budową ośrodka narciarskiego w Piwnicznej) z drugiej nagle jesteśmy zaskakiwani różnymi "zamkami" w Puszczy Noteckiej, czy - jak teraz czymś takim nad morzem:

Budowa hotelu w Pobierowie
J.w.

Mnie się ten bułgarski trend (patrz Słoneczny Brzeg i Złote Piaski) niespecjalnie podoba, ale zdania mogą być różne. Lubię rozwój, ale z zachowaniem pewnych ograniczeń. Zresztą czasem te ograniczenia to dopiero napędzają popyt na turystykę, tu przywołam model kanaryjski (Lanzarote - brak wysokiej zabudowy w ogóle).

Z drugiej strony ciekawa w tej naszej polskiej deweloperce jest rola tzw. organizacji ekologicznych w Polsce. Raz blokują "wszystko, co się dzieje", a raz nie widzą problemów w tych różnych "zamkach" zlokalizowanych w różnych "puszczach". Ot, chyba po prostu trzeba "umieć" z nimi rozmawiać.

Dlatego mamy dziś straszne kontrasty:

  • Z jednej strony mamy miasta i miejscowości, gdzie władze najchętniej by wszystko zamieniły na tereny pod budowę nowych bloków i innych przedsięwzięć deweloperskich, jak na przykład Katowice (las sprzedany Murapolowi, spór o budowę na terenach rekreacyjnych na Muchowcu, planowana budowa bloków na miejscu stadionu uczelnianego).
  • Z kolei z drugiej strony mamy miasta i miejscowości, gdzie od lat niczego nie da się zrobić i wybudować.

Coż, taki lajf! Może po prostu prezydenci i burmistrzowie tych drugich miast i miejscowości są "mniej zaradni". Przy okazji dowiadujemy się bowiem, że "zaradności" nie można odmówić b. wójtowi gminy Rewal, na terenie której powstaje wspomniany hotel:

"Wokół budowanego w Pobierowie (woj. zachodniopomorskie) Hotelu Gołębiewski pojawiło się wiele kontrowersji. Były wójt gminy Rewal, który sprzedał ziemię pod budowę obiektu, został dyrektorem hotelu. Gmina broni się, że plan miejscowy dopuszcza w tym miejscu 50 metrów wysokości zabudowy." - czytamy tutaj: link!

A ja przypominam w tym kontekście pomysł z Zakopanego, który jakiś nieodległy czas temu też wywołał niezłą dyskusję:

Turystom z W-wy też należy się skromne zakwaterowanie pod Tatrami

sobota, 6 lipca 2019

Nie pozwólmy zniszczyć Rozwoju!


  • Nie ma już hokejowego i koszykarskiego Baildonu Katowice.
  • Nie ma już hokejowego Górnika Katowice (jego tradycje przejął GKS).
  • Nie ma siatkarskich Czarnych Katowice (jego tradycje przejął GKS).
  • Nie ma szachowego Hetmana Katowice (jego tradycje przejął GKS).
  • Za chwilę nie będzie piłkarskiego Rozwoju Katowice, który właśnie traci stadion i szansę na jakiekolwiek pieniądze.
  • Jest jeszcze, chyba z naciskiem na słowo "jeszcze" hokejowy Naprzód Janów, ale to kwestia czasu, aż władze Katowic go "posprzątają".

Nie ma mojej zgody na taką politykę!

Inna liga hokejowa. Ernest! Dlaczego mi przypominasz, że ja się też starzeję

Dzieje się w klubach hokeja na lodzie w Polsce. Dziś o Naprzodzie, problemach licencyjnych innych klubów oraz zaprzestaniu wspierania m.in. GKS-u K-ce przez ... klientów energetyki.

Pożegnania weteranów w Naprzodzie


2017 r. Marek Pohl wygrywa I ligę. Zdjęcie własne
Chyba najbardziej spektakularna informacja to zakończenie kariery przez Marka Pohla (Ernesta), bezwzględnie najstarszego czynnego (cały czas na lodzie bez miejsca w składzie za piękne oczy) hokeisty naszych czasów. Nie wypominając zbyt głośno wieku (ur. w 1971 r.) zawodnikowi, kilka liczb Ernesta w tym kontekście jest imponujących:

  • od 15 lat bez żadnej przerwy grał w Naprzodzie Janów;
  • od 15 lat łączył pracę zawodową (górnik) z grą w hokeja;
  • w sumie 23 lata grał w Naprzodzie Janów;
  • w sumie 30 lat grał na poziomie ligowym w Polsce;
  • z Naprzodem Janów 3-krotnie wygrał I ligę, a 4-krotnie awansował do ekstraligi;
  • największe sukcesy Ernesta to:

  • Silver medal with cup.svg Srebrny medal mistrzostw Polski (3 razy): 1992 z Naprzodem Janów, 2002, 2003 z GKS Katowice
  • Bronze medal with cup.svg Brązowy medal mistrzostw Polski (1 raz): 1998 z GKS Katowice
  • Gold medal with cup.svg Złoty medal mistrzostw Polski (2 razy): 2000, 2001 z Unią Oświęcim
  • Gold medal with cup.svg Złoty medal I ligi (3 razy): 2014, 2017, 2019 z Naprzodem Janów


Marek Pohl pewnie i grałby dalej w Naprzodzie w ekstralidze, gdyby nie ... restrukturyzacja górnictwa. Zamknięto praktycznie jego kopalnię (KWK Wieczorek) i przeniesiono dwukrotnego złotego medalistę mistrzostw Polski do innej kopalni. To ostatecznie zamknęło szansę na dalszą grę na profesjonalnym poziomie dla człowieka, którego świat (dom, praca, klub sportowy) mieścił się praktycznie w kilometrze kwadratowym w katowickiej dzielnicy Nikiszowiec.

Ernest! Dziękujemy za lata profesjonalnej postawy na lodzie! Ala mnie (i pewnie nie tylko dla mnie) jako fana hokeja to nowa epoka! Świat, w którym prawdziwych sportowców już dziś nie ma! Ponadto Ernest, nieco ode mnie ... starszy, nagle mi przypomniał, że ja też się starzeję. Póki grał na poziomie ligowym w hokeja (w ost. sezonie w I ataku), mogłem się uważać za młodzieniaszka!

A obok Ernesta podobno karierę w klubie z Nikisza kończą m.in. inni weterani (choć przy Erneście to młodzież) - Marcin Jaros oraz Michał Gryc. Michał Gryc to kolejny zawodnik, który był tak mocno związany z jednym klubem. Cała jego 12-letnia kariera łączy się z Naprzodem. A genialny technik - Marcin Jaros ma za sobą imponujące jak na krajowe warunki sukcesy:


  • Gold medal with cup.svg Złoty medal mistrzostw Polski: 2001, 2002, 2003, 2004 z Unią Oświęcim
  • Silver medal with cup.svg Srebrny medal mistrzostw Polski: 2005 z Unią Oświęcim
  • Bronze medal with cup.svg Brązowy medal mistrzostw Polski: 2011, 2012 z Unią Oświęcim
  • Simple gold cup.svg Puchar Polski: 2002 z Unią Oświęcim
  • Simple silver cup.svg Finał Pucharu Polski: 2004, 2010, 2011 z Unią Oświęcim
  • Gold medal with cup.svg Złoty medal I ligi: 2019 z Naprzodem Janów


Zastaw się i postaw się


Kilka lat temu liga postanowiła być "super profesjonalna". Trudne procesy licencyjne, wyrzucenie dwóch klubów na niższy poziom (wspomniany Naprzód i Zagłębie Sosnowiec) za ... biedę, ściąganie tabunów graczy z zagranicy, i dziś mamy:
  • gigantyczne problemy finansowe i z licencją w Podhalu Nowy Targ;
  • podobne problemy w Toruniu;
  • problemy z licencją z powodu braku umowy na korzystanie z lodowiska w gdańskim Stoczniowcu;
  • pierwszy rok od lat bez hokeja w Bytomiu;
  • pierwszy rok od lat bez hokeja w Opolu;
  • utratę sponsora w Katowicach.

Wydaje się, że w ostatnich latach ekstraliga hokejowa zgromadziła naprawdę dobrych hokeistów oraz rozgrywki toczyły się niezwykle zaciętym poziomie. Tylko, że centrala związkowa zapomniała o wszelkich ... działaniach rozwojowych. Leży reprezentacja, w I liga prezentuje bardzo słaby poziom. Legło szkolenie młodzieży. Pojawiły się nagle dwa lata temu pieniądze od Tauronu (GKS Katowice - praktycznie stworzony nowy podmiot pod historyczną nazwą pod sponsora), Energi (Toruń) oraz PGE (Orlik Opole) i liga ... zgłupiała.

Nie trzeba giganta ekonomii, aby wiedzieć, że problemy z tak zwaną "ustawą o cenach prądu" mogą, a nawet muszą, się odbić na hojności energetycznych sponsorów. No bo dlaczego mają one wydawać pieniądze na hokej, jak tu trzeba gasić (także finansowo) problem z drastycznie drożejącą energią? Jak to wytłumaczyć klientom, w sytuacji, gdy wspomniane firmy de facto państwowe są także de facto monopolistami? Bo niby jest rynek energii, ale jak działa, to temat na odrębną opowieść. GKS Katowice poradził sobie przez zwiększenie hojności ... miasta, ale jest to droga, w której nie ma już żadnego marginesu na ... mniej hojne władze samorządowe. Gdyby GKS-owi nagle trafiło się takie "nieszczęście" - bez pudła przestałby istnieć. Dziś kibice GKS-u nie czują w ogóle takiego niebezpieczeństwa, ale - możecie mi wierzyć - ono może kiedyś pojawić się na horyzoncie. Klub i miasto zabrnęli w toksyczną zależność, w której strumień  pieniędzy (z miasta do klubu) odgrywa kluczową rolę. Została zachwiana zasada zarządzania ryzykiem: nigdy nie wkładaj wszystkich jabłek do jednego koszyka.

W każdym razie ligę dwa lata temu dotknęła wiara w cuda poparta ... państwowymi przecież pieniędzmi. Będziemy potęgą w profesjonalnym hokeju? A skądże, to totalna bzdura. Dyscyplina powinna zrobić rachunek sumienia, przypomnieć sobie o roli szkolenia młodzieży oraz zrobić ... rachunek kosztów. Trzeba wreszcie zacząć liczyć pieniądze, które się posiada, a nie pieniądze, których nie ma. 

"Może być biednie, ale powinno być uczciwie" - to słowa bodajże trenera Szopińskiego na temat nowej szaty (dużo młodszej) Naprzodu. Warto ten apel rozciągnąć na całą ligę. 

Warto też już dziś  podjąć działania, aby ośrodki w których hokej padł lub się wyprowadził (Warszawa, Bydgoszcz, Łódź, Bytom, Opole, Sanok), za jakiś czas wróciły na hokejową ligową mapę Polski. Warto też być może podjąć działania, aby hale przystosowane do hokeja, jak Warszawa, Pruszków, Cieszyn, Bielsko-Biała, Lublin, nie były zamieniane na boiska dla innych dyscyplin. 

Warto też wspierać mniejsze, niezbyt dostosowane infrastrukturalnie, ale ambitne ośrodki hokejowe, jak Poznań, Dębica, Orzegów.
Lodowisko w Orzegowie. Zdjęcie własne

Lodowisko w Orzegowie. Zdjęcie własne

Aby całkowicie nie dezawuować kierunku, który obrała dyscyplina jakiś czas temu, czytaj: oparcie na państwowych firmach, muszę dodać, że tak dzisiaj mają ... wszystkie dyscypliny w Polsce, praktycznie cały świat sportowy. 

Nikt nigdzie nie ma ochoty na trudną konfrontację z "rynkiem". Tu każdy próbuje wydeptać ścieżki do znajomego polityka lub znajomego prezesa w koncernie zależnym od państwa. Czy to dobrze? Pozostawię to pytanie bez odpowiedzi.