wtorek, 31 lipca 2018

Kontynuacja przeglądu prasy. OFE to był szwindel. Miliardy dla firm - 100 zł dla emeryta

Cytaty z Angory. Z wywiadu z Leokadią Oręziak z SGH:

"- Przed 20 laty byliśmy przekonywani, że Otwarte Fundusze Emerytalne zapewnią polskim emerytom emerytury pod palmami.

- Jaka jest dziś średnia świadczeń z OFE dla osoby, która niedawno zakończyła
pracę i przeszła na zasłużony odpoczynek?


- Średnio od kilkudziesięciu do nieco ponad stu złotych.

- To dlaczego stworzono OFE?

- Pomysł przyszedł z Banku Światowego. Chodziło o to, żeby w zamian za zredukowanie naszego długu mogły zarobić wielkie instytucje finansowe.

- Ile na OFE zarobiły Powszechne Towarzystwa Emerytalne?

- Od 1999 do 2013, w ujęciu realnym, ponad 30 mld zł samej prowizji."

I dalej:

"- Państwo powoli wycofuje się z OFE, ale premier Morawiecki chce wprowadzić Pracownicze Programy Kapitałowe.

- To pomysł, który jak w przypadku OFE, przyniesie korzyści tylko instytucjom finansowym."




Polacy to naród osiągający sukcesy ... indywidualne

Nie powiodła się narodowa drużynowa wyprawa na K2. Pogoda, niesprzyjające okoliczności i waśnie w ekipie sprawiły, że atak się nie udał.

Tymczasem Andrzej Bargiel samodzielnie (choć oczywiście ze wsparciem ekipy do poziomu ostatniego obozu) wdrapał się na K2 i następnie jako pierwszy człowiek na świecie zjechał z tego szczytu na nartach. Potrafił sam zaplanować tę wyprawę i poświęcić jej nie tylko trud, pot i łzy, ale - chyba przede wszystkim - lata rozsądnego planowania z dużą dozą pokory.

Polacy to naród stworzony do sukcesów indywidualnych. Jeśli nie liczyć kilku wyjątków (siatkarze Wagnera, piłkarze Górskiego, skoczkowie Horngachera) niemal wszystkie medale IO Polska zdobyła w dyscyplinach indywidualnych.
Z przeglądu prasy. Fragmenty wywiadu Tomasza Zimocha z Andrzejem Bargielem opublikowanego w czasopiśmie Angora:
Sukces nie rodzi się z przypadku
"- Sporo mnie to kosztowało. Poświęciłem wiele czasu, życia, zdrowia, stresu. To największe wyzwanie narciarskie XXI wieku. Wielu wybitnym narciarzom się nie udało.
- Każdy narciarz może zjechać z K2?
- Jeżeli ktoś ma minimum talentu i poświęci na to 15 lat pracy, to jest to moim zdaniem możliwe"
To trudności, a nie łatwe życie, kształtują charakter
"- Cieszę się, że plan się powiódł. Teraz mogę zabrać mamę na wakacje. (...) Mama nigdy nie była na wakacjach. Urodziła na 11! Wychowała niezłą gromadkę dzieci.
- Masz mocną psychikę?
- Tak, to zawsze był mój atut. W momentach kryzysowych potrafię się wyjątkowo sfokusować i szybko próbuję znaleźć odpowiednie rozwiązanie i je realizować. Nie wkrada się wtedy u mnie stres. Denerwuję się przed wyprawą."
Rozsądek i cierpliwość
"- Nie powiodło się w ubiegłym roku.
- Wtedy akcja zakończyła się na poziomie bazy. Na realizację zamierzeń nie pozwoliła pogoda.
- Nabrałeś jeszcze większej pokory?
-Dystans jest konieczny. Pokora jest kluczem do pomyślnej wyprawy. Wyszedłem z bazy i po przekroczeniu 200 metrów przewyższenia wróciłem i zakończyłem operację."

niedziela, 29 lipca 2018

Dyplom przepustką do wielkiej kariery? To prawda, ale niepełna

Budynek "Mickiewicza" w Katowicach
"Oxford, Cambridge i Sorbona. Inwestycja w dyplom może być bardziej opłacalna niż w nieruchomość" - czytamy na 73. str. ostatniego wydania Angory. - "Skończyły się czasy, gdy było zapotrzebowanie na konkretny zawód czy kierunek. Dziś świetlaną przyszłość mają przed sobą studenci uczelni, które często poprzez wieki stawały się markami. Kto ukończy atrakcyjny wydział prestiżowej uczelni, jest w stanie do pięciu lat od skończenia studiów zarobić więcej, niż zyskałby, wkładając równowartość kasy wyłożonej na edukację w mieszkanie, czy działkę, a potem je sprzedając."

W jakimś stopniu to prawda, ale częściowa. Spróbujmy odwrócić narrację: to nie te uczelnie budują bogactwo studentów, to bogaci studenci szturmują te uczelnie. Przyjmuję z dużą dozą prawdopodobieństwa graniczącego z pewnością, że absolutna większość sukcesów absolwentów wspomnianych uczelni nie jest przypadkowa. Na Oxford, Cambridge i Sorbonę trafiają dzieci polityków, biznesmenów, ministrów, naukowców, dziennikarzy i wybitnych lekarzy. Ukończenie Oxfordu, Cambridge i Sorbony stanowi dla nich fajną błyskotkę, ot, taką małą legalizację pozycji, a nie jest przyczyną osiągnięcia sukcesu życiowego.

Oczywiście taka reklama, jak cytowana przez Angorę, napędza tym uczelniom studentów także z zagranicy. Polscy biznesmeni, ministrowie, naukowcy, dziennikarze i wybitni lekarze posyłają tam swoje dzieci (za grube pieniądze), aby pobawiły się przez kilka lat, poznały wysoko sytuowanych znajomych, wróciły potem do kraju z renomowanym dyplomem i też osiągnęły sukces, najlepiej w ... administracji państwowej. Bo dziś, w świecie unikania ryzyka, taka praca jest najlepsza, najpewniejsza i przynosząca godziwe dochody.

W tym kontekście, oczywiście zachowując proporcje, Oxford, Cambridge i Sorbona są jak "Mickiewicz" w Katowicach - trampoliną dla dzieci już znanych i bogatych rodziców, w naszej rodzimej wersji (katowickie liceum) zwłaszcza lekarzy.

A ja przypominam, że niemal cała wierchuszka biznesmenów plasowanych na różnych listach "stu" na świecie i w Polsce nigdy ... nie ukończyła żadnej szkoły. Im brakło czasu na studiowanie biznesu, bo woleli ... zająć się biznesem w praktyce. Nie da się go bowiem nauczyć w teorii.

No coż!... Do takiego widoku jesteśmy już przyzwyczajeni

Ruch Chorzów - najsłabsza drużyna ekstraklasy, najsłabsza drużyna I ligi oraz konsekwentnie najsłabsza drużyna II ligi (dowód wyżej). W składzie piłkarze jeszcze niedawno grający w ekstraklasie: Lech, Kowalski, Urbańczyk, Walski, Podgórski, Kędziora, a na boisku totalna lipa. Dokąd to wszystko zmierza?

A w tle burdel ekonomiczny i organizacyjny:
  • zimowy obóz okazał się wczasami dla piłkarzy, coś na wzór najlepszych - czytaj: polskiej reprezentacji narodowej;
  • letni obóz chyba nie był lepszy, jak każdy - dosłownie: każdy - zawodnik w niebieskiej koszulce jest wolniejszy od jakiegokolwiek rywala;
  • trenera bramkarzy zwolniono z pracy w jednym tygodniu, by w drugim go do pracy przywrócić;
  • zawarto układ restrukturyzacyjny ratujący tyłki inwestorom i ... radnym, ci ostatni przecież pod presją kiboli dali 18 mln zł na rozpieprz oszustowi (przypominam projekt: wielki klub na wielkim stadionie) zasiadającemu na fotelu prezesa klubu;
  • prezydent Kotala gra z kibicami w grę "ja wam coś obiecam - wy się dacie robić w konia" w kwestii zamiany Estadio da Gruz na coś odpowiadającemu XXI wiekowi;
    Obiekt odpowiedni dla XXI w. - projekt własny autora
  • prowadzona jest sprawa wręczania łapówek skarbówce;
  • CBA zatrzymało b. szefów spółki zależnej Węglokoksu w temacie łapówek, które poszły za udzielenie pożyczek klubowi.
 Ufff, wystarczy... Już dawno pisałem, że w Chorzowie nie było innego wyjścia, jak zamiast pożyczać oszustowi 18 mln zł, pójść drogą Polonii Warszawa oraz łódzkich b. mistrzów kraju. Czytaj: posprzątać ten burdel i zacząć od IV ligi. Dziś Ruch jest na najlepszej drodze do spadku do III ligi, Widzew - do awansu do I ligi, a ŁKS - już w tej I lidze gra. Oba łódzkie kluby nie są obarczone długami, układami i renomą miejsca, do którego nie ma po co przychodzić, bo wynagrodzenia można ... w ogóle nie dostać.

Panowie zarządzający tym bajzlem: BASTA! To jak to w tej chwili wygląda, świadczy o was jak najgorzej.

Panowie Kotala, Bik, Paterman i pozostali główni zawiadowcy tej ruiny, na podstawie tabeli II ligi mogę wam śmiało rzucić w oczy: jesteście wielkimi nieudacznikami! Jeżeli chcecie się pozbyć tej łatki, musi się coś zmienić na Cichej. I to radykalnie. Ale wam pewnie brakuje odwagi. W końcu jesteście - mogę to śmiało powtórzyć - wielkimi nieudacznikami.

Pogrzeb już trwa, aczkolwiek jest rozłożony na lata.

Amen!

sobota, 28 lipca 2018

Szlachetnymi pomysłami jest piekło wybrukowane. Wypchniętym za granicę emigrantom mówimy stanowcze: "RAUS!"

"Nie wygrasz z durniami, bo dysponują ni nieznaną ci bronią strategiczną - własną głupotą."

Stowarzyszenie Interesu Społecznego Wieczyste wyszło z inicjatywą, przewidującą dodanie do ustawy o obywatelstwie przepisu mówiącego, że „funkcję publiczną może pełnić osoba posiadająca wyłącznie polskie obywatelstwo”.

Tymczasem zdaniem NSA "nawet osoby fizyczne niewchodzące w skład aparatu państwa w pewnych warunkach są traktowane jako osoby pełniące funkcje publiczne, np. kontrahenci zawierający umowy z podmiotami publicznymi, czy osoby ubiegające się o miejsce w służbie publicznej. Osoby takie pozostają bowiem w związku materialnym z władzą publiczną i realizacją funkcji (zadań) publicznych. Jak wskazał NSA, w orzecznictwie sądów administracyjnych przyjmuje się, że funkcja publiczna to funkcja związana z uprawnieniami i obowiązkami w zakresie realizacji zadań o znaczeniu publicznym (np. osobą pełniącą funkcję publiczną jest nauczyciel w szkole)."

W tej sytuacji dziś, w otwartym świecie, w którym wielu moich kolegów ma dziś dzieci przebywające (chyba już na stałe) w Anglii, Walii, Irlandii, Niemczech, Holandii, Belgii lub Stanach Zjednoczonych, w którym wiele osób będących Polakami z racji pochodzenia, interesów, miejsca przebywania lub miejsca prowadzenia firmy ma podwójne obywatelstwo, mówimy im stanowcze: "RAUS!". Nie będzie nam dzieci w szkole uczył żaden Anglik, nawet jeśli to jest nauka angielskiego (dziś to standard), nie będzie startował w przetargu na remont ratusza żaden posiadający niemieckie obywatelstwo Ślązak z woj. opolskiego o nazwisku Schindzielosch (w woj. opolskim to standard), nie będzie nam jakiś Godson startował do sejmu, ani żaden Rostowski do ministerstwa (z tego co się orientuję, ci ludzie mają podwójne obywatelstwo), ani żaden Polański grał w reprezentacji, ani żaden Cejrowski współpracował z telewizją. Im też mówimy stanowcze: "RAUS!".

W toku tej narracji podjął też pewnie decyzję prezes Boniek, wybierając na trenera reprezentacji Brzęczka, jakby nie patrzeć - Polaka. Choć, uwaga, grał on przecież w lidzie izraelskiej! A Boniek ma trwałe związki z Włochami!

W tym wszystkim trudno nie pochylić się nad głupotą graniczącą z sabotażem wspomnianego, domyślam się, że konserwatywnego, stowarzyszenia. Z jednej strony chcemy, aby wypchnięta swego czasu młodzież z Polski na Zachód za pracą albo wróciła do kraju, albo przynajmniej utrzymywała stałe więzi z krajem, a proponujemy ustawę, która ma w tę byłą już młodzież strzelić bezpośrednio. "Nie macie po co wracać, bo my wam w Polsce karierę zamkniemy, albo przynajmniej ograniczymy" - mówią pomysłodawcy. Mówią to ludziom, w większości przyjaznym konserwatywnym poglądom.

To naprawdę głupota granicząca z sabotażem. Ale, jak to zwykle bywa, najgorsze są pomysły służące teoretycznie szlachetnym celom.  

Przypominam, że mocne związki z innymi krajami miało wielu znamienitych ludzi, dziś uważanych za wybitnych Polaków, w tym Piłsudski, Chopin, Mickiewicz, Curie-Skłodowska, a nawet - sięgając już bardzo daleko wstecz - Kopernik.

Przypominam też, że prezydentem Rumunii jest dziś ... Niemiec.
Spotkanie rodaków: kanclerz Niemiec i prezydenta Rumunii

piątek, 27 lipca 2018

Narodowe cechy biznesu: Włosi (2 - ost.)



AGATA (reprezentantka polskiego producenta): Cześć!

GIUSEPPE (reprezentant włoskiego podwykonawcy): Cześć Agata, jakże piękny dzień mamy dzisiaj i jak pięknie ty się na tym tle komponujesz.

AGATA: Dziękuję, to miłe, ale chciałabym dzisiaj porozmawiać o wykonaniu podzespołów do naszego produktu. Zleciliśmy wam ich realizację i chciałam przypomnieć,
że w kontrakcie zobowiązaliście się do dostawy najpóźniej do końca roku.

GIUSEPPE: Ależ Agata, dlaczego ty w ten piękny i słoneczny dzień chcesz zakłócić miłą pogawędkę?!

AGATA: Przypominam również, że w kontrakcie zawarte są kary umowne za opóźnienia.

GIUSEPPE: Naprawdę? Nie czytałem. Wiesz, to niesamowite, jak wielką wagę ludzie potrafią przywiązywać do kartki papieru.

AGATA: Pozwolę sobie zauważyć, iż umowa to jakieś pięćdziesiąt kartek zapisanych drobnym drukiem.

GIUSEPPE: No właśnie. I kto by to czytał?

AGATA: Przecież chyba przeczytaliście umowę przed jej podpisaniem? Ale nie o tym mowa. Giuseppe, bardzo nam zależy na tej produkcji, ale nie możemy jej skończyć bez waszych podzespołów. Nie zdążymy już ich zamówić nigdzie indziej. Ich produkcja wymaga czasu. Zostawmy na boku sprawy kontraktowe, załóżmy, że na razie nie obciążymy was karami za opóźnienie. Powiedz mi, proszę, szczerze, kiedy zamierzacie wykonać do końca waszą część kontraktu?

GIUSEPPE: Ale Agata, ty się wyluzuj. Jesteś zbyt spięta.
To może szkodzić na twoją doskonałą niemal urodę. Ty się nic nie przejmuj. Chcesz wiedzieć, kiedy skończymy wykonanie tych elementów? Ja ci powiem kiedy, żebyś się tak nie musiała martwić. Ja cię naprawdę lubię, Agata, więc dam ci tę cenną informację. Ty naprawdę wyglądasz na zdenerwowaną, to nie jest dla ciebie dobre. My je skończymy… jak skończymy. Staramy się jak możemy. Jak nam się uda jutro, to skończymy jutro, jak za miesiąc, to za miesiąc, jak za dwa… Rozumiesz?

AGATA: Ale zapisy kontraktu…

GIUSEPPE: Zapisy kontraktu to papier. A tu mamy życie, spójrz, jak pięknie słonko świeci. Ciesz się z wycieczki do Mediolanu. Słyszałem, że interesujesz się calcio. Chcesz zobaczyć stadion Giuseppe Meazza, który nasi beznadziejni rywale nazywają San Siro? Mogę być twoim osobistym przewodnikiem.

AGATA: Nie, dziękuję, muszę pilnie wracać do firmy.
Co mam im powiedzieć?

GIUSEPPE: Niech żyją bez tego szkodliwego stresu.
My naprawdę się staramy. Ciao, Agata!

AGATA: Ciao!



Tekst pierwotnie opublikowany w:


 



Narodowe cechy biznesu: Włosi (1)

O Włochach w zasadzie bardzo trudno mówić, jak o jednym narodzie. Są Piemontczycy, Południowi Tyrolczycy, Wenecjanie, Toskańczycy, Sycylijczycy, Genueńczycy, Neapolitańczycy, itd. Każdy region Włoch ma swoją odrębną historię, odrębną tradycję i odrębne zwyczaje, w tym nawet kulinarne. Ale Włosi bez względu na region kraju mają też pewne cechy wspólne. Po pierwsze cały czas grają swoją rolę. Włoch strzelający rzut karny sprawdzi przed jego wykonaniem fryzurę, aby mieć pewność, że dobrze wygląda w telewizji. Po drugie Włosi mają pewną smykałkę do kombinatorstwa. Prawdopodobnie znaczny odsetek z rzutów karnych dla włoskich drużyn został przyznany po efektownym padzie aktorskim. Ale najgorsza jest cecha trzecia.

