niedziela, 29 lipca 2018

Dyplom przepustką do wielkiej kariery? To prawda, ale niepełna

Budynek "Mickiewicza" w Katowicach
"Oxford, Cambridge i Sorbona. Inwestycja w dyplom może być bardziej opłacalna niż w nieruchomość" - czytamy na 73. str. ostatniego wydania Angory. - "Skończyły się czasy, gdy było zapotrzebowanie na konkretny zawód czy kierunek. Dziś świetlaną przyszłość mają przed sobą studenci uczelni, które często poprzez wieki stawały się markami. Kto ukończy atrakcyjny wydział prestiżowej uczelni, jest w stanie do pięciu lat od skończenia studiów zarobić więcej, niż zyskałby, wkładając równowartość kasy wyłożonej na edukację w mieszkanie, czy działkę, a potem je sprzedając."

W jakimś stopniu to prawda, ale częściowa. Spróbujmy odwrócić narrację: to nie te uczelnie budują bogactwo studentów, to bogaci studenci szturmują te uczelnie. Przyjmuję z dużą dozą prawdopodobieństwa graniczącego z pewnością, że absolutna większość sukcesów absolwentów wspomnianych uczelni nie jest przypadkowa. Na Oxford, Cambridge i Sorbonę trafiają dzieci polityków, biznesmenów, ministrów, naukowców, dziennikarzy i wybitnych lekarzy. Ukończenie Oxfordu, Cambridge i Sorbony stanowi dla nich fajną błyskotkę, ot, taką małą legalizację pozycji, a nie jest przyczyną osiągnięcia sukcesu życiowego.

Oczywiście taka reklama, jak cytowana przez Angorę, napędza tym uczelniom studentów także z zagranicy. Polscy biznesmeni, ministrowie, naukowcy, dziennikarze i wybitni lekarze posyłają tam swoje dzieci (za grube pieniądze), aby pobawiły się przez kilka lat, poznały wysoko sytuowanych znajomych, wróciły potem do kraju z renomowanym dyplomem i też osiągnęły sukces, najlepiej w ... administracji państwowej. Bo dziś, w świecie unikania ryzyka, taka praca jest najlepsza, najpewniejsza i przynosząca godziwe dochody.

W tym kontekście, oczywiście zachowując proporcje, Oxford, Cambridge i Sorbona są jak "Mickiewicz" w Katowicach - trampoliną dla dzieci już znanych i bogatych rodziców, w naszej rodzimej wersji (katowickie liceum) zwłaszcza lekarzy.

A ja przypominam, że niemal cała wierchuszka biznesmenów plasowanych na różnych listach "stu" na świecie i w Polsce nigdy ... nie ukończyła żadnej szkoły. Im brakło czasu na studiowanie biznesu, bo woleli ... zająć się biznesem w praktyce. Nie da się go bowiem nauczyć w teorii.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz