sobota, 31 marca 2018

Życzenia

Wesołych Świąt Wielkanocnych dla wszystkich Czytelniczek i Czytelników Blogu o ekonomii, sporcie i obyczajach!

Z prasy. Duda robi prezent Dudzie i psuje standardy zawodowe

Jak donosi Gazeta Prawna "Prezydent Andrzej Duda podpisał ustawę, zgodnie z którą osoby wybrane przez pracowników do rady nadzorczej spółki Skarbu Państwa lub grupy kapitałowej nie będą musiały m.in. spełniać wymogu posiadania wyższego wykształcenia - poinformowała w czwartek Kancelaria Prezydenta RP."

Niestety decyzja prezydenta Dudy, stanowiąca de facto ukłon i prezent w kierunku prezesa Dudy, wpisuje się w proces systematycznego psucia standardów zawodowych:
  • aktem pierwszym było zniesienie przez ministra Gowina jakichkolwiek wymogów wobec osób prowadzących usługowo księgi rachunkowe;
  • aktem drugim było zniesienie przez ministra Gowina jakichkolwiek wymogów wobec osób prowadzących zawodowe pośrednictwo o obrocie nieruchomościami;
  • aktem trzecim jest właśnie podpisana ustawa przez prezydenta Dudę;
  • czekamy jeszcze na akt czwarty, czyli zwolnienie pozostałych (jest taki pomysł: zamiast zdawać egzamin w ministerstwie, zapłać za em-bi-eja i dostaniesz uprawnienia) osób z trudów zdawania jakże wymagającego egzaminu do rad nadzorczych.
Ustawy Gowina okazały się błędem. To już dziś wiemy. Swego czasu w latach strukturalnego bezrobocia pan minister postanowił się przypodobać młodym ludziom i wmówił im, że dzięki "otwarciu zawodów" być może będą mieli szansę na pracę. Skończyło się kilkoma latami prób prowadzenia nieudanych biznesów księgowych i nieruchomościowych oraz zupełnym obniżeniem bezpieczeństwa klientów, co dla laika wydawało się oczywiste od początku. Księgowa po gastronomii i pośrednik w obrocie nieruchomościami po mechanice samochodowej okazali się być niebezpiecznymi dla kupujących ich usługi. Z tego, co słyszałem, dziś rząd i organizacje zawodowe zastanawiają się nad przywróceniem pewnych standardów w tych zawodach.

Skąd wzięła się zmiana legislacji właśnie zaakceptowana przez prezydenta? Otóż osoby "wybrane" przez załogę (to taka pozostałość ustawy o prywatyzacji i komercjalizacji) otrzymywały rok na zdanie egzaminu i standardowo miały z tym wielki problem. Po czym ... traciły nieźle płatne fuchy. Powyższe stanowiło tez problem dla organizacji związkowych (bo przecież to one wybierają "przedstawicieli załogi"), musiały one bowiem zamiast "pana Stasia" wynajmować dosłownie osoby posiadające uprawnienia.

Z drugiej strony być może kończymy z pewną fikcją. Kodeks przydziela radom nadzorczym szczególne role i szczególną pozycję. Tymczasem w rzeczywistości państwo jako właściciel zarządza swoimi spółkami raczej "bezpośrednio" przez ministrów i żadne rady nadzorcze nie są mu potrzebne. To tylko fikcja i miejsce dodatkowego zarobku dla wskazanych osób. Tylko w takim przypadku zamiast obniżać standardy personalne na wzór Stalina, może warto po prostu rady nadzorcze w spółkach państwowych zlikwidować.

Nie warto się uczyć w dzisiejszym świecie!


Recenzja. WieśMac w teatrze

W ramach ukulturniania miałem okazję pójść do teatru. Nie, nie do Teatru Marzeń*, tylko do prawdziwego teatru, takiego, gdzie grają sztuki.

Tym razem dosłownie grali, tańczyli i śpiewali, a sztuka okazała się tak zwaną rock-operą o nazwie Jesus Christ Superstar.

Jeszcze przed wyjściem zaskoczyło mnie kilka spaw:
  • po pierwsze: bilety do teatru były droższe, niż na mecze ligowe;
  • po drugie, najtrudniejsze: do teatru nie można iść w dresie, nawet marki Adidasa;
  • po trzecie: mimo, że to rock-opera, pogo jest dozwolone tylko dla artystów, nie dla publiczności;
  • po czwarte: publiczność siedzi cicho, nie śpiewa i nie obraża ani graczy, ani tych ludzi z innego sektora, czytaj: drugiej strony balkonu;
  • po piąte: jest jednak pewna kwestia stanowiąca o tym, że jest jak na meczu - otóż scenariusz sztuki i wynik końcowy jest doskonale wszystkim znany, coś tak jak w polskiej ekstraklasie.
Abstrahując od powyższego, było w tym teatrze na tej sztuce parę rzeczy, które bardzo mi się podobały:
  • Jezusem był "nowy" Rysiek, czyli aktualny wokalista Dżemu;
  • gość, który grał Judasza, był doskonały w swojej roli;
  • także rola Marii Magdaleny absolutnie nie przerosła wykonawczyni;
  • szczególną sympatię moją i wydaje mi się, że całej męskiej części publiczności wzbudzały wygibasy skąpo odzianych członkiń sekcji baletowej Teatru Rozrywki;
  • widownia była absolutnie zapełniona, nie to co na meczach Śląska lub Lechii - obawiam się, że świadczy to też niestety o tym, że "telewizja Kurskiego" nie daje wystarczającej rozrywki i ludzie w poszukiwaniu odpowiednich wrażeń szukają alternatyw;
  • kawa w barze była doskonała.
Niestety dało się wychwycić też ze trzy mankamenty:
  • scenarzysta zepsuł świetną scenę, czyli odgrywanie zepsucia w "stajni Augiasza" - mogła ona trwać zdecydowanie dłużej, tymczasem wkroczył "nowy Rysiek" - to znaczy Jezus - i piękną scenę niestety rozpędził;
  • można też pomyśleć nad innym zakończeniem, to jest bowiem bardzo smutne (samobójstwo Judasza, ukrzyżowanie Jezusa) i publiczność wychodzi z teatru w takim sobie nastroju;
  • w ramach wygaszania sporu z Unią Europejską i promocją równouprawnienia można wprowadzić więcej ról damskich, bowiem ta jedyna wyrazista dotyczyła kobiety lekkich obyczajów.
W związku z powyższym stwierdzam, że po dokonaniu drobnych korekt w scenariuszu sztuka może uzyskać ocenę maksymalną.

*) Teatr Marzeń to nieoficjalna nazwa stadionu klubu piłkarskiego Manchester United

środa, 28 marca 2018

Miałem rację. Mamy siedem lat tłustych

Trzy lata temu pisałem:

"U zarania nowego roku spróbuję odpowiedzieć na pytanie, które często próbują mi zadawać na kursach zwłaszcza młodzi ludzie: "Pan obserwuje zjawiska w naszej gospodarce, niech pan nam powie, kiedy wreszcie będzie lepiej?". Te pytania zresztą znacznie lepiej niż "Dziennik Telewizyjny", o przepraszam ... dziś to nazywa się "Fakty", oddają stan naszej gospodarki.
Ponieważ ja uważam, że zjawiska ekonomiczne w dłuższym okresie czasowym zawsze dążą do stanu równowagi, więc jeśli w jakiejś dziedzinie podaż przewyższa popyt, po jakimś skromnym czasie to się zmieni.
(...)
Stąd zresztą wynikają tak zwane cykle koniunkturalne. Dotyczy to praktycznie całej gospodarki. O ile w latach 2007-2008 mieliśmy w Polsce namiastkę rynku pracownika, tak teraz mamy ewidentnie rynek pracodawcy. Świadczą o tym zachowania ludzi, którzy jakoś bardzo rzadko z własnej woli zmieniają miejsce zatrudnienia. Mało kto dziś odważnie wkracza do gabinetu szefa i mówi: "Wkurzasz mnie, znalazłem lepszą pracę, zwalniam się!".
Jeśli jednak przyjmiemy, że w gospodarce występują naturalne cykle, raz lepiej, raz gorzej, jeśli ponadto jako cezurę przyjmiemy bardzo charakterystyczny rok 2008, z aferą opcyjną oraz aferą franko-hipoteczną w tle, z pierwszymi bankructwami, z upadkiem zaufania do banków i systemu finansowego (bankructwo LB w USA), no i jeśli przyjmiemy biblijne siedem lat chudych i siedem lat tłustych jako zasadę (mniej więcej sprawdza się w gospodarce), wówczas możemy znależć odpowiedź na tytułowe pytanie.
(...)
Kiedy więc będzie lepiej tu, u nas, w kraju? Już niedługo moi drodzy młodzi ludzie, wystarczy tylko trochę cierpliwości. Wg moich obliczeń "dno" nastąpi w b.r., a gospodarka naprawdę rozwinie się już około 2020 roku, a coś koło 2022 będziemy mieli boom. Moi drodzy, te kilka lat to naprawdę na przestrzeni dziejów jakaś mała chwila. Poczekajcie! Nie uciekajcie!"
Prognoza z 2015 r.

Link do artykułu TUTAJ!


No i jest 2018 i mamy dziś w Polsce ... rynek pracownika.
Fakty na dziś

Z drugiej strony widać już wiele sygnałów, że szczyt koniunktury się zbliża. Mogą nadejść trudniejsze czasy, co stawia pod znakiem zapytania liczne zapędy fiskalne (rynek mocy, PPE) oraz inwestycyjne (lotnisko marzeń, elektrownia atomowa) naszego patriotycznego rządu. Wszystkie te drogocenne pomysły mogą paść wobec ... przyziemnego braku kasy. Warto dziś apelować do rządzących, aby w swych pomysłach "dla naszego dobra" i innych zapędach zakładali, że koniunktura może się wkrótce skończyć.

Ale na razie cieszmy się z rynku pracownika. Dzięki temu (oraz rzuceniu pieniędzy na rynek poprzez programy socjalne) likwidowane są obszary strukturalnej biedy w Polsce.

sobota, 24 marca 2018

Niestniejące dziś państwa... Cz. III (ost.) - Czechosłowacja

Flaga Czechosłowacji i dzisiejszych Czech
Czechosłowacja to państwo istniejące w latach 1918–1938 i 1945–1992. W porównaniu z Jugosławią i jej burzliwym rozpadem, o rozwodzie Czechów i Słowaków w zasadzie to nie ma co pisać. Czechosłowacja rozpadła się chyba, ot tak, z nudów i na bazie wówczas obowiązującej mody. Dziś ani Czesi, ani Słowacy nie potrafią podać konkretnych przyczyn, żyją ze sobą nadal bardzo dobrze, jak brat z bratem i gdyby tak urządzić referendum na temat ponownego połączenia, to kto wie.

Od nas, Polaków, rozpad Czechosłowacji wymusił rozróżnienie Czechów od Słowaków, co zasadniczo jest niezwykle trudne, bo - poza drobnymi korektami - mówią w zasadzie tym samym językiem. Co zasadniczo różni Czecha od Słowaka? W zasadzie to tylko ... historia. Czechy i Morawy (rozumiane dziś, jako Czechy) były historycznie w strefie wpływów austriackiej lub niemieckiej, a Słowacja - węgierskiej i w małej części polskiej (Orawa). Poszły za tym zwyczaje, style zachowań i przede wszystkim chyba kuchnia.

Rozpad Czechosłowacji wymusił najpierw postawienie jakże irytujących dla Czechów, Słowaków i ... Polaków budek granicznych, w tym także tę w najciekawszym chyba historycznie miejscu: Mostach koło Jabłonkowa. Miasteczko to było zlokalizowane przed wojną przez kilka miesięcy na terenie II RP, i tamże nastąpił ... przedwczesny atak Wermachtu na Polskę. Hitler rozkazy ataku odwołał, te wieści nie dotarły jednak do oddziału szturmującego Mosty. Dziś w "przygranicznych" Mostach mieści się całkiem zgrabny, choć niewielki, ośrodek narciarski, bardzo popularny wśród ... polskich narciarzy. Dziś, na szczęście, budki graniczne zostały już zdemontowane. A mowę tam mają taką całkiem śląską, czyli po prostu "godajom". Ale dziś, grubo ponad ćwierć wieku po rozpadzie Czechosłowacji, wielu naszym rodakom się nadal mylą te kraje i przynależność poszczególnych miast i miasteczek do nich.

Warto wiedzieć, że Czechosłowacja posłużyła Hitlerowi do testowania reakcji Zachodu. A ponieważ jej praktycznie nie było, skończyło się rozkawałkowaniem tego kraju i w konsekwencji wielką wojną światową. Kto wie, czy gdyby nie inna była reakcja polityków w Monachium, czy Adiego nie dałoby się powstrzymać?

Ale do rzeczy. Czechosłowacja (komunistyczna) mojej młodości to między innymi:
  • brudna i zasmrodzona od przemysłowych pyłów Ostrawa;
  • czerwone hasła na każdym rogu i moście, w tym przewodzące: "Po vše časy z Sovietskym Svazem";
  • bardzo niemrawi obywatele, jeżdżący swoimi škodami absolutnie przepisowo, na każdym rogu czyhali (za krzakami) bowiem goście z radarami;
  • sklepy wyposażone w narty marki Sulov - wówczas hit na naszym rynku;
  • sklepy spożywcze wyposażone w komplecie w małe bary z pysznymi tanimi sałatkami;
  • długie kolejki wjazdowe do Czechosłowacji w Cieszynie.
Czym zasłynęła na świecie komunistyczna Czechosłowacja. Wydaje się, że głównie aksamitnym buntem (znów nasi południowi sąsiedzi nie zamierzali się z nikim bić, ani do nikogo strzelać) tłumionym (w teorii, bo nie było czego tłumić) przez nie tylko radzieckie, ale i polskie wojska. Wydaje się też, że pewnymi osiągnięciami sportowymi, w tym przede wszystkim mistrzostwem Europy w piłce nożnej na turnieju w ... Jugosławii, z finałem w Belgradzie. W podstawowym czasie meczu był remis 2-2, a w karnych decydujący strzał (jakże słynny) wykonał Antonin Panenka.

Ponadto Czechosłowacja ma dwa srebrne medale z mistrzostw świata i jeszcze na dokładkę brązowy medal z innych mistrzostw Europy. Przez lata była też czołową (medalową) drużyną świata w hokeju na lodzie. Po rozpadzie futboliści Czech potrafili zdobyć wicemistrzostwo Europy, a hokeiści tego kraju - mistrzostwo świata. Z kolei Słowakom udało się w hokeju wygrać mistrzostwo olimpijskie.

Na podziale Czechosłowacji chyba lepiej wyszli "przemysłowi" Czesi. Dziś to mały i dość bogaty kraj. Z wyższymi pensjami i niższym bezrobociem, niż w Polsce. Problemem współczesnych Czech jest ... brak pracowników do ichniejszych fabryk. Z kolei "turystyczni" Słowacy mieli więcej pecha. Najpierw rozwój kraju zatrzymał niemal dyktatorski okres rządzenia Mečiara, potem była dekada "tłusta", aż rozwój kraju powstrzymało ... przyjęcie euro. No i dziś Słowacy mają zachodnioeuropejskie ceny w sklepach oraz nadal wschodnioeuropejskie zarobki.

Krzywa Laffera głupcze!

Przez kraj przewija się dyskusja o podatkach, parapodatkach, ich uciążliwości, ewentualnie ich "uszczelnieniu", cokolwiek to oznacza. Czasem mam wrażenie, że wszyscy uczestnicy uczyli się w szkole tylko matematyki, używają do swoich obliczeń arkusza kalkulacyjnego i prostego równania: dochód razy stawka i zapominają o ... krzywej Laffera.

Tymczasem EKONOMIA to nie MATEMATYKA. Fakty (z badań przeszłości) są następujące:

Żródło: dane GUS

Nieistniejące dziś państwa... Cz. II - Jugosławia

Flaga Jugosławii
Idea utworzenia państwa Słowian południowych była realizowana stopniowo. W 1918 roku - po I wojnie światowej - powstało Królestwo Serbów, Chorwatów i Słoweńców, od 1929 roku zwane oficjalnie Jugosławią. Potem różnice w postrzeganiu świata narodów jugosłowiańskich brutalnie obnażyła II wojna światowa. Z kolei od 1945 udała się - co prawda pod zarządem komunistów - idea pełnego połączenia wszystkich ziem jugosłowiańskich (z hymnem łudząco podobnym do ... Mazurka Dąbrowskiego), a nawet po części obcych - Istria (i część Słowenii) historycznie należała do państw dziś identyfikowanych, jako włoskie.

Spoiwem istnienia Jugosławii był Josip Broz Tito - syn Chorwata i Słowenki. Tito rządził socjalistyczną Jugosławią od jej założenia do własnej śmierci w 1980 roku w Lublanie. Tito stworzył w Jugosławii autonomiczny świat między dwoma blokami - zachodnim i wschodnim - taki pół-socjalizm. Było to możliwe dzięki szybkiemu odcięciu się od władzy Stalina, co pewnie wymagało posiadania nieco cywilnej odwagi. Stąd jugosłowiańska dyktatura Tito była własna, swojska i niezależna od Moskwy. Nie da się ukryć, że przyniosło to Josipowi dużą popularność w całym kraju, a jeszcze dziś powstałe z rozpadu Jugosławii kraje czczą go niezależnie jako ... własnego bohatera. Dobrze o nim mówią nawet ... Serbowie i Chorwaci.
Kumrovec (dziś Chorwacja). Miejsce urodzenia Tity

Oczywiście jugosłowiańska dyktatura miała swoje ciemne strony, w tym obozy stworzone dla przeciwników władzy. Z drugiej strony żaden inny socjalistyczny kraj nie był tak otwarty na Zachód i zachodnich turystów. Stąd i poziom życia obywateli Jugosławii był znacząco wyższy, niż obywateli innych krajów socjalistycznych. Ot, taki pół-kapitalizm na oceanie socjalizmu.
Ulotka parku narodowego na wyspie Brijuni - niegdyś rezydencji Tity

Idea spojenia narodów (a niektórzy twierdzą, że jednego narodu) jugosłowiańskich była bardzo trudna w realizacji. Na przeszkodzie stały naturalne przeszkody: religijne, historyczne, polityczne i nawet piśmiennicze. Słoweńcy i Chorwaci są katolikami. Serbowie, Czarnogórcy i Macedończycy wyznają prawosławie. Bośniacy są muzułmanami. W ślad za tym idą sympatie: Chorwatów do Niemców, Serbów do Rosjan, itd., itp. Ticie się udało to jakoś posklejać. Udało mu się nawet więcej. Obywatele tego kraju zaczęli się przedstawiać jako Jugosłowianie. Zagranica też zapomniała o wcześniej istniejących podziałach.

Nad Adriatyk jeździło się na wczasy do Jugosławii, a nie do Chorwacji. Kraj miał swoją siłę na arenie międzynarodowej i był jednym z większych w Europie. Polacy w l. 80. XX w. masowo - oczywiście jak na owe czasy - jeździli nad Adriatyk. I tam zastawali trochę inny świat, niż w kraju. Więcej wolności, więcej przedsiębiorczości i więcej bogactwa. Jugosławia, jak na nasze standardy, była krajem bogatym. Głownie dzięki ... Niemcom, bo oni od "zawsze" stanowili awangardę turystów nad Adriatykiem.

Jugosławia była też mocna sportowo. Silna była reprezentacja piłkarska, silne było kilka klubów. A najmocniejsza była w koszykówce. W końcu przez lata najsilniejszym klubem na kontynencie była Jugoplastika Split z Tomislavem (Toni) Kukociem w składzie.
Wspomnienie Kukocia w Splicie

Wraz ze śmiercią Tity spory między narodami [powstaje wątpliwość, czy mowa o odrębnych narodach, gdyż praktycznie prawie wszyscy posługiwali się ... tym samym językiem, choć pisownia była różna] odżyły na nowo. A z pełną siłą wybuchły po upadku komunizmu w Europie. W dodatku w interesie mocarstw było osłabienie i rozbicie Jugosławii, silnego gracza na mapie. Jugole zostali podjudzeni i ... sami się wzięli za łby. Rozpad tego państwa był najbardziej burzliwy ze wszystkich innych w Europie. Skończył się specyficzną wojną, w której wojska mordowały i wypędzały cywilów, a same niezbyt ochoczo kwapiły się do otwartej walki, która przecież mogła być ... trochę niebezpieczna. A międzynarodowe kontyngenty się tym zabawom przyglądały. Symbolem takiej postawy stała się Srebrenica.

W efekcie Jugosławia rozpadła się kompletnie, na kraje mające swą podmiotowość wcześniej oraz nowe "bękarty wojny", w tym takie curiosum, jak Kosowo, a na całej zabawie najgorzej wyszła ... "stołeczna" Serbia, niegdyś bardzo bogata dzielnica Jugosławii, dziś okrojona i zrujnowana. Co pozostało z dawnej Jugosławii i jej względnego dobrobytu? Kraj rozpadł się na następujące swoje dzieci:
  • w miarę niezależną i dobrze dziś prosperującą Słowenię;
  • turystyczną Chorwację, z oceanami bogactwa (nad morzem) i biedy (daleko od morza);
  • biedną i skazaną na wsparcie Rosji Serbię;
  • quasi-państwo Bośnię i Hercegowinę - podzieloną na część serbską, chorwacką i bośniacką;
  • oderwaną od Serbii małą turystyczną Czarnogórę;
  • zasiedlaną coraz skuteczniej przez Albańczyków Macedonię;
  • oraz państwo-pretekst* Kosowo.
Co pozostało po Jugosławii?

Jeśli dziś lub w niedalekiej przyszłości doszłoby do kolejnych przetasowań granic w Europie, na pewno obecny kształt pojugosłowiański nie miałby szans na przetrwanie. Małe słabe państewka, z problemami wewnętrznymi i z licznymi roszczeniami zewnętrznymi, raczej nie przetrwają w komplecie następnej burzy. W końcu, jakby co, to analizując główne roszczenia:
  • Istria i Słowenia są włoskie;
  • Wojwodina jest węgierska;
  • Bośnia jest pół-serbska i pół-chorwacka;
  • Inne zdanie mają na temat Bośni bośniaccy muzułmanie;
  • Krajina jest serbska;
  • Czarnogóra, Macedonia i oczywiście Kosowo są albańskie;
  • A zdaniem Serbów Kosowo jest serbskie.
Parodią dzisiejszych czasów jest uznanie przez świat dwóch języków urzędowych: serbskiego i chorwackiego. Oczywiście Serb z Chorwatem nie mieliby żadnego problemu z porozumieniem, języki te różnią się bowiem tylko ... pisownią (cyrylica i alfabet łaciński). Oczywiście dzisiaj Serb z Chorwatem po wyniszczającej wojnie nie mają najmniejszego zamiaru się w ogóle porozumiewać.

*) Uznanie Kosowa posłużyło jako pretekst Putinowi do stworzenia quasi-państewek na terenach Mołdawii, Gruzji i Ukrainy. I może stanowić pretekst dla imigrantów w przyszłości w Europie. W końcu Kosowo powstało tylko i wyłącznie dlatego, że nagle Albańczycy zaczęli stanowić tam większość. A ziemia jest z dziada pradziada serbska.

piątek, 23 marca 2018

Nieistniejące dziś państwa mojej młodości. Z punktu widzenia turysty. Cz. I - Niemiecka Republika Demokratyczna

W cyklu będzie o DDR-ze, Jugosławii oraz Czechosłowacji. Nie podejmuję się omówić tak złożonego i niedostępnego kraju, jakim był potężny ZSRR. W każdym razie dziś już nie ma na mapie żadnego kraju, z którym Polska graniczyła, jak byłem dzieckiem. Dziś odcinek I - DDR.

Niemiecka Republika Demokratyczna istniała formalnie od 7 października 1949 roku do 3 października 1990 roku. Upadła po upadku muru berlińskiego. Zresztą od początku wrzodem na jej tyłku był Berlin Zachodni - fragment "innego" świata na oceanie socjalizmu. A mur berliński istniał od 13 sierpnia 1961 roku do 9 listopada 1989 roku. Rozdzielił jedno miasto na dwa światy. Próba jego sforsowania zazwyczaj kończyła się śmiercią.

Niemiecką Republikę Demokratyczną, która - wbrew nazwie - z demokracją nie miała nic wspólnego, możemy dziś wspominać jako jedyne państwo europejskie, gdzie komunizm ... naprawdę się udał. Czym charakteryzował się DDR? Ano między innymi tym:
  • śmierdzące drogi i autostrady ze skokami na płytotece (kto jechał, wie o czym piszę);
  • na tych drogach powodujące nieznośny wspomniany smród trabanty i wartburgi - dwusuwowe wynalazki wschodnioniemieckiej motoryzacji;
  • bezpruderyjne wschodnie Niemki latem rozbierające się do rosołu niemal wszędzie, w każdym razie na pewno na każdej plaży;
  • powszechne donosicielstwo, gdzie brat kablował brata, mąż - żonę, a dzieci - rodziców; przy czym wszyscy czynili to z nadzwyczajną gorliwością;
  • nieprawdopodobne w swej skali i nastawione na wyczyn usportowienie młodzieży, przy czym dziś już znamy przyczyny di-di-erowskich sukcesów - powszechny doping; w każdym razie nie sposób było z nimi wygrać na żadnej szkolnej spartakiadzie.
DDR zbudował też najpilniej w Europie strzeżoną granicę - swą zachodnią. Granica do kraju kuzynów - Republiki Federalnej Niemiec ze stolicą w Bonn - stanowiła niezapomniany obiekt wspomnień dla każdego, kto ją przekraczał. Meandrująca droga, punkty kontroli kilometry przed granicą, płoty, czołgi i stanowiska karabinów maszynowych to coś, co musiało budzić respekt. A dziś ... jej zupełnie nie ma. Nawet formalnie. Warto jednak o niej jednak pamiętać, jadąc współczesną autostradą A4 przez Eisenach. Tamże były usytuowane niegdyś budki graniczne. Dziś w ich miejscu jest ... stacja paliw i parking.

Nie wygrasz z durniami, bo nie potrafisz posługiwać się ich strategiczną bronią: głupotą!

Cytuję za Interią:

„Od sezonu Formuły 1 2018, który rozpocznie 25 marca wyścig o Grand Prix Australii w Melbourne, z torów wyścigowych znikną młode kobiety, które ubrane w gustowne, choć kuse mundurki, stojąc przy samochodach, na specjalnych tablicach prezentowały numery startowe. Piękne hostessy były na torze zarówno przed startem, jak i po zakończeniu wyścigu, gdy swoją obecnością dodawały splendoru uroczystości wręczenia trofeów. Teraz właściciel Formuły 1 firma Liberty Media zdecydowała, że ta wieloletnia tradycja „nie odpowiada wartościom bronionym przez naszą markę i wyraźnie kłóci się z nowoczesnymi normami społecznymi”. Decyzję, która otrzymała rygor natychmiastowej wykonalności, czyli od wyścigu w Australii, ogłosił dyrektor zarządzający ds. komercyjnych w F1, Sean Bratches.”

Oczywiście F1 dba o godność wynajmowanych hostess, które ... stracą całkiem atrakcyjne zlecenie. Podobnie twórcy prawa dbającego o prawa ekspedientek nie wzięli pod uwagę, że mogą one ... stracić pracę. A w kwestii F1 bez hostess: to absurd. Szybkie samochody idą w parze z pięknymi kobietami. To pierwsze, atawistyczne i chyba najwłaściwsze skojarzenie. Generalnie wystawy samochodów wyglądają zazwyczaj tak:


Oczywiście można sobie wyobrazić McDonalda ze zdrową żywnością, Playboya bez rozebranych gwiazd (już próbowano), rząd złożony z apolitycznych fachowców, prawdomówną telewizję, piłkarzy bez żelu na głowach, mafię pruszkowską jeżdżącą fiatami seicento, czy trzeźwych muzyków z zespołów rockowych. Problem w tym, że to wszystko jest nieautentyczne i publika tego nie kupi. Jest nie tylko nieautentyczne, jest też po prostu nudne.

W podsumowaniu można stwierdzić, że każdy ma prawo robić takie głupoty, na jakie ma ochotę. Można by mu spróbować je wybić z głowy, ale zasadniczo nie da się wygrać z durniami. Dlaczego? Bo inteligentny człowiek nie potrafi się posługiwać ich strategiczną bronią: głupotą!





 

niedziela, 18 marca 2018

Onet liczy kasę Stochowi, a zapomina o kopaczach Legii

Onet liczy zarobioną kasę za sezon Stochowi: "Sumując całą kwotę, otrzymujemy ponad 294 tysiące franków oraz 170 tysięcy złotych. W przeliczeniu daje to ponad milion dwieście tysięcy złotych. Pamiętać należy również o nagrodzie za nowo utworzony turniej Planica 7, który zakończy sezon.". 

Warto by było, aby Onet raczej zajął się zarobkami kopaczy Legii - która to drużyna dysponując rekordowym budżetem w kraju, właśnie dostała w tyłek od Wisły. Przypominam, że jest w Legii co najmniej kilku piłkarzy, którzy za milion za sezon mogliby nie wyjść nawet na trening. A rekordziści kasują trzy razy tyle, co mistrz olimpijski, mistrz świata oraz zdobywca pucharu świata indywidualnie i w drużynie.

Frederich Forsyth. Fałszerz. Wiano panny młodej. Cytaty

Frederick Forsyth. Fałszerz. Wiano panny młodej. Cytaty z opowieści szpiegowskiej zamieszczam niżej.

Wspólne manewry:
"Rosjanie byli tak samo poważni jak Brytyjczycy, a może nawet bardziej. Było ich siedemnastu; każdy został starannie wybrany i sprawdzony. Kilku mówiło nie najgorzej po angielsku i nie robiło w tego tajemnicy; pięciu opanowało ten język bez zarzutu i udawało, że nie rozumie ani słowa.
(...)
Radziecki major sztabowiec przysłuchiwał się opowiadanemu przez brytyjskiego czołgistę dowcipowi i już miał wybuchnąć śmiechem, kiedy uświadomił sobie, że oficjalnie nie rozumie przecież ani słowa po angielsku i musi poczekać na przekład."

O wzajemnej wiedzy:
"W każdej stolicy rezydent KGB wie prawdopodobnie, który z Amerykanów i Brytyjczyków pełni funkcję szefa miejscowej placówki - i vice versa. Kiedyś podczas przyjęcia dyplomatycznego w Dar-es-Salaam, szef KGB podszedł z whisky i wodą sodową do kierownika miejscowej placówki SIS. 
Panie Child − powiedział z namaszczeniem. Pan wie, kim ja jestem, i ja wiem, kim pan jest. Nie powinniśmy się wzajemnie ignorować. − Wypili za to."

O uciekinierach z "raju":
"Uciekiniera trzeba zatem chronić przed nim samym; ale i przed możliwością zemsty. ZSRR, a konkretnie KGB, znane jest z tego, że nigdy nie wybacza tym, których uważa za zdrajców; jeśli to możliwe stara się do nich dotrzeć i zlikwidować."

O trudnym życiu wywiadowców:
"Wiedział, że liczący trzydzieści dziewięć lat Roth jest rozwiedziony i żyje samotnie. Agencja ma legendarny wskaźnik rozwodów. To zależy do uroków tego zawodu − mawia się w Langley."

Wykrywacz kłamstw oszuka tylko człowiek żyjący w państwie pełnym kłamstw:
"Doszliśmy do wniosku − przeczytał − że są wśród wschodnich Europejczyków osobnicy, którzy potrafią, kiedy tylko chcą, przejść pozytywnie test za pomocą wykrywacza kłamstw. Amerykanie nie potrafią dobrze kłamać, ponieważ wychowuje się ich w atmosferze poszanowania dla prawdy i kiedy kłamią, łatwo to stwierdzić. Okazuje się jednak, że wobec licznych Europejczyków [czyt. wschodnich] wykrywacz kłamstw okazuje się bezradny."

Fantastyczny numer Fidela. Eksport "uchodźców". Nic nie zdarza się dwa razy?:
"Zarabiał na życie jako handlarz narkotyków i morderca do wynajęcia. Wcześniej był w swoim żałosnym życiu jednym z marielitos − Kubańczyków, których wspaniałomyślnie "uwolnił" w swoim czasie Fidel Castro, wyprawiając na Florydę z portu Mariel wszelkich kryminalistów, psychopatów, pederastów i wykolejeńców zapełniających kubańskie więzienia i domy wariatów. Ameryka dała się wywieźć w pole i wszystkich ich przyjęła."

sobota, 17 marca 2018

Interesujący cytat

Kadr z filmu Przyjdź i zgiń
Stopklatka wznawia ekranizacje dzieł Agaty Christie. Dziś padło na Przyjdź i zgiń. W opowieści znalazł się niezwykle interesujący cytat:

"Nie ufam ludziom, którzy czytają albo piszą książki. Przez takich jak oni świat tkwi w chaosie!"

Muszę przyznać, że nie tylko czytam książki, ale nawet - o zgrozo - parę napisałem, kilka sam, a ze dwie w kooperacji.
Jedna z moich książek

Muszę dodatkowo przyznać, że ja ... uwielbiam chaos. W ogóle ludzkość (a zwłaszcza jej kreatywni przedstawiciele) charakteryzuje się wysoką umiejętnością tworzenia chaosu i następnie poruszania się w tym chaosie. A ja lubię ludzi kreatywnych. Za to nie przepadam za porządkiem i ludźmi uwielbiającymi tenże porządek. Tacy ludzie potrafią tworzyć państwa totalitarne. Porządek panował niegdyś w III Rzeszy. Porządek panował niegdyś w ZSRR za czasów Stalina. Porządek panuje współcześnie w Korei Północnej. Serdecznie dziękuję za taki porządek.

Dlatego lubię takie kraje, jak Turcja, Włochy, Grecja lub Hiszpania. Tam nie ma porządku. Na przykład uwielbiam jeździć samochodem po miastach, miasteczkach i odludziu w Turcji, ponieważ ... panuje tam na drogach totalny chaos i nikt nie przestrzega przepisów. Dzięki temu jeździ się tam ... bardzo sprawnie i bardzo dobrze!

Uwielbiam też kreatywność Włochów, którzy w nosie mają przepisy unijne i unijne standardy. Tylko we Włoszech ludzie oficjalnie palą pod znakiem "zakaz palenia". Tylko we Włoszech możliwa była taka sytuacja, gdzie przekraczam linię ciągłą, walę niemal pod prąd i zatrzymuję się przy samochodzie tamtejszej policji przy znaku "zakaz zatrzymywania":
- Ciao, Panowie, jak dojechać do centrum?
Na co opaleni panowie w okularach Schwarzeneggera na oczach i z pełnym uśmiechem na ustach:
- Proszę jechać w tamtym kierunku, o tam, jeszcze z kilometr!

Meandry historii. Oby znów nie rządzili nami durnie!

Wczoraj minęła praktycznie bez echa jedna z ciekawszych rocznic. Otóż 79 lat temu (dokładnie 16 marca 1939 roku) dokonał się rozbiór Czechosłowacji poprzez jego ostatni akt - utworzenie niemieckiego Protektoratu Czech i Moraw. W czasie między "Monachium" i marcem 1939 roku Czechosłowacja była sukcesywnie rozkawałkowywana wewnętrznie (Słowacy) i przez ościenne kraje, najpierw oficjalnie chcące chronić swoje mniejszości narodowe, potem już tylko używające argumentacji o "nieistniejącym już państwie".
- Co robił polski patriotyczny rząd w obliczu tak namacalnie zbliżającego się niebezpieczeństwa ze strony agresywnego państwa niemieckiego? - wypadałoby zapytać!
- Otóż polski patriotyczny rząd ... ramię w ramię z Hitlerem wziął udział w podziale łupów, zajmując w październiku 1938 roku Zaolzie! - brzmi odpowiedź.

Niestety rządzili Polską wówczas durnie, którzy kompletnie nie dostrzegali niebezpieczeństwa. Ci sami durnie kompletnie nie przewidzieli później niebezpieczeństwa kolejnego, czyli agresji ze strony ZSRR rozpoczętej 17 września 1939 roku. Trzeba trafu, że Stalin posłużył się wówczas podobną argumentacją do wcześniejszej dotyczącej rozbioru Czechosłowacji, że "państwo Polskie przestało istnieć"!

Znamienny jest znaleziony fragment artykułu sprzed paru lat z Newsweeka:
"W końcowym rachunku wydawać by się mogło, że Józef Beck odniósł wielki sukces, bo osiągnął wszystkie zamierzone cele. Jednak szef polskiego MSZ, podobnie jak oficerowie kierujący „Dwójką”, zupełnie nie dostrzegł rzeczy oczywistej dla Adolfa Hitlera. Niszcząc Czechosłowację, Niemcy wdzierali się do Europy Środkowej z takim impetem, że ani Węgry, ani Rumunia nie odważyły się już otwarcie wspierać Polski. Co gorsza, Rzeczpospolita została po upadku Czech okrążona i stanęła przed wyborem: ulec żądaniom Hitlera, godząc się na rolę państwa satelickiego, lub zaryzykować wojnę i własną zagładę. Gdy rodziła się ta alternatywa, minister Beck, szef „Dwójki” płk Pełczyński oraz ich współpracownicy z takim zapałem kopali grób Czechosłowacji, że zupełnie nie zauważyli, że przy okazji kopią mogiłę własnemu państwu."

A Kuryer Codzienny głosił radośnie 5 października 1938 roku:
"W nowej dzielnicy Polska otrzymuje ponadto wielkie huty żelazne, wielkie stalownie i fabryki metalurgiczne w Trzyńcu!"

Otrzymała, to fakt. Na kilka miesięcy!

piątek, 16 marca 2018

Narty są sportem niebiezpiecznym

Oczywiście narty są sportem niebezpiecznym. GOPR w tym sezonie informuje o rekordowej ilości wypadków i kontuzji. Na ten fakt złożyło się kilka czynników, w tym przede wszystkim:
  • zdecydowanie większa, niż w ubiegłych sezonach, liczba narciarzy (narty to sport drogi) - jako efekt dobrej koniunktury gospodarczej;
  • polski zwyczaj przeładowywania tras dzięki budowie nowoczesnych wyciągów;
  • ograniczona ilość dostępnych tras (w zasadzie chodzą tylko te naśnieżane) z powodu małej ilości śniegu i tylko krótkich okresów mrozu,
  • trudne warunki narciarskie.
Ale czym innym jest naturalna skłonność do ryzyka narciarzy i ich indywidualny wybór dnia (w weekendy jest zawsze tłoczniej), pory dnia (analogicznie w dzień) i ośrodka oraz tras, a czym innym sytuacja, która miała miejsce w Gruzji. Tamże: "doszło do awarii wyciągu narciarskiego. Sytuacja była bardzo niebezpieczna, osiem osób zostało rannych. Świadkowie twierdzą, że to cud, że nie ma ofiar śmiertelnych. Nie wiadomo co było przyczyną awarii. W pewnym momencie wyciąg zaczął pracować bardzo szybko i przestał zwalniać w miejscu wysiadania pasażerów. Kolejne krzesełka miażdżyły się nawzajem. Ludzie zaczęli wypadać z krzeseł jak wystrzeliwani z katapulty. Dzięki szybkiej reakcji świadków nie doszło do większej tragedii – zaczęli alarmować kolejnych pasażerów, by wyskakiwali z ławeczek."

Artykuł z filmikiem: TUTAJ

czwartek, 15 marca 2018

"Donald matole! Twój rząd obalą kibole!" Obalili. A teraz na nich przejedzie sie kolejny rząd

Pamiętamy sprzed kilku lat nośne hasło z trybun: "Donald matole! Twój rząd obalą kibole!" Obalili. A teraz wszystko wskazuje na to, że na tych samych kibolach przejedzie się kolejny rząd. Ten sam, który kiboli przyjął, jako swoich, z pełnym dobrodziejstwem inwentarza. Wystarczyło kilka patriotycznych akcji, transparentów i opraw, aby poważni ludzie na poważnych stanowiskach uwierzyli, że mają do czynienia z prawdziwymi i odpowiedzialnymi patriotami.

Po czasie się okazuje, że założenie to oparte było na bardzo wątłych podstawach. A part z kibolami okazał się przymierzem obarczonym skrajnym ryzykiem. Zresztą, trzeba być kompletnym durniem, albo kompletnym cynikiem, aby znając to środowisko, przyszłych problemów nie dostrzegać. Tłumacząc to ludziom nieobeznanym z faktami, trzeba zaznaczyć, że kibole to nie do końca grzeczne środowisko. Ale za to niezwykle karne wobec swoich liderów, niezwykle solidarne wobec własnej grupy i całkowicie gardzące innymi ideałami, niż własne, w tym także ... zwykłymi kibicami. W ten sposób mogą być cenną grupą wyborców, ale za to bardzo dla potencjalnego sponsora niesforną. Jeśli przez jakiś czas są grzeczni, może to wynikać z jakiejś taktyki nastawionej na określone korzyści. Ale po czasie prawdziwa natura musi znaleźć swoje ujście. Nie ma innej możliwości.

No i wypłynęła w tym sezonie, choć sygnałów ostrzegawczych nie sposób było nie dostrzec wcześniej. W końcu kibole rozrywają swoje własne mecze, a wyniki sportowe ich w ogóle nie interesują. Stąd załamywanie rąk nad losami swojej drużyny przez piłkarzy i prezesów może zostać odebrane tylko i wyłącznie jako słabość. A słabych frajerów trzeba ogolić. I mamy efekt:
  • bezkarne wyczyny kibiców Legii w europejskich pucharach, skutkujące karami dla klubu;
  • przerwanie meczu przez kibiców GKS-u Katowice podczas derbów z Ruchem w momencie, gdy ich drużyna zaczęła odrabiać straty z I połowy;
  • atak kibiców Cracovii odpalonymi racami w trakcie derbów z Wisłą na kibiców rywala, co doprowadziło do praktycznego zamknięcia stadionu;
  • atak kibiców GKS-u Katowice (pewnie tych raczej futbolowych) na meczu hokejowym z GKS-em Tychy na ławkę i zawodników rywala, co jest w tej dyscyplinie wyczynem niespotykanym;
  • udział bramkarza Górnika w bójce kibiców tego klubu z kibicami Śląska Wrocław;
  • przerwanie meczu przez kibiców Piasta (stanowiący niemal powtórkę sprzed lat, tylko wówczas rywalem był Ruch) w derbach z Górnikiem przy stanie 1-0 i efekcie walkower dla rywala i utrata niemal pewnych 3 punktów;
  • atak kibiców Zagłębia Sosnowiec po meczu koszykarskim II ligi na kibiców Pogoni Nowy Bytom.
Aż chce się parafrazować żartem: "Mateusz matole! Twój rząd położą kibole!"

A pakt z kibolami okazuje się z biegiem czasu coraz bardziej ryzykowny, dziś już gdzieś na granicy kończącej się tolerancji sponsora. I kończącej się tolerancji właścicieli interesów piłkarskich. Może się okazać, że za chwilę nawet TV "Kura" ramię w ramię z TVN-em zacznie pomstować na kiboli. A, jak rząd zadrze z kibolami, może być ciekawie. W końcu mamy do czynienia ze środowiskiem - przypominam - niezwykle karnym wobec swoich liderów, niezwykle solidarnym wobec własnej grupy i całkowicie gardzącym innymi ideałami, niż własne.


środa, 14 marca 2018

Dziękujemy prezesowi Jastrzębskiemu za zmiłowanie. Ale w tle jest twarda ekonomia

Cytuję za money.pl:
"Grupa Lotos jest gotowa pokryć opłatę emisyjną, jaką proponuje Ministerstwo Energii w wysokości  80 zł od 1000 l w nowelizacji ustawy o biokomponentach i biopaliwach ciekłych, wynika z wypowiedzi prezesa Marcina Jastrzębskiego.
"Opłata emisyjna jest tak znikoma, że mamy odwagę wziąć ją na siebie" - powiedział Jastrzębski podczas konferencji prasowej. Jego zdaniem, jednak jest za wcześnie na takie rozważania, gdyż ustawa jest na wczesnym etapie legislacji.
Wyniki grupy kapitałowej Lotos za bankier.pl

Niniejszym stwierdzam, że ja bardzo cenię sobie odważnych menedżerów. W końcu godziwych pieniędzy raczej nie otrzymują oni przecież za "wykonywanie poleceń". Niestety jego odwaga, wierzę w to, że szczera, nie idzie w parze z prawami ekonomii. A te mówią, że w świecie biznesu nie ma "prezentów". W związku z tym prezes Jastrzębski ma wybór: buchnąć tę kasę klientom, albo swoim akcjonariuszom. Innej opcji niestety nie ma. A głównym akcjonariuszem Lotosu jest pośrednio państwo. W związku z czym buchnięcie tej kasy akcjonariuszom byłoby, przynajmniej w ponad 50 proc., przelaniem z jednej kieszeni do drugiej, ale należącej do tego samego właściciela. Oczywiście w całej tej zabawie nie chodzi tylko o to, lecz o numer już drzewiej przećwiczony przez rząd Tuska. Czyli wprowadzenie parapodatku na dobrze zarabiające, ale notowane na giełdzie firmy, vide "podatek od KGHM-u" wprowadzony w 2012 r. W ten sposób można zamiast wypłaty dywidendy, co wiązałoby się z doprawdy trudną do akceptacji decyzją o jej przeznaczeniu także dla mniejszościowych akcjonariuszy, puścić kasę bezpośrednio do właściwej skrzynki. Doprawdy, nie spodziewałem się takiego użycia kserokopiarki po ekipie tak krytykującej poprzedników za swoje pomysły.

A dla prezesa Jastrzębskiego mam mały pomysł racjonalizatorski:
- Panie Prezesie! Jeśli, jak Pan sam twierdzi, nie potrzebuje Pan tej kasy, niech Pan już dziś obniży ceny swoich produktów (czyli benzyny i oleju napędowego) dokładnie o 8 gr na litrze! My, klienci, na pewno będziemy wdzięczni.

W tle rodzi się jeszcze jedna refleksja: w społeczeństwie, nawet wśród ludzi na wysokich stanowiskach, bardzo mocna jest wiara w to, że pieniądze się biorą z drukarki, a ceny są ustalane w jakimś urzędzie.  Oczywiście taka gospodarka już funkcjonowała w historii. Była to gospodarka krajów socjalistycznych. Niestety, mam dla wierzących w teorię drukarki i urzędu złą wiadomość. Otóż gospodarka socjalistyczna padła z hukiem pod koniec lat 80. XX w. Padła z powodów ekonomicznych, nie politycznych. Po prostu ten system ... zbankrutował.
Wyklęty powstań ludu ziemi!





wtorek, 13 marca 2018

Recenzja. Mroźna Jaworzyna, słoneczna Wierchomla i odwilżowa Czarna Góra

Na zbliżający się koniec zimy zamieszczam recenzję trzech największych z pięciu (bez Białki i Szczyrku) ośrodków narciarskich w Polsce, odwiedzonych w różnych warunkach pogodowych.

JAWORZYNA KRYNICKA

Dzień tygodnia: sobota
Temperatury: spory mróz, ok. -10 st.
Pogoda: słonecznie

TRASY

Jaworzyna ma kilka długich, zróżnicowanych oraz bardzo szerokich tras. Perłą ośrodka jest połączona trasa nr 3 i 1. Jest długość sięga 3 km. Jest ona bardzo szeroka i bardzo ciekawa. Można stwierdzić, że spełnia standardy alpejskie. W drugiej połowie zjazdu ma ona dwa odgałęzienia: prowadzącą także do dolnej "bazy" nieco sportową trasę nr 6 oraz odbiegającą w bok czarną (kilometrową) trasę nr 5 - bardzo szeroką. Oba te warianty są doprawdy znakomite narciarsko. Z góry, gdzie położone jest centrum gastronomiczne, jest też możliwość zjazdu również dość szeroką trasą 2 i 2a. Długość tej trasy to niemal 2 km.

WARUNKI

Zastane warunki narciarskie były znakomite. Mróz plus solidne naśnieżenie (głównie sztuczne) zrobił swoje. Trasy wytrzymały niemal cały dzień, psując się nieco dopiero pod wieczór. Trasa nr 4 nie była naśnieżona i w konsekwencji nie była czynna. To jedyny minus w tej kwestii.

INFRASTRUKTURA NARCIARSKA

Droga do dolnej stacji jest dobra i dobrze oznakowana. Parkingi są przyzwoite, choć w narciarską sobotę podobno okazały się z czasem za małe. Głównym urządzeniem obsługującym narciarzy (w tym trasy 3, 1 oraz 6) jest gondola wyposażona w 6-cioosobowe wagoniki. W mroźny dzień jej popularność jednak była dość duża, w konsekwencji okresowo pojawiła się kolejka do kolejki. Równolegle do gondoli usytuowany jest zdecydowanie wolniejszy i krótszy wyciąg krzesełkowy (głownie dla trasy nr 6). Nie cieszył on się prawie żadną popularnością, gdyż można było na nim solidnie zmarznąć. Jednakże odciąża on ewentualny tłok na gondoli. W dolnej części trasy 2a stacja oferuje kolejne krzesło "czteroosobowe". Przydatne (o znacznej przepustowości), popularne, ale znów bardzo wolne. Wąskimi gardłami stacji są "pomy" na trasach 2 i 5. Ich przepustowość jest zdecydowanie niewystarczająca, co dziwi w kontekście obsługi naprawdę szerokich tras. Ale dzięki temu jazda po tych trasach jest znakomita.

APRESS SKI

Gastronomia składa się z konkurujących lokali, co dobrze wpływa na jej jakość. Ponadto jest chyba wszystko, co trzeba dla normalnego narciarza.

OCENA OGÓLNA

Jaworzyna nie przeładowała tras przepustowością wyciągów. To stanowi duży plus stacji. Może to przyczyniać się do kolejek w szczycie sezonu, ale za to ... da się tam jeździć. A szerokość tras i luz na nich są doprawdy ... niepolskie. 

WIERCHOMLA - SZCZAWNIK


Dzień tygodnia: niedziela
Temperatury: słaby mróz rano, potem lekka odwilż
Pogoda: słonecznie

TRASY

Perłą ośrodka jest główna trasa w Wierchomli. Długa (1800 m), zróżnicowana, szeroka i nieco meandrująca. Czego więcej trzeba? Drugą interesującą trasą, jest ta najbardziej odległa, na końcu drugiej doliny - dojazdowa do Szczawnika. Niemal równie długa (1750 m) i też dość ciekawa. Za to tak zwane "połączenia" są "wycieczkowe", choć niezwykle widokowe. W szczególności trasa nr 8 (nachylenie poniżej 10 proc.) stanowi niezłe wyzwanie dla kogoś, kto nie lubi pracować kijkami.

WARUNKI

Warunki narciarskie były, podobnie jak na Jaworzynie, znakomite. Choć stacja nie uruchomiła części wyciągów typu "poma", a trasy nr 6 nie zamierza (z premedytacją, bądź z oszczędności) ratrakować. 

INFRASTRUKTURA NARCIARSKA

Na jakość stacji składają się dwa "krzesła" "czwórki". Przy czym to ze strony Wierchomli jest dość wolne (12 min. wjazdu). Ale długi czas spędzony na wyciągu zostaje zrekompensowany znakomitym zjazdem wzdłuż trasy nr 1. Z kolei Szczawnik oferuje nowsze urządzenie, bo wyprzęgane i dzięki temu szybsze. Ale trasa nr 7 choć też fajna, choć musi ustąpić jakością perle ośrodka - trasie nr 1. Cała reszta służy prawie tylko do transportu między ww. urządzeniami.

APRESS SKI

Wierchomla to zadupie. Z wszelkimi tego zaletami i wadami. Wadą jest ... jeden bufet. Stąd bez konkurencji jego oferta "d... nie urywa", a ceny są wysokie. Drobne problemy są też z parkowaniem tuż przy wyciągu. Najbliższy parking jest niestety ... płatny. Ale cóż, kto nie chce płacić, może drałować ok. 200-300 m pieszo z nartami. Nie stanowi to dramatu.

OCENA OGÓLNA

Walory Wierchomli to, wydawałoby się, krajobrazy. Tymczasem stacja jest też bardzo dobra narciarsko.

SIENNA - CZARNA GÓRA



Dni tygodnia: piątek - sobota - niedziela
Temperatury: dodatnie
Pogoda: słonecznie, mżawka, trochę deszczu

TRASY

Niegdyś perłą ośrodka była czerwona trasa z Czarnej, lekko meandrująca, ok. 1,7 km długości z bardzo ciekawym profilem. "Zabiło" ją otwarcie nowej kolei linowej - Luxtorpedy. Nowe urządzenie transportujące narciarzy ma po prostu zbyt dużą przepustowość. Sytuację na Czarnej w tym roku ratuje otwarcie (po latach zamknięcia) czarnej trasy. Ale w górnej części czarna wymaga jeszcze przeprofilowania i poszerzenia, na jej starcie dochodzi bowiem do solidnego zrąbania wąskiego zjazdu. Całkiem fajne są też dwie trasy obsługiwane przez "czwórkę" ze Żmijowca. Wszystkie trasy są w miarę szerokie, ale to "w miarę" oznacza tłok na A i B. I to w zasadzie tyle. Nie za wiele, jak na solidnie rozreklamowaną stację.

WARUNKI

Warunki narciarskie były niełatwe. Stację otwierano o godz. 9-tej i tak naprawdę fajnie pojeździć dawało się na stokach Czarnej ze dwie godziny każdego dnia, a na stokach Żmijowca może godzinę dłużej. Potem "zupa" i muldy jak na starej "Golgocie". Po prostu swoje zrobiła pogoda. Ponadto nie były czynne dwie trasy na "końcu" ośrodka (E i F), po prostu z braku naśnieżania.

INFRASTRUKTURA NARCIARSKA

Luxtorpeda to znakomity i niezwykle szybki wyciąg. Do tego dochodzi "czwórka" na Żmijowiec i w zasadzie dla dobrego narciarza to ... tyle. Znów dość mało, jak na solidnie rozreklamowaną stację.

APRESS SKI

Jest dobra knajpa z ... wysokimi cenami. Parkingi są tak urządzone, że są nieco oddalone od dolnych stacji. Stacja oferuje też własne apartamenty i hotel, ten drugi wysokiej klasy.

OCENA OGÓLNA

Czarna Góra zainwestowała głównie reklamę i w infrastrukturę: Luxtorpedę, knajpę, apartamenty i hotel. Nieco brakuje inwestycji w ... trasy. Dobrze, że odrestaurowano czarną trasę z Czarnej, ale to nadal zdecydowanie za mało. Brakuje naśnieżania "łączników", brakuje naśnieżania E i F, brakuje przede wszystkim odciążającej tłok trzeciej łagodnej trasy z Czarnej. I brakuje możliwości przejazdu z drugiej strony ośrodka do Luxtorpedy. Trzeba ... dymać pieszo pod górę obok knajpy. W dzisiejszych czasach to curiosum. Ponadto duża popularność stacji przełożyła się na kolejki do kolejek. Ogólnie moja ulubiona kiedyś Czarna Góra (ach te sportowe trasy) nieco rozczarowuje. Szkoda.
Pod szczytem Żmijowca

poniedziałek, 12 marca 2018

Stary człowiek i (jeszcze) może. Zimowe Igrzyska Rynków Kapitałowych

Zdjęcie myli, bo zostało zrobione rok temu na Soszowie
Dobiegły końca Zimowe Igrzyska Rynków Kapitałowych na stokach Czarnej Góry. Z tej okazji w następnym artykule pojawi się recenzja kilku największych w Polsce ośrodków, w tym także Czarnej Góry. Ale na razie do rzeczy. Igrzyska zostały fajnie zorganizowane, a znamienity autor tego blogu też odrobinę zaznaczył swoją na nich obecność (na nartach z supermarketu), choć mogło być lepiej. Ale w pokonanym polu zostało wielu młodszych, mniej łysych, mniej grubych, zapewne też ciężej trenujących sportowców:
Pełne wyniki na stronie: https://www.wcmg.pl/2018/oficjalne-wyniki-wcmg-2018/

czwartek, 1 marca 2018

Czy ESA37 to dobry system? Kibice zagłosowali nogami

Granie w systemie 37 kolejek weekendowych i kończenie sezonu w maju może się udać w Polsce tylko i wyłącznie przy założeniu, że "normalnej" zimy nie będzie. W tym roku zaatakował w lutym tylko mróz. Oto efekt, przy czym sytuację uratowało kilka hitów:

Mecz Frekwencja
Lechia - Termalika 2235
Wisła Płock - Cracovia 889
Legia - Jagiellonia 12939
Sandecja - Zagłębie Lubin 74
Górnik - Pogoń 6245
Wisła Kraków - Korona 4022
Arka - Piast 3074
Lech - Śląsk 4376
Razem 33854
Średnia 4232


A co będzie jak spadnie w miastach kiedyś metr śniegu?