piątek, 29 czerwca 2018

Polski mundial z punktu widzenia doświadczonego kibica

Po formie Krychowiaka z EURO 2016 pozostało wspomnienie
Mecz otwarcia, mecz o wszystko, mecz o honor - skąd my to znamy?

Tym razem wydawało się, że może być inaczej, choć człowiek trochę lepiej znający realia polskiej piłki wiedział, że nie będzie łatwo. Stan gry polskiej reprezentacji nie odzwierciedlał bowiem stanu polskiego futbolu. Aż ... do mundialu w Rosji.

Dlaczego miało być lepiej? Dlaczego nie było?


Mimo wszystko gdzieś tliła się nadzieja, że ta ekipa, nieco już wyeksploatowana i niegrająca pierwszych skrzypiec (może poza Lewandowskim) w topowych klubach, ale za to posiadająca na pewno umiejętności i na pewno pewien instynkt zwycięzców jeszcze raz się zmobilizuje. Niestety wyszła z tego klapa. Nie było ani mobilizacji mentalnej, ani świetnego przygotowania, ani nawet dobrych wyborów i dobrej taktyki.

Wybory personalne selekcjonera były, nie da się tego ukryć, fatalne. Nawałka nie dostrzegł braku formy Szczęsnego, Piszczka, Błaszczykowskiego, Krychowiaka i - o zgrozo - Lewandowskiego. Ci ludzie winni siedzieć na ławce. Skądinąd zasadne jest też pytanie, skąd wzięła się tak parszywa forma naszego topowego napastnika? Czy Lewy myślał już tylko o transferze do Realu lub jakiejś innej drużyny? Cokolwiek ten spadek formy spowodowało, spowodowało też, że transfer (jakikolwiek) jest dziś bardzo, ale to bardzo odległy. Kto bowiem kupi gościa tylko za zasługi?

Gdzie jest zaplecze?


Tu odpowiadam:
- Zaplecza nie ma!
Przedziwny (ach te moje podejrzenia!) mecz z Japonią toczył się według tempa standardowo dyktowanego przez naszą rodzimą ekstraklasę:
- Ty do mnie, ja do ciebie, nie biegamy za dużo, bo się zmęczymy, a rywal stosuję tę samą taktykę!
Oglądam polskie ligi od lat. Jest nie tyle coraz gorzej z poziomem, co jest wręcz ... dramatycznie. Goście odkurzeni z 3. ligi hiszpańskiej (Quintana, Angulo, Carlitos) zamiatają naszą ligą. Uzupełniają ją ambitni Słowacy, słabi Serbowie i polscy ligowi wyjadacze. Legia płacąc Jędrzejczykowi (nota bene jednemu z najlepszych zawodników meczu z Japonią) 3 mln zł rocznie rozpuściła nasze gwiazdki. Liga toczy się systemem "i tak wygra Legia, bo ma za dużo kasy by nie wygrać, a my walczymy o utrzymanie", czyli kolejny rok pobierania kasy za transmisje, z miasta i od (często państwowych) sponsorów. W końcu to zaszczyt dla Poznania/Białegostoku/Zabrza/Płocka/niewłaściwe skreślić mieć drużynę w ekstraklasie. A w pucharach co roku, delikatnie mówiąc, eurowtopa.

Nie ma więc zaplecza w lidze. Nie ma też w reprezentacji młodzieżowej. Wyczyny naszych gwiazd (Lipski, Moneta, Stępiński, Kownacki) na młodzieżowym EURO w Polsce wyglądały jeszcze gorzej, niż wyczyny seniorów w Rosji. Z Anglią na dobrą sprawę nie wyszli z ... własnej połowy.

Nie ma zaplecza w lidze. Nie ma w reprezentacji młodzieżowej. Nie ma też w ligach zagranicznych. W decydujących meczach Ligi Mistrzów i Ligi Europy polskich zawodników było ... jak na lekarstwo. Nie liczymy się jakoś zbiorowo w Europie.

Mentalność


Jak już wspomniałem, mecz Polska-Japonia przypominał pod wieloma względami polską ekstraklasę. Sędzia Marciniak też przyzwyczaił się do polskiej ekstraklasy. Tam, jak nie da karnego przeciwnikom Legii, dostanie wysoką notę od obserwatora, mimo, że kamery i kibice wiedzą swoje.

Polski piłkarz ma mieć dużo kasy, laski mają przed nim leżeć rozebrane, hotele typu Arłamów lub/i Soczi przyjmować basenami i drinkami, na parkingu porsche, volkswageny i audi najnowszej generacji, a za wszytko to ... płacą samorządy i państwowe firmy.

Polski piłkarz nie jest przyzwyczajony do ciężkich treningów, a jak któryś trener (Petrescu, Czerczesow) przegnie z obiążeniami, to się mu przegra parę meczów i prezesi go zwolnią. I tak się to toczy.

Mecz Polska-Japonia wpasował się w tempo rozgrywania i mentalność naszej ligi. Ligi, w której od dwóch lat Lech i Jagiellonia ścigają Legię tylko teoretycznie, w której spadkowiczów można wytypować w połowie sezonu, w której trafiają się całe kolejki pełne niespodzianek nierobiących nikomu krzywdy, bo występujących solidarnie i hurtowo - coś w sam raz dla bukmachera. Polski piłkarz nie musi biegać w meczu ustawionym i potem ... nie wyrabia kondycyjnie w meczu na serio. Na szczęście Japonia...

Podsumowanie


-Świat idzie do przodu, a my się cofamy!
Futbol dziś przeżywa renesans. Jest atrakcyjny, powszechnie uprawiany i rośnie poziom niegdyś słabych drużyn. Niestety przyszłość polskiego futbolu widzę pesymistycznie. Obawiam się, że ta do mundialu znakomita drużyna Nawałki już się kończy, a potem ... może już być tylko gorzej. Obym się mylił!



środa, 27 czerwca 2018

Futbolowy świat stanął na głowie. Auf wiedersehen!


Piłka nożna jest kwadratowa. Niemcy solidaryzują się z Polakami i rezerwują samolot do domu. Löw okazał się nie lwem, lecz zwierzyną łowną. Zabrał na mundial przebrzmiałe nazwiska zamiast piłkarzy i zapłacił za to wysoką cenę. Neuer po kontuzji, Özil i gracze Bayernu bez formy, Boateng zdyskwalifikowany i zlała ich ... Korea Płd. Szok? Nie do końca, jak widzieliśmy już na Śląskim, jak oni biegają.

I zły prognostyk przez meczem o honor naszych Orlątek. Japończycy biegają jeszcze szybciej.

sobota, 23 czerwca 2018

W końcu to po co to wprowadzacie? Dla mojego dobra, czy dla rozruszania rynku kapitałowego?

Na Interii ukazał się artykuł pod jakże znamiennym tytułem: Link tutaj! 
"PPK pobudzą gospodarkę i giełdę w Polsce"
To ja już niczego nie rozumiem. Do tej pory mi tłumaczono, że PPK jest dla mojego dobra, abym gdzieś tam w przyszłości dostał emeryturę "na Karaiby" - już nie "pod palmami", bo ten frazes został użyty do promocji OFE. Ponadto czytam dalej:

"Przedsiębiorca nie może patrzeć krótkoterminowo i musi dbać o pracowników. Elementem społecznej odpowiedzialności biznesu jest wyłożenie własnych środków przez pracodawców w celu zapewnienia godnej emerytury pracownikom."

Idea jest chwalebna. Nie trzyma się tylko kupy w kilku zasadniczych kwestiach, gdyż:
  • Już płacimy (pracodawcy i pracownicy) znaczące składki ZUS na przyszłą emeryturę. Oczywiście wierzę, że są one prawidłowo i dla naszego dobra gromadzone i wydatkowane. Ale to nie Ameryka, gdzie powszechnego systemu emerytalnego nie ma.
  • Złożyliśmy się paręnaście lat temu na eksperyment w postaci OFE. Dlaczego więc rząd po prostu nie zastąpi OFE tymi PPK, jeśli OFE okazało się niewydolne, zamiast dokładać nowe obciążenie?
  • To szlachetne, że tłumaczy się pracownikom, że zrzucą się na te obciążenia głównie pracodawcy. Problem w tym, że może wpłynąć to na ich kondycję (pamiętajmy, dziś mamy boom, ciekawe co będzie, jak nadejdzie kryzys), ich skłonność do zatrudniania lub nie, ich skłonność do podnoszenia płac lub nie oraz na ... ceny dóbr konsumpcyjnych.
Dalej czytam, że:

"Z punktu widzenia pracownika natomiast warto zrezygnować z części dzisiejszej konsumpcji w celu zapewnienia sobie lepszej emerytury - ocenił Wojewódka."

Mam złe wieści dla pomysłodawców.  Jestem bowiem z ich punktu widzenia osobą nieodpowiedzialną. Wolę kupić sobie skrzynkę piwa w celu poprawienia nastroju, niż oddać te środki nie wiadomo komu i nie wiadomo na jakie akcje lub obligacje. Jestem człowiekiem małej wiary. Niespecjalnie wierzę, że te pieniądze spokojnie będą leżały lub pracowały specjalnie dla mnie w rękach wybitnych fachowców od zarządzania i ekonomii. Nie wierzę w zyski na obligacjach GetBacku, czy wzrosty na akcjach start-upów. Ale może to ja nie mam racji?

Jeśli z kolei PPK są wprowadzane po to, aby ratować ludzi przed niskimi emeryturami, to absolutnie nie powinno z nich być wyłączeń (walczą o nie górnicy), a składki dla najmniej zarabiających powinny być ... znacznie wyższe, niż dla bogatych. Tymczasem pomysły są ... odwrotne.
 
Nie wiem też, czy dobrym pomysłem jest obkładanie składkami firm i pracowników po to, aby ratować zdychający dziś rynek kapitałowy (przypominam: 12 wycofań z giełdy w tym roku i tylko 4 IPO) oraz różnej maści banki i biura maklerskie, które ostatnie wielkie pieniądze zobaczyły przy ... niedawnym debiucie GetBacku. Nie wiem, czy dobrym pomysłem jest kroplówka dla różnej maści pośredników zarządzających, którym już ślinka leci na widok nowej porcji środków na rynku. W ogóle, jako ekonomiście, nie podoba mi się sukcesywne obciążanie realnej gospodarki (czyli przedsiębiorstw) kolejnymi daninami i obciążeniami. Ale może to ja nie mam racji?
Z punktu widzenia pracownika natomiast warto zrezygnować z części dzisiejszej konsumpcji w celu zapewnienia sobie lepszej emerytury - ocenił Wojewódka.

Czytaj więcej na http://biznes.interia.pl/news/ppk-pobudza-gospodarke-i-gielde-w-polsce,2573151,1021?utm_source=paste&utm_medium=paste&utm_campaign=firefox
Przedsiębiorca nie może patrzeć krótkoterminowo i musi dbać o pracowników. Elementem społecznej odpowiedzialności biznesu jest wyłożenie własnych środków przez pracodawców w celu zapewnienia godnej emerytury pracownikom.
Będzie to nagrodzone zasileniami ze strony Państwa i rządu. Z punktu widzenia pracownika natomiast warto zrezygnować z części dzisiejszej konsumpcji w celu zapewnienia sobie lepszej emerytury - ocenił Wojewódka.


Czytaj więcej na http://biznes.interia.pl/news/ppk-pobudza-gospodarke-i-gielde-w-polsce,2573151,1021?utm_source=paste&utm_medium=paste&utm_campaign=firefox


PPK pobudzą gospodarkę i giełdę w Polsce

Czytaj więcej na http://biznes.interia.pl/news/ppk-pobudza-gospodarke-i-gielde-w-polsce,2573151,1021?utm_source=paste&utm_medium=paste&utm_campaign=firefox
PPK pobudzą gospodarkę i giełdę w Polsce

Czytaj więcej na http://biznes.interia.pl/news/ppk-pobudza-gospodarke-i-gielde-w-polsce,2573151,1021?utm_source=paste&utm_medium=paste&utm_campaign=firefox

środa, 20 czerwca 2018

Futbol, futbol...

Na MŚ mamy pierwszych uczestników fazy pucharowej: podopiecznych Katarzyny (Zofii) von Anhalt (szczecinianki) oraz dwukrotnych mistrzów świata i piętnastokrotnych mistrzów Ameryki w jednym.

A na zapleczu wielkiej piłki też mamy rzeczy ciekawe:

  • Ruch Chorzów po zmianach w akcjonariacie oraz zarządzie niespodziewanie dostał licencję na grę w II lidze, choć podobno kryteria były te same, co na I ligę, gdzie tejże licencji odmówiono.
     
  • Polonia Bytom walczy z Ruchem Radzionków o awans do III ligi. Mowa o dwóch klubach z ... Bytomia, które zapisały trochę historii naszej ekstraklasy.

wtorek, 19 czerwca 2018

Szpakowski do domu

Nie będę znęcał się nad naszymi piłkarzami, bo media zrobią to lepiej i brutalniej. Pierwsze wnioski uderzają w zupełnie inną stronę:

  • Szpakowski do domu. Piłkarze strzelają sami sobie lub darują sytuację wcale nie rewelacyjnie grającemu rywalowi, a Szpaku pierdzieli swoje. Optymizm czasem się przydaje, ale nie na granicy śmieszności. "Szpakowski - gdzie jest ta Legia" - śpiewają kibice. "Szpakowski - gdzie jest ta repra" - warto zapodać.
  • Zawaliły ... pieniądze. Zejście z reklam na boisko okazało się dla prezesa, selekcjonera oraz piłkarzy wyjątkowo bolesne.
  • Zawalili ... działacze. Zgrupowanie w pięknym hotelu w Arłamowie, baza w Soczi (wiele km od stadionów) to niestety ... rażące błędy. Było trenować gdzieś poza wiedzą kibiców - jakiś Cypr albo Turcja.
  • Zawaliła ... forma. Mało który piłkarz jest w formie i dotyczy to niestety też szykującego się do ... transferu życia ... Lewego.
Może jednak piłkarze zrobią co chcą z Jamesem i spółką? Miejmy nadzieję, że tak.

niedziela, 17 czerwca 2018

MŚ u Putina. Niemiecka gospodarka jest w rozsypce

Niemiecki silnik się zaciął. Artyści z Meksyku pokonali, grając oczywiście z kontry (patrz: mój poprzedni post), nadal aktualnych mistrzów świata. Nie wzięło się to z przypadku. Generalnie w ostatnich latach niemiecka solidność i niemiecka precyzja są ... w totalnym odwrocie. Przypomnijmy tylko najbardziej spektakularne niemieckie wpadki:

  • Afera z fauwyjami zanieczyszczającymi środowisko i ludźmi testowanym na odporność na spaliny w ... komorach (gazowych?).
  • Regularnie zbierający lanie od emerytów z Madrytu Bayern w Lidze Mistrzów.
  • Nieradzący sobie z emigrantami politycy, w tym ewidentnie rozegrana (przez Wołodię?) Angela.
  • Bliski bankructwa Deutsche Bank, który ewidentnie przeinwestował w derywaty.
  • Opel przejęty przez ... to aż nie do uwierzenia... przez etastycznych Francuzów.
  • Brexit.
  • No i wymykająca się Niemcom zarządzana przez nich reszta Europy, w tym nie wiadomo, jak długo przetrwa niemiecka ( stabilizująca niemiecki eksport) waluta euro.
Uff, dość już ciosów, jak na przeciętnego Helmuta z piwem w ręku i z niedowierzaniem na twarzy po dzisiejszym meczu.

sobota, 16 czerwca 2018

MŚ u Putina. Futbol jest grą z kontry

Na razie na MŚ osiągają cele te drużyny, które grają jak Real w LM: dać się wyszumieć przeciwnikowi, wyjść raz z oblężenia, strzelić gola z jedynej kontry i .... przypatrywać się, jak rywal marnuje kolejne sytuacje.

Na razie wyrachowanie wygrywa z kunsztem technicznym. Skandynawia z Ameryką Płd. Ciekawe, czy ten trend się utrzyma? Jeśli tak, mistrzostwa zrobią się nudne. Jeśli futbol 2018 jest grą z kontry, to każda rozsądna drużyna okopie się na własnym polu karnym. Oby nie...

piątek, 15 czerwca 2018

MŚ u Putina. Persowie wygrali z Arabami i Berberami

Dziś najpierw najbardziej utytułowana drużyna Ameryki Południowej wygrała z osłabionym brakiem Salaha Egiptem.

Następnie na złość Trumpowi i USA Persowie wygrali z drużyną Arabów i Berberów. Szykują się ... sankcje międzynarodowe.

Ponadto mieliśmy pokaz futbolu na najwyższym poziomie w wykonaniu konkwistadorów oraz eksploatorów niewolników z Angoli.

Rozpoczęły się doprawdy ciekawe mistrzostwa.


czwartek, 14 czerwca 2018

Czerczesow unika łagru, a na peryferiach futbolu dzieją się rzeczy historyczne

Wygrywając efektownie (i taktycznie) w meczu gospodarzy z bardzo słabymi Arabami Czerczesow chyba uniknął zsyłki na Sybir. Tym samym rozpoczęły się MŚ rozgrywane u naszych niedawnych imperatorów.


Пусть всегда будет солнце, пусть всегда будет небо! – któż z nas by tego nie pamiętał?

Niniejszym redakcja uprzedza, że w czasie odbywających się u Putina i mających w zamyśle zwiększać jego potęgę i obudzić marzenia Rosjan o podboju całego świata mistrzostw, liczba artykułów zmaleje, a jeśli jednak jakieś się pojawią, będą prawie na pewno o futbolu. No, chyba że zbankrutuje Orlen, co raczej jest mało możliwe.

MŚ u Putina to wielki futbol. Ale to na zapleczu wielkiego futbolu dzieją się wielkie rzeczy. Otóż:

  • Mistrz Polski sprzed lat Garbarnia Kraków awansował na zaplecze ekstraklasy. Pal sześć, że stadion Garbarni jest malutki. Pal sześć, że kibiców przez dekady jej ubyło. Pal sześć, że w Krakowie wyżej w świadomości mieszkańców jest nie tylko Wisła, nie tylko Cracovia, ale nawet Hutnik Nowa Huta. Tym samym Garbarnia Kraków będzie grała w wyższej (a być może dużo wyższej − jeśli Ruch nie dostanie licencji) klasie rozgrywkowej niż najbardziej utytułowany polski klub (Ruch nadal jest pierwszy w klasyfikacji medalowej).
  • Mistrz Polski sprzed nie tak wielu lat − Widzew Łódź - ma szansę awansu do II ligi.
  • Wcześniej do I ligi awansował mistrz Polski sprzed wielu lat − dziś już bez mistrzowskiego stadionu − Warta Poznań.
  • Wcześniej także awansował do I ligi dwukrotny mistrz Polski − ŁKS Łódź.
  • Jest szansa na odrodzenie futbolu w Rzeszowie, a to dzięki awansowi Resovii do II ligi oraz w Jastrzębiu − dzięki awansowi miejscowego GKS-u do I ligi.
  • A do ekstraklasy awansował sensacyjny zdobywca Pucharu Polski sprzed lat − Miedź Legnica. 
A ile jest jeszcze utytułowanych klubów zapomnianych przez Boga, historię i kibiców? Wymieńmy najznamienitsze:
  • Polonia Bytom − dwukrotny mistrz Polski.
  • Szombierki Bytom − jednorazowy mistrz Polski.
oraz 
  • pałętające się za peryferiach futbolu lub dziś nieistniejące, a niegdyś ekstraklasowe: Górnik Radlin, Ruch Radzionków, Odra Wodzisław, Bałtyk Gdynia, Górnik Wałbrzych, Zagłębie Wałbrzych, Stal Rzeszów, Olimpia Poznań, Gwardia Warszawa i kilka innych klubów.
Czy któraś z tych drużyn odrodzi się jeszcze kiedyś "jak Garbarnia z popiołów"?

wtorek, 12 czerwca 2018

Dlaczego firmy uciekają z giełdy?

Dzisiejsza Rzeczpospolita na 1. stronie (źródło do tekstu internetowego: tutaj) podała bardzo interesujące dane dotyczące liczby debiutów oraz wycofań w latach 2007-2018 (do dzisiaj) na GPW w Warszawie. W tym czasie mieliśmy koniec kilku lat tłustych (2007-8) w gospodarce (spadające bezrobocie), kilka chudych (2009-2013 - rosnące bezrobocie) oraz znów kilka lat tłustych (od 2014 do dzisiaj - spadające bezrobocie). Czy ma to wpływ na "zapotrzebowanie" na giełdę? Wydaje się, że nie. Ale spójrzmy na wykresy niżej:

Wydaje się z analizy wykresów, że zasada korelacji między giełdą i gospodarką w bieżącym okresie boomu (przypominam: od 2014 roku) ewidentnie ... przestała działać. Ba, wręcz można mieć wrażenie, że ... działa odwrotnie: 28, 30, 19, 15 oraz tylko 4 za niemal pół roku. W 2016 roku liczba debiutów zrównała się z wycofaniami, a od 2017 roku wycofań jest niestety więcej.

Co może być przyczyną takiego stanu rzeczy, wydawałoby się, że nieracjonalnego. Paradoksalnie jednak, może to wynikać z bardzo racjonalnych czynników, w tym między innymi następujących:
  • Różne "mary", "mifidy", "rodo" oraz inne "wynalazki" skutecznie odstraszają właścicieli od próby skorzystania z pozyskania kapitału przez giełdę.
  • Firma giełdowa ujawnia swoje dane, ujawnia swoje zapisy kontraktowe, ujawnia nawet zarobki prezesów, a niegiełdowa konkurencja - nie. Giełda stanowi więc darmową dostarczycielkę informacji konkurencyjnej.
  • Na giełdzie dziś ... nie ma kapitału. Nie ma kapitału "dużego" - jest to skutek skasowania "ofe", nie ma także kapitału "małego" - jest to skutek klęski "akcjonariatu obywatelskiego". Ponadto zaufanie rodaków do wszelkiej maści produktów finansowych oraz w ogóle sektora finansowego (a giełda jest jego częścią) jest po różnych "ambergoldach", "polisolokatach" i "getbackach" po prostu bliskie zeru.
  • Państwo samo potraktowało giełdę jako dostarczycielkę kapitału, którą po "zamążpójściu" można zdradzać, porzucać i lekceważyć. Decyzje spółek państwowych nie zawsze są bowiem podejmowane za interesem ekonomicznym i z poszanowaniem akcjonariatu mniejszościowego. Oczywiście realizację "przedsięwzięć ważnych dla gospodarki" rozumie każdy rodak, ale równoległe rozumie on też, że ... dywidendy dla niego nie będzie.
  • W kontekście powyższego przyczyną też jest rosnąca nacjonalizacja giełdy. Już 12 na 20 spółek z indeksu WIG20 jest kontrolowana przez państwo, a trend jest oczywisty. Ponadto te 12 spółek ma zdecydowanie większe znaczenie dla gospodarki (obroty, gałęzie przemysłu), niż te 8 prywatnych.
  • Wydaje się, że liczba upadłości i układów firm giełdowych mieści się w światowej normie, ale mowa czasem o bardzo spektakularnych upadkach lub problemach: PBG, Ideon (b. Centrozap), Próchnik, GetBack, Ruch Chorzów - to najbardziej spektakularne sprawy.
  • Kursy rzadko zachowują się racjonalnie. Oczywiście tak jest po trochu na każdej giełdzie, ale u nas efekt jest wzmocniony wielokrotnie. Firmy generujące zyski dołują, firmy poważnie zadłużone - notują szczyty notowań. Przewidywalność? Związek z wynikami finansowymi? A skądże. Zostaje czysta spekulacja, zwykły hazard, który ma swoich zwolenników, ale jednak dla rozsądnych inwestorów jest to sytuacja nie do przyjęcia.
A pewnie - oprócz powyższych - dałoby się znaleźć jeszcze kilka innych przyczyn zaobserwowanego stanu rzeczy.

poniedziałek, 11 czerwca 2018

Obyczaje. Cytaty z artykułu W.Łysiaka do czasopisma Do Rzeczy

Fotografia: PoradnikZdrowie.pl
Cytat 1:

"− Jak będziesz ją tak oczami rozbierał, to się dziewczyna przeziębi!"

Cytat 2:

"− Tato, co to jest miłość?
− Prawdziwa miłość jest wtedy, gdy kupujesz swojej kobiecie dom, auto i sznur brylantów.
− A romantyczność?
− To wymysł komunistów, by wykorzystać niewiasty za darmochę."

Cytat 3:

"− Nikt też nie zmusi damy, by goło pozowała do "pornosów" − robią to same, dla zysku i przyjemności czerpanej z obnażania."

czwartek, 7 czerwca 2018

Nowości na rynku M&A


  • Pesa w zasadzie już została przejęta przez państwowy PFR;
  • Solaris ma być przejęty przez państwowy PFR;
  • Polenergia ma być przejęta przez PGE, czyli spółkę kontrolowaną przez państwo;
Czy w Polsce jest jeszcze miejsce na prywatny biznes? Dlaczego akcjonariusze zbudowanych ciężką pracą przedsiębiorstw szukają nie prywatnych, lecz powiązanych z państwową administracją nabywców? Czy biznes zmierza w tym samym kierunku, co piłka nożna, gdzie działacze i piłkarze patrzą z nadzieją (raczej zasadną) na samorządową lub rządową kroplówkę? Czy Polska będzie wkrótce państwem, gdzie głównym rozgrywającym w każdej branży i dziedzinie będą politycy? Oczywiście to wymarzona dla tychże polityków sytuacja, ale - z czego pewnie oni sami nie zdają sobie sprawy - gospodarka może tego nie wytrzymać. Czy budżet wytrzyma w przyszłości naraz:

  • lotnisko marzeń;
  • elektrownię atomową;
  • dopłaty do aut elektrycznych;
  • wyprawki dla uczniów;
  • emerytury dla nigdy niepracujących matek;
  • utrzymywanie klubów sportowych;
  • utrzymywanie przedsięwzięć artystycznych;
  • a teraz też inwestowanie w przedsiębiorstwa produkcyjne i handlowe?

Rynek pracy. Jak trwoga, to do urzędu, jak dobrze - do biznesu!

Po siedmiu latach chudych przychodzi siedem lat tłustych. Akurat teraz mamy lata tłuste. Na rynku pracy dołują wskaźniki bezrobocia, zgodnie z rysunkiem niżej:


Problem z pozyskaniem pracowników jest ogólny, lecz są gałęzie, gdzie jest szczególnie widoczny. Już w październiku 2017 r. można było trafić na następujący tekst na Portalu Samorządowym:

• Brakuje chętnych do pracy w urzędach wszystkich szczebli. Co powstrzymuje potencjalnych kandydatów?
• Nie ma jednak problemu z kandydatami na stanowiska niewymagające specjalistycznej wiedzy.
- Utrzymywane od ośmiu lat zamrożenie funduszu płac w budżetówce powoduje coraz mniejsze zainteresowanie pracą w administracji i obawy o jakość świadczonych przez nią usług – twierdzi członek prezydium Komisji Krajowej NSZZ Solidarność, Henryk Nakonieczny.
Uważa, że powoduje to ogromne dysproporcje wynagrodzeń i coraz mniejsze zainteresowanie pracą w administracji państwowej czy samorządowej.
Już tak to jest, że w czasach kryzysu pracownicy ... szturmują urzędy. Praca samorządowa lub w ogóle państwowa (ze spółkami państwowymi włącznie) łączy się bowiem w świadomości ludzi (co nie zawsze jest zgodne w rzeczywistością) z następującymi cechami:
- niska płaca;
- ale pewna praca;
- brak konieczności pracy w nadgodzinach;
- niewielkie obłożenie pracą.

Jest też tak, że jak kryzys się kończy, wówczas atrakcyjność urzędów - jako miejsc pracy - blaknie. Blaknie, bo uwypuklają się wady, przede wszystkim związane z niską (lub żadną) elastycznością zarobków i ich poziomem, ale nie tylko. Zaczyna przeszkadzać też formalizm, etatyzm i brak zasad rynkowych. I wraz z rosnącym bezpieczeństwem zatrudnienia (niskie bezrobocie) rośnie też skłonność pracowników do ryzyka oraz do poszukiwania szans - tu nie ma co ukrywać: w Polsce głównie finansowych. A urzędy nie są przyzwyczajone do dopasowywania się do potrzeb i do rynku. Wolą po prostu ten boom, dla nich będący kryzysem, spokojnie przeczekać. I pewnie, zgodnie z teorią siedmiu lat... się doczekają.

niedziela, 3 czerwca 2018

Dziewczyny z Dubaju. Ostatnia krew

Dla dziennikarza zaskakujący okazał się finał całej historii. W rozdziale pt. Co się z nimi dzieje opisano przyszłe losy puszczających się za pieniądze hostess i modelek. Są to w przeważającej merze historie nawet dość pozytywne. Panny przeważnie znalazły mężów, w tym nawet poważnych milionerów, mają dziś dzieci. Opisana jest historia, gdzie szacowny biznesmen rzucił żonę, dzieci i rozum dla jednej z bohaterek "wyjazdów do księcia". Opisano też historię misski dziś pracującej dla arabskiej telewizji za bardzo poważne stawki na wieloletnim kontrakcie.

Autora dziwi, że dziś dystyngowane panie nie za bardzo chciały z nim rozmawiać o przeszłości. Nie miały ochoty ani na dyskusję przez telefon, a na fejsie skorzystały z możliwości blokady użytkownika. To samo zrobili ... ich mężowie. Charakterystyczne jest, że w niektórych przypadkach rozbierane zdjęcia ... kompletnie zniknęły z sieci.

Z kolei w Epilogu opisano wyroki za sutenerstwo dla prowadzących latający bajzel burdelmenadżerek. Są raczej ... dość niskie i nieadekwatne do uzyskanych wcześniej korzyści. To też dziwi autora.

To, co dziwi autora, nie stanowi żadnej niespodzianki dla mnie i każdego zdrowo myślącego człowieka. Umiejętność zarządzania potrzebami określonego rodzaju mężczyzn jest wpisana w zawód panny do towarzystwa. Póki młode - zarządzają wieloma klientami, potem - szukają jednego stałego i ... przeważnie znajdują. A że są na świecie panowie szukający reprezentacyjnych żon, no cóż!

Ponadto jeszcze nie było takiego sędziego, który by rozliczył i pozamykał "cały burdel". Oto prawdopodobne przyczyny:

  • Po pierwsze liczba ludzi zainteresowanych uwaleniem sprawy (korzystający biznesmeni, politycy, piłkarze, dające panny, ich rodziny - często dobrze sytuowane, dzisiejsi ich mężowie - ci niemal zawsze dobrze sytuowani) jest zawsze godziwa.
  • Po drugie zamtuzy są jak Hydra - jeden łeb uwalisz, i tak wyrosną inne. Po pozamykanych burdelmenadżerkach z książki arabski interes przejęły już ponoć nowe.
  • Po trzecie mit "porwanych za młodu" zostaje w tej książce skutecznie uwalony. Która nie chciała, nie brała udziału. Burdelmenadżerki absolutnie nie miały problemów z podażą. Sędzia może więc w ciemno przyjąć raczej niską szkodliwość czynu.

W sumie lektura ciekawa, choć nie należy z niej wyciągać zbyt daleko idących wniosków. Jak już pisałem wcześniej opisano w niej specyficzny typ kobiet i ich klientów. Z pewnością jest to tylko fragment rzeczywistości i świata.

sobota, 2 czerwca 2018

Ciekawe miejsca. Lubniewice

Perła województwa lubuskiego i Pojezierza Lubuskiego stanowi w jakimś stopniu dla mnie miejsce sentymentalne. To tu, jeden raz w życiu, wystąpiłem (zupełnie przypadkowo: kumple szukali bramkarza) z meczu sparingowym Wawelu Wirek z jakąś miejscową drużyną przed wcale liczną publicznością. Wygraliśmy 6:1, choć było to tak dawno temu (ok. 1990 r.), że nie wiadomo, czy działo się naprawdę.

Lubniewice to taki mix - zawsze dwa w jednym. Niby miejscowość top, ale spokojna. Niby piękne miejsce, ale pensjonatów tam mało. Piękny zamek, ale w ruinie od wielu lat. Piękna plaża, ale daleko od "centrum". Dwa jeziora, ale to drugie (pierwsza klasa czystości wody) bez fajnego dostępu (od lat zrujnowany ośrodek z pomostem). W ogóle za dużo tam ruin, jak na perłę turystyczną. A więc mamy do czynienia z perłą, ale taką nieoszlifowaną.

Wszystkie niedogodności rekompensuje piękny malutki ryneczek, a na nim gastronomia (ach te golonka) znanej od lat restauracji Xenia.

 





piątek, 1 czerwca 2018

Jest dobrze, ale silnik się zacina. Z trzech filarów sprawdza się nadal jeden. Wzrost ciągnie konsumpcja

Głównym motorem wzrostu jest konsumpcja
Cytuję za różnymi źródłami ekonomicznymi: 

PKB wzrósł w I kwartale o 5,2% r/r., przy czym składowe tego wzrostu są następujące:
  • Konsumpcja wzrosła o 4,8 proc.;
  • Inwestycje wzrosły o 8,1 proc., ale tu istotnego wkładu dostarczyły ... inwestycje samorządów (radykalny wzrost);
  • Eksport netto ... obniżył wynik o 1,1 pkt. proc.;
  • Nastąpił wzrost zapasów, co przyczyniło się do podniesienia wyniku o 1,9 pkt. proc.
We wnioskach do powyższego można napisać, że głównym motorem wzrostu (jeśli odrzucić inwestycje "sterowane") jest dziś konsumpcja. Reszta koni dostała zadyszki. Martwią szczególnie dwie rzeczy: spadek eksportu oraz wzrost zapasów. To drugie może świadczyć o zahamowaniu popytu na produkty. Oj, ten nasz mały boom może się wkrótce skończyć. Może nas czekać kryzys. Oby nie! My nie zdążyliśmy się jeszcze nauczyć żyć w warunkach gospodarki względnego dobrobytu. W związku z tym prosimy: dajcie nam jeszcze trochę czasu na naukę!

 

GetBack po publikacji danych za 2017 rok. Typowa bańka, która pękła

GetBack opublikował wreszcie dane za 2017 rok i są one - mimo wcześniej napływających negatywnych sygnałów - nieco szokujące:
  • strata netto wyniosła 1,3 mld zł;
  • wartość aktywów netto spadła w 3 miesiące z godziwych 566 mln zł do -622 mln zł, czyli niemal o 1,2 mld zł.
     
     
     
A w tle warto przypomnieć, że spółka konsekwentnie za poprzednie lata, I kwartał, II kwartał oraz III kwartał 2017 roku publikowała informacje o ... rosnących zyskach. Oczywiście nie jest możliwe tak nagłe załamanie wyników oraz wartości księgowej (aktywa pomniejszone o zobowiązania) przedsiębiorstwa. Wszystko wskazuje na ... niezłe szachrajstwo w poprzednich sprawozdaniach. Ot, nic nowego na rynku finansowym. Historia stara jak świat. Świetnie ubrany bankier nabiera na swoje sztuczki chętnego do nabrania klienta. Bo warto przecież uwierzyć tak miłemu panu? Taka sobie normalna bańka służąca wystawieniu do wiatru zwłaszcza drobnych inwestorów, a takich - zdaje się - było w tym przypadku najwięcej. Swoją drogą, zawsze mnie zastanawiało, dlaczego to ja nie mam takiej charyzmy i miłego uśmiechu, aby to mnie otoczenie powierzało swoje wykopane spod poduszki oszczędności życia? Cóż, Bozia nie obdarzyła! Ale charakterystyczne jest, że mnie, wybitnemu ekonomiście, nikt nie chce do ręki powierzyć swoich zaskórniaków, a takim Amber Goldom czy Getbackom dają bez zbędnych pytań! Bo ładne siedziby mają, czy co?

O szwindlu i niuansach z nim związanych bardzo uroczo pisze Kajetan Kutnowski w tygodniku Sieci:

"Warto zwrócić uwagę, że do debiutu doszło w III kwartale 2017 r. To o tyle ważne, że spółka pod koniec października pokazała wyniki właśnie za III kwartał 2017 r. Były świetne - zysk wyniósł ponad 180 mln zł i był niemal o 50 proc. wyższy, niż w III kwartale 2016 r. Spółka kupowała coraz więcej wierzytelności, co finansowała sprzedając coraz więcej obligacji.
(...)
Strata firmy to jedno, ale są jeszcze straty na obligacjach. Te były w rękach kilkudziesięciu instytucji oraz ok. 9 tys. osób fizycznych. Wszyscy oni mieli papiery o wartości 2,4-2,6 mld zł. Ile z tego odzyskają, dziś nie wiadomo. [raczej nic - dopisek MS]
(...)
I wtedy narodził się pomysł, aby wykorzystać pieniądze klientów Getin Banku. Z niepotwierdzonych informacji wynika, że wtedy pojawił się właśnie GetBack, który kupował od Getin Banku złe długi, a robił to za pieniądze z obligacji sprzedawanych klientom ... Getin Banku jako alternatywę depozytów.
(...)
Bank [Getin] potrzebował pieniędzy i znalazł je dzięki sprzedaży GetBacku. (...) Wartość transakcji była oszałamiająca.
(...)
Nie da się wyjaśnić, dlaczego specjaliści od inwestowania w firmy (...) zdecydowali się zapłacić 825 mln zł za firmę, która jeszcze trzy lata temu była warta trzykrotnie mniej.
(...)
Wiadomo, że GetBack dobrze się przygotował do debiutu na giełdzie. Przede wszystkim do badania bilansu zatrudnił firmy znane na rynku. Biegłym rewidentem spółki w czasie oferty publicznej była firma Deloitte Polska, doradcą prawnym był zaś Greenberg Traurig, renomowana na rynku kapitałowym kancelaria.
(...)
Za wejście na giełdę spółka zapłaciła ponad 70 mln zł, czyli 10 proc. środków zebranych z giełdy. To bardzo dużo. Być może właśnie dlatego żaden z domów maklerskich zaangażowanych we wprowadzenie firmy na giełdę nie zauważył niczego złego, bo oznaczałoby to utratę dochodów liczonym w miliony złotych oraz sowitych premii. Jak napisał Joźwik w swoim tekście - GetBack kupił wszystkich."

Swoją drogą ja zawsze uważałem, że tak zwane renomowane firmy doradcze uprawiają tak zwane "doradztwo pozorowane". Im się po prostu płaci za "glejty". Tylko tyle! I aż tyle!