poniedziałek, 12 listopada 2018

Jesień z rachunkowością. Co jest istotniejsze: wynik czy sytuacja majątkowa ukazana w bilansie?

Ciąg dalszy cyklu niżej.


Co jest istotniejsze: wynik czy sytuacja majątkowa ukazana w bilansie?



Standardowe sprawozdania finansowe spółek kapitałowych zawierają zawsze zarówno rachunek zysków i strat, jak i rachunek bilansu. Pojawia się pytanie, co jest ważniejsze:
a) zysk wypracowany w danym roku przez przedsiębiorstwo,
b) sytuacja majątkowa przedsiębiorstwa, czyli wartość aktywów i zobowiązań wykazana w rachunku bilansu?

Pewną podpowiedzią mógłby być fakt, że rachunek zysków i strat jest de facto rachunkiem podległym temu drugiemu lub — używając innego języka — będącym rozwinięciem jednej z jego pozycji, czyli wyniku netto w pasywach w kapitałach własnych. Po prostu wynik buduje kapitał, czyli jak już poznaliśmy z definicji, również wartość przedsiębiorstwa. W praktyce wynik jest jednak… efektem wyceny aktywów i zobowiązań. Cały proces biznesowy polega bowiem po prostu na stałej wymianie aktywów między przedsiębiorstwami, więc wymiana aktywów na więcej warte generuje zyski, a na mniej warte — straty.

Świat finansów nie znalazł jednak odpowiedzi na odpowiednią hierarchię a) i b). Ba, w praktyce jest tak, że w zależności od tego, gdzie prowadzisz biznes, otrzymasz inną odpowiedź. Europejskie spojrzenie chroni przede wszystkim wartość przedsiębiorstwa dla właścicieli, czyli wskazuje na bilans jako istotniejszy, z wszelkimi konsekwencjami. A te są takie, że często wynik za dany rok obrotowy jest niezrozumiały dla odbiorców (właścicieli, udziałowców, akcjonariuszy) wskutek dokonanych zmian w wycenie aktywów i zobowiązań.

Zupełnie inaczej na sprawę patrzą Amerykanie — tam obowiązuje tak zwany syndrom farmera. Otóż kwestia w tym, że przeciętny zjadacz steków i hamburgerów (w tym wspomniany farmer) jest zwykle… właścicielem największych amerykańskich przedsiębiorstw, takich jak Texaco, Ford, GM itp. W USA powszechnie zachęca się obywateli do uczestnictwa w grze giełdowej. Oczywiście są to zwykle właściciele mniejszościowi, drobni akcjonariusze, posiadacze pakietu z punktu widzenia firmy bez istotnego znaczenia. Ale są, a co więcej, mają prawo do informacji o tym, co się dzieje z ich inwestycją, czyli… przedsiębiorstwem. W odpowiedzi na zapotrzebowanie farmera (czyli akcjonariusza) taka spółka musi się z nim w jakiś sposób komunikować. Z nim oraz z milionami innych drobnych inwestorów, którzy byli tak naiwni (lub mądrzy), że kupili jej akcje. No i komunikuje się w sposób najlepszy z możliwych, publikując swoje sprawozdanie finansowe — dziś praktycznie na stronie internetowej. Zresztą nasze spółki notowane na krajowej giełdzie też tak robią. Taki farmer czyta to sprawozdanie finansowe (liczące wiele stron, w tym znaczną ilość wypełnioną finansowym żargonem i tabelami) i próbuje coś z niego zrozumieć. W rzeczywistości najczęściej szuka jednej pozycji. Rzecz jasna, chodzi tu o znalezienie w gąszczu tabel i liczb wyniku netto! Jeśli widzi tam zysk, i to odpowiednio wysoki, wówczas kiwa głową z zadowoleniem oraz poczuciem bezpieczeństwa i może spokojnie uruchamiać swojego pick-upa i rozpoczynać żniwa. Jeśli nie widzi zysku, lecz — używając żartobliwego języka — dostrzega zysk ujemny (czyli stratę), wówczas pewnie się zastanawia, czy nie zlecić swojemu maklerowi natychmiastowego pozbycia się tak niepewnych papierów. I cała reszta tej paplaniny niezrozumiałej dla normalnego zjadacza chleba interesuje go zdecydowanie mniej niż prognoza pogody na najbliższy weekend.

Twórcy standardów amerykańskich wyczuli tę sytuację. Poskutkowało to odpowiednią legislacją rachunkową, ukierunkowaną głównie na ochronę wyniku danego roku jako najistotniejszej informacji w sprawozdaniu. Jako ciekawostkę można podać, że amerykańskie firmy do wyceny zapasów powszechnie stosują metodę LIFO, argumentując to tym, że wykazuje ona wartości najmniej odległe czasowo od momentu zakupu. I farmer otrzymuje informację jak najbardziej bieżącą. Dla odmiany IFRS… zakazują stosowania metody LIFO, argumentując to możliwymi i występującymi w przeszłości nadużyciami, o czym powiemy sobie później. Jak już wcześniej wspomniano, polska ustawa o rachunkowości nie jest tak restrykcyjna dla metody. Widzimy tu jednak, że spojrzenie europejskie jest zupełnie inne od amerykańskiego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz