sobota, 26 sierpnia 2017

Przegląd prasy - tygodniki. Bunt słabo zarabiających aktorek

Na łamach tygodnika Wprost pojawił się "temat roku". Okładka czasopisma została przystrojona zdjęciami pań aktorek Rosati, Dereszowskiej oraz Fraszyńskiej i wyrażonym słownie apelem: STOP DYSKRYMINACJI.

Wewnątrz gazety możemy przeczytać, że panie aktorki skarżą się na to, że panowie aktorzy podobno zarabiają więcej od nich. Całość jest zresztą oparta raczej na przypuszczeniach i poszlakach, gdyż niemal żaden aktor i - co znamienne - żadna aktorka nie chcą pod nazwiskiem ujawnić własnych zarobków i wysokości - w większości opatrzonych klauzulą poufności - poszczególnych kontraktów.

" Aktorek nie ma kto reprezentować w walce o równouprawnienie" - twierdzi artystka Dereszowska, znana między innymi z roli pełnej wulgaryzmów w "Lejdis".

" Życie jest w ogóle niesprawiedliwe " - dodaje kolejna, choć z zachowaniem anonimowości.

Drogie panie! Jak życie dla was byłoby niesprawiedliwe, to byście wychowywały kilkoro dzieci  porzucone przez męża pijaka, i byście pracowały na to ciężko w sieci Lidl lub Biedronka za 2400 zł brutto (po ostatnich podwyżkach) na miesiąc.

A nie jesteście wcale takie wyjątkowe, jesteście ładne, ale - sorry Winnetou, żyjecie w Polsce. A w Polsce przypada w każdym mieście po 200 kobiet o urodzie porównywalnej z zachodnimi modelkami na każdy kilometr kwadratowy. Konkurencja jest więc spora. Ot, prawo popytu i podaży. A o tym, na co pójść do kina, decydują zwykle kobiety, a one chcą oglądać przecież ... przystojnych aktorów.

Kropka.

Przegląd prasy - tygodniki. Ryzyko

Rzecz o ryzyku na przykładzie nieszczęścia mieszkańców Pomorza

Łukasz Warzecha w Do Rzeczy bardzo mądrze pisze o ryzyku:

"Nigdy i nigdzie nie da się nikomu zapewnić pełnego bezpieczeństwa. Jeśli ktoś twierdzi, że można, to kłamie. A jeśli dążą do tego politycy, to można być pewnym, że ich celem jest jedynie zwiększenie zakresu kontroli nad obywatelami, a bezpieczeństwo jest tylko wygodnym pretekstem.
Śmierć dwóch harcerek na obozie w Suszku jest ogromną tragedią. Sprawą zajmuje się prokuratura i to ona zdecyduje, czy komukolwiek można postawić zarzuty. Jednak rządowa akcja kontroli obozów dla dzieci to czysty populizm."

Je bym dodał, że nie tyle populizm, co pretekst. Pewnie podczas kontroli wykryje się wiele innych uchybień, których wyeliminowanie pozwoli uniknąć innych niebezpieczeństw. Bo przed tym, co się wydarzyło, nikt normalny nie był w stanie się zabezpieczyć.

Podobne podejście do ryzyka, co Warzecha, prezentuje w swoich książkach Jeremy Clarkson. Polecam.

wtorek, 22 sierpnia 2017

Suworow o przeprosinach w polityce. Przeprosinach?

Matka diabła. Str. 72

Przeproś, albo...


"19 maja 1960 roku Nikita Chruszczow zażądał od prezydenta USA przeprosin za prowadzenie działań szpiegowskich przeciwko Związkowi Radzieckiemu.

Żądanie było niewykonalne. Chodzi o to, że państwo i przywódca, który to państwo reprezentuje, nie mają prawa nikogo przepraszać.
(...)
Jeżeli rząd jednego państwa zaproponuje coś rządowi innego, a później zmieni zdanie, to również w tym wypadku nikogo się nie przeprasza. W takiej sytuacji odwołuje się ambasadora. Wydaje się oświadczenie: ambasador coś pomylił."

poniedziałek, 21 sierpnia 2017

Surorow o Berlinie. Przyczyny kryzysu politycznego i powstania muru

Matka diabła. Str. 69-71

Źródła powstania podziału

 

"W II wojnie światowej Niemcy zostały rozgromione i podzielone na cztery strefy okupacyjne: radziecką, amerykańską, brytyjską i francuską [sic!]. Ponadto Berlin, który znalazł się w strefie radzieckiej, również został podzielony na cztery sektory. (...)
Trzy strefy Niemiec, które były okupowane przez zachodnich sojuszników, połączono w Republikę Federalną. Trzy sektory Berlina stały się Berlinem Zachodnim."

Współistnienie dwóch światów w jednym otwartym mieście

 

"A Berlin Zachodni stał się drzazgą w ciele socjalizmu. W strefie radzieckiej panowała sprawiedliwość socjalistyczna, a w Niemczech Zachodnich - wyzysk człowieka przez człowieka, kapitalistyczna niewola. Dlatego już kilka lat po wojnie życie w Niemczech Zachodnich i Berlinie Zachodnim zaczęło uderzająco różnić się od życia w Niemczech Wschodnich i berlinie Wschodnim.
I wschodni Niemcy zaczęli uciekać na Zachód.
Granicę między Niemcami  Wschodnimi i Zachodnimi udało się zamknąć. Ale co zrobić z Berlinem?
(...)
Z Niemiec Wschodnich uciekali nie najgorsi obywatele. Wręcz przeciwnie - najbardziej utalentowani. Uciekali inżynierowie, lekarze i nauczyciele...
(...)
Poziom życia w Niemczech Zachodnich gwałtownie wzrastał. Wraz z nim rosła również fala uchodźców. (...) Latem 1960 roku fala uchodźców osiągnęła prędkość jednej osoby na minutę. 60 osób na godzinę. Półtora tysiąca na dobę. Ćwierć miliona na rok. Niemcy socjalistyczne topniały jak kawałek lodu na patelni. Pustoszały wsie i dzielnice miast.
(...)
Ale nawet i nie masowe ucieczki obywateli były najgorszym złem. Najgorsze było to, że wszyscy rozumieli: Tam jest lepiej! (...) Towarzysze na kremlu musieli się na coś zdecydować. Ale na co?"

Komentarz MS: Wątek nr 1: Suworow pomija niezwykle istotną rolę amerykańskich pieniędzy w odbudowie infrastruktury i gospodarki zachodnioniemieckiej. Niemcy Zachodnie nie podniosły się z biedy same. Watek nr 2: Zawsze przy każdej "restrukturyzacji" i problemach ekonomicznych, czy to państwa, czy zakładu pracy, odchodzą najlepsi. Tak jest. Podobnie jak III RP doprowadziła do odpływu trudnej do oszacowania liczby swoich obywateli do Wielkiej Brytanii i Irlandii. Pozbyliśmy się przede wszystkim ludzi przedsiębiorczych, którzy dziś budują PKB tychże krajów. Tak samo jak polscy lekarze dbają o zdrowie Szwedów.

niedziela, 20 sierpnia 2017

Suworow o istocie komunizmu

Matka diabła. Str. 54-55

Czym jest socjalizm?

 

"Związek Radziecki był zdolny do wielu rzeczy. Związek Radziecki mógł jako pierwszy na świecie wystrzelić sztucznego satelitę Ziemi, jako pierwszy wysłać w kosmos swojego obywatela, zdetonować najpotężniejszą na świecie bombę termojądrową, zastrzelić pierwszą rakietą niezidentyfikowany samolot na prawie nieosiągalnej wysokości. Jednak Związek Radziecki nie potrafił zaopatrzyć się w żywność [Komentarz MS: drugie jest konsekwencją pierwszego, coś za coś] Powodem był system gospodarczy socjalizmu.
(...)
Wszyscy socjaliści wyznają w takiej lub innej formie to samo. Weźcie program dowolnej partii socjalistycznej, materiały z jakiegokolwiek ich kongresu, przemówienie płomiennego rewolucjonisty lub hasła lub hasła postępowego związku zawodowego, odrzućcie puste słowa i frazesy - a jest ich sporo - dokładnie wyciśnijcie i w tym, co pozostanie, odkryjecie istotę: będziemy pracować coraz mniej, a brać coraz więcej.
(...)
Wykorzystując to gładkie hasło (oczywiście nie w gołej i szczerej postaci, a w otoczeniu pięknych frazesów), można zniszczyć każdą, nawet najpotężniejszą gospodarkę. To hasło pomaga torować drogę do władzy. Tłum zawsze was poprze.
(...)
Ale ci, którzy na grzbiecie zasad sprawiedliwości dorwą się do władzy, będą musieli natychmiast z nich zrezygnować. Ponieważ pracując coraz mniej, nie można dostawać coraz więcej. Państwo upadnie.
(...)
Komunizm jest wyższym stadium socjalizmu. Pracować - wedle zdolności, brać - wedle potrzeb."



Suworow o wpływie przemysłu zbrojeniowego na politykę. Przemysł zbrojeniowy potrzebuje wroga

Wiktor Suworow. Matka diabła. Wydawnictwo Rebis. Poznań 2012. Str. 126-127

Sterowanie strachem

 

"To, co przekazał Pieńkowski [sterowany "szpieg" - przyp. MS], rozbawiło Brytyjczyków, ale zaniepokoiło, zdenerwowało, doprowadziło do szału i obraziło Amerykanów.
(...)
Związek Radziecki nie ma wystarczającej liczby rakiet?
(...)
Amerykańscy politycy, generałowie, przemysłowcy i bankierzy nie musieli się nawet specjalnie starać, kiedy Chruszczow walił butem w ONZ czy wspominał czyjąś matkę. Przy łomotaniu i histerycznych krzykach Ameryka budowała potęgę militarną. Chruszczow był głównym sojusznikiem najbardziej agresywnych wrogów ZSRR, chociaż w swej naiwności nie zdawał sobie z tego sprawy. Amerykańscy generałowie i admirałowie nie musieli przekonywać Kongresu do zwiększenia wydatków na zbrojenia. Robił to za nich Chruszczow.
(...)
Rekiny amerykańskiego biznesu, które zarobiły miliardy na produkcji broni, nie musiały nawet reklamować swoich wyrobów, tłumacząc Jego Wysokości Podatnikowi, dlaczego tej broni potrzeba tak dużo, w tak krótkim czasie, i dlaczego za tę broń trzeba zapłacić tak wiele. Zamiast reklamy i wyjaśnień łatwiej pokazać narodowi amerykańskiemu kronikę - wrzeszczącego chama na mównicy Zgromadzenia Ogólnego ONZ."

