czwartek, 25 maja 2017

Artysta grzeczny - artystą niepopularnym

Kiedyś w diecezji warszawsko-praskiej obowiązywała czarna lista ks. Sawy. Był to zbiór zespołów muzycznych, których prawdziwy katolik słuchać nie powinien. Przyznam, że znajdowało się na niej większość tego, co słucham, w tym takie "zakazane" zespoły, jak: Led Zeppelin, Deep Purple, Iron Maiden, Metallica, czy Sex Pistols. Ks. Sawa miał prawo napomnieć owieczki, aby unikały niebezpieczeństw, bo ludzie tworzący wspomniane zespoły na pewno nie prowadzili grzecznego życia. Można nawet rzec, że większość prowadziła się paskudnie i absolutnie nie nadaje się na wzorce do naśladowania. Co z tego? Problem bowiem tkwi w tym, że mowa o najpopularniejszych światowych zespołach rockowych.

Najpopularniejszych, bo najlepszych. I to ludzie w nich doceniają: świetną muzykę. Ks. Sawa nie rozumiał, że słuchanie nawet Kata, nie oznacza, że fani natychmiast wyjdą na ulice mordować koty i organizować czarne msze. Absolutna większość ludzi odbiera to następująco: to tylko i aż muzyka.

Problem z festiwalem w Opolu został z pewnością nieco podjudzony i nieco przerysowany. Ale trafiło też na chyba niewiele rozumiejącego ze świata muzyki człowieka. Fajnie, jakby na festiwalach grali sami grzeczni, bogobojni i przestrzegający dziesięciu przykazań artyści. Tyle, że ... takich prawie nie ma. Artysta grzeczny bowiem ... niczego wielkiego nie stworzy. Rysiek Riedel nie był wymarzonym wzorcem dla młodzieży, ale był wielkim muzykiem. 25 lat po jego śmierci tłumy ludzi nucą pod nosem jego utwory. 25 lat po jego śmierci Dżem nadal ma w repertuarze głownie jego utwory.

Bo życiorysy artystów to mało liczne wzloty i o wiele bardziej liczne upadki. To rozwody, narkotyki, alkohol, porąbane życie, nawet samobójstwa. Mimo tego, lub raczej głownie dzięki temu, są oni w stanie tworzyć arcydzieła. Dlatego też oni są tak fantastycznymi dostawcami gotowych życiorysów i scenariuszy dla twórców filmowych. Tak już jest. "Skazany na bluesa. Ilu jeszcze jest takich, jak on!"

Festiwal w Opolu można było ograniczyć do samych żyjących w zgodzie z dziesięcioma przykazaniami artystów. Może kilku by się znalazło, nie przeczę. Ale czy taki festiwal miałby rekordową oglądalność?

Panie Kurski! Telewizja jest dla widzów. Jeśli się o tym zapomni, wówczas trzeba szukać albo uszczelniania abonamentu, albo jakiegoś kredytu. Jeśli się nie zapomni, telewizja da sobie radę i bez tych dopalaczy.

Panie Kurski! Czy, gdyby narkoman Rysiek żył i tworzył teraz, wpuściłby pan go na scenę? 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz