poniedziałek, 20 lipca 2020

Dla studentów. A jednak metoda na "nos prezesa" ma zastosowanie

W treści wykładu dotyczącego oceny zasadności inwestycji umieściłem opis jednej z metod nieanalitycznych, zwanej potocznie "nosem prezesa". Metoda została zresztą opisana w moich książkach, i - krótko mówiąc - polega generalnie na bezkompromisowym i bezrefleksyjnym kopiowaniu przez całą organizację pomysłu osoby, od której losy zatrudnionych w tejże organizacji zależą, może z motywów własnego interesu (często), a może (częściej) z wygodnictwa i zrzucenia z siebie ryzyka odpowiedzialności za decyzje:
— Oczywiście Panie Prezesie! Przygotujemy uzasadnienie inwestycji w fabrykę samochodów elektrycznych w Polsce! Wyprodukujemy ich nawet milion! To doprawdy świetny pomysł!

Tylko nowo zatrudniony student coś sobie tam mruczy pod nosem:
— Wydaje mi się, że to trudne. Może sprawdzilibyście, czy obecna infrastruktura energetyczna to wytrzyma? Ciekawe, ile by kosztowała modernizacja tej infrastruktury pod ten pomysł?
Ale nikt ze starszych i doświadczonych pracowników fabryki go nie słucha. Bo co on tam wie?

Kpię sobie trochę? Może tak, może nie. Ale dorwałem książkę o kraju i zwyczajach w nim panujących, gdzie "nos prezesa" ma zastosowanie, hmmm, powszechne. Gdzie kwestionowanie kierunku czucia tego "nosa" jest przejawem braku kultury, niesubordynacji i praktycznie jest niespotykane.

Niżej kilka cytatów z książki, dotyczących zwyczajów pracy w Japonii.

Prezes ma zawsze rację (str. 197):

"W ostatnim tygodniu listopada Kierownik biura w przyjacielskiej pogawędce stwierdził, że ma dla mnie propozycję.
— Prezes wybiera się do Tokio. Ma ustaloną trasę, szuka tylko kierowcy.
Chciałem coś odpowiedzieć, ale zanim zdążyłem otworzyć usta odpowiedział:
— Prezes bardzo się ucieszył, gdy usłyszał, że to ty będziesz mu towarzyszył.
Nie wiedziałem, czy wybór mojej osoby był pomysłem Kierownika biura, czy też samego Prezesa. Nie miało to zresztą znaczenia. Prezesowi się nie odmawia."

Praca nie polega na myśleniu, tylko na wzmożonym wysiłku (str. 202):

"Na otwierającym rok zebraniu w tokijskim biurze koledzy wyrecytowali swoje postanowienia noworoczne. Nikt nie przedstawiał żadnych konkretów, a tylko obietnice "wzmożonego wysiłku", "intensywnych starań", i "pełnej aktywności". A gdy Sekretarka z poważną miną obiecała "z całych sił dać z siebie wszystko", z trudem powstrzymywałem śmiech."

Praca to powolne uczenie się - przez długie lata (str. 191-192):

"Przedsiębiorstwo K. oferowało dożywotnie zatrudnienie i perspektywę pięciodniowej wycieczki zagranicznej za dziewięć lat, czterodniowej, ale za to z żoną za lat czternaście i sześciodniowej w pacyficznym kurorcie po kolejnych dziesięciu latach. W zamian musiałem tylko wykazać lojalność, gotowość do poświęceń i pokorę, nawet jeśli byłaby ona jedynie pozorowana. Musiałem też uzbroić się w cierpliwość.
— Może za rok będziesz mógł powiedzieć, że coś tak naprawdę wiesz. Za pięć lat będziesz się już rzeczywiście trochę na naszym fachu znać. Za dziesięć zostaniesz samodzielnym pracownikiem, a za dwadzieścia prawdziwym specjalistą.
— Za dwadzieścia lat?
— Tak, nie ma się co spieszyć!"

No cóż. Ścieżka awansu "na Muchę" lub "na Misiewicza" nie jest w Japonii możliwa. Warto dodać, że zatrudniony w K. Piotr Milewski ... zwolnił się "zaledwie" po pięciu latach. A w książce więcej ciekawostek w tym takie oczywistości jak to, że:

  • nie wypada brać urlopu bez ważnej przyczyny, bo nie można sobie ot tak odpoczywać, jak koledzy pracują;
  • wniosek urlopowy (jak już jest składany z ważnej przyczyny) musi zostać zaakceptowany przez wielu menedżerów;
  • przełożony nie rozróżnia u pracownika czasu służbowego i prywatnego, można rzec, że pracownik zawsze "jest w pracy";
  • wszelka inicjatywa jest niemile widziana, a dobre pomysły niechybnie zostaną pochwalone publicznie (nie wypada inaczej) i ... odłożone na półkę.


Warto też dodać, że korzystająca z tej lojalności i braku elastyczności korporacja K. wpadła w poważne kłopoty w ramach "kryzysu 2008" i nie potrafiła sobie z nimi kompletnie poradzić. Zdecydował właśnie ten brak elastyczności, pod każdym względem: usztywnieniu cen, braku działań restrukturyzacyjnych poza oszczędzaniem papieru i żarówek, braku nawet pomysłu na to, co dalej. Organizacja grzecznie czekała na "odwrócenie trendów", bo przecież produkowała "wyroby najwyższej jakości". Docelowo część produkcyjną przejęła ... bardziej elastyczna korporacja.
Zobacz obraz źródłowy



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz