sobota, 10 listopada 2018

Bajzel w związkach sportowych

W mijającym roku solidarnie kompromitowały się trzy związki sportowe: kolarski, hokejowy oraz piłkarski.

Najbardziej spektakularna, aczkolwiek najmniej merytoryczna była afera w związku kolarskim. Jest ona też najtrudniejsza w ocenie. Ale wszystko na to wskazuje, że mieliśmy do czynienia z wykorzystywaniem przez trenera kolarek. A w tle związek jest na krawędzi bankructwa. Okazuje się, że między innymi nie potrafił uregulować 10 mln zł za tor kolarski w Pruszkowie. I nie wiadomo do końca, czy chodzi o seks, czy o pieniądze. To dwa motywatory niecnych postępowań nie tylko w związkach kolarskich. Ale, jak mówi znane wszystkim przysłowie, "jak nie wiadomo o co chodzi, to pewnie chodzi o pieniądze".
Miłość na rowerze miała miejsce też w kolarskim związku

Podobne tło ma afera w związku hokejowym. Tamże do pieca dolewają benzyny jeszcze będące na topie szczególne umiejętności menedżerskie. Podobnie jak w LO-cie, tak i tutaj menedżerowie odznaczają się nadzwyczajnymi umiejętnościami rozmowy z podwładnymi, tam pilotami i stewardesami, tutaj z hokeistami. Ostatnio prasa opisywała sytuację w której komunikat był mniej więcej taki, piszę z pamięci, więc z góry przepraszam za niedokładność:
"Co z tego, że wam obiecano, zapomnieliście to zabezpieczyć podpisanymi dokumentami, więc nic się wam nie należy".

Znam trochę środowisko hokeistów. To ludzie niebyt bogaci, traktujący swój zawód z pasją, a w wielu przypadkach jest to w zasadzie głównie pasja, bo i tak muszą zarabiać gdzieś indziej. Bo by nie utrzymali swoich rodzin. Ale to ludzie charakterni, coś na podobieństwo żużlowców. Taki - mało delikatny - jest też charakter tej dyscypliny. Do tego dochodzi fakt, że wychowanie hokeistów w Polsce opiera się raptem na kilku klubach, w tym na pęczki ich niegdyś produkowało Podhale Nowy Targ. Czyli - uważajcie - górale. Rozumiecie państwo: górale - ludzie zadziorni. Trochę udziału w produkcji hokeistów mają jeszcze takie kluby, jak Naprzód Janów, GKS Jastrzębie, GKS Tychy, Unia Oświęcim, czy Zagłębie Sosnowiec. Ale dominująca fabryka znajduje się w Nowym Targu.

A trzeba trafu, że nie poszło o miliony, tylko o kasę, którą przeciętny piłkarz Legii wydaje dziennie na taksówki: o 300 zł. Na tyle wycenił związek dzienną pracę reprezentanta polski w hokeju na lodzie.

No cóż. Niedawno przeczytałem, że pracownicy Lidla mają zarabiać od 2800 zł do 3550 zł brutto na początku zatrudnienia. Po roku pracy pracodawca gwarantuje wzrost płacy do poziomu – 2950 zł do 3750 zł brutto, a po dwóch latach stażu pracy od 3 150 zł do 4 050 zł brutto." Średnia ilość dni roboczych w listopadzie po uwzględnieniu "nowego święta" wynosi dokładnie 20. Oznacza to, że pracownik świeży Lidla może zarobić dziennie od 140 zł do 202 zł 50 gr. A reprezentant (czyli wybitny specjalista w swoim zawodzie) Polski w hokeju na lodzie ma problem z egzekucją 300 zł. To jakiś żart. Znów "jak nie wiadomo...".
Związek się dziwi, że hokeiści nie chcą grać za darmo


Zupełnie inny problem pojawił się z kolei w związku piłkarskim. Tam z kasą nie ma problemu. Jest za to problem z czym innym: stroną wizerunkową i sportową. Piłkarz Jagiellonii do kamer mówi, że sędziowanie w ich meczu z Legią było "jawnym ruch..", a losowanie Pucharu Polski w momencie, gdy pary się już wyłoniły, jest ... powtarzane. Szkoda, że nie poznaliśmy pierwotnie wylosowanych par. A może to bez znaczenia? Przypuszczam nawet, że cały bajzel był nieintencjonalny, ot, po prostu, taki tam burdel panuje.

I w tym klimacie, jakby nie siatkówka (pokłony!), lekkoatletyka (wielkie pokłony!) i skoki narciarskie, musielibyśmy uznać rok sportowy za wyjątkowo paskudny dla kraju. W dodatku z perspektywą negatywną.
Rzut karny dla Legii?





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz