środa, 10 lipca 2019

Wieczny rozwój? To niemożliwe! Nawet w handlu

Silesia City Center — świątynia zakupów
  • W 1997 r. powstało pierwsze w aglomeracji śląsko-zagłębiowskiej wielkie Centrum Handlowe M1. Wydawało się wówczas, że jest ono tak wielkie, że obsłuży całą aglomerację i nie trzeba już żadnego więcej.
  • W 2005 r. powstała Silesia, konkretnie: Silesia City Center — nowy kościół zakupoholików na Śląsku. Przyjeżdżający z rodzinnymi wizytami na Śląsk "nowi Niemcy" twierdzili, że u nich czegoś takiego jeszcze nie ma.
  • W 2008 r. ukończona została ... rozbudowa M1 w Czeladzi do 68 tys. m kw. powierzchni handlowej.
  • W 2011 r. ukończona została ... rozbudowa Silesii. Jak podaje ciocia Wiki, "liczy ona 86 tys. m kw. powierzchni. Znajduje się na jej terenie 310 sklepów, punktów handlowo-usługowych, kawiarni i restauracji oraz trzynaście sal kinowych". Ponadto możemy wyczytać, że to monstrum ma "parking (A, B) – częściowo podziemny (C, D, E)oraz nadziemny (F), D i F strzeżone, a także bezpłatny parking dla rowerzystów".
  • W 2013 na węźle autostradowym Sośnica, zdecydowanie zbyt rozbudowanym, powstała Europa Centralna z powierzchnią handlową 67 tys. m kw.
  • Gemini Park, Sarni Stok, Galeria Sfera, Auchan, Galeria Waga, Centrum Handlowe Rywal, Tesco Extra, Dom Handlowy Klimczok — to tylko wyrywek z wyszukiwania słów "centrum handlowe" na internetowej mapie Bielska-Białej.
  • "Ponad 2850 sklepów Biedronka w całej Polsce" — reklamuje się na swojej stronie sieć Jeronimo Martins.
  • "W 2019 r. Biedronka może mieć już 3000 sklepów w Polsce" — podają Wiadomości Handlowe.

Wydawałoby się, że ten rozwój jest stały i nie może mieć końca.
Wszyscy myśleli, że ceny będą tylko rosnąć! — to znany slogan z badania powstania i pęknięcia bańki internetowej oraz dekadę później bańki nieruchomościowej w USA.
W przypadku polskiego rynku handlu detalicznego jest chyba podobnie. Optymistom wydaje się nadal, że rynek może tylko rosnąć. Powinna mu jeszcze dodatkowo sprzyjać dobra koniunktura gospodarcza oraz wyjątkowo hojne transfery socjalne rządu, który za ich pomocą po prostu ... wrzuca pieniądze na rynek. Zawsze głównym beneficjentem takich akcji była sfera handlowa.

Ale chyba nie tym razem! — to powie pesymista. Branża handlowa chyba bowiem się jednak powoli ... zapycha. Rynek żarł, żarł, aż się nażarł. Większość spektakularnych upadłości lub wycofań z rynku ostatnich lat dotyczy branży handlowej: Praktiker, Alma, Real, kilka innych marek. 

A teraz czytamy o w Business Insider:
"Ekspansja dyskontów, rozwój małych sklepów w formacie convenience, rosnący rynek gastronomii i usług delivery czy rozwój sprzedaży żywności przez internet - to zjawiska, które wpływają na zmniejszenie sprzedaży w hipermarketach."

Czytamy też o Tesco:
"Tesco poinformowało o zamknięciu czterech hipermarketów i jednego z centrów dystrybucyjnych w naszym kraju. To kolejne sklepy w Polsce, które likwiduje brytyjska sieć, zmagająca się od lat z problemami. Nie podaje na razie, ilu pracowników straci pracę.
Sklepy Tesco, które zostaną zamknięte, zlokalizowane są w: Nowym Sączu (ul. Prażmowskiego), Rudzie Śląskiej (ul. 1 Maja), Starogardzie Gdańskim (ul. Zblewska) i Olsztynie (ul. Pstrowskiego). Wszystkie są wolno stojącymi hipermarketami.
Tesco zamyka też jedno z trzech swoich centrów dystrybucji, mieszczące się w Poznaniu."

Na ww. przyczyny nakładają się jeszcze sprawy typowo polskie:
  • rosnące lawinowo ceny energii elektrycznej;
  • rosnące lawinowo koszty pracy;
  • likwidacja "bramy prawnej" w postaci "wynajmu" tanich pracowników z agencji pracy tymczasowej;
  • rosnąca pozycja dostawców, którzy już nie robią dla sieci "najtańszych na świecie produktów" z zapłatą w "najdalszym możliwie okresie" za te produkty;
  • zmiana mentalności klientów wraz ze zmianą pokoleniową — ukierunkowanie na produkty "lepszej marki" zamiast tego, w czym większe i mniejsze sklepy specjalizowały się od lat, czyli "najniższej ceny".
    Dane COIG

Te czynniki wpływają na to, że większe centra i sieci mniejszych sklepów poszukują jakiejś nowej ścieżki "niskich kosztów", tu znów za Business Insider:
"Sklepy, w których nie ma tradycyjnych kas i kasjerów, to nie przyszłość, ale coś, z czym możemy się spotkać. Zarówno Amazon, jak i stacjonarne sieci handlowe testują takie rozwiązania. Plany wobec sprzedaży w modelu grab&go ma też sieć Żabka."

No... nie wiem, czy branża sama sobie nie strzela w stopę. Młodzi i tak kupują w "internetach", a nieco starsi, a zwłaszcza mocno starsi ludzie to core business handlu stacjonarnego, przynajmniej poza ciuchami. Choć kto wie, czy poza? A starsi klienci mają często ogromne problemy z obsługą kas — jak wskazuje nazwa — samoobsługowych. Wielu z nich poci się na myśl o obsłudze bez kasjera, wielu z nich też nigdy w życiu nie miało karty płatniczej. 

Co z tego wyniknie? Ano pożyjemy, zobaczymy. Ja przypuszczam, że padnie jeszcze kilka marek, a reszta ... docelowo na tym zarobi. Po prostu rynek się wyczyści z hazardzistów (ci, co postawili tylko na taniochę i tylko na życie na koszt dostawców), z frajerów (ci, którzy nie znają swojego klienta) oraz z biedaków (na tym rynku to ci, którzy nie mają wielosetmilionowej poduszki kapitałowej). 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz