wtorek, 1 sierpnia 2017

Powstanie Warszawskie jak Pearl Harbor

Bronisław Kamiński, zdj. Wikipedia
Bogusław Wołoszański tak pisał o japońskim ataku w 1941 r. na Pearl Harbor:
"Japończycy pomylili się jednak w ocenie rozmiarów sukcesu. Atak na Pearl Harbor był jedynie efektownym fajerwerkiem. Tylko jeden pancernik Arizona nie nadawał się do remontu. Wszystkie pozostałe wróciły do służby zmodernizowane i lepiej przygotowane do walki w drugiej wojnie światowej. Co najważniejsze, Japończycy nie zniszczyli w Pearl Harbor żadnego lotniskowca, gdyż ich tam nie było. Przed atakiem okręty Lexinton i Enterprise odesłano z bazy".

Dziś, z perspektywy czasu, możemy niemal w ciemno przyjąć śmiałą tezę, że Japończycy padli ofiarą dość zmyślnej prowokacji lub przynajmniej braku podejmowania działań zaradczych drugiej strony. Prezydentowi Stanów Zjednoczonych ten atak był bowiem ... bardzo na rękę w kontekście sytuacji geopolitycznej i wewnętrznej.

Można postawić kolejną śmiałą tezę, że Powstanie Warszawskie było także efektem prowokacji wroga. A w zasadzie "kibica". Jego wywołanie i następnie stłumienie przez Niemców bardzo było na rękę ... Stalinowi. Nie kwestionuję tu bohaterstwa czynów powstańców, nie kwestionuję zasadności legendy powstania, nie da się jednak ukryć, że powstanie wywołano między innymi ... wbrew woli Wodza Naczelnego Sił Zbrojnych - Kazimierza Sosnkowskiego. Zostało wywołane w niezbyt przychylnym momencie. W kluczowej dla przyszłego sukcesu pierwszej dobie powstańcy nie osiągnęli żadnego z założonych celów militarnych. A całość uruchomiła niestety rzeź powstańców i mieszkańców. Polacy, niestety po raz kolejny w tej wojnie, zostali po prostu sprytnie oszukani, także przez Zachód. Plan odbicia miasta i przywitania Armii Czerwonej w roli gospodarza prezentował się pięknie i patriotycznie w wyobraźni, w rzeczywistości (co wiemy jednak dzisiaj) był mało możliwy do zrealizowania. Nie pasował po prostu rozdającemu karty zwycięzcy tamtej wojny - Gruzinowi Dżugaszwili o pseudonimie Stalin. Pisał o tym zarówno Davies, jak i Zychowicz.

Paradoksem Powstania Warszawskiego jest widoczny udział kluczowych osób pochodzenia polskiego po drugiej stronie barykady. Kapitulację przyjmował urodzony w Lęborku generał von dem Bach-Zalewski. Opór powstańców agresywnie tłumił natomiast Bronisław Kamiński, syn Władysława.

Innym paradoksem jest, że wysłani przez Niemców do tłumienia powstania Węgrzy ... w ogóle nie podjęli walki, oświadczając, że z Polakami walczyć nie zamierzają. Zajęli się oni natomiast ... dostarczaniem żywności dla ludności cywilnej.

W historii czcimy wielkie czyny i wielkich bohaterów. Czcimy też po trochu mity. Historia, zwłaszcza ta pokazująca honor i odwagę, jest potrzebna do kreowania patriotycznych postaw. To chwalebne, o ile się zwykle nie zaczniemy przyglądać faktom ... bardziej szczegółowo. Bo historia to życie, to zagmatwana polityka, to różne decyzje i różne postawy. Dlatego odbrązowiona historia jest tak poplątana. I rzadko kiedy nadaje się do podręcznika patriotycznych postaw. Co z tego, skoro jest potrzebna, przynajmniej wyrywkowo. Takie podejście nie jest tylko polską przywarą. Mają tak też inni.

Dziś już mało kto pamięta, że w trakcie drugiej wojny światowej do sojuszników Hitlera przynajmniej czasowo można było zaliczyć grubo ponad pół Europy: wspomnianych Węgrów, Słowaków, Chorwatów, Rumunów, Finów, Belgów Degrelle,a z Legionu Walonia, Francuzów z Vichy, Włochów. Postawę co najwyżej neutralną, choć z dużą sympatią do faszystowskich Niemiec, przyjęli Hiszpanie, Portugalczycy i Szwedzi. Tak naprawdę przez całą wojną walczyli z Niemcami tylko Anglicy i ... Polacy. Choć wcześniej przez lata sanacyjna Polska miała ... bardzo dobre relacje z Niemcami, czego ukoronowaniem był udział w rozbiorze Czechosłowacji. Co, jak się okazało z perspektywy czasu, chyba jednak było błędem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz