środa, 27 lutego 2019

(Nie)fotogeniczny Śląsk. Nigdy nieukończony stadion Pogoni

Nie pamiętam tych czasów, ale plany musiały być iście mocarstwowe. Obok "małego" stadionu przygotowano się do budowy "dużego". Jak dużego? O tym może tylko świadczyć nasze wyobrażenie na bazie powstałych wałów (z dość ostrym kątem nachylenia, rzadkim dla obiektów powstałych za komuny), których jednak później nikt nigdy nie zagospodarował:






Dziś w stadion wpisany jest tak zwany duży orlik. Duży, bo z pełnowymiarowym boiskiem. Są też maszty oświetleniowe z lampami, ale — szczerze mówiąc — nigdy nie widziałem, aby ... działały:




Ze szczytu imponujących wałów wypatrzeć można nieodległy kościół św. Pawła:

Rozpościera się też widok na mały — acz nowoczesny — stadionik lekkoatletyczny:





Dlaczego gigantyczny (prawdopodobnie na ok. 20 tys. miejsc) stadion Pogoni Nowy Bytom nigdy nie powstał? Trudno dziś na to odpowiedzieć. Dziś, czyli w czasach, gdy najstarsze hanysy nie pamiętają idei jego budowy. Ale można tylko na ten temat dywagować:

  • Bo w zasadzie nigdy nie był potrzebny, przynajmniej na taką skalę.
  • Bo w okolicy (stary stadion odchylił się o ... 3 metry) występują poważne szkody górnicze.
  • Bo od początku był do kitu zaplanowany. 
Pal sześć kształt podkowy, jak w Szczecinie. Błędem była ogromna (choć nie nietypowa — patrz: Lubin) odległość potencjalnych trybun od murawy:

Dziś trudno sobie wyobrazić, aby stadion kiedykolwiek został dokończony, a już na pewno nie w planowanym drzewiej kształcie i pojemności. Można by ewentualnie "wewnątrz" teren utwardzić i postawić jakieś małe trybunki. I cieszyć się z udostępnionego także amatorom stadionu lekkoatletycznego, z trybuną na ok. 1000 osób:


Największe zagrożenie dla biznesu

Co jest największym zagrożeniem dla biznesu? Polityka fiskalna państwa? Zmienność cen? Kursy walut? Roszczenia płacowe pracowników? Kradzieże mienia firmowego? Nielojalni pracownicy? Niekompetentni dyrektorzy?

A skąd. Wyżej wymienione czynniki mogą okresowo nieco "popsuć" biznes, ale zwykle wiemy, jak się z nimi uporać. Dajemy sobie z nimi jakoś radę. W końcu biznesów nie prowadzą raczej durnie.

Jeśli nie powyższe, to co więc jest największym zagrożeniem dla biznesu? Otóż stwierdzam bez najmniejszych wątpliwości, że największym zagrożeniem dla biznesu jest ... urodziwa asystentka, sekretarka, kierowniczka działu promocji, czy jakie tam stanowisko jej przydzielimy.

Kiedyś pisałem o tym w mądrej książce, niżej cytuję.


Fragment Międzynarodowych... podrozdział Okazje na rynku M&A:



A dziś Fakt epatuje nagłówkami:

  • W Drutexie jak u Carringtonów
  • Młoda miłość prezesa?
  • Brat prezesa. Zwolniony właśnie dyrektor ds. handlowych
  • Córka prezesa. Pełniła funkcję wiceprezes zarządu. Też już na bruku
  • Dlaczego nagle szef firmy zwolnił część swojej rodziny?
A mowa o firmie, która była przykładem polskiej zaradności i polskiego sukcesu, także na rynku międzynarodowym. Tymczasem awantura "w rodzinie" może po prostu ... rozwalić firmę. 


Jedyna kobieta na czerwonym dywanie. Jak się wyróżnić w tłumie gwiazd?

Jak zabłysnąć na czerwonym dywanie? W tym zakresie przemysł telewizyjny wymyślił już niemal wszystko. Agresywny marketing, agresywna reklama i dużo, naprawdę dużo szokujących (czytaj gołych) strojów.

Zuzanna niebieska
Tymczasem pomysł dziennikarki TVP był genialny. Nie ubrała się w mięso lub jakąś firankę, nie stanęła przed kamerą bez majtek, nawet nie zdjęła biustonosza - nic szokującego. A i tak zrobiła coś, że - potwierdzam to jako obserwator "dziennika wieczornego", czy jak tam teraz ten program propagandy sukcesu zwą, że ... "było ją widać na kilometr".

Piękna - choć już niemłoda jak na standardy hollywoodzkie - kobieta w pięknej i kobiecej sukni - trzeba trafu, że na ten pomysł nikt inny nie wpadł. A pani Faltzmann się udało. I to bez względu na to, czy mówi się teraz o nachalnej promocji i propagandzie sukcesu "reżimowej" telewizji - jak twierdzi telewizja "tęczowa" - czy nie. Faktem jest, że trudno było w tym tłumie jednakowo rozebranych aktoreczek (bo aktorkami nie warto ich nazywać) pani Zuzanny nie zauważyć.

Sukces jest pewnie chwilowy, ale niewątpliwy. Ostatnio o niczym innym się nie mówi, tylko o czerwonej i niebieskiej (bo miała dwie, tak do przebierania, jak ... wiele kobiet na weselach) sukni Zuzanny Faltzmann i o ... samej Zuzannie Faltzmann.

Promocja się udała. Czy była nachalna, czy nie? A kogo to obchodzi? Zuzanna oraz jej projektant lub projektantka (nie wiem, nie znam, ale jak znam życie, wkrótce wszyscy się dowiemy) zdobyły Hollywood jego własną bronią. Sposobem na wyróżnienie się w tłumie. Zuzanna okazała się bowiem jedyną kobietą w tym gronie rozebranych na maksa i rozfeminizowanych aktoreczek.
Zuzanna czerwona
A zarzuty o seksizm TV Kura? One są po prostu idiotyczne. Przecież całemu temu Hollywoodowi o nic innego, jak o seksizm właśnie chodzi. Dlatego właśnie tam ... ładnie i skromnie ubrana kobieta wywołała ...burzę. 

Zresztą, co tu dużo pisać, niech przemówią fakty. Oto dla kontrastu wycinek z materiału Onetu, pod jakże znamiennym tytułem "Nagie sukienki" na Oscarach - te gwiazdy mają do ukrycia naprawdę niewiele!:
Ta pani ubrała ... firankę

Ta pani zapomniała biustonosza

A ta pani nawet ... majtek

Zuzanna Faltzmann przywraca światu naturalny porządek. A branża filmowa powinna poważnie przemyśleć swoją strategię. Ostatnio głośno było o konflikcie polskiego reżysera z rodzimą aktorką, która nie chciała się do filmu ... nie ... nie powiem co. Jest tu do zadania kilka naprawdę trudnych pytań:

  • Czy naprawdę filmy potrafią już tylko szokować? 
  • Czy można się jeszcze bardziej rozebrać?
  • Co zostało jeszcze do pokazania, bo normalny seks na żywo to już norma?
  • Czy naprawdę skończyły wam się wszystkie dobre scenariusze i nie macie już nic normalnego do powiedzenia?
  • Film to też edukacja w zakresie wiedzy o świecie, czy tego chcecie, czy nie oraz czy macie tego świadomość, czy nie. W efekcie tej edukacji ludzie "wiedzą", że to Amerykanie złamali Enigmę, że to Polacy odpowiadają za wywołanie wojny i holokaustu oraz że w USA mieszkają same "modelki". To bardzo szkodliwa cecha przemysłu filmowego.
  • Film to też edukacja w sensie zachowań ludzkich, czy tego chcecie, czy nie. Hollywood pokaże, miliony nastolatków chce to naśladować. Potem ludzie myślą, że szybki ślub i szybki rozwód to standard, że oszustwo i kombinacja to jedyna droga do sukcesu, że każdy lub każda, kto pojedzie do Hollywood, tam się rozbierze lub inaczej zaszokuje otoczenie, zostanie milionerem i będzie mieszkać we własnym wypasionym domku z trawnikiem i ogrodnikiem w gratisie. To jeszcze bardziej szkodliwa cecha przemysłu filmowego. Wkrótce panie zaczną gołe chodzić po ul. Wolności w Chorzowie, w końcu to ich "wolność" i ... jedyna szansa na sukces.
Nie ma dobrych filmów, są rozebrane aktorki, udziwnione scenariusze i nachalna promocja nietradycyjnego stylu życia. Na to wkracza Polka w tradycyjnej sukni. Jak na bal, a nie do burdelu. I wywołuje szok. Przecież to burdel jednak.

Chciałoby się przy okazji zapytać filmowców:
 A kiedy wreszcie wrócą dobre filmy?
Kiedyś liczył się dobry scenariusz, gra aktorska i muzyka


wtorek, 26 lutego 2019

Świętochłowice do Chorzowa lub Katowic

Świętochłowice nie mają pieniędzy na remont Skałki
Niniejszym czytamy w "internacie", że:

"Świętochłowice znajdują się na skraju bankructwa? W poniedziałek, 25 lutego, w Urzędzie Miejskim w Świętochłowicach odbyła się konferencja prasowa, podczas której prezydent miasta Daniel Beger mówił o tragicznej sytuacji finansowej miasta i potrzebie wdrożenia programu naprawczego. (...) Daniel Beger poinformował (...) o złej kondycji finansowej miasta. Obecnie zadłużenie miasta wynosi ponad 102 mln złotych, z czego ponad 20 mln złotych długu to niezapłacone w zeszłym roku faktury. Prezydent przestrzegał, że jeżeli sytuacja się nie poprawi to Świętochłowice skończą, jak gmina Ostrowice, która z powodu dużego zadłużenia 1 stycznia 2019 roku została zniesiona i włączona do gmin Drawsko Pomorskie i Złocieniec.

W związku ze złą kondycją finansową miasta, prezydent Świętochłowic Daniel Beger zapowiedział, że potrzebne jest wdrożenie programu naprawczego.

W skład programu naprawczego mają wejść takie działania, jak: redukcja wydatków i etatów, restrukturyzacja zobowiązań, poprawa ściągalności podatków i opłat lokalnych, prywatyzacja mienia i zwiększenia dochodów poprzez m.in. sprzedaż nieużytków pod inwestycje."

A mnie się wydaje, że nie byłoby nic złego w likwidacji marki Świętochłowice. Śląsk od Gliwic do Katowic bezwzględnie przypomina Londyn, czyli zlepek ... wielu miejscowości, z odrębnymi centrami i rynkami. 

Dziś trzon Sląska to region wielu kontrastów, w tym:
  • bogate, dobrze zarządzane, zadbane, sprawne komunikacyjnie Gliwice;
  • bogate, źle zarządzane, w totalnym nieładzie architektonicznym, niesprawne komunikacyjne Katowice;
  • średnio biedne i średnio sobie radzące miasta, jak Ruda Śląska i Chorzów;
  • oraz zadłużone, biedne i bez perspektyw takie miasta, jak Bytom, Zabrze, Siemianowice, Świętochłowice.
    A Gliwice stać na największą halę w Polsce
Do tego wysokie ceny nieruchomości w Katowicach i Gliwicach oraz skrajnie niskie - np. w Bytomiu. Kontrasty w dostępności do usług, komunikacji, wyglądzie miast. Co z tym fantem można zrobić? Moim zdaniem powinno się z tych miast utworzyć jedną gminę, z nazwą "zwał jak zwał", bez znaczenia. Sentymenty mieszkańców do nazw często łączą się z sympatiami klubowymi, ale tu też mamy pasztet. Gliwice to Piast i Górnik, Katowice GKS i Ruch, Łagiewniki są za Ruchem, Miechowice i Stolarzowice za Górnikiem, Lipiny za Górnikiem, Ruda to ... Ruch i Górnik, sam misz-masz. Ostatecznie połączone miasto może się nawet nazywać Katowice (choć dziś więcej atutów mają Gliwice), bez znaczenia. Ruch Chorzów z pewnością pozostanie Ruchem Chorzów, Górnik Zabrze dokładnie Górnikiem Zabrze, a Polonia Bytom dokładnie Polonią Bytom. Tak jak w Rudzie są (zwłaszcza w świadomości mieszkańców) Urania Kochłowice, Grunwald Halemba, czy Pogoń Nowy Bytom.

Połączenie Gliwic, Zabrza, Rudy Śląskiej, Bytomia, Świętochłowic, Chorzowa, Siemianowic i Katowic w jeden organizm rozwiązałoby wiele problemów:
  • komunikacyjnych;
  • inwestycyjnych (obwodnice miast haczące dziś o ... inne miasta, np. Chorzowa);
  • finansowych.
    A może w przyszłości jedno miasto?
Ponadto nieco wyrównałyby się po latach ceny nieruchomości, wszak wszystkie ... znajdowałyby się w jednym mieście. Siła tego miasta (ekonomiczna, społeczna, medialna) byłaby też odpowiednia.

W całej tej historii jest jedno "ale". Otóż "ale" gdzie etaty prezydentów, radnych, urzędników? Otóż nigdzie. Ano właśnie.

W związku z powyższym bez bankructw (jak zapowiadane w Świętochłowicach i spodziewane w Zabrzu, gdzie "wszystkie" pieniądze idą na stadion i piłkarzy) połączenia miast nie będzie.

piątek, 22 lutego 2019

Wprost o przyczynach trendów w polskiej motoryzacji

Nie wszędzie dociera autobus szkolny
Milion samochodów elektrycznych, budowa fabryki elektryków w Bielsku-Białej, utrudnienia w rejestracji starszych samochodów, paliwo do diesla znacznie droższe od benzyn na stacjach, zakaz wjazdu do centrum miast nieekologicznymi samochodami - to oficjalne i jawnie głoszone (co nie oznacza, że jednak wszystkie wykonywane) plany naszego rządu.

Tymczasem we Wprost ukazał się bardzo ciekawy artykuł niejako tłumaczący, jak to naprawdę jest z polską motoryzacją. Polacy nie kupują starych diesli dlatego, że są tak leniwi. Aut nie przybywa tylko z powodu charakteru i zwyczajów Polaków.

Przyczyny są bardziej prozaiczne. Inaczej problem widzi się i rozważa z punktu widzenia wielkiego miasta (gdzie komunikacja miejska działa), inaczej w mniejszych ośrodkach. Oto fragmenty artykułu pt. "Furą albo stopem":

"Jednym z największych kłopotów Małgorzaty (...) jest zepsuty samochód. (...) Do wsi jest 6 km wąską drogą bez chodnika, częściowo przez las. Pieszo daleko, na rowerze niebezpiecznie. (...) Bilet na autobus kosztuje 5 zł. (...) Za miesięczny trzeba zapłacić 90 zł. Nie warto, jeśli dzieci nie będą jeździć codziennie, a nie będą, bo często nie zdążą na jedyny popołudniowy kurs.

W jej wsi autobus bywa przynajmniej czasami, a do 20 proc. sołectw (...) nie dociera żaden publiczny środek transportu. Z wyliczeń Klubu Jagiellońskiego wynika, że bez dostępu do transportu pozostaje prawie 14 mln mieszkańców polskich gmin. W wielu autobus pojawia się (...) dwa razy dziennie.

Z roku na rok jest coraz gorzej. Sieć kolejowa została w dużej części zdemontowana. (...) Liczba pasażerów transportu publicznego poza miastami spadła o 75 proc. (...) W małych wsiach, gdzie nigdy nie było pociągów, teraz nie ma autobusów, ani publicznych, ani prywatnych [MS: ekonomia głupcze!].

Mieszkańcy wsi i małych miast, do których transport publiczny nie dociera, albo dociera rzadko, są więc skazani na samochody. To nie jest wybór, wygoda, znak rosnącej zamożności Polaków, to jest konieczność. (...) Rodzinie samochód jest niezbędny.

Wymuszone usamochodowienie widać w statystykach GUS. Na obszarach peryferyjnych na mieszkańca przypada więcej aut niż w stolicach województw. A średnia polska jest wyższa niż w Niemczech, Belgii, Holandii czy Szwecji."

Czy rząd zdecyduje się na bardziej radykalne działania w kwestii promowania ekologicznego transportu i zakazów poruszania się nieekologicznymi autami? Tego nie wiemy, nie znamy bowiem rzeczywistych zamiarów polityków, ani rządzących, ani będących w opozycji. Wiemy jednak, że każdy rząd, który to realnie zrobi, w obecnych warunkach wkurzy wspomniane 14 mln mieszkańców polskich gmin (czyli: przegra wybory), gdzie nie ma innej alternatywy, niż własny samochód. A nie mówimy, delikatnie podchodząc do tematu, o ludziach tak bogatych, że stać ich na własne nowe elektryki.

Jak takie coś, to tylko we ... Włoszech

"Piękno" italskich stadionów (i wyobraźnia połączona z brakiem estetyki tamtejszych architektów) nie przestaje mnie zadziwiać.

Prowizorka, brzydota lub brak funkcjonalności stanowi tam chyba cnotę: częściowo pozrywany olbrzymi dach olbrzymiego stadionu w Bari, stadion wpisany w ... stadion w Cagliari, dolne poziomy, z których raczej niczego nie widać (stąd raczej ... niewykorzystywane) w Neapolu i Weronie, krzywy i dziwny stadion w zabytkowej Sienie, jakiś taki nieestetyczny stadion w Parmie, nieestetyczne łuki w Bergamo - to tylko nieliczne przykłady.
W Bari uznali, że dachu ... nie warto naprawiać

Bergamo. Tak, tam też wpuszczają ludzi

Do tego zainspirowany artykułem ze Stadiony.net wrzucam zdjęcia znalezione u wujka Google'a dotyczące typowo włoskiej, jakże oryginalnej konstrukcji w Brescii:
Fajna trybuna, szkoda, że ... przed inną

Całość sprawia trochę nieestetyczne wrażenie

W dodatku rozwiązanie jest niesymetryczne
No cóż, przy tym to nawet stadion Ruchu w Chorzowie albo szczecińska Papricana wydają się ... nie do końca takie brzydkie.

środa, 20 lutego 2019

Praca z ludźmi nie dla wszystkich jest łatwa. Cztery typy charakteru

Nad typami osobowości badania zaczął Hipokrates. On też sformułował tezę o istniejących czterech typach charakteru. Jego dokonania rozszerzył Jung, poszukując też typów pośrednich.

Typami charakteru też zajmowała się Florence Littauer. I wyniki jej badań są najbliższe chyba współczesnemu spojrzeniu. Otóż ludzkość dzieli się na cztery typy charakteru:

  • towarzyskich sangwiników,
  • dyktatorów choleryków,
  • perfekcyjnych melancholików,
  • spokojnych flegmatyków.


Do dobrej diagnozy wystarczy trochę wiedzy i po prostu ... obserwacja. Do życia wśród ludzi potrzebna też jest ... akceptacja. Akceptacja ... siebie i akceptacja otoczenia. Sam funkcjonuję w rodzinie, w której każde z nas ma ... inny typ charakteru. Nie jest łatwo, ale ... jakoś to działa.

Trudność w obserwacji jest tym większa, że ludzie zasadniczo starają się ... kreować na kogoś innego. Jakąś dekadę temu w mocy były silne i odważne charaktery, a więc dyktatorzy i sangwinicy, teraz kreuje się dobrze ubranych, respektujących regulaminy i poprawnych politycznie, w modzie są więc wciąż sangwinicy (twittujący publicznie politycy, obiecujący "gruszki na wierzbie", ale nieznający dat, faktów i niestosujący się do reguł Petru), ale coraz więcej sukcesów osiągają perfekcjoniści (inwazja bankowców i księgowych na spółki państwowe), a odsuwa się "najmądrzejszych na świecie" dyktatorów (Cejrowski, Clarkson). Nigdy na topie nie byli (a pewnie i nie będą) flegmatycy, bo są "za spokojni" i niespecjalnie potrafią się "dostosowywać". Zamiast więc walczyć o posady dyrektorów i kasę, raczej ... spokojnie wyjadą na ryby lub ruszą na wyprawę na K2 (Bargiel).

Zresztą kiedyś nie do pomyślenia byłoby, aby taka służbistka i technokratka jak pani Beata Szydło, została premierem rządu, a całkiem niedawno miało to przecież miejsce. Tajemnicą poliszynela jest też fakt, że mocne notowania w partii rządzącej na stanowisko potencjalnego premiera ma jeszcze mocniejszy technokrata - Joachim Brudziński. W związku z powyższym ludzie próbują się "zmieniać" i sterować swoim zachowaniem tak, aby przynosiło to im maksymalne korzyści i nie pozbawiło ich na przykład pracy. Ale są to działania sztuczne, można zmienić taktycznie swoje zachowania (stąd pewnie identyfikacja charakterów pośrednich), ale charakteru ... nie da się zmienić. Zresztą, jak ktoś ma wiedzę w tym zakresie, potrafi pięknie sterować ... testami, ale wracając do meritum, nie zmienia wówczas sam siebie.

Nie ma praktycznie typów idealnych. Każdy człowiek ma pewne "wskazanie", ale w mniejszym lub większym stopniu czerpie też z innych typów. Wynika to też ze wspomnianej "nauki". Ale nie zmienia to faktu, że każdy z nas do jednej ze wskazanych grup należy, czasem z lekkim ... zboczeniem (patrz schemat).

Jestem pewien, że wystarczy się rozejrzeć i nie będzie nam trudno zidentyfikować przedstawicieli poszczególnych typów osobowości. Większość aktorek telewizyjnych, aktorów, modelek, śpiewaczek pop i tym podobnych to typowi towarzyscy sangwinicy. Pierwsi (a może nawet: piersi) do zdjęć, pierwsi do wywiadów, pierwsi na imprezy i przyjęcia. Życie na wierzchu i - przepraszam wrażliwców - cycki na wierzchu. Życie się przecież składa z zabawy, jak w Hiszpanii. W ogóle to mam wrażenie, że wszyscy Hiszpanie pasują do tego typu. To odrębna ciekawostka. Ponadto trzeba wszystkich na fejsie poinformować o nowym chłopaku lub dziewczynie, o udanym rozwodzie, nowym samochodzie i wczasach na Bora-Bora. Jak wesele - to na tysiąc osób. A za rok rozwód - też z imprezą. Carpe diem. Życie to chwila. Ponadto trochę nierozgarnięcia. Niedawno było głośno o znanej aktorce, która zdziwiła się, że nie może wjechać na zwiedzanie Gibraltaru na wycieczce autokarowej, bo ... chcą od niej paszportu. A ten ... został w domu. Szukacie sangwinika. Spójrzcie na Joannę Krupę albo na Małgorzatę Rozenek-Majdan, czy jak tam ma obecnie to drugie nazwisko.

Krupa. Jestem ładna i warto, aby świat o tym wiedział

Krupa. O jej związkach wiemy wszystko, sama o nich zresztą informuje

Nie trzeba się też wiele trudzić, aby zidentyfikować dyktatorów choleryków. Najmądrzejsi na świecie (w swoim mniemaniu), fatalnie ubrani (miliarder Kulczyk wyglądał porządnie tylko wówczas, gdy musiał, podobnie ma Jakubas), niepotrafiący się komunikować z ludźmi inaczej, niż przez pouczanie i rozkazy, nastawieni na cel, skuteczni do bólu. Wiedzą swoje i nikt ani nic nie zmieni ich własnego zdania. Z podkreśleniem słowa: własnego. Trzymają się pewnych zasad ale znów: własnych. Niektórych to gubi: patrz wylot Clarksona z BBC. Wypisz wymaluj taki Donald Trump, Wojciech Cejrowski albo właśnie taki Jeremy Clarkson.

Donald Trump jest zawsze z siebie zadowolony i niezwykle pewien swych racji

Jeremy Clarkson zyskał kiedyś nagrodę dla najgorzej ubranego faceta w Wlk. Bryt.

Jeśli wstąpicie kiedyś w jakiejś firmie "do kadr" lub "do księgowości" zobaczycie świat pełen perfekcyjnych melancholików. Ludzi, którzy lubią cyfry, tabele, porządek, powtarzalność, punktualność, tfuuu, muszę na chwilę odsapnąć od tych okropnych słów..., no już: przepisy, regulaminy, schematy, instrukcje, brrr... aż mnie trzepie. Muszę przyznać, że u mnie słowa "regulamin" i "schemat" nie przechodzą łatwo przez klawiaturę, muszę się pilnować, aby zamiast nich nie wpisać "improwizacja i myślenie, głupcze" i "skuteczność zamiast reguł". Ale wśród nas są też tacy perfekcjoniści. Oni są potrzebni. Ty to wiesz, ja to wiem. Tylko oni wiedzą, że wujek Zenek ma w piątek urodziny, że niemal za pół roku (dokładnie 13 maja) będzie komunia Zosi, i że na niej trzeba będzie dokładnie o godz. 13:35 stawić się na parkingu przy ul. Hitlera w Hindenburgu, o przepraszam, teraz to nazywa się ul. Wolności w Zabrzu. Trzeba odpowiednio wcześniej zadbać o ubrania, prezenty, menu w restauracji i pewnie o wiele innych rzeczy. Bez perfekcyjnych melancholików nie wiedzielibyśmy tego wszystkiego, wujek by się na nas obraził, że nie pamiętaliśmy o urodzinach, na komunię spóźnilibyśmy się, miejsca parkingowego szukalibyśmy przez godzinę, ponadto bylibyśmy niewłaściwie ubrani, cokolwiek to oznacza. W życiu nie wpadlibyśmy też na to, że do zeznania podatkowego trzeba wypełnić jakiś PIT-167 oraz PIT-314b, czy jak to tam numerują. Bo skąd mielibyśmy to wiedzieć? A perfekcyjni melancholicy w tym świecie numerów, dat, przygotowań odnajdują się wyśmienicie.
- Pamiętasz, że na jutro na 17:25 umówiłeś się do dentysty?
- O ..., pewnie, pamiętam! Teraz to już już pamiętam. Ale, jeśli możesz, przypomnij mi to jeszcze jutro, plis.
Niewielu jest znanych ludzi o tym typie charakteru, bo przeważnie ... zakopują się w swych analizach i rozliczeniach, zamiast wydawać książki, błyszczeć w TV lub dawać gorące wywiady do Faktu. Zresztą słyszeliście o jakiejś znanej księgowej lub kadrowej? Perfekcyjny melancholik chce się schować (z kolei flegmatyk: uciec) i przeważnie ... mu to się udaje. Domy oddzielone wysokimi drzewami, gabinety za grubymi drzwiami, cycki - znów przepraszam za słowa - dokładnie schowane pod grubym swetrem, szarym, acz modnym i nienagannie dobranym.
Dla premier Szydło ważna była "praca u podstaw", nie fajerwerki

Znanych spokojnych flegmatyków jest więcej. Oni bowiem nie chcą się schować, oni - jak już wspomniałem - chcą uciec. Uciec od rozmów, zbyt szybkiego życia, codzienności. Ale - trzeba trafu - ich ucieczki często są spektakularne. Bo tylko oni potrafią zrobić rzeczy naprawdę wielkie, zwłaszcza takie, które wymagają dni, miesięcy, a czasem lat przygotowań. Oni najpierw uciekają przed ludźmi, codziennością, zbyt szybkim światem, ale tak naprawdę robią te swoje wielkie rzeczy ... dla ludzi. Poklask ich cieszy, a nie peszy - w przeciwieństwie do melancholika. Wolą pisać, niż mówić. Oto fragmenty wywiadu (jednego z  niewielu) z Andrzejem Bargielem:
"- Sporo mnie to kosztowało. Poświęciłem wiele czasu, życia, zdrowia, stresu. To największe wyzwanie narciarskie XXI wieku. Wielu wybitnym narciarzom się nie udało.
- Każdy narciarz może zjechać z K2?
- Jeżeli ktoś ma minimum talentu i poświęci na to 15 lat pracy, to jest to moim zdaniem możliwe.
- Masz mocną psychikę?
- Tak, to zawsze był mój atut. W momentach kryzysowych potrafię się wyjątkowo sfokusować i szybko próbuję znaleźć odpowiednie rozwiązanie i je realizować. Nie wkrada się wtedy u mnie stres. Denerwuję się przed wyprawą.
- Nie powiodło się w ubiegłym roku?
- Wtedy akcja zakończyła się na poziomie bazy. Na realizację zamierzeń nie pozwoliła pogoda."
Z K2 to właściwie może zjechać każdy, ale po ... 15 latach przygotowań
No cóż. Dla spokojnego flegmatyka rok opóźnienia w swoich planach jest jak mignięcie światła. Nic na teraz, nic na już, wszystko pomału, w odpowiednim tempie. Dlatego flegmatycy, tacy Anglicy wśród nas, mają się niełatwo na przykład w pracy zawodowej. "Deadline" oraz "ASAP" to zwroty przez nich wręcz znienawidzone. A sami flegmatycy są znienawidzeni przez szefów choleryków, którzy chcą mieć rozwiązania na stole "od razu":
- No dobra, panie Krzysiu, rozumiem, że to taki projekt, ten samochód na wodór, że będzie pan nad nim pracował dwa lata. Ale proszę mi codziennie składać raporty nad postępami, rozumiemy się?
No właśnie w tym problem, że się nie rozumiemy, przynajmniej w tym przypadku.

Niżej obraz graficzno-tabelaryczny obserwacji i badań nad typami osobowości.