Komentarz MS: Pozwolę sobie zauważyć, że przy potencjalnym zakupie przez nasze wojsko śmigłowców od Francuzów pojedynek odbywał się nie na argumenty ekonomiczne (astronomiczna cena), lecz na emocje i odwoływanie się do stosunków francusko-polskich.

środa, 16 sierpnia 2017

Niespodziewany zwrot w preferencjach turystycznych rodaków. Polak potrafi liczyć i leci na zagraniczne wczasy

Wydawało się, że wszystko sprzyja najlepszemu od lat sezonowi turystycznemu w kraju. "Zamknęło się" wiele wcześniej popularnych kierunków. Polacy dostali potężny zastrzyk gotówki dzięki niskiemu bezrobociu oraz programowi Rodzina 500+ (podaż "dodrukowanego" pieniądza). Hotelarze zainwestowali w remonty i już liczyli przyszłe zyski. Tymczasem... Tymczasem niedawno mogliśmy przeczytać, że na wybrzeżu występuje potężne rozczarowanie ilością turystów. Tłumaczono to ... złą pogodą. Ale przecież w Polsce nigdy nie było tak, że dobra pogoda była pewna. Ludzie kupowali wczasy w Polsce i w pakiecie niezbyt ciepłe (a na środkowym wybrzeżu zazwyczaj po prostu zimne) morze oraz brali ze sobą swetry i przeciwdeszczówki. Jakby na to nie patrzeć, nie żyjemy w Grecji.

Z drugiej strony czytamy dziś w Dzienniku Zachodnim o lotnisku w Pyrzowicach:
"Ten sezon jest dla lotniska rekordowy. W lipcu po raz pierwszy z siatki połączeń skorzystało ponad 500 tys. pasażerów w skali miesiąca [pis. oryginalna]. W ciągu doby obsługiwanych jest nawet 19 tys. pasażerów, 150 startów i lądowań."

Skąd się ten pęd do "zagranicy" wziął. Dlaczego? Dlaczego właśnie teraz? Myślę, że odpowiedź jest prosta: polscy hotelarze tak wywindowali ceny, że przeciętny turysta zaczął liczyć. I doszedł do wniosku, że woli tańszą Turcję lub Grecję samolotem w pakiecie z ciepłym morzem, upalną pogodą, ale i z ryzykiem, niż droższą Polskę samochodem bez ryzyka, ale w pakiecie z ruletką pogodową i zimną wodą do kąpieli.

Podobne rozczarowanie "swoimi" turystami przeżyli parę lat temu Słowacy. Zainwestowali w ośrodki narciarskie w Tatrach. Ustalili w nich europejskie ceny. No i przyczynili się do masowego pędu bratysławskich narciarzy na pobliskie dla nich austriackie Alpy. Dziś każda kelnerka na Stulecku mówi po słowacku (czy czesku, jak kto woli, bo różnice w mowie są kosmetyczne).

Sorry, Winnetou, ale business is business!



wtorek, 15 sierpnia 2017

W klapkach i skarpetach frotte. Ronda

Ciocia Wikipedia podaje na wstępie suchy komunikat: "Ronda – miasto w Andaluzji, w prowincji Malaga; 36 tys. mieszkańców. Położone po obu stronach wąwozu rzeki Guadalevín miasto składa się z dwóch dzielnic: Ciudad, czyli części arabskiej i Mercadillo, czyli nowszej części powstałej po rekonkwiście." Czyli miasto, jak miasto?

Ten suchy komunikat nie oddaje jednak wyjątkowości tego miejsca:

Informacja od ciotki nie oddaje też szczegółów urody tego miasta na ... urwisku, coś jak ... południowa Bochnia w Polsce - znając proporcje, rzecz jasna:
 
 
 


Angora o późnym baby-boomie wśród celebrytek

Natalia Siwiec robi selfie swojej fryzury - fakt.pl
Angora wzięła na tapetę matki-celebrytki i przyszłe matki-celebrytki, podając szczegóły dotyczące nastrojów, sposobów sprzedania medialnego swojego stanu i wiek w latach. Mnie zainspirowała ostatnia zmienna.

Podaję za gazetą, licząc od najmłodszej do najstarszej:

- Maja Bohosiewicz - 26 lat;
- Zofia Ślotała - 28;
- Anna Lewandowska - 28;
- Weronika Rosati - 33;
- Marta Żmuda-Trzebiatowska - 33;
- Katarzyna Cichopek - 34;
- Natalia Siwiec - 34;
- Anna Mucha - 37;
- Katarzyna Zielińska - 37.