Siedzicie państwo na kolacji biznesowej z dyrekcją włoskiej firmy. Z ich strony sami dojrzali i poważni panowie. I nagle:
- Brrr... brrr...brrr...

Zapada cisza.
-Brrrrrrrrrrrrrr.

Włoch odbiera:
- Tak mamma, ciao! Wiesz mamusia, nie mogę teraz rozmawiać. Tak wiem, przepraszam, miałem zadzwonić o szóstej. Wiem mamusia, zawsze dzwonię, ale wiesz, mam bardzo ważne spotkanie.
- ....
- Nie, nic mi się nie stało, ale jestem daleko. Mamma, naprawdę...
- ....
- Gdzie jestem. W Polsce jestem. To bardzo daleko od Florencji i Toskanii. A... wiesz gdzie jest Polska? Tak, rozumiem, bardzo brzydko. Masz chyba nieaktualne informacje mamusia. A ... z dziadkiem byłaś? W takim mieście z budynkami jak z klocków lego, zaprojektowanym jakby architekt potrafił ulice tylko w kwadratach rysować? To ja jestem gdzieś indziej. Fabrykę samochodów dziaduś tu budował? Brudno jest? Nie mamusia nic nie pasuje, a kiedy ty tu byłaś?
- .... Trzydzieści pięć lat temu? To trochę dawno wiesz. Mogło się coś zmienić.
- ....
- Co tu robię? Kontrakt negocjuję. Fabrykę tu rozbudowujemy. Co? Co mówisz?
- ....
- Jak to mamusia? Mam go nie podpisywać? Dlaczego?
- ....
- Strajki zrobią? Dlaczego tak uważasz? Aha... wtedy strajkowali? Władzę nawet zmieniać chcieli? Lenie i nieroby? Rozłożą fabrykę? Ależ mamusia, to było dawno.
- ....
- Mamusia, nie mogę ci obie....
- ....
- Mówisz poważnie? Wiem, wiem, ty robisz najlepsze spaghetti na świecie. Co z tego, że poznałem Sandrę? Ależ mamusia, na pewno się nie wyprowadzę od ciebie. Przecież mam dopiero czterdzieści pięć lat. No co ty? Nie masz się co obawiać? Polki? Uważam na Polki? Tak wiem? Co? Urodziwe, ale cwane bestie? Każda chce wyjść za Włocha? Złapie mnie na ciążę? No co ty, mamusia. Obiecuję, będę uważał.
- ....
- Nie no, mamusia, jakże mam tak zerwać te negocjacje? Nalegasz? No dobrze, obiecuję, masz rację, nie podpiszę tego kontraktu. Naprawdę obiecuję.
- ....
- .... Też cię kocham! Ciao!

I po rozmowie:
- Drodzy państwo, zaszły... hmmm... pewne okoliczności, otóż .... hmmm... dostaliśmy pewne informacje... nie możemy tej umowy niestety podpisać.

poniedziałek, 23 lipca 2018

Modzelewski o split-payment na Interii

Tak oto rzecze o tym, kto jest beneficjentem systemu split-payment Witold Modzelewski:

"A teraz o split payment, które zgodnie z postulatem owej Rady, zaczęło obowiązywać od lipca 2018 r. Przepisy te napisano faktycznie dla banków, bo one mają dzięki nim dużo zarobić. Dziś to już widzą wszyscy i nie sposób ukryć prawdziwego beneficjenta tych przepisów, którym wcale nie jest budżet państwa. Dlaczego? Już wyjaśniam:
- zmiana prawa bankowego narzuciła wszystkim podatnikom VAT (nawet zwolnionym) obowiązek założenia rachunków VAT,
- środków zgromadzonych na tych rachunkach nie można wydać na cele gospodarcze i osobiste: można z nich tylko płacić VAT do urzędu skarbowego oraz VAT z faktur zakupowych,
- sektor publiczny został zmuszony do płacenia wszystkim faktur na rachunki VAT dostawców (usługodawców), przez co stan tych rachunków będzie stale wzrastał,
- banki tym samym poprawią sobie bilanse, bo uzyskują ponad milion długoterminowych lokat w wysokości około stu miliardów złotych (do końca roku),
- małe i średnie firmy, mimo posiadania pieniędzy na rachunek VAT, bardzo szybko utracą płynność,
- banki zaoferują im kredyty, których mając pieniądze na rachunkach rozliczeniowych, nigdy by nie zaciągnięto,
- małe i średnie firmy utopione rachunkami VAT, przestaną płacić ZUS i podatki dochodowe, co wzmocni pozycję tzw. instytucji finansowych: wiadomo, czym gorszy stan finansów publicznych i większy deficyt budżetowy, tym mają one większy zarobek."

Link do artykułu: TUTAJ!



niedziela, 22 lipca 2018

Katastrofa

Niżej statystyka Biblioteki Narodowej odnośnie stanu czytelnictwa w Polsce. Jesteśmy w czasie po potężnym boomie w zakresie ilości osób odbywających nauczanie akademickie. Wniosek jest następujący:

"Im więcej mamy ludzi posiadających formalnie wyższe wykształcenie, tym mniej inteligentne mamy społeczeństwo."

Niestety.


czwartek, 19 lipca 2018

Socjalizm (jak na ... Zachodzie) por favor!

Che byłby bardzo zadowolony z unijnej gospodarki rolnej
Przegląd prasy:

"19.07.2018, Warszawa (PAP) - Rząd chce powołać Narodowy Holding Spożywczy, aby stabilizować rynki rolne - poinformował na konferencji prasowej minister rolnictwa Krzysztof Ardanowski. "Chcemy połączyć spółki będące w rękach Skarbu Państwa" - powiedział. We wcześniejszym komunikacie napisano: "Dla stabilizacji rynków rolnych utworzony zostanie Narodowy Holding Spożywczy, który będzie alternatywą dla firm przejętych w ramach prywatyzacji na początku okresu transformacji". Minister podał, że do holdingu wejdą: Krajowa Spółka Cukrowa, Elewarr, Rynki Hurtowe oraz spółki będące w gestii KOWR. (PAP)"

"19.07.2018, Warszawa (PAP) - Od 2019 roku państwo będzie dopłacało 1,18 mld zł do paliwa rolniczego - zapowiedział w czwartek minister rolnictwa i rozwoju wsi Jan Krzysztof Ardanowski.
W trakcie posiedzenia sejmowej komisji rolnictwa i rozwoju wsi minister podkreślał, że w gospodarstwach rolnych "bardzo poważnym problemem są wysokie koszty prowadzenia produkcji rolniczej". Jak mówił, trudno sobie wyobrazić funkcjonowanie gospodarstwa bez maszyn i urządzeń rolniczych, ciągników, które wymagają do napędu paliwa.
"Odpowiadając na postulaty rolników, zostanie podniesiona ilość paliwa, do którego należy się zwrot akcyzy. To jest bardzo konkretna decyzja. Jest przygotowana odpowiednia ustawa" - powiedział minister.
Jak dodał, ta decyzja - premiera, ministra finansów i jego - zostanie opublikowana po zmianie ustawy i będzie obowiązywała od przyszłego roku. Przypomniał, że rolnicy rozliczają się dwa razy w roku z zakupu paliwa.
"Zwiększamy do 100 litrów na hektar zwrot akcyzy. I wprowadzamy pierwszy raz w historii coś, co powinno być już dawno wprowadzone, a mianowicie dodatkowe paliwo dla rolników produkujących bydło" - powiedział.(PAP)"

To nie problem do rozwiązania, to konsekwencja. 

Jestem od lat przeciwnikiem wszelkich dopłat, grantów, dotacji i ulg specjalnych. Ponieważ każda dopłata, grant i dotacja (zwłaszcza dla przedsiębiorców, a rolnicy w jakimś stopniu przecież nimi są) zaburzają normalne procesy rynkowe, czyli można rzec - ekonomiczne, i wprowadzają zasadę, że zamiast produkować coś, na co jest popyt, tworzy się coś, na co można dostać pieniądze bez wysiłku. Nie ma wówczas potrzeby robienia restrukturyzacji kosztowej i walki o jak najwyższą jakość produktu, trzeba tylko pilnować, by koszty mieściły się w ramach "kwalifikowanych". Z kolei każdy system ulg jest niezmiernie dziurawy, jak durszlak.  Jak system emerytalny (z wyjątkami dla policjantów, wojskowych, nauczycieli, górników i rolników właśnie), albo jak podatek VAT (różne stawki na różne produkty i usługi). Nie dość, że jest jak durszlak, to jeszcze rodzi wysokie koszty urzędnicze nadzoru nad prawidłowością rozliczeń. Nadzoru, który jest z góry skazany na porażkę. 

Ponadto tu jak na patelni widoczna jest ułomność unijnych dopłat. Przecież to rolnictwo jest ponoć największym beneficjentem unijnych środków. I im więcej tych środków Unia ładuje w rolnictwo, w ... tym gorszym ono jest w stanie i tym bardziej trzeba na poziomie rządowym łatać system, przez ... wyrównywanie strat. Im więcej Unia ładuje w rolnictwo, tym ... mniej się działalność rolna opłaca rolnikom. Przynajmniej normalnym rolnikom, bo system ewidentnie promuje duże "korporacje" rolne. Pewnie w końcu po to został stworzony. Na wsiach dziś trudno znaleźć zasiane pole, dzieci mogą zobaczyć krowy tylko na opakowaniach czekolady Milka, a ubezpieczeni w KRUS "rolnicy" kartofle, cebulę i chleb ... kupują w najbliższej biedronce.

To absurd? Nie to nie absurd, to konsekwencja.

Przypominam Czytelnikom, że światowy lider i potentat w produkcji zboża, czyli Związek Radziecki, tak zarządzał hołubioną upaństwowioną gospodarką rolną (kołchozy) w czasach Chruszczowa, że ... musiał to zboże importować ze Stanów Zjednoczonych, aby nie doszło do klęski głodu w państwie.


środa, 18 lipca 2018

Pokolenie Z. Nie rozumiem, dlaczego mamy im ulegać. Ich po prostu trzeba wychować

Młode pokolenie nie rozróżnia pracy od zabawy
We Wprost ukazał się artykuł pt. Portfel cyfrowych dzieci, w którym autor analizuje trudy dotarcia (tu z punktu widzenia sektora finansowego, ale można to przełożyć na całą gospodarkę) do przedstawicieli tak zwanego pokolenia Z, "obejmującego osoby urodzone po 1990 r., czyli te, które nie pamiętają czasów sprzed epoki internetu" - napisano we Wprost.

Tu powinniśmy z naszego polskiego punktu widzenia dodać też regionalną (ale jakże istotną) informację uzupełniającą: "czyli te, które nie pamiętają czasów komuny".

Czytamy w artykule:
"Potwierdza to raport EY [firma doradcza Enrst&Young - tłum. MS]. (...) Według niego ponad 60 proc. nastolatków chce założyć własny start-up. Wprawdzie 71 proc. [z nich] zdaje sobie sprawę, że ich pierwsza firma najpewniej upadnie, ale już teraz wie, że nie będzie to porażka, tylko nauka biznesu."

Komentując to można tylko wznieść wzrok do nieba:
- Droga młodzieży! Jak w Polsce wasza pierwsza firma upadnie, to nigdy nie założycie drugiej. Nie będzie to tylko porażka, to będzie wasz dług na całe życie - ścigany przez US, ZUS oraz innych wierzycieli.

I dalej:
"Pokolenie Z to również generacja najbardziej zaawansowana technologicznie. Aż 75 proc. jego przedstawicieli [czyli nie wszyscy] najchętniej używa smartfonów jako podstawowego urządzenia. Zetki to osoby wielozadaniowe - każdego dnia spędzają przeciętnie 5,2 przy ekranach urządzeń."

Tu nasuwa się kolejna refleksja:
- Droga młodzieży! Wystarczy, że wyłączymy wam wi-fi albo sieć komórkową i was mamy. Nie skomunikujecie się, nie zrzeszycie, nie zbuntujecie, ani niczego innego nie będziecie w stanie zrobić.

I jeszcze dalej:
"Dlatego tak istotne jest, aby bank [lub wstaw dowolną instytucję] wspierał ich we wszystkich najważniejszych momentach życia - od otrzymania dowodu osobistego, prawa jazdy, przez studia, po założenie rodziny."

No cóż! To bardzo wygodne mieć do czynienia z dorosłymi o psychice dzieci. Bo - przepraszam za dosadność - do jasnej ciasnej: mamy do czynienia z ludźmi dorosłymi. Ktoś, kto ma dowód osobisty i ukończone 18 lat jest osobą dorosłą w świetle prawa. Dodam więcej: z osobą, która ma ukończone 15 lat seks jest dozwolony, pod warunkiem, że jest dobrowolny. Czyli co? Mogą się [cenzura], a do odbioru prawa jazdy potrzebują ... wsparcia. Może jeszcze kłótnie narzeczonej z narzeczonym trzeba rozstrzygnąć? To absurd jeszcze większego kalibru, niż "ustawa drożdżówkowa" w szkołach.

I jeszcze dalej:
"Kolejnym wyzwaniem dla banków jest mniejsza lojalność młodego pokolenia wobec marek niż w przypadku poprzednich pokoleń"
To bardzo oględne słowa. Tu nie chodzi o mniejszą lojalność: tu biega o kompletny brak lojalności. Ale założenie, że dealujący z nimi przedsiębiorcy, pracodawcy lub klienci niczego się nie nauczą i po prostu dadzą się robić na szaro, jest chyba zbyt naiwne. Nauczą się, nauczą, zobaczycie! Jak Kuba Bogu, tak Bóg Fidelowi!

I na koniec najciekawsze o postawach na linii przedsiębiorca - pracownik Z:
"Młodzi (...) stają się bardziej wymagający. (...) Nie czują się petentami, stawiają warunki i mają wysokie oczekiwania."

"Pokolenie wymaga specyficznej motywacji w pracy: jeszcze większej koncentracji na perspektywach rozwojowych (...). Pracodawcy, którzy będą w stanie wykorzystać jego kreatywność i nowatorskie podejście, wygrają wyścig o najbardziej utalentowane jednostki."
Tu zupełnie nie rozumiem podejścia autora artykułu i firmy badawczej. Wszyscy skupili się na jednej kwestii: Jak dostosować rzeczywistość do oczekiwań pokolenia Z? Praca ma się stać zabawą? I zapomnieli o innym pytaniu: Co ma zrobić pokolenie Z, aby się dostosować do rzeczywistości? I mam dla przedstawicieli tego pokolenia dorosłych dzieci złe wieści. Rzeczywistość wcale wam nie chce ulec. To my, starsi, lepiej (bo w trudniejszych czasach) wykształceni, lepiej (bo przeżyliśmy trudne czasy) zmotywowani i posiadający niebagatelne doświadczenie i umiejętności kształtujemy tę rzeczywistość. I wcale nie mamy zamiaru wam, lekkoduchom, zejść z drogi. Będziecie musieli się jeszcze wiele nauczyć, zanim z nami wygracie. Na razie, i raczej w przyszłości, to my będziemy górą. To przed wami trudna walka. A my w razie zagrożenia ... wyłączymy wam "internety". I co nam zrobicie?

Moim zdaniem błędem jest przyjęcie z góry założenia naszej uległości i dostosowania wobec całego pokolenia niewychowanej (bo właśnie o kompletnym braku wychowania i braku wpajania pewnych zasad przez rodziców tu mówimy) młodzieży - przynajmniej tej niewychowanej jej części, bo nie każdego to dotyczy. Zamiast im ulegać, powinniśmy ich wychować. Postawić im trudne warunki, zmusić do pewnego wysiłku, aby zarobili na chleb i utrzymanie rodziny, no i wówczas ... pewnie będą z nich "ludzie". Praca ma się stać zabawą? Nie, praca to nie zabawa. To trud, pot i łzy.



niedziela, 15 lipca 2018

Obrona, głupcze! Napoleon podbił Moskwę!

Tam na Łużniki!
Francja miała, jak niemal zawsze, bardzo mocny zespół. Ale dla mnie, dla kibiców reprezentacji Francji oraz dla wrogów reprezentacji Francji było jednak oczywiste, że nim Francuzi dotrą do finału, po drodze w swojej multikulturowości się pokłócą i niespodziewanie odpadną. Nie pokłócili się, nie odpadli. Stał się cud.

Czy Chorwaci mogli zagrozić Francuzom w finale? Oczywiście, że mogli, piłkarsko im nie ustępują, wystarczyło tylko ... nie rozdawać bramek za darmo przeciwnikowi. Dwa prezenty w I połowie w meczu na takim poziomie, to ... co najmniej o jeden za dużo.

No i teraz nastał czas na podpisanie paktu Macron-Putin w Moskwie, tak w sam raz na bankiecie po meczu. Co ten pakt będzie zawierał? Z naszej perspektywy, to strach się ... nawet o to pytać.

Francja i Anglia, to dwie nacje w półfinałach z populacją liczniejszą od Polski. Do tego mieliśmy dwa małe kraje, ale - niestety, lepsze piłkarsko od Polski, liczącej 38,4 mln mieszkańców (wg Wikipedii). Prześledźmy fakty, i spójrzmy, kto dotarł tak wysoko:
  • 1. miejsce: Francja - 66,9 mln mieszkańców;
  • 2. miejsce: Chorwacja - 4,1 mln mieszkańców;
  • 3. miejsce: Belgia - 11,3 mln mieszkańców;
  • 4. miejsce: Anglia - 55,3 mln mieszkańców (cała Wlk. Brytania - 65,7 mln).
    Co mi tam wasze niedźwiedzie!