środa, 26 lipca 2017

Świat finansów. Wilk z Wall Street c.d.

Szwajcarski skok na kasę w czasie wojny


"Kiedy hitlerowców w końcu pokonano, wiele ocalałych z zagłady dzieci przyjechało tu w poszukiwaniu tajnych kont swoich rodziców. Ale w żaden sposób nie mogły udowodnić, że mają do nich prawo. Konta nie były opatrzone nazwiskami, tylko numerami. I jeśli dzieci nie wiedziały dokładnie, gdzie rodzice trzymali pieniądze i z którym bankiem robili interesy, nie mogły dochodzić swoich praw. Do dziś dnia w szwajcarskich bankach spoczywały miliardy "niczyich" dolarów." (Str. 151)


Postępowanie kasyn wobec bogatych ludzi


"Niedługo potem do pokoju wszedł Elliot.
- Zbieraj się - rzucił. - Lecimy do Atlantic City. Kasyno wysłało po nas helikopter i kupi nam po złotym zegarku.
Na co odparłem:
- Mam przy sobie tylko pięć tysięcy.
- Już z nimi gadałem. Dadzą ci pół miliona kredytu - odpowiedział na to." (Str. 300)


O rasowych mówcach


"- Nie mam pojęcia. Nigdy nie planuję moich wystąpień. Dwa razy dziennie przemawiałem do setek ludzi. Robiłem to prawie przez pięć lat i nie pamiętam, żebym choć raz wiedział, co będę mówił, dopóki nie zacząłem." (Str. 482)

I na koniec o podejściu kobiet i mężczyzn do rasowych mówców


"Przez następne pół godziny trwała otwarta dyskusja, w której Marsjanki broniły mnie, mówiąc, że jestem uroczy, podczas gdy część Marsjan wciąż mnie atakowała, twierdząc, że jestem wrzodem na ciele marsjańskiej społeczności." (Str. 480)

Polskie miliony nad przepaścią. Został jeszcze tylko jeden krok

Piękny stadion. Ekspresyjni, choć kontrowersyjni kibice ze średnią frekwencją za poprzedni sezon na poziomie 20456 widzów. Kontrowersyjni, ale w końcu to trend "against modern football". Roczne przychody na poziomie 207,42 mln zł, w tym 47% budżetu wydawane na wynagrodzenia. I kilka "gwiazd" z kontaktem na poziomie ok. 3 mln zł rocznie. Znakomicie realizowane transmisje przez Canal+. To zdecydowany lider naszej ligi za zeszły sezon. To wszystko prawda. Czego brakuje. Niewiele, bo tylko i wyłącznie ... dobrych piłkarzy.

Nasza liga jest przereklamowana. Nasza liga jest przepłacona. Nie da się już tego ukryć. Legia legła w Kazachstanie. Choć może się jeszcze odrodzić. Jest jeszcze rewanż. Zobaczymy, czy świetnie wynagradzani zawodnicy są choć w części warci tych "złotych" kontraktów. Choć Angulo uciekający w niedawnym meczu ligowym bez problemu najlepiej w kraju wynagradzanemu Jędrzejczykowi to widok ciekawy. I znamienny.

PS. Wszystkie dane liczbowe za raportem Delloite.

wtorek, 25 lipca 2017

W klapkach i skarpetach frotte. Hallstatt

Chorwacja w ... Austrii. Bez komentarza:
 
 

W klapkach i skarpetach frotte. Alhambra

Rano na narty, wieczorem na plażę. Czy to możliwe? Tak! I to w stosunkowo nieodległej Hiszpanii. Konkretnie w Granadzie. Leżącej u stóp wybryku natury. U stóp małych obszarowo i samotnych gór Sierra Nevada. Gór z najwyższym szczytem Hiszpanii, no prawie najwyższym (choć prawie czyni pewną różnicę). Mulhacen liczy 3479 mnpm i jest najwyższy. W kontynentalnej Hiszpanii. Jest wyższy od Pico Aneto (3404 mnpm) i innych szczytów w Pirenejach. I zaprasza na narty:
Ale jednak Mulhacen nie jest najwyższym szczytem całej Hiszpanii. Bo ten zaszczyt przypada tworzącemu Teneryfę na Wyspach Kanaryjskich Teide. Liczy on 3718 mnpm.

Ale do rzeczy. Rano na narty, wieczorem na plażę. A przy okazji Alhambra. Zabytek Maurów. Mało kto wie, że Maurowie (pochodzący z terenów dzisiejszej Algierii i Maroka) tysiąc lat temu władali niemal całym półwyspem, a ówczesne ziemie hiszpańskie były emiratem. Były muzułmańskie, nawet bardziej niż współczesne Niemcy i Francja:
Dziś (chyba słusznie) obawiamy się ponownej ekspansji wiernych Proroka, ale trzeba przyznać, że na Półwyspie Iberyjskim pozostawili oni po sobie trochę unikatowych zabytków. A już leżący w pięknej Granadzie zespół pałacowy Alhambra to perła wśród nich:



W klapkach i skarpetach frotte. Mistra

Doprawdy mało kto tu dociera. Wyloty z Polski na Peloponez nie są zbyt popularne. Polacy bowiem wolą wyspy lub Riwierę Olimpijską. I być może wiele tracą.

Peloponez to:
(na minus)
- zupełnie inny klimat - czytaj tropikalny, jest tam zwykle o około 5 stopni ... cieplej niż w innych regionach Grecji;
- trochę odcięta od świata wyspa (tak wyspa, bo kanał odciął ją od stałego lądu);
- trochę "zadupie"
ale (na plus)
- Epidauros;
- Napflion;
- Olimpia;
- Sparta i Mistra;
- kurort Kalamata.

Aby dostać się z Aten do Kalamaty, trzeba pokonać niesamowitą górską drogę:
A po drodze warto zwiedzić wspomnianą wyżej Mistrę:
 
 Mistra to drugie - po Konstantynopolu - miasto Bizancjum. A przez krótki okres czasu, po upadku Konstantynopola spowodowanym przez Mehmeta Zdobywcę - pierwsze.

Dziś "miejscowość" liczy około ... 450 mieszkańców. I oferuje turystom całkiem dobrze zachowane pozostałości na zboczu góry do zwiedzania. Na naprawdę rozległym terenie.

Świat finansów. Wilk z Wall Street c.d.

Zachowanie awansowanych życiowo maklerów


"Spójrz na nich: zarabiają tyle forsy, a każdy z nich jest spłukany. Wydają każdego centa próbując naśladować mój styl życia, chcąc dotrzymać mi kroku. Ale nie mogą, bo za mało zarabiają. Dlatego żyją od wypłaty do wypłaty z miliona dolarów rocznie. (...) W każdym razie, ponieważ są wiecznie spłukani, łatwiej mi ich kontrolować. Pomyśl tylko: dosłownie każdy z nich siedzi po uszy w długach, bo pograli kredyty na te wszystkie samochody, domy i jachty, na całe to gówno, więc jeśli stracą choć jedną wypłatę, będzie po nich. To tak, jakbym założył im złote kajdanki." (Str. 96)
Komentarz MS: Nie od dziś wiadomo, że nic tak dobrze nie wiąże pracownika z firmą, jak kasa zapomogowo-pożyczkowa lub kredyt hipoteczny.

"Odwróciłem się i spojrzałem w prawo, gdzie siedział Danny Porush. On też spał. (...) Na lewej ręce miał gruby złoty rolex z tyloma brylantami, że wystarczyłoby ich do zasilenia trzech laserów przemysłowych. Złoto błyszczało, brylanty skrzyły się jak brylanty, lecz absolutnie nic nie umywało się do tych końskich zębów, jaśniejszych niż wybuch supernowej." (Str. 129)

I wątek obyczajowy - Niemki contra Francuzki w Szwajcarii


"Tak czy inaczej robienie interesów we Francuskojęzycznej Genewie miało dodatkowy plus- kobiety. O tak! W przeciwieństwie do przeciętnej Niemki z Zurychu, biuściastego babska o szerokich barach, która mogłaby grać w NFL, przeciętna Francuzka - która chodziła ulicami Genewy z naręczem reklamówek i pudlem na smyczy - była smukła i śliczna mimo włochatych pach." (Str. 128)

poniedziałek, 24 lipca 2017

Świat finansów. Wilk z Wall Street. Cz. II. Książka

Od dziś w kilku odcinkach najciekawsze cytaty z książek Jordana Belforta Will z Wall Street i Polowanie na Wilka z Wall Street. Książka o inteligentnym człowieku z niestandardowymi pomysłami, wykorzystującym ludzkie słabości i - niestety - samemu też podatnemu na nie. Gdyby nie to, pewnie zamiast upadku na dno, stałby się bohaterem książek nie beletrystycznych, ale podręczników do ekonomii. Zachęcam do lektury cytatów, bo - zapewniam - pod względem ukazania zasad rządzących światem finansów książka jest dużo lepsza od filmu.

Tajemnica sukcesu biura maklerskiego Wilka


"Jaki to tajemny przepis odkryliśmy? Dzięki czemu ci wszyscy nieprzyzwoicie młodzi chłopcy zarabiali tak nieprzyzwoicie duże pieniądze? Podstawą przepisu były dwie proste prawdy. Pierwsza mówiła, że zdecydowana większość najbogatszych Amerykanów to zdegenerowani hazardziści, którzy nie mogą oprzeć się pokusie, by rzucić kośćmi jeszcze raz - i jeszcze raz - nawet wtedy, kiedy wiedzą, że stoją na z góry przegranej pozycji. Druga głosiła, że wbrew wcześniejszym założeniom młode kobiety i mężczyzn o wyrobieniu towarzyskim stada napalonych bawołów błotnych i ilorazie inteligencji Forresta Gumpa po trzech tabletkach LSD da się nauczyć brokerskiego żargonu i zrobić z nich finansowych geniuszy pod warunkiem, że napisze się im na kartce każde słowo i codziennie, najlepiej dwa razy dziennie, słowa te wbija im do głowy przez calutki rok." (str. 62-63)
Komentarz MS: Wiele firm do dziś korzysta z podobnych schematów.

Udało mi się po prostu odkryć złoty środek: zorganizowaną sprzedaż pięciodolarowych akcji najbogatszym z jednego procenta zamożnych Amerykanów. (...) Była na Wall Street firma, która tańczyła wokół tego pomysłu przez ponad dwadzieścia lat, ale nigdy go nie zrealizowała." (Str. 82)

Rola gwarantów emisji


"Dlatego zamiast pozwolić, by cenę wyjściową akcji dyktowała naturalna równowaga między sprzedającymi i kupującymi, zastrzegli to niezwykle cenne prawo dla głównego gwaranta emisji papierów wartościowych, czyli - w tym przypadku - dla mnie." (Str. 109)
Komentarz MS: Zalecam poczytanie o roli gwarantów emisji przy jednej z największych afer w USA - debiucie giełdowym Facebooka.



niedziela, 23 lipca 2017

Warto wygrywać

Jednak warto wygrywać! Nawet w sporcie dla ludzi o lekkim odchyleniu od normy na tolerancję ryzyka. Liczy się tylko pierwsze miejsce:
Zdjęcie z C+

RAZ ciąg dalszy

I "za ciosem" cytaty z RAZ-a. Niektóre dyskusyjne, ale nie da się ukryć, że autor ma poglądy bardzo wyraziste.

O przyczynach hopla na puncie liberalnego podejścia Zachodu do seksu


"Zachód tylko odreagowuje swoje dziedzictwo historyczne i kulturowe. Łatwiej to zrozumieć, jeśli się pamięta, że jeszcze do lat siedemdziesiątych homoseksualizm był w w Wielkiej Brytanii karany więzieniem. W tym samym czasie w krajach Europy Zachodniej kobiety dopiero zyskiwały prawa wyborcze i cywilne (cytowałem już kiedyś wspomnienia sławnej polskiej skrzypaczki, która nie mogła w belgijskim banku podjąć ze swojego konta pieniędzy, bo prawo wymagało, by zlecenie sygnował mężczyzna), a w Zachodnich Niemczech za wynajęcie mieszkania parze współżyjącej ze sobą bez ślubu, co prawo definiowało jako nierząd, można było dostać grzywnę albo nawet wylądować w więzieniu z paragrafu o kuplerstwo." (str. 110-111)


Wątek obyczajowy


(odrobinę dyskusyjny, ale pokazuje, że kobieta nadal szuka w mężczyźnie cech ... męskich)

"...kobieta może mężczyźnie wybaczyć wszystko poza jednym. Może wybaczyć, że zdradza, że pije, że bije, że ją okradł, że pod każdym względem niedobry. Jest tylko jedna rzecz, jakiej kobieta nie wybaczy facetowi nigdy. Czego? Przepraszam za dosadność: bycia pierdołą." (str. 77-78)

O chęci członków Unii do sprawiedliwego dzielenia się ryzykiem


"A tacy na przykład Niemcy nigdy, z zasady, nie podpisują niczego, co w jakikolwiek, choćby czysto symboliczny sposób podporządkowuje ich ciałom nie niemieckim, znajdującym się za granicą. A jak wetknięto ograniczenia narodowej suwerenności do europejskiej konstytucji, to niemiecki Trybunał Konstytucyjny na wszelki wypadek i na przyszłość wydał orzeczenie, że te zapisy w Niemczech nie obowiązują." (str. 101)

O regułach współczesnej demokracji


"Co najgorsze - prawdopodobnie uznali słusznie. Takie są  reguły współczesnej demokracji: byle głośno, byle na chama, byle głupio. Tylko wyborca postraszony albo podjudzony ruszy tyłek i pofatyguje się do urny." (str. 153)

O zasadach reklamy



"Jasne. A czy ktoś pytany, dlaczego kupił ten, a ni inny proszek powie: bo na bilbordach była fajna blondyna z dużym cycem..." (str. 154)

O post-pererelowskiej ekonomii


"Co się stało (...) z tym ogromnym PKB, skoro nie poszedł na rozwój, nie zapewnił większych płac ani nie posłużył zbudowaniu podstaw trwałego rozwoju? Odpowiedź jest prosta - wypłynął za granicę."

Tu się z RAZ-em zgodzę połowicznie. Nie da się ukryć, że wszystko co w Polsce bardzo duże, jest albo państwowe (zbrojeniówka, energetyka, górnictwo, teraz nawet banki) lub zagraniczne (telekomy, jeszcze część banków, hutnictwo). Ale w segmencie firm osiągających sukces, ale trochę mniej dużych, jest mnóstwo polskiego biznesu. Branża meblarska, okna, bramy, fotele, autobusy, itp. Nie jest aż tak źle.

I polityczny RAZ


"Cóż mogę dziś do tego dodać? Może trwać władza, która jest znienawidzona - ale nie może trwać władza, która jest śmieszna. Pycha kroczy przed upadkiem - a po upadku jest tylko śmieszność." (str. 362)

I jeszcze dopisek. Na stronie 294. Ziemkiewicz dokładnie rozkłada na czynniki pierwsze akt pierwszy skoku na OFE. Ciekawe, jakie stanowisko zajmie po spodziewanym wkrótce (zbliżamy się znów do progu konstytucyjnego zadłużenia) akcie drugim? Moim zdaniem całe wdrożenie tych "emerytur pod palmami" to był jeden wielki szwindel finansowy. I zysk dla ... pośredników.








Cytaty z "boga wojny" i z RAZ-a

Ponieważ w polityce i w telewizji (co pewnie istotniejsze) mamy dziś w Polsce wojnę na poglądy na całego i pół Polski opowiada się po jednej stronie, a pół - po drugiej*, właściwym chyba jest zamieszczenie kilku najciekawszych cytatów znakomitego dowódcy i zajadłego antykomunisty (pewnie dlatego zginął w niejasnych okolicznościach) - amerykańskiego "boga wojny" George'a Pattona oraz niejako w uzupełnieniu cytatów znalezionych w książce Ziemkiewicza z 2015 roku.

 

Patton o prowadzeniu wojen


  • Celem wojny nie jest śmierć za ojczyznę [racja moralna i piękne porażki - MS], ale sprawienie, aby tamci (...) umierali za swoją.
  • Ludzie walczą między sobą, ponieważ każdy człowiek walczy ze sobą samym.
  • Na wojnach można walczyć bronią, lecz to ludzie je wygrywają.
  • Nieszkolona odwaga jest bezużyteczna wobec tresowanych kul.

Patton o zarządzaniu 

(co w sumie chyba niczym nie różni się od prowadzenia wojen)

  • Nigdy nie mów ludziom, jak coś zrobić. Powiedz im, co zrobić, a oni zaskoczą cię pomysłowością. 
  • Nie oceniam sukcesu człowieka po tym jak wysoko się wspiął, lecz jak wysoko odbił się od dna.
  • Prawdziwi bohaterowie to nie tacy, jakich znacie z książek. 
  • Każdy człowiek w tej armii [przedsiębiorstwie/ grupie/ drużynie/ wstaw dowolne - MS] odgrywa istotną rolę. 

Dla uzupełnienia dwa cytaty z RAZ-a z książki Pycha i upadek. Fabryka Słów. Lublin 2015. Strona 160.

Ziemkiewicz o związkach polityki z wojną

  •  Nie przypadkiem polityka, a zwłaszcza wybory (choćby samo nazywanie ich kampanią) tak chętnie opisywane są przez komentatorów słownictwem wojskowym i wojennym. W istocie kierują nimi podobne prawidłowości. Jedną z nich jest ta, że przegrywa ten, kto popełni mniej błędów. Inną, że więcej błędów popełni ten, kto popadnie w panikę i zacznie się miotać.
  • Moment, kiedy obóz władzy [RAZ odniósł się do poprzedniej władzy - MS] zaczął popadać w panikę i robić rzeczy nieprzemyślane, w dużym stopniu sprzeczne ze zdrowym rozsądkiem, trudno oznaczyć dokładnie.

*) Wypada zapytać: Czy jest jeszcze miejsce w Polsce dla tzw. "normalsów", chcących po prostu uczciwie robić swoje? Kraj się jednak rozwija, o dekoniunkturze wszyscy powoli zapominają. Bezrobocia naprawdę nie ma, co widać po ilości Ukrainek w sklepach nawet w małych miejscowościach. Nasze dzieci przestały wyjeżdżać do Wielkiej Brytanii za pracą. Sytuacja geopolityczna też jest dla Polski dobra, w tym USA skutecznie i systematycznie dają kolejne pstryczki w nos Niemcom. Więc, cytując znaną reklamę z trenerem reprezentacji: "Leo, why? For money?". Chyba nie!

sobota, 22 lipca 2017

Raiffeisen - NIE! Play - TAK

Nie udała się publiczna emisja bankowi Raiffeisen - brak wystarczającego popytu. W tym samym mniej więcej czasie bardzo udaną emisję przeprowadziła sieć komórkowa Play. To znak czasów. To sygnał, że zmienił się horyzont myślenia inwestora. Nie patrzy on na swoją inwestycję na przestrzeni wielu lat, bo wówczas inwestowałby w firmy o długotrwałej i stabilnej pozycji, jak - było, nie było - austriacki bank na przykład. On patrzy na zyski tu i teraz. W każdym razie nie później niż wkrótce: za rok, może dwa. Bo sieć komórkowa to doskonała inwestycja krótkoterminowa (szansa na wysokie zyski) i bardzo ryzykowna inwestycja w kontekście wieloletnim, gdyż mamy do czynienia z bardzo krótkim cyklem życia produktów i bardzo dużą zmiennością rynku, na którym działa spółka. Zresztą doświadczyła tego między innymi Nokia. Bo klient sieci komórkowych charakteryzuje się skrajnym brakiem lojalności. Ktoś da lepszą ofertę - na pewno skorzysta.

Ale nie da się ukryć, że dziś inwestorzy patrzą na firmy o dużym potencjale wzrostu, nowoczesne, choć być może ryzykowne. Zresztą w tych szalonych czasach kto da gwarancję, że inwestycja w bank jest "na bank" bezpieczna? Nie ma inwestycji bezpiecznych - brzmi prawidłowa odpowiedź. I tu mamy diagnozę. Dlatego Play pobił Raiffeisena.

Świat finansów. Wilk z Wall Street. Cz. I. Film

Odgrzebuję jedną z najlepszych pozycji o finansach, czyli "Wilka z Wall Street" oraz "Polowanie na Wilka z Wall Street". Zacznę od filmu, a w kolejnych publikacjach (cz. II i cz. III) będą cytaty z obu książek. Przy czym raczej skupię się na kwestiach związanych z ekonomią i finansami, mimo, że opowieść zawierała także wiele innych ciekawych wątków. No, może... będzie też trochę kwestii obyczajowych. Ale to w cytatach z książek, na razie na dziś recenzja filmu napisana ponad 3 lata temu.



Maciej Skudlik
12.01.2014
"...Teraz napiszę o innym doświadczeniu. Oto uczestniczyłem razem z małżonką w seansie. Nie, nie w seansie spirytystycznym z wywoływaniem duchów i strachów, lecz w zwykłym sensie filmowym, mającym miejsce w jednym z niezwykle licznych w naszym kraju multipleksów, czy jak się to mówi. No, wiecie Państwo, takie kino dziesięć w jednym, gdzie niemal każdy z uczestników na seans filmowy kupuje zestaw czegoś niezwykle chrupiącego plus wysokokaloryczny napój. Sprawia to, że wizyta w kinie z moją perfekcyjną i niezwykle słabo skupioną na seansie małżonką jest niezwykłym doświadczeniem. Miast filmu obserwuję jej nieustanną frustrację i walkę wewnętrzną, czy tych siedzących dookoła stale gadających, wysyłających esemesy swoimi błyszczącymi smartfonami, chrupiących i chlupiących ludzi spróbować uciszyć, czy jednak to nic nie da. Ale między obserwacją tej z góry skazanej na niepowodzenie walki ja jednak potrafię mimo odgłosów zagłuszających skupić uwagę na ekranie. A tam puścili „Wilka z Wall Street” z bardzo dobrą rolą Leonardo Di Caprio, tego co cztery godziny tonął z Titanikiem, wiecie Państwo.

Film opowiadał znaną już z innych dzieł bajkę, lekko kopiował genialne dzieło Oliviera Stone’a, był lekko przydługi i lekko zbyt wulgarny, ale zawierał co najmniej kilka fantastycznych scen doskonale opisujących to, czym obecnie zajmuje się tzw. świat finansów. Mianowicie składa się na ten koktajl cała masa technik sprzedaży połączonych ze znakomitym public relations oraz stałe kreowanie i następnie reinwestowanie wirtualnych zysków, gdzie jedyny realny przepływ pieniądza następuje między tymże światem finansów a jego Klientem, tu należałoby czytać „dostawcą kapitału”. Pod spodem jest cała masa różnych technik i produktów prowadzących do celu, film w jednej ze scen wyraźnie na przykład nawiązał (nie bezpośrednio jednak) do osoby Marka Zuckerberga i debiutu Facebooka na giełdzie, ale całość można opisać jak wyżej.

Naszło mnie przy okazji kilka refleksji. Na wstępnie z czego kreatorzy tej zabawy korzystają? Na pewno z amerykańskiego mitu o możliwości szybkiego i łatwego wzbogacenia uczestników rynku po obu stronach stołu (właśnie mitu, absolutna większość fortun w USA pochodzi z … dziedziczenia), co niemal łopatologicznie zostało pokazane. Tak jak i to, na co się uzyskaną fortunę wydaje (czytaj przepuszcza). Wskazuje to, że teorie o tym, iż należy bardzo chytrym i równocześnie niezbyt mądrym ludziom dać dużo kasy, to na pewno później ona do „nas” wróci, wcale nie są pozbawione podstaw, vide liczna reprezentacja ligowych piłkarzy w kasynach. Wadą filmu był fakt, że nie pokazano istnienia i roli rzeczywistych beneficjentów całego układu (a na pewno tacy są i oni nie przepuszczają zysków na narkotyki, nowe pasujące do otoczenia żony, jachty, i inne stworzone w tym celu pokusy), bo tak naprawdę postać grana przez Di Caprio była tylko kolejną ofiarą. Ale to temat na osobne rozważania.

Kreatorzy tej zabawy wykorzystują również skłonność ludzi do mało racjonalnych zachowań, nie tylko ekonomicznych zresztą. W końcu jedno z powiedzeń mówi, że „ludzie postępują racjonalnie dopiero wówczas, jeśli wszystkie inne metody zawiodą”. 

Przykład, proszę bardzo. Obserwuję od pewnego czasu w sektorze motoryzacyjnym skłonność producentów do teoretycznego zaspokajania u Klientów potrzeby bezpieczeństwa, często złudnego. Montuje się już we wszystkich nowych samochodach pasy bezpieczeństwa, poduszki powietrzne, abeesy (raczej wydłużają drogę hamowania, każdy dobry kierowca chciałby mieć wyłącznik tego czegoś), eespe i tego typu podobne elementy.  A potem można prześledzić, jak ludzie z tego korzystają. Na przykład w USA
po zainstalowaniu pierwszych poduszek było masę procesów o spowodowanie śmierci małych dzieci przewożonych na przednim siedzeniu oraz dorosłych, którzy nie zapięli się pasami, gdyż nie było informacji, że połączenie działającej poduszki powietrznej (tak naprawdę małej bomby) z brakiem zapiętych pasów bezpieczeństwa stanowi olbrzymie … niebezpieczeństwo.

Obserwowałem również zachowanie kierowców na parkingu pod sklepem w pewnej na tyle niedużej miejscowości, że prawie wszyscy się tam znają. Mieszkańcy znają stróżów prawa, stróże prawa znają mieszkańców, co generalnie powoduje sytuacje, że wobec miejscowych pewne „drobne” przewinienia nie są łatwo wykrywane i egzekwowane z całą surowością. Zaobserwowałem tam ciekawe zjawisko. Miejscowi jadąc po znanych drogach na przykład pięć kilometrów do sklepu w ogóle nie zapinają pasów w swoich samochodach. Jak już to tylko na przednich miejscach (bo to widać z zewnątrz), co owocuje takimi zjawiskami, jak przepisowo spięci mama i tata i całkowicie luźno siedząca dwójka dzieci na tylnym siedzeniu. Standard. Ci sami ludzie jadąc gdzieś „dalej” w „obcy i wielki świat”, zwłaszcza na autostradach i drogach szybkiego ruchu twardo już przepisów w tym zakresie przestrzegają.  Jest to zachowanie absolutnie niekorespondujące z interesem bezpieczeństwa uczestników, gdyż według wszelkich badań pasy ratują życie przy niewielkich prędkościach (do 50 km/h, na terenach zabudowanych), natomiast przy zdarzeniach dotyczących pojazdów poruszających się ze znaczną prędkością (na terenach niezabudowanych) tak naprawdę niemal tracą swoje znaczenie.

(...)

Niestety tak samo jest z inwestycjami finansowymi. Znam ludzi, którzy latami odmawiali sobie wyjazdów wakacyjnych, ciułali grosz do grosza, tyrali po godzinach, aby następnie jednym ruchem wpuścić całe oszczędności w poliso-lokatę lub inny fundusz inwestycyjny, a potem… sami domyślacie się przecież Państwo, co było potem.

Ten fakt braku racjonalności zachowań ekonomicznych uczestników rynku koresponduje z jeszcze jedną cechą ludzką. Nie lubimy mianowicie przyznawać się do porażek. Wie to każdy, kto kiedykolwiek uczestniczył w jakiejś rodzinnej (takiej z szerszym przeglądem familii, np. weselu) uroczystości. Pogadajcie sobie Państwo przy tej okazji z różnymi rodzicami, a takich w szerokim gronie jest przecież wielu. Spytajcie się o wyniki szkolne ich dzieci, problemy w szkole, tym podobne. I co otrzymacie? Same sukcesy, piątki przez szóstki, olimpiady, konkursy, wyróżnienia, i tak dalej. Może Państwo trafili na wyjątkowych ludzi z wyjątkowo bystrymi pociechami? Może tak, ale raczej taki obraz sytuacji jest obecny na każdej takiej imprezie. Gdzie w związku z tym podziali się kiepscy uczniowie, tacy co mają same trójki lub nawet repetują. Zniknęli z powierzchni ziemi, czy jak?

W związku z tym nawet jak wydatek na akcje firmy Wspaniała Inwestycja okazał się przypadkiem niezbyt udany, wówczas tak łatwo kupujemy tekst naszego maklera: „Słuchaj, faktycznie na Wspaniałej Inwestycji wtopiliśmy, ale mam pod ręką doskonałą inwestycję w Najwspanialszą Inwestycję, to nie może się nie udać…”

Oczywiście nie twierdzę, że Wall Street, City, banki, fundusze, ubezpieczenia, czy GPW w Warszawie to samo zło poparte upadkiem moralnym. To byłaby jawna bzdura. Tylko że pewna grupa uczestników tego rynku stała się bardzo widoczna i niesamowicie psuje reputację całemu środowisku, które będzie musiało się mocno napracować, aby ją odzyskać. Krótko mówiąc finanse muszą wrócić do źródeł i stworzyć ponownie sytuację, w jakiej interes Klienta i interes doradcy się łączą, wbrew słowom z początku filmu.

Mimo pewnych wad zachęcam do oglądania filmu. A dla "doradców klienta" jest to wręcz pozycja obowiązkowa. Co prawda nie na każdego działają ukazane techniki sprzedaży, ale rozmowa telefoniczna Wilka z Klientem w pierwszej godzinie filmu stanowi doskonały wzorzec."

czwartek, 20 lipca 2017

Przecież to to samo!?

Za działem Biznes z portalu Interia:

"72 proc. ankietowanych opowiada się za finansowaniem mediów publicznych z budżetu państwa, 19 proc. za finansowaniem ich z abonamentu płaconego przez obywateli - wynika z raportu Centrum Badania Opinii Społecznej."

LINK  TUTAJ

Komentarz MS: Przepraszam Czytelników, ale ja nie widzę różnicy. Żaden rząd nie ma przecież własnych pieniędzy, tylko dysponuje pieniędzmi obywateli. Chyba, że chcemy uniknąć, jako płatnicy do wspólnego worka, podwójnego opodatkowania.

W ogóle można zauważyć, że nie tylko w Polsce, ale i na świecie mało jest sytuacji, gdzie ktoś wydaje swoje pieniądze na swoje cele. Nie ma też wiele przypadków, gdzie wydaje się swoje środki na cudze cele, ani cudze środki na własne cele, choć tu można parę przypadków znaleźć (środki unijne, przeżeranie środków ulokowanych w fundacjach, itp.). Najwięcej jest przypadków wydawania cudzych środków (podatki, składki, akcje, jednostki uczestnictwa) na cudze cele. Robią tak między innymi:
- państwa;
- samorządy;
- spółdzielnie mieszkaniowe;
- firmy o jednorodnym kapitale pod zarządem wynajętym;
- firmy o rozproszonym kapitale pod zarządem wynajętym;
- fundacje zbierające fundusze na leczenie dzieci;
- banki (sic!);
- fundusze inwestycyjne;
- fundusze emerytalne;
- wiele innych firm i instytucji.

Wydawanie cudzych środków na cudze cele rzadko wiąże się z dbałością o interes je powierzającego. Częściej z wkładaniem mu do świadomości szeregu pozytywnych informacji marketingowych, co ma na celu jego spokojny sen i ... brak zbyt wielu pytań. Zresztą przy bardzo rozproszonym "kapitale", przy wielkim zgrupowaniu środków, inwestorów zwykle jest zbyt dużo, aby pojedynczy człowiek mógł realnie się czegoś dowiedzieć. Zresztą on i tak rzadko kiedy jest aktywny - patrz zebrania spółdzielni mieszkaniowych. Wystarczy mu ten pozytywny marketing.

Jakby się na ten system nie oburzać, tak to działa. I przy postępującej globalizacji będzie działać jeszcze mocniej. Jeszcze nie trafił się bowiem taki minister finansów/ prezydent miasta/ prezes spółdzielni / prezes firmy/ prezes banku / niewłaściwe skreślić, który rzekłby inwestorom:
- Jest mi bardzo przykro, proszą państwa, ale skutecznie zdefraudowaliśmy wasze pieniądze!



środa, 19 lipca 2017

Pewne numery udają się cyklicznie

Kiedy możemy się spodziewać nowego numeru że strony świata finansów?:

Stałość prawa? Nie w Polsce!

Spór o program Benzyna plus unaocznił nam podstawowy problem z systemem prawnym w Polsce. Konkretnie - ze stałością prawa. Otóż jednego dnia program był podobno zaklepany, następnego dnia go odwołano. A rzecz przecież dotyczy sprawy niebagatelnej: podatków. Jeśli miałbym być inwestorem w Polsce, oczekiwałbym, aby państwo miało pewną przewidywalną politykę fiskalną, niezmienną przez lata. Przez wiele lat, szczerze mówiąc. Bo inaczej rano zainwestuję w elektrownie wiatrowe/ produkcję samochodów/ deweloperkę/ usługi edukacyjne/ budowę aquaparków/ niepotrzebne skreślić, a wieczorem celowo lub bezwiednie rząd mi tę inwestycję obłoży jakimś nowym podatkiem lub podniesie stawki dotychczas obowiązujące. Biznes lubi przewidywalność i może uznać ryzyko za zbyt wielkie.

Z punktu widzenia stałości prawa nie wzrusza mnie natomiast spór ustrojowy o te sądy, czy nawet sądy wysokie. W końcu, jeśli nawet założymy, że w Polsce zostanie wdrożona jakaś dyktatura, to chyba ... dobrze. Bo dyktator będzie wiedział, czego chce i nie będzie co tydzień zmieniał prawa dla inwestorów. Dzięki temu może inwestycje prywatne (bo na razie w Polsce inwestuje bezpośrednio lub pośrednio - przez firmy kontrolowane - praktycznie tylko państwo) wreszcie ruszą.

wtorek, 18 lipca 2017

EkstraKASA por favor

Za Rzeczpospolitą:

"Pierwsza kolejka pokazała, że Hiszpanie z niższych klas rozgrywkowych są materiałem na prawdziwe gwiazdy. W Wiśle Kraków szalał napastnik Carlitos, który pojawił się latem w Krakowie po pobycie w rezerwach Villarrealu (hiszpańska trzecia liga).
(...)
Gospodarze zdobyli bramkę z rzutu karnego, podyktowanego za zagranie ręką nowego stopera Wisły - Frana Veleza. Został on sprowadzony z drugoligowej Almerii.
(...)
Także Hiszpanie byli bohaterami kibiców w Zabrzu. (...) 27-letni środkowy obrońca Suarez, który ma za sobą występy w trzeciej i drugiej drużynie Realu Madryt, przyszedł do Górnika z lutym 2017 roku.
Angulo (...) w meczu z Legią, szczególnie przy pierwszej bramce zaimponował szybkością. Reprezentant Polski Artur Jędrzejczyk [300 tysięcy złotych miesięcznie kontraktu z Legią - przyp. MS] mógł tylko patrzeć na plecy cztery lata starszego Hiszpana uciekającego przez połowę boiska."

No cóż! Polska ekstraklasa! Lub raczej ekstraKASA por favor!


poniedziałek, 17 lipca 2017

Rysiek czy Zenek?

Prezes Kurski porównał Ryśka do Zenka lub raczej Zenka do Ryśka. Konkretnie Zenona Martyniuka do Ryszarda Riedla. Internet "zawył z oburzenia". Tymczasem, "nie ma się co denerwować, bo nerwy szkodzą zdrowiu" - jak mawiał dobry żołnierz Szwejk.


Przecież mowa o - jakby nie patrzeć - dwóch popularnych artystach, nieposiadających poza stwierdzeniem istnienia popularności żadnych cech wspólnych. Rozbierzmy to na czynniki pierwsze.

Czas popularności


RYSIEK: Nie da się ukryć, że utwory stworzone przez Ryśka są popularne do dzisiaj. Młodzi chłopcy są nadal Czerwoni jak cegła przed randkami z dziewczynami. Te z kolei wiedzą, że W życiu piękne są tylko chwile. Niejeden szczur korporacyjny postępuje dziś wg zasady:
Już mówiła mama: "W życiu najważniejszy szmal
Co tam inni, Ty na siebie, synku patrz
Taka gra, Ty musisz nauczyć się, że:
kto ma, kto ma forsę, ten ma świat"

A trzeba pamiętać, że utwory te powstały ok. 30 lat temu.

ZENEK: Nie da się ukryć, że utwory grane przez Zenka są popularne dzisiaj. W pracy, na spacerach, w sąsiednich mieszkaniach ludzie nucą Przez twe oczy zielone, zielone, oszalałem. Czy będą popularne jutro? Who knows? Chyba tak, choć mówimy o nieco innej popularności, niż Ryśka. Bez tego kultu.

Życie prywatne


ZENEK: Ma żonę, dziecko, fajny dom, którym się chwali w TV. I tyle wiemy.

RYSIEK: Miał żonę. Jego syn dziś też jest muzykiem. Rysiek mieszkał biednie. Czasem w domu. Częściej na katowickim albo tyskim dworcu. Tam miał kumpli od strzykawki. Życie miał - przepraszam, nie da się użyć innego słowa - posrane. I mimo tego, a może dzięki temu, tworzył. Tworzył arcydzieła.

Kasa


RYSIEK: Dżem za Ryśka był - użyjmy tego neologizmu - mega popularny. Ale koncerty za grosze nie mogły dawać wielkiego zarobku. Dżem po latach jest mniej popularny, ale już próbuje coś godziwie zarabiać - już bez Ryśka.

ZENEK: Wykorzystuje dzisiejszą popularność jak może. Festiwale w TV, wieczór sylwestrowy w TV, koncerty, bankiety. Nie trzeba bystrzaka, aby mieć pewność, że nie robi tego za darmo.

PR na salonach


ZENEK: Potrafi się ubrać, potrafi zachować, nie rozwala programu sylwestrowego, na koncerty pewnie stawia się punktualnie. Zenek, cokolwiek nie mówić, pasuje na salony. I chyba dobrze się na nich czuje. Zenka można przedstawić własnej córce.

RYSIEK:  Chyba tego samego nie można było rzec o Ryśku, bo
Ta dziewczyna, którą miałem,
Chciała w życiu tylko mnie.

Teraz z innym jest na stałe,
Każdy Kocha tak jak chce.

Rysiek i salony to dwa przeciwstawne bieguny. Rysiek źle czuł się przed kamerą, wśród dystyngowanych ludzi. Nie pasował do tego świata. Nigdy. Spóźniał się na koncerty. Bywało, że na nie nie dojechał. Bo Whisky moja żono! Był absolutnie nieprzewidywalny. On żył tylko fanami i bluesem. Taki Autsajder. Bo Skazany na bluesa, ilu jeszcze jest takich jak on?

wtorek, 11 lipca 2017

Lekcja biznesu w polskiej odmianie kapitalizmu

Historia co prawda jest zasłyszana, ale zweryfikowana jako prawdziwa, choć na potrzeby "literackie" lekko podkoloryzowana. Zdarzyła się około 10-12 lat temu, czyli w czasach, kiedy kapitalizm w Polsce zdołał się już ugruntować, ale naiwnych korporacji, nawet w sektorze finansowym, jeszcze nie brakowało.

Prezes i właściciel w jednej osobie dużej, już trochę znanej i renomowanej firmy zatrudnił młodego, pełnego zapału, ale już mającego pewne doświadczenie analityka finansowego. Po jakimś czasie dał mu pierwsze poważne zadanie:
- Wie pan, panie Krzysiu, mamy fajny pomysł na nową inwestycję, przydałby się jakiś mały kredycik, tak z piętnaście baniek, niech pan się rozejrzy po rynku.

Pan Krzysiu się rozejrzał, przeanalizował oferty i przyszedł z efektami:
- Tu, panie prezesie, są oferty. Bank X - WIBOR plus 2 proc., bank Y - plus 2,5...- i tak dalej.
Pan prezes zmarszczył brwi i przemówił:
- Panie Krzysiu, niech pan się trochę postara!

I pan Krzysiu zrobił research i się postarał:
- Panie prezesie, tu mam ekstra ofertę banku Z - WIBOR + 1 proc., jak za darmo...
Pan prezes zmarszczył brwi.
- Oczywiście przy tak korzystnych warunkach bank chce wejść na hipotekę nieruchomości firmy i pana, ale kredyt jest naprawdę korzystny!

Tego już pan prezes nie wytrzymał i w trybie natychmiastowym wywalił durnia z roboty, co pewnie dla niego stanowiło niezłą lekcję życia. Na szczęście na do widzenia otrzymał wyjaśnienie od prezesa:
- A po ch[cenzura] mi taki kredyt, który trzeba spłacić.

Na miejsce pana Krzysia został zatrudniony bardziej rozgarnięty pan Tomek. Kredyt załatwił taki, jak trzeba. Oprocentowanie niemal lichwiarskie - dwadzieścia proc. rocznie, ale bez żadnych zabezpieczeń. Kredyt kosztował dużo, bo pan Tomek zażądał podwójnej prowizji odpowiadającej w każdym przypadku cenie dobrego samochodu - dla siebie i (jak twierdził) dla prezesa banku. Otrzymał ją bez mrugnięcia okiem. Kredyt oczywiście nie został nigdy spłacony, prezes ogłosił upadłość jednej firmy, uprzednio przezornie przenosząc ludzi, sprzęt i umowy na inną - właśnie otwartą - firmę.

niedziela, 9 lipca 2017

20 lat po "Trzeba się było ubezpieczyć!"

Mija 20 lat od słynnej wypowiedzi byłego już premiera. Włodzimierz Cimoszewicz stanął na barykadach i palnął do przyduszonych nieszczęściem powodzian ni mniej, ni więcej, tylko tak:
- Trzeba się było ubezpieczyć!

Bez względu na ocenę tej wypowiedzi, bo wielu było takich, co akcentowali jej racjonalność, miała ona bardzo duże reperkusje. Całkiem bowiem popularny do tamtej pory rząd za jakiś czas z kretesem przegrał wybory. Niewątpliwie bon mot Cimoszewicza miał na to wpływ kolosalny. Facet pewnie latami żałował, że wówczas nie ugryzł się w język.

Dziś, z perspektywy czasu, można powiedzieć, że były już premier ... zupełnie nie miał racji. Jesteśmy już po wielu aferach finansowych, przeżyliśmy opcje walutowe, kredyty frankowe, polisolokaty, upadki banków i innych przedsiębiorstw i wydaje się, że jako społeczeństwo jesteśmy nieco mądrzejsi i dojrzalsi. Nauczyliśmy się już trochę tego kapitalizmu. A jedna z jego żelaznych reguł mówi tak:
- Przedsiębiorstwa są po to, aby zarabiać, a nie aby pełnić funkcje społeczne. W związku z tym firma ubezpieczeniowa chętnie ubezpieczy klienta od powodzi tam, gdzie ta powódź raczej nie ma prawa się zdarzyć. Na pewno nie będzie chętna do ubezpieczenia mieszkania bądź domu na terenach zalewowych. Albo policzy taką składkę, która zabije sens ubezpieczenia.

Kapitalizm głupcze!

Prawa rynku, Panie Premierze!




Pokolenie id(cenzura) ... niezbyt rozgarnięte

Zawsze uważałem, że rozpuszczone nieco pokolenie obecnych trzydziestoparolatków (co oczywiście nie dotyczy wszystkich jego przedstawicieli) jest niezbyt rozgarnięte. Dowodu dostarcza mi wczorajszy Fakt, pisząc o niejakiej Katarzynie Zielińskiej, lat 38:

"Aktorka pożaliła się w internecie, że nie pozwolono jej przekroczyć granicy Hiszpanii i Gibraltaru. (...)
- Moi drodzy, pamiętajcie, że jak jedziecie do Gibraltaru, to zawsze zabierajcie ze sobą dowód osobisty albo paszport"

Tu, jako przedstawiciel nieco starszego pokolenia, taki "prepers", muszę wytłumaczyć pani Katarzynie, że zawsze sprawdzam gdzie jadę, gdzie to w ogóle leży, no i jakie panują tam zasady. Bez tego może się zdarzyć pani Katarzynie, że aresztują ją w Dubaju za opalanie topless lub wręcz dadzą jej karę śmierci w Indonezji za palenie jakiegoś zioła. W wersji soft może ona po prostu nie wrócić na drugą stronę, jak ją celnicy skontrolują podczas jazdy na nartach na Matterhornie. Informuję przy okazji panią Katarzynę, że obecnie ostoja demokracji, czyli Niemcy, wprowadza czasowe kontrole graniczne na trasie z Salzburga do Monachium.

Co do samego Gibraltaru. Granica tamże jest taka, jak przed Schengen na bocznej drodze z Polski na Słowację, ot, taki Korbielów na czystym słońcu. I stoi się w niej solidnie długo, bo Hiszpanie nie lubią Anglików (więc ich dokładnie kontrolują), a Anglicy Hiszpanów (więc ...). Można na niej stać w szczycie turystycznym nawet ok. 2-3 godzin. Poza celnikami ponadto granicę blokują ... samoloty, bo na czas startów i lądowań droga jest zamykana.

I trochę historii dla pani Katarzyny. To w Gibraltarze sprzątnęli naszego premiera. Tu zginął Władysław Sikorski po dotarciu do dokumentów katyńskich i po potwierdzeniu wizyty w Katyniu! Jak zginął? Jest wiele teorii, zjedli zęby na temacie tacy historycy, jak Baliszewski i Kisielewski, ale sprawa do tej pory nie jest jasna. Jasne jest jedno: oficjalna wersja nie trzyma się kupy.


sobota, 8 lipca 2017

Gdzie naprawdę jest niebezpiecznie?

Niemcy oazą spokoju i demokracji - na zdj. Hamburg
- Nie jadę do Polski, bo tam jest niebezpiecznie - usłyszałem kiedyś od Belga.

Tymczasem fakty o oazach bezpieczeństwa oraz oazach grozy są następujące:
- EURO w Polsce i na Ukrainie - względny spokój z drobnymi incydentami (mecz Polska-Rosja);
- MŚ w Brazylii - w telewizji widzieliśmy sielskie obrazki, ale już przegląd Internetu pokazuje skalę zamieszek na meczach i poza nimi;
- EURO we Francji - stan oblężenia i zamieszki;
- EXPO w Antalyi - bez incydentów;
- ŚDM pod Krakowem (największa impreza ze wszystkich wymienionych) - bez incydentów;
- Małe EURO w Polsce - bez incydentów;
- Szczyt NATO w Warszawie - bez incydentów;
- Wizyta słoweńskiej modelki i jej męża - pełniącego obowiązki prezydenta USA - w Warszawie - bez incydentów;
- G20 w Hamburgu - wojna na ulicach.

Oczywiście nie znamy ceny tego spokoju na imprezach z naszym kraju, poza dużym EURO. Wówczas władze starały się, aby biletu nie dostał ... żaden kibic. Trafiły one do firm i różnych innych "pikników" i "januszy". Ale nie da się ukryć, że na wszystkich pozostałych imprezach ludzie odpowiedzialni za bezpieczeństwo spisali się na medal. Oby tak dalej!

Futbol to kwintesencja życia. Dlatego jest tak popularny

Arka Gdynia drużyną 2017 roku w Polsce!

Futbol jest kwintesencją życia. Po pierwsze gra toczy się przez długi czas, wkłada się w nią wiele wysiłku, ale pamięta się po meczu tylko kilka najistotniejszych faktów. Dotyczy to zdarzeń, które liczą się naprawdę. W meczu to na przykład dwa gole, kilka groźnych strzałów, dwa błędy sędziego i obroniony karny. W życiu to matura, może jakieś studia, ślub, urodziny dziecka (dzieci), może fajne wakacje na Fuercie, w Zoppot lub Kolbergu. I tyle. Po drugie w futbolu nie zawsze najsilniejszy i najlepiej przygotowany wygrywa. Dlatego drużyną roku ogłaszamy Arkę Gdynia (13 mln zł przychodów rocznych). Drużyna, która ledwie, ledwie - i to w części za pomocą oszustwa (ręka Siemaszki) - utrzymała się w ekstraklasie, pokonała w tym roku finansowe i kadrowe tuzy tejże ekstraklasy, tj. w finale PP Lecha Poznań (55 mln zł) oraz w finale SP Legię Warszawa (207 mln zł). Te dysproporcje świetnie pokazuje wykres:

Źródło: właśnie ogłoszony raport Deloitte


W życiu tak samo. Można z wyróżnieniem skończyć szkołę, potem studia. Można przeczytać tysiąc książek i przejść przez tysiąc kursów. A i to nie gwarantuje sukcesu życiowego (małżeństwo, dzieci), ani zawodowego (kariera). Może się okazać, że szczęśliwsze są osoby teoretycznie mniej zaradne, ale świetnie poukładane w życiu prywatnym. Może się też okazać, że te teoretycznie mniej zaradne osoby zajmują lepsze stanowiska lub poradziły sobie w biznesie. I to zasłużenie. Bo są w tym dobre. Bo w życiu (jak w finale PP), liczy się też strategia, spryt i czasem (a może przede wszystkim) trochę szczęścia.

Dlatego ogłaszamy Arkę Gdynia drużyną 2017 roku! W Polsce nikt jej już nie pobije, bo nie ma już do końca roku żadnych finałów!

W klapkach i skarpetach frotte. Gdzie (nie) na wakacje

Na zdjęciu perła tureckich wakacji - Oludeniz
Dziś będzie o kierunkach, które są zalecane inaczej.

Egipt


Wakacje w Egipcie zawsze były specyficzne. Egipt charakteryzuje się istnieniem hoteli w zamkniętych enklawach (miasteczkach), poza które podróż od lat odbywała się w ubezpieczanych wojskiem konwojach. Sprawa jest bowiem prosta. O ile pewna grupa biznesmenów zarabia na turystach, to reszcie społeczeństwa ktoś skutecznie wmówił, że za zabicie turysty idzie się do nieba. Były nawet przypadki realizacji tych zaleceń, gdy ktoś skutecznie strzelał do zwiedzających historyczne budowle Niemców. Ale mimo to trafiała się zawsze liczna grupa chętnych na wakacje we wspomnianych enklawach. Decydowały o tym dwa czynniki. Pierwszy: ceny, a konkretnie jak w reklamie Biedronki, niskie ceny. Drugi: bieda wokół. Mamy tu bardzo specyficzny typ europejskiego (w tym w znaczącej reprezentacji także polskiego) turysty, który się już dorobił paru euro lub złotych, lubi podziwiać tę biedę i brud wokół patrząc na to z bezpiecznej przystani w postaci pięciogwiazdkowego hotelu. Bo go to dowartościowuje.

Polski specyficzny turysta przetrwał wiele. Przetrwał obalenie Mubaraka, przetrwał wojny o władzę z kraju Kleopatry, ale zniechęciło go prawdopodobnie dopiero medialne nagłośnienie sprawy Magdaleny Żuk. Ładna, sympatyczna i chyba nieco naiwna kobieta została bowiem jawnie rozegrana przez otoczenie w Polsce i Egipcie. Zapłaciła za to życiem. Jak donosi czasopismo Bez cenzury, "Egipcjanie rwą włosy z głów (...) gwałtownie spadła liczba turystów przyjeżdżających do tego kraju. Okazuje się, że śmierć młodej Polki może się okazać większym ciosem (...) niż arabska wiosna."

W końcu nie ma się co dziwić. To, że mogą człowieka zastrzelić, polski turysta akceptował i wliczał w ryzyko niemal zawsze. W końcu rachunek prawdopodobieństwa kontra niskie ceny, luksus i wspaniałe widoki... Ale, że każda ładna kobieta może zostać sprzedana i porwana do burdelu, to już trochę działa na wyobraźnię.

Turcja


Tu większości egipskich ryzyk nie ma. Jest piękny kraj. Jest bogaty kraj, który wykonał przez kilkanaście lat olbrzymi skok ekonomiczny i cywilizacyjny. Nikt raczej na polskiego turystę nie poluje. Ba, Polaków w Turcji, mówiąc delikatnie, po prostu lubią. I to praktycznie wszyscy.

Jest tylko jeden drobny problem. Turcja jest dosłownie na granicy wojny domowej. Miejscowy dyktator nieco odpłynął i próbuje obalić stuletnie fundamenty państwa. W społeczeństwie praktycznie już trwa wojna, coś na wzór naszej potyczki "faszystów" z "lemingami". Wywołując tę wojnę miejscowy dyktator popełnił jednak jeden dość duży błąd. Uderzył w biznes. Uderzył w biznes produkcyjny i biznes turystyczny. Prawdopodobnie "biznesowi" to się nie podoba. Prędzej lub później (raczej prędzej) kapitał się zmobilizuje i zainwestuje kilka lirów w ... zmianę porządku politycznego w Turcji.

Nie jestem pewien, czy nagle polski turysta chciałby stać się mimowolnym świadkiem lub (co nie jest wykluczone) przypadkowym uczestnikiem wojny domowej. Ja jedną miałem okazję dotknąć, w byłej już Jugosławii. I dziękuję za więcej.

Ukraina


W Turcji wojna domowa jest dopiero spodziewana, a na Ukrainie już trwa. To jeden problem. Drugi tkwi w miejscowej tradycji i miejscowym porządku. Na Ukrainę można jechać w zorganizowanej grupie, gdzie führer danej grupy doskonale wie, komu dać i ile. Samotny turysta zwykle tego nie wie, co naraża go na niezwykłe niebezpieczeństwo. Ale jak tenże führer zawiedzie i nie rozliczy się z Saszą, chroń Boże całą grupę! Ukraina jest fajna dla sentymentalnych miłośników komuny, gdzie wszystko było tanie, ale trzeba było mieć układy, znajomości i wiedzieć, komu dać łapówę. Jak ktoś lubi... Ja dziękuję.

Albania


To strasznie modny w tym roku kierunek turystyczny. Nie rozumiem tego. Idzie on jakby wbrew kierunkom obecnej wiosny ludów. Skoro większość uciekających przed wojną w Afryce "chrześcijan z Syrii", których ochoczo chce przyjąć u siebie nieudolny (dramat drogowy na południu miasta!) i  nieobiektywny (szalikowiec!) prezydent Katowic, to przecież ... Albańczycy (głównie z Kosowa), to nie rozumiem, dlaczego Polacy chcą tak chętnie pokonać drogę pod prąd? Narkotyki, handel kobietami, morderstwa - w tym specjalizuje się jedna z najlepszych na świecie mafii - ta albańska. Naprawdę chcecie tam jechać?

Macedonia


Piękny i fajny kraj z pięknym jeziorem, który wkrótce (choć nie wiadomo dokładnie kiedy) zostanie wchłonięty politycznie bądź siłą do ww. Albanii. Właściwie to do Wielkiej Albanii. Tej, której granice sięgają całego Kosowa, całej Macedonii, połowy Czarnogóry i może jeszcze czegoś więcej. Wsparcie USA oraz uznanie Kosowa przez społeczność międzynarodową i spacyfikowanie tam Serbów tak rozzuchwaliło Albańczyków, że aż strach się bać, co jeszcze wymyślą i na co jeszcze społeczność międzynarodowa im pozwoli. Choć ta chyba już wie, że popełniła błąd w Kosowie. Błąd znamienny, bo stanowiący pretekst dla innych przetasowań terytorialnych, vide napad Rosji na część Ukrainy. Ale miało być o Macedonii. W sumie to możecie tam jechać. Obyście tylko w czasie pobytu nie zmienili ... firmy kraju pobytowego.

czwartek, 6 lipca 2017

Lepsza (a może właściwa) twarz Ameryki

Wizyta Donalda Trumpa w Polsce cześć społeczeństwa ucieszyła, a część zmartwiła. Sam Donald Trump ma w Polsce i w "Europie" bardzo wielu przeciwników. Jest to zupełnie niezrozumiałe. Po pierwsze symbolizuje on twarz "prawdziwej" Ameryki, tej kojarzonej z Arizoną i Teksasem. Tej opisywanej przez Cejrowskiego i hołubionej przez Maxa Kolonkę. Po drugie wizerunek Trumpa zdecydowanie ocieplają bardzo sympatycznie odbierane "jego kobiety" - Melania oraz Ivanka:
Melania na spotkaniu z Agatą Dudą [źródło: Interia]
Ivanka z ochroniarzami typu "włoska mafia" [źrodło: Interia]

I jak tu nie lubić Ameryki oraz jej prezydenta!?

wtorek, 4 lipca 2017

Mały biznes? To się w Polsce nie opłaca

Były już premier Donald Tusk obiecywał zmniejszenie podatków. Skończyło się na wzroście stawek podatkowych. Obiecywał również redukcję ilości osób zatrudnionych w administracji o 10 proc. Skończyło się - rzecz jasna - na wzroście ilości osób zatrudnionych w administracji o 10 proc.

Teraz (od dobrego roku) wicepremier i minister Morawiecki pisze "Konstytucję dla biznesu" oraz obiecuje zmniejszenie obciążeń dla small-biznesu. Panie Premierze! Na razie jest za Pana kadencji tak:



 2015 rok   2016 rok   2017 rok 
 Składka emerytalna       463,68 zł      474,92 zł      499,28 zł
 Składka rentowa       190,03 zł      194,64 zł      204,62 zł
 Składka chorobowa         58,20 zł        59,61 zł        62,67 zł
 Składka wypadkowa         42,76 zł        43,79 zł        46,04 zł
 Ubezpieczenie zdrowotne       279,41 zł      288,95 zł      297,28 zł
 Razem składka ZUS    1 034,08 zł   1 061,91 zł   1 109,89 zł

Bez wymądrzania się można w ciemno założyć prostą kalkulację wyborczą. Przedsiębiorców płacących składki jest około dwóch milionów i w większości ... jakoś sobie jeszcze radzą. Beneficjentów programu Rodzina pięćset plus jest gdzieś około dziesięciu milionów (dzieci i rodziców). Emerytów i rencistów też jest około dziesięciu milionów. A potencjalna ulga w składkach do rozsądnego poziomu (na przykład nie wyższe niż 200 zł miesięcznie) dla tych dwóch milionów przedsiębiorców kosztowałaby państwo rocznie ... tyle samo, co cały program Rodzina pięćset plus. I tyle samo, co przyspieszenie wieku emerytalnego. Sprawa rozbija się więc o wspomnianą prostą kalkulację wyborczą.

Problem jest inny. Premier lansuje w czasopiśmie WNP myśl pod tytułem "Przedsiębiorcze państwo". Nie da się ukryć, że państwo wstało z kolan i stara się być coraz bardziej zaradne. Nie da się też ukryć, że próbuje objąć swoją zaradnością coraz więcej branż (energetyka, banki, górnictwo) i dziedzin życia. Tylko, że w tym modelu zaczyna brakować miejsca na ... przedsiębiorczego obywatela. Powoli przestaje się opłacać prowadzenie small-biznesu w Polsce. Te dwa miliony zapaleńców jeszcze się trzyma, ale wątpię, czy ich dzieci będą kontynuowały te rodzinne biznesy. Im będzie się opłacało po prostu zatrudnić w państwowej firmie. Taki jest skutek określonej polityki. Źle, czy dobrze? Nie wiem. Mnie osobiście państwo bez przedsiębiorców nie do końca się podoba, ale może nie mam racji. Zobaczymy!