Z prostych matematycznych wyliczeń wychodzi średnia arytmetyczna około 32 lata oraz mediana - 33 lata. Wiem, że nasze celebrytki prezentują się wizualnie całkiem młodo. Wiem, że mają kasę na to, aby wyglądały i czuły się młodo. Ale tak naprawdę jeszcze ze dwie dekady temu niezamężna i bezdzietna kobieta w wieku lat 25. uważana była za przypadek stracony. Ostatnią szansą dla niej był zwykle ... drugi fakultet.

Miniony rok był, pewnie też w jakimś stopniu dzięki programowi Rodzina 500+, lepszy od poprzedniego pod względem wskaźników liczby urodzeń. Ale, jakby to delikatnie ująć, szału ... nie ma (patrz wykresy). Szczególnie w kontekście radykalnie malejącego bezrobocia, co jest o tyle istotne, że bezpieczeństwo socjalne i bezpieczeństwo zatrudnienia zwykle miało ogromny wpływ na wskaźnik.

Niestety ze względu także na inne czynniki liczba mieszkańców Polski nadal spada (patrz wykres).

W związku z bardzo niskim, chciałoby się rzec, tylko statystycznym, bezrobociem w Polsce w połączeniu z programami socjalnymi wskaźnik powinien wręcz oszaleć. Nic takiego nie miało miejsca. Charakterystyczne jest, że podejmowane przez rząd działania pronatalne wywołały efekt baby-boomu wśród ... lekko podstarzałych celebrytek. Nie jestem pewien, czy autorom programów socjalnych głównie o to chodziło. Dziś młodzi ludzie najpierw myślą o sobie, swojej karierze, a dopiero wobec radykalnie już tykającego zegara biologicznego zaczynają myśleć o założeniu pełnej rodziny. Słyszałem niedawno opinię "z bezpośredniego źródła", że dziś na położnictwie dominują kobiety w wieku 30-35 lat, a całkiem liczne są też przypadki 40+. Znak czasów. Wydaje się, że w perspektywie dekad radykalnie obniżył się wiek osiągania dojrzałości fizycznej młodzieży, a radykalnie wydłużył się czas osiągania pełnej dojrzałości emocjonalnej dorosłych ludzi.

Dane demograficzne ze strony www.stat.gov.pl

Clarkson o współzawodnictwie

Świat według Clarksona:

Clarkson o współczesnym podejściu szkoły do współzawodnictwa, na przykład w zawodach sportowych:

"Na szczęście dla niej, szkoła, do której chodzi, usiłuje wcielać w życie zasadę "braku współzawodnictwa". (...) Nie ma wtedy zwycięzców, i - jak się można łatwo domyślić - nie ma też przegranych. (...)
To wszystko teoria, bo za kulisami wydarzeń sportowych naszych dzieci odbywa się wspólny piknik rodziców. Tym razem zostałem poproszony o przygotowanie sałatki z ziemniaków, co wyglądało na najbanalniejsze zadanie pod słońcem. O nie, nic podobnego! Moja sałatka ziemniaczana musi być bardziej kremowa, a ziemniaki o wiele lepsze niż w sałatkach pozostałych rodziców. Dlatego wstałem już o wpół do piątej nad ranem i zacząłem ją przyrządzać. (...) Będę tam, by wygrać, by rozdeptać moich przeciwników jak chrząszcze."

niedziela, 13 sierpnia 2017

Śląsk lekkoatletyczną potęgą? Wszystko na to wskazuje

Finiszuje budowa Stadionu Śląskiego. Podobno miał regularnie grać na nim Ruch, ale zważywszy na ligę, w której (jeszcze) jest (czyli zaplecze ekstraklasy) oraz na obecną frekwencję (3365 osób na meczu pucharowym z Chrobrym Głogów) pomysł jest chyba nieaktualny. Co w związku z tym? Pada jedyna możliwa odpowiedź: narodowy obiekt lekkoatletyczny. Po pierwsze jest to dyscyplina, które nie ma odpowiedniego obiektu w Warszawie. Miała, ale stadion Skry nadaje się obecnie jedynie do kręcenia (znakomitego zresztą) teledysku Sylwii Grzeszczak. Po drugie jest to dyscyplina w modzie i na topie w Polsce, vide sukcesy w ME na obecnym stadionie West Hamu.

Obok budowy w chorzowskim parku kończy się również inwestycja w niedalekiej Rudzie Śląskiej. Nowoczesny stadionik z trybunami na 900 widzów wydaje naturalnym zapleczem (satelitą) Śląskiego. Dziś mała porcja zdjęć z prawie gotowego obiektu, stanowiącego razem z nigdy niedokończonym stadionem piłkarskim coś w rodzaju kompleksu:
 
 
 
 
 
 


sobota, 12 sierpnia 2017

Mieszkańcy contra turyści. Nie da się zjeść ciastka i nadal mieć to ciastko

Prasa pisze, że nasila się w Europie ruch antyturystyczny w ... turystycznych miejscowościach. Ja to nawet rozumiem - rozpatrując problem na przykładzie stołecznego miasta Krakowa. Przylatujący tanimi liniami lotniczymi Angole, Irlandczycy, Szkoci i Walijczycy (kto ich jeszcze rozróżnia) zawładnęli miastem, jego zabytkowym rynkiem i okołorynkowymi klubami, używając do tego swoich funtów (obywatele Wielkiej Brytanii) i euro (Irlandczycy).

Wiem, mogłoby być tak pięknie i cicho. Czy nie lepiej było w Krakowie, gdy odwiedzały go tylko (i tak dość liczne) wycieczki szkolne? Czy nie lepiej było w Krakowie, gdy bilety na Wawel (chodzi o zamek, nie czekoladki) były tanie?

Odpowiedź na te pytania jest prosta: być może było lepiej, ale zależy z jakiego punktu widzenia. Ci sami mieszkańcy, którzy narzekają na turystów, jednocześnie cieszą się, że żyją w bogatym mieście. To hipokryzja! Nie da się zjeść ciastka i mieć nadal to ciastko.

Na tej samej zasadzie rozumiem, że mieszkańców wkurzają golasy w Chałupach, dyskoteki w Międzyzdrojach, korki do Zakopanego, czy zgraja bachorów w Darłówku. Ale może właśnie dzięki tym golasom, dyskotekom, korkom i bachorom ich poziom życia jest nieco wyższy, niż np. mieszkańców Wałbrzycha, czy Mołdawii. Coś za coś, moi drodzy! Oczywiście każdy chciałby czerpać zyski z turystyki i jednocześnie nie ponosić uciążliwości tejże turystyki. Ale takie rzeczy, to tylko w Erze! Nie ma już Ery? Jaka szkoda!

Mafii w Polsce nie ma

Nigdy jeszcze nie pojechałem bez ważnej przyczyny dobrowolnie do Sosnowca. Zdarza mi się czasem przez jego obrzeża przejeżdżać, choć odkąd istnieje A1 można dotrzeć ze Śląska na północ kraju omijając to miasto. Chętnie z tej opcji więc korzystam. Sosnowiec to miejsce, gdzie matki (słynna Magdalena) mordują swoje dzieci, aby móc się bawić życiem. Sosnowiec to miejsce, gdzie nie lubią Ślązaków ze względów historycznych i kulturowych. Sosnowiec to miejsce, gdzie odsetek komunistów radykalnie przekracza średnią krajową. Nie ma po co więc tam jeździć. Zwłaszcza, że stadion Zagłębia Sosnowiec mieści się geograficznie na ... śląskiej, konkretnie szopienickiej ziemi, po "niewłaściwej" (z punktu widzenia kibiców tego klubu) stronie rzeki. Można więc jechać na stadion Zagłębia omijając Sosnowiec.

Teraz dopisałem do listy jeszcze jeden powód. Sosnowiec to miejsce ludzi o magicznych zdolnościach. Naczelnik tamtejszego urzędu skarbowego jakiś czas temu został oskarżony o przyjmowanie łapówek, między innymi od takich ludzi, jak Dariusz S. i Mirosław M. (ps. "Casemiro" lub "KasęMiro") stanowiących były zarząd klubu sportowego Ruch Chorzów. Tenże były już naczelnik teraz dokonał nie lada wyczynu. Jak donosi prasa popełnił on samobójstwo w areszcie w Białołęce. „Zginął w celi, która była monitorowana i w której byli także inni osadzeni” - napisano w wydaniu internetowym Wprost.

Jakby to skomentować? Wydaje się, że najlepiej tak:
"Państwo to wiedzą, oni to wiedzą, ja to wiem: nie zabiły go wyrzuty sumienia, zabiła go wiedza."

Wydaje się, że szeroko rozumiany wymiar sprawiedliwości (śmierć na komisariacie we Wrocławiu) ma obecnie potężny problem wizerunkowy. Wydaje się, że opisane wydarzenie (śmierć w areszcie) ten problem pogłębia. Wydaje się też, że osoby zarządzające aresztem w Białołęce, delikatnie mówiąc, nie wykazały się odpowiednim profesjonalizmem. 

Dzięki temu być może parę osób odetchnęło z ulgą. Kto wie, od kogo jeszcze pan naczelnik przyjmował korzyści majątkowe? Jednak lepiej jest nie jeździć do Sosnowca!


Dziwne spory w małopolskim klubie pod Szyndzielnią

Dziwnie się dzieje ostatnio w jednym z dwóch (obok Puszczy Niepołomice) małopolskich klubów I ligi. Grające właśnie w małopolskiej części miasta poskładanego z dwóch granicznych odrębnych niegdyś kulturowo organizmów samorządowych Podbeskidzie stanowi od jakiegoś czasu miejsce pełne dziwnych wydarzeń. Najpierw spadek z ekstraklasy, który nie miał prawa się zdarzyć. Potem gra na poziomie dalekim od oczekiwanego. Po angażu trenera Kociana Podbeskidzie włączyło drugi bieg, ale jak tylko pojawiła się szansa awansu, w Białej użyto hamulca ręcznego. Ale ubiegłosezonowa passa dawała nadzieję, że w tym roku klub będzie się skutecznie bił o awans.

Tymczasem od nastania nowego sezonu jest ... dziwnie. Drużynę w meczach prowadzi drugi trener Dariusz Fornalak. Jan Kocian podobno jest na zwolnieniu lekarskim. Co mu dolega? Nie wiadomo. Czy klub czeka na powrót trenera, który w zeszłym sezonie obudził drużynę? Nic na to nie wskazuje, raczej szuka nowego. Czy trener pali się do powrotu na ławkę? Skądże, on pisze wnioski o ... rozwiązanie kontraktu z winy klubu. Jak gra drużyna w tej sytuacji? Tragicznie. O co w tym wszystkim chodzi? Nie mam pojęcia.

W tym wszystkim można snuć różne teorie spiskowe: może trenerowi nie zapłacono, może trener ma pretensje o kierunki transferowe, może klub się obawia volty trenera i przejścia do innego klubu (Ruch Chorzów?), który chętnie (?) by go zatrudnił? Może - to kluczowe słowo. Bo pełnej wiedzy o tym, co się dzieje w klubie, chyba nie ma nikt. A w tle słychać o zmianach w akcjonariacie Podbeskidzia. Może tu tkwi problem?

Ostatecznie jedyny małopolski klub na terenie województwa śląskiego może stracić kolejny rok za zapleczu ekstraklasy. Co dla finansującego tę zabawę (piękny stadion i klub) miasta dwóch kultur może stanowić nie lada problem. Ale kto bogatemu zabroni zarządzać swoimi aktywami tak, jak chce?

PS. Fatalnie grają też dwa z czterech śląskich klubów na zapleczu ekstraklasy. Kolejne wczasy za pieniądze mieszkańców robią sobie zawodnicy GKS-u Katowice. Nie daje sobie na razie kompletnie rady odmłodzony i osłabiony Ruch Chorzów. W miarę dobrze wyglądają tylko wyniki GKS-u Tychy oraz (co stanowi niespodziankę) Odry Opole. Ale do finiszu droga daleka.

środa, 9 sierpnia 2017

Władza absolutna

TVN7 przypomina nam znakomity film Clinta Eastwooda sprzed lat, konkretnie z 1997 r.: Władza absolutna - w moim przekonaniu jeden z najlepszych tego reżysera i aktora. Znakomita intryga. Znakomita obsada. Znakomita gra aktorska, w tym brawurowa rola czarnego charakteru grana przez Judy Davies. Szczególne wrażenie robi scena tańca prezydenta z doradczynią, w trakcie której odbywa się wewnętrznie zaskakujący trudny dialog, a zewnętrznie goście widzą tylko uśmiechy i pełen spokój. W filmie dostajemy też rozprawę z hipokryzją, z nadużyciem władzy oraz zdradą przyjaciela. Ludzie teoretycznie kryształowi okazują się złoczyńcami, a napiętnowani przez społeczeństwo złoczyńcy okazują w trudnych chwilach wszelkie cechy przyzwoitości. Ot, życie. W pięknej scenerii Białego Domu.

wtorek, 8 sierpnia 2017

Puchary: Polska - Europa (i Azja) 0-4

Niestety sukcesywnie życie dostarcza dowodów na tezę, że nasza piłkarska ekstraklasa jest nieco oddalona poziomem piłkarskim od wartości nakładów, jakie się na nią łoży. Rosną budżety klubów, rośnie zaangażowanie sponsorów, samorządów, telewizji. Urosły stadiony. Rośnie też frekwencja, bo ludzie są złaknieni fajnych emocji. Rosną kontrakty piłkarzy. Jak tylko liga zaczęła myśleć nieco rozsądniej w tej kwestii, natychmiast rynek zepsuła Legia. Wszytko pięknie, gdyby nie ci piłkarze ... coraz częściej przewracający się o swoje nogi.

A fakty są dramatyczne.
1. Mistrz Polski out (lub prawie out, bo dzięki przedziwnemu regulaminowi dostaje drugą szansę);
2. Wicemistrz Polski out;
3. Trzecia drużyna out;
4. Zdobywca Pucharu Polski out.

A puchary jeszcze się na dobre nie rozkręciły. Można wręcz rzec, że "prawdziwa rywalizacja" dla jako tako notowanych klubów dopiero się przecież ... zacznie.

W tle mieliśmy też znamienne wydarzenie. W meczu rewanżowym Lecha Poznań z Utrechtem w barwach Kolejorza na murawie pokazało się czternastu zawodników (ze zmianami), w tym ... czterech godnych posiadaczy obywatelstwa polskiego. Dramat!

Inny dramat dotyczy byłych piłkarzy Ruchu Chorzów. Tak zwanych "gwiazd" tej drużyny, które bez żadnego zaangażowania spadły spektakularnie z ekstraklasy. Część z nich rzuciła klub, część została zmuszona do zmiany, a jeden zawodnik nawet za pomocą związku rozwiązał kontrakt w trakcie sezonu. Wszyscy mieli ciśnienie na wielką karierę i wielkie pieniądze w innych klubach. I co? I nic. Grzeją ławki rezerwowych (Moneta, Niezgoda), szukają klubów w niższych klasach (Grodzicki) lub w ogóle rozpaczliwie szukają jakichkolwiek klubów (buntownik Lipski). Być może wkrótce znajdą, ale nie da się ukryć faktu, że pracodawcy w Polsce (a może za granicą też) jakoś tak mało przychylnie patrzą na gwiazdy gotowe w każdej chwili opuścić swoją drużynę lub zacząć grać tak, że pożal się Boże.

Szczerze mówiąc, mnie to nie dziwi.

niedziela, 6 sierpnia 2017

Jeremy Clarkson o obyczajach. Mężczyźni to benadziejny przypadek...

Odkopałem sobie w ostatnich dniach pierwotnego Clarksona, czyli Świat według Clarksona. Książkę otrzymałem swego czasu (dawno temu) z dedykacją w prezencie od Kariny i Marty przy okazji zmiany firmy. Muszę im teraz po czasie jeszcze raz podziękować, gdyż autor wprowadził się na stałe do mojej biblioteki: mam kolejne części cyklu plus inne pozycje. Wraz z odkopaniem książki wykopałem sobie z niej ciekawe cytaty, w tym głównie wątki obyczajowe i multiżyciowe. Dziś preludium.


"Mężczyźni to beznadziejny przypadek i jesteśmy z tego dumni

Ponieważ jestem mężczyzną, niechętnie zjeżdżam na bok, żeby zapytać kogoś o drogę, bo to oznaczałoby, że ten ktoś pod pewnym względem jest mądrzejszy ode mnie.
(...)
Za każdym razem, gdy wychodzę z Internetu, komputer się wyłącza, a ja wszystko co napisałem przez cały dzień, tracę w otchłanie ziemi niczyjej. (...) Mógłbym (...) zadzwonić do kumpla, ale byłaby to rozmowa daremna. Jestem mężczyzną, a mężczyzna to ego obleczone skórą, więc jeśli kumpel wiedziałby, jak rozwiązać mój problem, mogłoby skończyć się na drobnych obrażeniach. Nie słuchałbym go więc.
(...)
W tym miejscu kobieta sięgnęłaby po instrukcję. I to jest ta największa różnica pomiędzy płciami."

Jeremy Clarkson. Świat według Clarksona. Insignis 2006. Tekst napisany w oryginale 21 stycznia 2001 r.

czwartek, 3 sierpnia 2017

Ludzie coraz mniej czytają. Mniej książek, mniej gazet!

Tytuł nie oddaje w pełni rzeczywistości, bo jest jeszcze przecież bóg szlamu informacyjnego - Internet! Ale niewątpliwie Polacy od dłuższego już czasu sami się pozbawiają umiejętności czytania długich tekstów, a te zazwyczaj są zawarte książkach i gazetach. Niżej zamieszczone zestawienie analizujące dynamikę rynku prasowego (źródło: www.wirtualnemedia.pl) bierze zresztą pod uwagę wszelkie płatne udostępnianie, w tym także ... elektroniczne. Charakterystyczne jest, że spadło czytelnictwo wszystkich tytułów, zarówno patriotycznych (Gazeta Polska Codziennie), euroentuzjastycznych (Gazeta Wyborcza), jak i sportowych (Przegląd Sportowy). Nawet liderzy prasy tabloidowej (Fakt, Super Express) zanotowali spadki, choć niewielkie.


środa, 2 sierpnia 2017

Legia - Astana 1-0 (w I m: 1-3). Klęska milionerów



Ribbentrop i Mołotow na przeciwnych biegunach sprawiedliwości. Historię piszą zwycięzcy

Wiaczesław Mołotow
Wołoszański o Norymberdze oraz wojennym prawie i sprawiedliwości:

"Ten pakt umożliwił Niemcom zaatakowanie Polski i rozpętanie drugiej wojny światowej. Miesiąc później obaj ministrowie [Ribbentrop i Mołotow - MS] podpisali układ o przyjaźni i granicach, dzieląc Polskę [i parę innych krajów - MS] między wojska niemieckie idące z zachodu i radzieckie - ze wschodu.
(...)
W końcu kwietnia 1945 roku, gdy alianci poszukiwali na terenie Niemiec Joachima von Ribbentropa, jako człowieka oskarżonego o najcięższe przestępstwa wojenne, Wiaczesław Mołotow w charakterze przedstawiciela zwycięskiego mocarstwa przyjechał do San Francisco na konferencję założycielską Organizacji Narodów Zjednoczonych. Dwaj politycy ponoszący odpowiedzialność za rozpętanie wojny, za zniewolenie ludności wielu podbitych państw znaleźli się na dwóch biegunach sprawiedliwości.
(...)
Przedstawiciele czterech mocarstw [w tym paktującej wcześniej z Niemcami Francji - MS] spotkali się 26 czerwca 1945 roku, aby odpowiedzieć na wiele trudnych pytań związanych z planowanym procesem zbrodniarzy nazistowskich. Jak się ma zachować sąd, jeżeli niemieccy obrońcy zarzucą innym państwom prowadzenie wojny agresywnej?
(...)
U schyłku wojny, w lutym 1945 roku, bomby brytyjskie i amerykańskie zabiły około 135 tysięcy ludzi w Dreźnie. Na każdą tonę bomb zrzuconych przez niemieckie samoloty na Wielką Brytanię przypada 315 ton zrzuconych na Niemcy przez Aliantów.
(...)
Rozwiązanie, jakie wypracowano w Londynie, było salomonowe: przed sądem będzie się rozpatrywać tylko czyny popełnione przez oskarżonych! Uchwalony później statut przewidywał, że trybunał nie będzie się zajmował innymi przypadkami."
Joachim von Ribbentrop

Bogusław Wołoszański. Tamten okrutny wiek. Warszawa 2003. Str. 364-365

wtorek, 1 sierpnia 2017

Powstanie Warszawskie jak Pearl Harbor

Bronisław Kamiński, zdj. Wikipedia
Bogusław Wołoszański tak pisał o japońskim ataku w 1941 r. na Pearl Harbor:
"Japończycy pomylili się jednak w ocenie rozmiarów sukcesu. Atak na Pearl Harbor był jedynie efektownym fajerwerkiem. Tylko jeden pancernik Arizona nie nadawał się do remontu. Wszystkie pozostałe wróciły do służby zmodernizowane i lepiej przygotowane do walki w drugiej wojnie światowej. Co najważniejsze, Japończycy nie zniszczyli w Pearl Harbor żadnego lotniskowca, gdyż ich tam nie było. Przed atakiem okręty Lexinton i Enterprise odesłano z bazy".

Dziś, z perspektywy czasu, możemy niemal w ciemno przyjąć śmiałą tezę, że Japończycy padli ofiarą dość zmyślnej prowokacji lub przynajmniej braku podejmowania działań zaradczych drugiej strony. Prezydentowi Stanów Zjednoczonych ten atak był bowiem ... bardzo na rękę w kontekście sytuacji geopolitycznej i wewnętrznej.

Można postawić kolejną śmiałą tezę, że Powstanie Warszawskie było także efektem prowokacji wroga. A w zasadzie "kibica". Jego wywołanie i następnie stłumienie przez Niemców bardzo było na rękę ... Stalinowi. Nie kwestionuję tu bohaterstwa czynów powstańców, nie kwestionuję zasadności legendy powstania, nie da się jednak ukryć, że powstanie wywołano między innymi ... wbrew woli Wodza Naczelnego Sił Zbrojnych - Kazimierza Sosnkowskiego. Zostało wywołane w niezbyt przychylnym momencie. W kluczowej dla przyszłego sukcesu pierwszej dobie powstańcy nie osiągnęli żadnego z założonych celów militarnych. A całość uruchomiła niestety rzeź powstańców i mieszkańców. Polacy, niestety po raz kolejny w tej wojnie, zostali po prostu sprytnie oszukani, także przez Zachód. Plan odbicia miasta i przywitania Armii Czerwonej w roli gospodarza prezentował się pięknie i patriotycznie w wyobraźni, w rzeczywistości (co wiemy jednak dzisiaj) był mało możliwy do zrealizowania. Nie pasował po prostu rozdającemu karty zwycięzcy tamtej wojny - Gruzinowi Dżugaszwili o pseudonimie Stalin. Pisał o tym zarówno Davies, jak i Zychowicz.

Paradoksem Powstania Warszawskiego jest widoczny udział kluczowych osób pochodzenia polskiego po drugiej stronie barykady. Kapitulację przyjmował urodzony w Lęborku generał von dem Bach-Zalewski. Opór powstańców agresywnie tłumił natomiast Bronisław Kamiński, syn Władysława.

Innym paradoksem jest, że wysłani przez Niemców do tłumienia powstania Węgrzy ... w ogóle nie podjęli walki, oświadczając, że z Polakami walczyć nie zamierzają. Zajęli się oni natomiast ... dostarczaniem żywności dla ludności cywilnej.

W historii czcimy wielkie czyny i wielkich bohaterów. Czcimy też po trochu mity. Historia, zwłaszcza ta pokazująca honor i odwagę, jest potrzebna do kreowania patriotycznych postaw. To chwalebne, o ile się zwykle nie zaczniemy przyglądać faktom ... bardziej szczegółowo. Bo historia to życie, to zagmatwana polityka, to różne decyzje i różne postawy. Dlatego odbrązowiona historia jest tak poplątana. I rzadko kiedy nadaje się do podręcznika patriotycznych postaw. Co z tego, skoro jest potrzebna, przynajmniej wyrywkowo. Takie podejście nie jest tylko polską przywarą. Mają tak też inni.

Dziś już mało kto pamięta, że w trakcie drugiej wojny światowej do sojuszników Hitlera przynajmniej czasowo można było zaliczyć grubo ponad pół Europy: wspomnianych Węgrów, Słowaków, Chorwatów, Rumunów, Finów, Belgów Degrelle,a z Legionu Walonia, Francuzów z Vichy, Włochów. Postawę co najwyżej neutralną, choć z dużą sympatią do faszystowskich Niemiec, przyjęli Hiszpanie, Portugalczycy i Szwedzi. Tak naprawdę przez całą wojną walczyli z Niemcami tylko Anglicy i ... Polacy. Choć wcześniej przez lata sanacyjna Polska miała ... bardzo dobre relacje z Niemcami, czego ukoronowaniem był udział w rozbiorze Czechosłowacji. Co, jak się okazało z perspektywy czasu, chyba jednak było błędem.